Rozbawił mnie raport organizacji „Reporterzy bez Granic” mówiący o pogorszeniu się stanu wolności mediów w Polsce. Szczególnie w punkcie, który wymienia „Gazetę Wyborczą” jako medium wyjątkowo represjonowane. Bo na przestrzeni lat pamiętam szereg procesów, jakie w związku z wolnością słowa wytaczała… „Gazeta Wyborcza”.
Moje rozbawienie wynika jednak przede wszystkim z autopsji. Z wielu przypadków, jakie miałem z rzeczoną gazetą, opiszę jeden – moim zdaniem najbardziej smaczny.
Rzecz miała miejsce w 2013 roku. Wówczas organ Adama Michnika przytoczył mój apel opublikowany w „Super Expressie” do prezydenta RP (a był nim Bronisław Komorowski) o objęcie patronatem pogrzebu żołnierzy niezłomnych, ekshumowanych i identyfikowanych przez IPN na „Łączce” Powązek Wojskowych. Apelowałem, by było to wielkie patriotyczne święto, z mszą w katedrze, uroczystościami na Placu Piłsudskiego i przemarszem konduktu żałobnego przez miasto na cmentarz.
Już nie wspomnę, że „Wyborcza” przytoczyła mój apel na stronach stołecznych, uznając najwyraźniej za sprawę lokalną. A ona była ogólnopolska, tak jak ogólnopolscy byli nasi bohaterowie walczący z komuną. Problem był jednak poważniejszy.
Dziennikarz „GW” napisał: „Apel poparły prawicowe portale. Rozpoczęły zbiórkę podpisów. Prezydencki doradca prof. Tomasz Nałęcz odpowiedział, że pogrzeb odbędzie się w przyszłym roku według scenariusza, który planuje Bronisław Komorowski: z ceremoniałem wojskowym”. Była to tylko część prawdy, bo prof. Nałęcz przede wszystkim poparł mój apel opublikowany w „Super Expressie”.
I teraz będzie najlepsze. Przeczytałem w „Wyborczej”, że „według rzecznika IPN Andrzeja Arseniuka mówienie dziś o pogrzebach jest przedwczesne. Akcję uważa za niepotrzebną”. Rozmawiałem potem z rzecznikiem Arseniukiem, który nie krył oburzenia: „Z dziennikarzem <<GW>> nie rozmawiałem o pana apelu, nie mogłem więc powiedzieć, że akcję uważam za niepotrzebną” – zapewniał mnie i dodawał: „Nigdy nie było moją intencją dezawuowanie akcji, której gorąco kibicuję. Przepraszam za to całe zamieszanie”. Rzecznik IPN dodawał, że „Wyborcza” obiecała opublikować jego wyjaśnienie. Tak się jednak nie stało.
Żeby kontestować pogrzeb na „Łączce” (czy dlatego, że w tamtejszych dołach śmierci znalazły się ofiary zbrodniczego sędziego Stefana Michnika?) „Wyborcza” wykorzystywała jeszcze inne słowa rzecznika IPN, że „rodziny jeszcze takich decyzji nie podjęły”. Musiały być znowu „zmodyfikowane”, bo przełożony Andrzeja Arseniuka, prezes IPN dr Łukasz Kamiński mówił zupełnie co innego: „Z naszych kontaktów z rodzinami wynika, że większość z nich przychyla się jednak do wspólnego pogrzebu”.
I jeszcze w skrócie, moje wcześniejsze doświadczenie z „Gazetą Wyborczą”. Kiedy w 1999 roku pracowałem w „Życiu Warszawy” i omawiałem zasadność ekstradycji Heleny Wolińskiej-Brus z Wielkiej Brytanii do Polski, Marek Beylin z „GW” nazwał to wstrętną pomarcową propagandą. Odpisałem, że chyba cofnął się do 1956 r., bo wtedy krwawa prokurator dostała ciężkie zarzuty od ekipy Gomułki, tyle że za swoje zbrodnie (podobnie jak inni zbrodniczy towarzysze) nigdy nie odpowiedziała.
Tak, tak. To ten sam Marek Beylin, który teraz napisał, że „udział w łże-wyborach grozi śmiercią” i że przestrzeganie konstytucyjnego – majowego terminu prezydenckiej elekcji to „zamach stanu”.
I tacy dziennikarze i ich gazety są, jak można domniemywać, informatorami „Reporterów Bez Granic” walnie przyczyniając się do powstawania „wolnościowych” raportów. Przepraszam – sygnalistami – bo tak to się chyba dziś nazywa.
Tadeusz Płużański