JAN TESPISKI: Uwaga, dzieci na widowni! (9)

Fot.: Archiwum HB

Choć wszystkie teatry zarzekają się, że nie grają „bajek”, czyli spektakli dla dzieci, to jednak bez takich przedstawień, bez dziecięcej widowni nie miałyby wystarczających wpływów z teatralnej kasy.

Gdzieś tak do 1960 roku, a może trochę dłużej istniały teatry Młodego Widza, których cały repertuar nastawiony był na dzieci i nastolatków. Te teatry w założeniu miały, jako kopia „radzieckich osiągnięć”, wychowywać młodzież w duchu idei socjalizmu. W praktyce jednak stały się teatrami dla młodej widowni, z odpowiednim dla wieku repertuarem. Jednym z takich teatrów był krakowski Teatr Młodego Widza. Grał w nim nawet – jako nastolatek – Roman Polański.

Opowiadał mi pewien aktor, wtedy młody człowiek, że miał przyjemność – w latach siedemdziesiątych – dzielić garderobę w Teatrze Bagatela w Krakowie, z Ferdynandem Solowskim. Solowski to bardzo interesująca postać. Miał swoją wielką pasję, trochę tylko związaną z teatrem, były nią szopki krakowskie. Obok teatru były całym jego światem. Najpierw sam tworzył szopki, potem zaczął je zbierać, a w końcu stał się największym ich kolekcjonerem. Ferdynand Solowski wspaniale opowiadał, bez cienia uśmiechu sączył opowieści o swoich teatralnych przygodach.

Ale Solowski nie był gadułą. Po prostu od czasu do czasu raczył młodszego kolegę wspomnieniami. Poniżej zamieszczam trzy anegdoty krakowskiego aktora Ferdynanda Solowskiego. Są wielce dwuznaczne w swym przesłaniu i w puencie nie wiadomo było – śmiać się czy płakać.

Podkóweczki

Grałem kiedyś złego czarodzieja – opowiadał Solowski. Scenograf z reżyserem wymyślili, że w drugim akcie tańczę. Proszę bardzo, czyli mówi się trudno. Jednak nie miał to być normalny taniec. W tańcu miałem krzesać iskry. W tym celu zrobiono mi specjalne buty, których podeszwy były z metalowej szczotki. Na scenie natomiast, w odpowiednim miejscu, ułożono grubą blachę. Blacha była podpięta do plusa prądu 24 volt, natomiast moje buty, czyli ja cały, byłem podpięty do minusa. W ciemności prawie zupełnej tańczyłem, istotnie krzesząc snopy iskier. Robiło to rzeczywiście wrażenie na dzieciach. Tak było do ósmego przedstawienia. Na dziewiątym przedstawieniu, jakiś nowy teatralny elektryk podpiął stalową płytę do normalnego prądu.

Spędziłem prawie trzy tygodnie w szpitalu. Teatr, panie kolego – kończył Ferdynand Solowski – teatr wymaga poświęceń.

Piorunowładny

Miałem też i taką przygodę z efektami – opowiadał Ferdynand Solowski. – W jakiejś bajce grałem dobrego czarodzieja. Ci czarodzieje jakoś tak w ogóle do mnie przylgnęli…  Tym razem wymyślono, że będę miotał pioruny. Dano mi małe petardy do rąk, uprzednio jednak – mając już doświadczenia z krzesaniem iskier – zakładałem skórzane rękawiczki. No i ciskałem tymi petardkami o podłogę sceny. Bardzo ładnie wybuchały. Krótko mówiąc efekt był. Na jakimś jednak – chyba trzydziestym przedstawieniu – petardki wybuchły mi w dłoni.

Dwa tygodnie zwolnienia. O, widzi pan – Solowski pokazał młodemu aktorowi prawą dłoń – kciuk i wskazujący były mocno poszarpane, zszyli, oczywiście, ale pamiątka została.

Co zrobić z niegrzecznym Tadziem?

Gdyby pan kiedyś, nie życzę tego, ale wszystko może się zdarzyć – mówił za trzecim razem Solowski – miał kiedyś grać w bajce, to pod żadnym pozorem, za żadną gażę, niech pan nie zgadza się – jak to mówią – nawiązywać nici porozumienia z widownią. To znaczy niech pan niczego wprost do dzieci nie mówi, nich pan o nic widowni nie pyta…

Grałem w spektaklu o niegrzecznym Tadeuszku, który psocił, rozrabiał jak pijany zając. W sumie sympatyczna postać. Ale bajka miała mieć wymiar dydaktyczny, zatem w finale, gdy wszystkie jego sprawki wychodziły na jaw, łapię tego urwisa za kołnierz, podprowadzam do proscenium i mówię do widowni: „I co mam teraz zrobić z tym niegrzecznym Tadziem?”

Na co wstaje jakiś sześciolatek i sepleniąc mówi: „Zakopać gnoja do doła i ojscać.”

Gdzie schował się Alibaba?

Graliśmy też bajkę o Alibabie i 40 rozbójnikach. W pewnym momencie jakże pozytywny Alibaba ucieka rozbójnikom i chowa się w koronie drzewa. I przykazuje widowni, żeby go nie wydała.

Grałem herszta zbójów. Podchodzę do proscenium i mówię, że jeżeli ktoś powie mi, gdzie ukrył się Alibaba, to dam mu czekoladkę. I jak pan uważa? Dzieci wspierały Alibabę? A skąd… Na każdym przedstawieniu znalazła się przynajmniej jedna kanalia, która pokazywała, gdzie Alibaba się schronił.

Mówią, że teatr wychowuje…