Wracając z Izmiru ze zjazdu Europejskiej Federacji Dziennikarskiej (European Federation of Journalists – EFJ), zapadłem w samolocie w głęboki sen. Kiedy się obudziłem zdałem sobie sprawę, że następny kongres EFJ może się już nie odbyć, bo europejskiemu dziennikarstwu grozi bagno poprawności politycznej. Obym się mylił, ale po pandemii, wobec inwazji rosyjskiej na Ukrainę i pogłębiającego się kryzysu ekonomicznego spowodowanego przez Moskwę, największym zagrożeniem społecznym jest paraliż rzetelnego dziennikarstwa przez propagandę Kremla i zachodnich przyjaciół Putina. A to realne zagrożenie.
EFJ skupia 73 organizacje i związki zawodowe dziennikarzy z 45 krajów. To, jak podaje Federacja, ponad 320 tys. dziennikarzy ze Starego Kontynentu oraz Turcji, która była gospodarzem tegorocznego zjazdu. Do Izmiru dotarło ponad 50 delegatów i mniej więcej także 50 obserwatorów. Byli też reprezentanci biura EFJ z Brukseli i Międzynarodowej Federacji Dziennikarskiej (International Federation of Journalists – IFJ) oraz liczne grono tureckich dziennikarzy a także organizatorzy zjazdu z Izmiru.
Tyle statystyki, czas teraz wytłumaczyć, dlaczego dziennikarzom podczas takich kongresów i nie tylko, w takich federacjach jak EFJ – wybaczcie pospolite określenie – odbija palma. Palma politycznej poprawności.
EFJ, SDP i prawa wyborcze
Z Polski było na kongresie dwóch delegatów: piszący te słowa z największej polskiej organizacji branżowej, czyli Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich liczącej wg. danych EFJ 2,8 tys. osób oraz będący jeszcze kilka lat temu prominentnym działaczem SDP Krzysztof Bobiński reprezentujący Towarzystwo Dziennikarskie powstałe na fali krytyki zmian w mediach publicznych po 2015 roku i liczące wg. danych EFJ 100 osób. W trakcie zjazdu dotarło upoważnienie dla Krzysztofa Bobińskiego do głosowania w imieniu Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej będącego spadkobiercą utworzonego w stanie wojennym Stowarzyszenia Dziennikarzy PRL. SDRP wg. dokumentów EFJ liczy 350 osób.
Polskie organizacje dziennikarskie dostały w sumie 5 mandatów uprawniających do głosowania, m.in. w wyborach nowych władz. Skomplikowany system elekcji wymusza jednak podział przyznanych głosów pomiędzy trzy reprezentowane na zjeździe polskie grupy.
Za mało, za dużo
W statucie napisane jest, że 2 mandaty dostaje organizacja członkowska EFJ, która liczy ponad 600 osób. Dolnej granicy przyznania jednego głosu zatem nie określono i to była szansa dla małych stowarzyszeń dziennikarskich. Skorzystały z niej dwie polskie organizacje, bo, mimo że razem mają ok. 450 członków, to – ich zdaniem – powinny dostać po jednym mandacie. Tyle tylko, że SDP mając 2,8 tys. członków powinno dostać 4 mandaty, bo tyle przysługuje organizacjom zrzeszonym w EFJ mającym w swoich szeregach ponad 2,4 tys. osób.
Dla porównania: Albanii, której jedyny reprezentant na zjeździe – stowarzyszenie dziennikarskie APJA liczy 220 członków, przyznano 2 głosy a, także jedynemu krajowemu przedstawicielowi, belgijskiej unii dziennikarskiej AGJPB mającej ponad 3,1 tys. członków przysługiwało 5 mandatów. Dysproporcja? Moim zdaniem, to wykrzywienie zasad demokratycznych procedur nacechowane wspieraniem tzw. słabszych, którzy czasem po prostu nie muszą się starać. Ale sprawiedliwość niewiele ma wspólnego z polityką, a przecież nawet dziennikarze z przedpotopowej definicji „apolityczni”, co we współczesnym świecie jest bzdurą, jakąś „politykę” muszą prowadzić w swoich organizacjach, na przykład choćby nawet chłodne, ale kontakty z władzami.
Wspólnie albo wcale?
Prawda zaś jest taka, że Polsce i wielu innym delegacjom krajowym przyznano za mało mandatów, a niektórym dano ich za dużo. To już wina luk prawnych w regulaminie i ustępujących władz. W sumie wielu delegatów szło na kompromis, bo połową karty mandatu głosować nie można. Organizacjom z Polski usiłowały pomóc ustępujące władze EFJ próbując orzekać, ile mandatów może dostać każdy z trzech krajowych członków – padła propozycja, że 4 dla SDP i 1 dla TD, inny przedstawiciel EPJ był za 6 mandatami dla naszego kraju powołując się na arytmetyczną logikę… Na uwagę, że Polsce przysługuje tylko 5 głosów, nic już nie powiedział.
Obrady się przeciągały a turecki upał na zewnątrz przekroczył 35 stopni Celsjusza. Plus wilgotność. Aby nie wracać z udarem słonecznym ustaliliśmy wspólnie z roboczym i nieformalnym międzynarodowym gremium „rozjemczo-negocjacyjnym”, że polskie głosy podzielimy następująco: SDP – 3, TD -1, SDRP -1. Na podobne kompromisy poszły inne krajowe organizacje. Ale nie jest to zadowalające rozwiązanie. W przyszłym statucie EFJ trzeba precyzyjnie zapisać zasady głosowania, aby to takich nonsensów nie dopuścić, bo kompromis jest może szlachetny, ale to jednak tylko kompromis.
Izmirska gorączka politycznej poprawności narastała, bo ustępujące władze EFJ, aby nie łamać politycznej poprawności, postanowiły, że głosować się będzie krajami, czyli karty do głosowania, jeśli w danym państwie jest więcej niż jedna organizacja, dostawały na przykład dwa czy trzy stowarzyszenia i przy stoliku komisji wyborczej je dzieliły a dopiero potem reprezentanci szli głosować i wrzucać karty do urny. Jeden bez drugiego nie mógł się ruszyć, chociaż ich mandaty przypisane były do różnych grup dziennikarzy. Obłęd? Nie, polityka europejskiej „równości” i poprawności wzorowana głównie na unijnych zasadach wypracowanych przez lata w Brukseli.
Chorwacka siła i zachodni opór
Delegaci zdecydowali, że następcą przewodniczącego EFJ, którym przez 9 lat był Duńczyk Mogens Blicher Bjerregård, przez najbliższe trzy lata będzie dziennikarka z chorwackiej telewizji publicznej HRT Maja Sever reprezentująca swoją krajową unię medialną (TUCJ). W Izmirze wybrano także zastępcę szefowej federacji. Został nim turecki dziennikarz Mustafa Kuleli (TGS).
Wydawałoby się, że EFJ stawia na nowe części Europy i Turcję, ale skład siedmioosobowego Komitetu Sterującego (Wykonawczego) Europejskiej Federacji Dziennikarskiej zdaje się temu przeczyć. Chorwatce i Turkowi we władzach największej organizacji dziennikarskiej na Starym Kontynencie towarzyszyć będą głównie przedstawiciele zachodnich stowarzyszeń medialnych: Andrea Roth (DJV) z Niemiec, Anna Del Freo (FNSI) z Włoch, Marta Barcenilla (CCOO) z Hiszpanii, Pablo Aiquel (SNJ-CGT) z Francji, Allan Boye Thulstrup (DJ) z Danii, Martine Simonis (AJP) z Belgii oraz reprezentujący Wielką Brytanię Tim Dawson (NUJ). I to ta siódemka stanowi większość.
Wybór tak ogromnej reprezentacji Zachodu do władz EFJ i faktyczna dominacja we władzach federacji mogą po prostu oznaczać – znowu to napiszę: oby nie – utrzymanie starego kursu, czyli de facto lawirowanie pomiędzy Unią Europejską a stowarzyszeniami z państw Europy Środkowej, Wschodniej i Południowej, które dopiero od kilkunastu lat są w stanie wybierać swoje delegacje na zjazdy i kongresy.
Z kronikarskiego obowiązku – nie wybrano m.in. kandydatów z Polski i Ukrainy, choć przedstawicielowi naszych wschodnich sąsiadów Sergiejowi Tomilenko (NUJU) zabrakło tylko kilku głosów, aby być we władzach. Teraz jest pierwszym „rezerwowym”, który w przypadku rezygnacji kogoś z siódemki może wejść w skład Komitetu Sterującego.
Niestety, można spodziewać się, że w obecnych władzach EFJ będzie dominowała narracja podobna do tej w większości instytucji UE, gdzie uważa się, iż od ostatnich wydarzeń na wschodzie kontynentu, od barbarzyńskiej napaści rosyjskich morderców i złodziei na Ukrainę ważniejsze są takie „problemy” jak: kodyfikowanie praw osób LGBT, manipulacyjnie przekazywane „łamanie praworządności” na Węgrzech, w Polsce i innych krajach wschodniej Europy, czy lokalne kłopoty medialne niektórych państw. Marginalizuje się natomiast – wskazywane na izmirskim kongresie EFJ – przypadki autentycznej cenzury i łamania wolności słowa m.in. we Francji Niemczech, Holandii, w krajach skandynawskich, Wielkiej Brytanii oraz na Bałkanach a nawet w Szwajcarii.
Czy za trzy lata, po kadencji tych władz, Europejska Federacja Dziennikarska będzie tak bliska mediom Starego Kontynentu jak Turcja, ogromna jak Chorwacja, empatyczna dla wszystkich narodów jak Niemcy i Francja, wyrozumiała jak Włochy i Hiszpania i skromna jak Wielka Brytania, Belgia i Dania razem wzięte? Tego nie wiem, zatem ośmieliłem się nieco ironicznie o to zapytać.
A może w 2025 roku, na kolejnym zjeździe wyborczym – tu już bez ironii – EFJ będzie tak dalekowzroczna jak teraz m.in. dwie delegacje ukraińskie (IMTUU, NUJU) oraz reprezentanci Litwy (LJU) i Polski (SDP)? Tego też nie wiem, ale warto próbować.
Co do tytułowych porównań. Palmy dobrze rosną w Turcji, gorzej przyjmują się w chłodniejszym klimacie. Może więc na kolejnym kongresie EFJ zamiast palm pierwszeństwa poprawności politycznej wyrosną drzewa mające siłę i dumę palm, ale także wytrzymałość dębów i sosen? W innym przypadku federacja skończy jak widoczne do dziś szczątki antycznej Agory w Smyrnie – Izmirze. Piękne, ale niezbyt funkcjonalne.