Rząd Donalda Tuska jeszcze nie powstał, właściwie nie wiadomo kiedy powstanie, ale w zakresie autokompromitacji odniósł już pierwsze sukcesy.
Takim chyba najbardziej jaskrawym przypadkiem jest tzw. „Dziura Leszczyny”, którą pani polonistka, typowana obecnie na ministra finansów w teoretycznym rządzie Donalda Tuska, dostrzegła wbrew samym unijnym danym, nagle tuż po wyborach, choć jej wiedza na temat finansów publicznych od czasów kampanii wyborczej nawet nie miała okazji się poszerzyć. Za to, co za zbieg okoliczności, dostrzegła akurat wtedy, kiedy była potrzebna jako pretekst do wycofywania się z obietnic wyborczych przez szefa Platformy.
„Dzień po wyborach”
Innym, choć może jeszcze nie tak konkretnym przykładem, jest usiłowanie realizacji obietnicy Tuska o tym, że „dzień po wyborach pojedzie i odblokuje pieniądze z KPO”. Mija 18 dni od wyborów, a o odblokowaniu blokady nie słyszałem (oddzielną kwestią jest to czy my tych pieniędzy przeznaczonych na zakup niemieckich wiatraczków, w ogóle potrzebujemy).
Oczywiście pamiętam, że podczas wizyty w Brukseli kilka dni temu, Tusk mówił o tym, że „pierwsze wypłaty są możliwe jeszcze w grudniu” i, że „nie będzie potrzebne zakończenie procesu legislacyjnego”.
Dwie możliwości
Możliwości są dwie. Albo Tusk nie kłamie i tym samym potwierdza, że dotychczasowa blokada środków z KPO, które biorąc pod uwagę, że już je spłacamy, należą nam się jak psu buda, nie miała nic wspólnego z żadną „praworządnością” i żadnymi zmianami legislacyjnymi i była jedynie ceną za jaką „praworządna” i „demokratyczna” Bruksela kupiła sobie nowy rząd w Polsce.
Albo Tusk kłamie, bo zauważcie, że Ursula von der Leyen nie pisnęła na ten temat ani słowa i jedyne co na dziś mamy to słowa szefa Platformy. Pierwsza możliwość stawia nową, teoretyczną większość parlamentarną w świetle brukselsko-berlińskiego klienta, który teraz będzie musiał spłacić dług rezygnacją z realizacji interesów Polski i Polaków. Z kolei druga możliwość stawia ją w świetle, w którym mamy ją okazję oglądać od lat i to z bardzo niekorzystnej strony.
Kość Tuska
Tym bardziej, że najwyraźniej brukselska kasa jest pusta i być może „praworządnościowy” szantaż wobec rządu PiS był tylko wygodnym pretekstem ukrywającym w rzeczywistości fakt, że tych pieniędzy po prostu nie ma. O pustej kasie Brukseli mówiła ostatnio szefowa Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola, Szwecja zaproponowała nawet plan cięć. W dodatku Niemcy, z zazdrością obserwując szybki i mocno kontrastujący z niemiecką mizerią, polski rozwój gospodarczy, są wybitnie „niezainteresowani” tym, żeby Polsce cokolwiek „dawać”.
Jednak najbardziej prawdopodobnym scenariuszem wydaje mi się, że Tusk dostanie jakąś swoją symboliczną kość, żeby niemieckie media dla Polaków mogły go pochwalić i odtrąbić, że „odblokował”, ale że będzie to kość na tyle symboliczna, że w istocie gospodarczo dla Polski bez większego znaczenia.