STEFAN TRUSZCZYŃSKI: Hołownia – husarz, rokoszanin, który szybko poległ

Czytajcie profesora Andrzeja Nowaka. Czytajcie Nowaka! Ja czytam. „Dzieje Polski” – tom V str. 306: Rok 1607 rokosz Zebrzydowskiego przeciwko królowi Zygmuntowi III.

Cytuję profesora:

Talenty militarne na miarę znakomitych wodzów rzymskiego antyku były akurat przy królu. Zygmunt III miał u swego boku litewskiego hetmana Jana Karola Chodkiewicza i koronnego – Zółkiewskiego, których uzupełniał również doświadczony żołnierz, generał ziem podolskich Jan Potocki.

Rokoszanie zebrali ponad 10 tysięcy wojska. Dowodzili nim Mikołaj Zebrzydowski, Janusz Radziwiłł i Jan Szczęsny Herburt. Mierzyli się nie tylko z lepiej wyszkolonym i dowodzonym, ale również liczniejszym przeciwnikiem. „Regaliści” mieli ponad 12 tysięcy ludzi w swych chorągwiach. Co prawda, nie bardzo rwali się do walki z rodakami, ale próby pertraktacji zawiodły. Oba wojska starły się na początku lipca pod Guzowem, nieopodal Radomia. Radziwiłł natarł z wielką energią na dowodzone przez Chodkiewicza prawe skrzydło wojsk królewskich przebijając się aż do husarii, która bezpośrednio chroniła króla. – Gdzie ten Szwed? – wołał husarz Radziwiłła, właśnie Jerzy Hołownia, gdy już dojeżdżał samego Zygmunta. Ten wykazał się stoickim spokojem i nie cofnął się nawet na krok. Śmiałek Hołownia zginął a cały atak rokoszan został zniweczony przez skuteczne uderzenie lewego skrzydła wojsk królewskich pod wodzą Żółkiewskiego. Przywódcy rokoszu uciekli w największym popłochu a na polu między Guzowem i Orońskiem zostało 200 ofiar. Jak na walne starcie armii liczących łącznie 20 tysięcy zbrojnych była to liczba bardzo niska (wystarczy porównać ilość zabitych Szwedów pod Kircholmem czy Kozaków pod Kumejkami). Świadczy ona o niechęci uczestników, a zwłaszcza zwycięzców, do bratobójczej walki.

Do rzezi nie doszło – czytamy dalej u prof. Andrzeja Nowaka. (Gorycz pozostawała). Na gorąco wylewał ją w swych wierszach Daniel Naborowski, nadworny poeta księcia Janusza, w kilku utworach poświęconych guzowskiej bitwie i poległych w niej towarzyszom (w tym wspomnianym husarzowi Hołowni). (…) Brat na brata, zapomniawszy cnoty, / Składali na się nie ułomne groty / Ociec przeciwko własnemu synowi / Stał jako przeciw nieprzyjacielowi; / Tam od synowca stryj padł między trupy (…) Lecz wrychle zdarzy Bóg niezwyciężony, / Że między trupy będzie policzony / Pan wiarołomny, którego doznały / Ojczymem dzieci (…)”.

Ta poetycka hiperbola – czyli jednak pewna przesada – zawarta w „Awizyjach domowych żałośnych po bitwie”, ostatnim swoim, gwałtownie antykrólewskim akcentem zapowiadała, że część rokoszan z panowaniem Zygmunta nigdy się nie pogodzi. O kontynuacji bezsensownej walki zbrojnej już jednak mowy nie było.

Chodkiewicz chciał co prawda rozbić do końca resztki rokoszan, ale król i hetman Żółkiewski parli raczej do jak najszybszego uspokojenia i zgody. Larum grają – Chodkiewicz, Żółkiewski wstawajcie Panowie. Już pora. Rycerzu z Giewontu – dość wylegiwania się. Kaszubi, rybacy przecież na burtach łodzi macie tabliczki „Bóg z nami”. Siadajcie do kutrów. Górnicy, przestańcie się kłócić. Niech powstanie w końcu jeden związek tych ludzi ciężkiej, czarnej pracy. Hutnicy, niech wielkie piece przestaną być indyjskie a znowu niech będą polskie.

Ministrowie, chyba nie chcecie być dokarmiani nosem, torturowani? „Nasi” wielcy „przyjaciele” Niemcy i Rosjanie, jeszcze poczekajcie, jeszcze się nie spieszcie.

Charakteropatyczny zespół pourazowy pana Donalda się rozwija. Jeszcze nie odreagował poprzedniej klęski wyborczej. Gdy zamknięty zostanie ostatni Obajtek będzie można opuścić „ten kraj”. Przecież„tego kraju” się nie lubi, bo to siermiężne i bogoojczyźniane. To widzieliśmy z przemówienia pod gdańskim żurawiem przy Motławie.

Teoria wojowania przewiduje czas obrony, ale po przetrwaniu jest czas ataku. Nazywać to można nawet obroną konieczną, a jej klasyfikowanie prawne jest łagodniejsze.