Likwidacja kontra repolonizacja – z punktu widzenia ZBIGNIEWA BRZEZIŃSKIEGO

Czy repolonizacja to tylko element bieżącej gry politycznej? Jak przedstawia się bilans potencjalnych zysków i strat? Czy regulacje prawne to jedyna droga do dekoncentracji i zachowania pluralizmu?

 

Kampania wyborcza i po kampanii

 

W czasie tegorocznej kampanii wyborczej kandydat na prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Rafał Trzaskowski zapowiedział po wygranej podjęcie działań na rzecz reformy telewizji publicznej, która miałaby polegać na likwidacji TVP INFO, „Wiadomości” i publicystyki politycznej. Trudno ocenić, co reprezentant Koalicji Obywatelskiej chciał w ten sposób osiągnąć. Jeśli była to próba wpłynięcia na politykę redakcyjną drogą zastraszenia, to nie przyniosła pożądanych rezultatów. Z obserwacji dyskusji w mediach zdawać by się mogło, że w odpowiedzi sztab Andrzeja Dudy wyciągnął kartę z repolonizacją, ale w wypowiedziach urzędującego prezydenta tego wątku nie znajdziemy. Zdaje się przy tym, że tematem najbardziej zainteresowana była (i jest) „Gazeta Wyborcza”[1], należąca do polskiej Spółki Akcyjnej Agora, wąskie grono polityków Zjednoczonej Prawicy i jeszcze węższe specjalistów z zakresu rynku medialnego.

 

Dyskusja, której nie ma

 

Debata na temat mediów w Polsce znacznie przycichła. Nie ma już w niej ognia z pierwszej dekady XXI wieku, gdy działo się dużo rzeczy, które elektryzowały opinię publiczną: Afera Rywina, projekt ustawy medialnej przygotowany przez niezależne środowiska twórcze, veta prezydenta Lecha Kaczyńskiego do ustaw medialnych przygotowywanych przez środowisko Iwony Śledzińskiej-Katarsińskiej z PO. Obecnie obserwujemy zniechęcenie tematem, a sami politycy odłożyli zajmowanie się nim na bok. W efekcie tego wciąż mamy archaiczne prawo Prasowe z 1984 roku i zmurszałą ustawę o radiofonii i telewizji z 1992. Żaden z tych dokumentów nie odpowiada ani współczesnym wymogom, ani realiom. Do tego w Kodeksie Karnym wciąż widnieje art. 212 grożący dziennikarzom karą wiezienia za zniesławienie. W tym wypadku, jak się okazało w 2008 roku, nie ma sił politycznych, które byłyby zainteresowane jego zniesieniem. Projekt PiS w tej sprawie został odrzucony głosami PO, PSL i Lewicy. Zjednoczona Prawica po wygraniu wyborów w 2015 i 2019 roku już do tego tematu na polu legislacyjnym nie wróciła[2].

 

W debacie parlamentarnej nie istnieje też temat repolonizacji mediów, czy też zmian na polu dotyczącym ich koncentracji. Nie ma żadnego projektu, nie ma dyskusji. Ostatnia wypowiedź posła Roberta Kwiatkowskiego z 23 lipca br. (15 posiedzenie Sejmu RP) zawiera stwierdzenie: „zdaje się, za chwilę czeka nas batalia o tzw. repolonizację mediów”. I kto wie, czy słowa „zdaje się”, nie są kluczem do zrozumienia całej sytuacji. Ze względu na brak, chociażby podwalin pod projekt ustawy niespecjalnie jest dziś o czym rozmawiać. Tym bardziej że wątek ten – znów w mediach, a nie w parlamencie – pojawiał się w poprzedniej kadencji rządu Zjednoczonej Prawicy i nie zaowocował żadną konkretną propozycją. Andrzej Arendarski na łamach „Rzeczypospolitej pisał w 2017 toku: „Ciężko ustosunkować się do rządowego projektu skoro nie wiemy, na czym konkretnie miałaby polegać. Czy byłby to wykup mediów od zagranicznych właścicieli przez prywatnych przedsiębiorców? A może przez państwowe spółki, co automatycznie uruchomiłoby sprzeciw Komisji Europejskiej. Jeśli Skarb Państwa posiadałby większością prasy w Polsce, kłóciłoby się to z prawem europejskim i zasadą swobodnego przepływu usług, ludzi i kapitału oraz budziłoby wątpliwości co do zachowania wolności słowa w debacie publicznej”. Łukasz Wilkowicz na łamach Forsal.PL zwrócił uwagę, że najwięcej udziału w polskich mediach patrząc przez pryzmat kapitału zagranicznego, mają Amerykanie, za nimi plasują się Francuzi i dopiero potem Niemcy, których koncert Axel Springer budzi w debacie medialnej najwięcej emocji[3].

 

„Podstawowe problemy radiofonii i telewizji”

 

W dorocznym dokumencie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zatytułowanym: „Podstawowe problemy radiofonii i telewizji w Polsce w 2019 roku” (maj 2020) słowo „repolonizacja” nie pada. We wstępie podpisanym przez przewodniczącego KRRiT Witolda Kołodziejskiego znajdziemy za to słowo „koncentracja”. Pojawiło się ono w następującym kontekście: „W Polsce nie istnieje system ochrony rynku audiowizualnego przed nadmierną koncentracją, mimo iż jest to powszechne w większości krajów europejskich”. Co oznacza, że dotyczy w takim samym stopniu wydawców polskich, jak i zagranicznych. W samej treści dokumentu termin ten pada jeszcze tylko raz: „wysokie koszty produkcji telewizyjnej oraz wysokie koszty wejścia na rynek w połączeniu z faktem, że sektor znajduje się w fazie dojrzałej (utrwalona pozycja i znaczące zasoby czołowych firm) skutkuje silną koncentracją[4].

 

Rodzą się pytania o potencjalne zyski, o sens takich działań i znalezienie podstaw prawnych. O tych zagadnieniach rozmawiamy z politologiem i cenionym komentatorem polityki europejskiej Bartłomiejem Zapałą.

 

Czy wierzy pan w zapowiadaną m.in. przez Jarosława Kaczyńskiego[5] repolonizację mediów?

 

– Nie, zwłaszcza po poprzedniej kadencji, w której wbrew deklaracjom nie powstał żaden projekt regulacji prawnych w tym zakresie. Takie działanie wywołałoby zbyt wiele konfliktów międzynarodowych. Nie tylko zresztą w obrębie Unii Europejskiej. Administracja amerykańska już pokazała, że sobie takich działań nie życzy. Wystarczy wspomnieć wystąpienie Ambasador Gorgette Mosbacher w obronie TVN, należącej do korporacji medialnej Scripps Networks Interactive z USA – mówi dr Zapała.

 

Czy to też wywołałoby konflikt na linii rząd polski – Komisja Europejska?

 

– Nie wyobrażam sobie, żeby taka legalizacja była zgodna z prawem unijnym. Bo jak zapisać na przykład, że na rynku nie mogą być aktywne firmy z Francji czy Niemiec? To wzbudzi oczywisty sprzeciw w świecie wolnego rynku i wspólnoty europejskiej. Jak to zresztą ująć? Na przykład, że właścicielami mogą być podmioty zarejestrowane na terenie Rzeczypospolitej? Przecież mogą takie założyć i cudzoziemcy. Jak więc mielibyśmy to sprawdzać? Po strukturze właścicielskiej, paszportach? Do tego polscy przedsiębiorcy o dużych portfelach nie garną się do rynku mediów.

 

Dlaczego?

 

– W części dla świętego spokoju. Nie chcą być postrzegani jako strona sporu politycznego, co może przynosić realne straty finansowe, jeśli nie za jednej władzy to za innej. Czasy, kiedy w tworzenie mediów inwestowali Witold Zaraska czy Michał Sołowow bardzo dawno odeszły. Obecnie warto zwrócić uwagę na przykład na to, że Polsat zdecydował się na pokazanie debaty prezydenckiej z Końskich z udziałem Andrzeja Dudy, a nie konferencji Rafała Trzaskowskiego. Stacja ewidentnie unikała konfliktu. Trudno też sobie wyobrazić, że ktoś zdecyduje się dziś w Polsce w trakcie pandemii i po związanym z nim lockdown’em zainwestować gigantyczne środki w ewentualne wykupienie mediów. Koszt tej operacji jest na tyle ogromny, a rola mediów na tyle słabnąca, że nie ma ona z ekonomicznego punktu widzenia żadnego uzasadnienia. Zresztą, kto ma zainwestować? Znowu PKN Orlen? Też ponosił straty w związku z obecną sytuacją. To nie jest worek bez dna, a na pójście wariantem węgierskim jesteśmy zbyt dużym rynkiem.

 

No tak, wpisy prezydenta USA Donalda Trumpa były blokowane przez Facebook’a i Twitter’a i wspominał o tym cały świat, mimo że nie są to tradycyjne media…

 

– …a internetowe Radio Nowy Świat nie musiało występować o koncesję.

 

Właśnie! Właścicielami wspomnianego radia, które powstało w kontrze do Radiowej Trójki, są Polacy, podobnie jak silnie zaangażowanej politycznie „Gazety Wyborczej”, a Twitter’a i Facebook’a, które nieraz już popadły w konflikt Trumpem, Amerykanie. Może więc problemy rynku mediów i social mediów wcale nie leżą po stronie kapitału?

 

– Zastanawiając się nad niesprecyzowanym zamysłem repolonizacji, stawiam sobie pytania: co jest ewentualnie do wzięcia, przez kogo i jaki ma być zysk? Wyobraźmy sobie na przykład, że polscy inwestorzy przychylni rządowi, czego oczywiście w żaden sposób nie da się zapisać, więc równie dobrze mogą wygrać radykalnie nieprzychylni, przejmują „Newsweek”. I co dalej? Kto to czyta? Ludzie nie kupią tygodnika, nie wiedząc, co jest w środku. Dalej: skąd wziąć kadry, do obsadzenia redakcji? Przywołując raz jeszcze Radio Nowy Świat, łatwo można przewidzieć, że dziennikarze przeniosą się do Internetu, lub założą nowy tytuł, albo skupią się na aktywności w mediach społecznościowych. W dobie powszechnego dostępu do sieci monopol państwa w tym obszarze po prostu nie ma szans zaistnieć w demokratycznym kraju. Pozycja mediów tradycyjnych stale słabnie, wydaje się więc, że nie ma sensu inwestować środków (zwłaszcza publicznych) w rozwiązania, które nie mają możliwości przynieść pozytywnych rezultatów. Zastanówmy się, co jest do przejęcia? Gazety lokalne, „Fakt”, ONET? TVN jest nie do ruszenia ze względu na relacje polsko-amerykańskie, a jeśli wybory w USA wygra Joe Biden, postawa naszego sojusznika będzie na tym polu jeszcze bardziej radykalna.

 

Jaki jest więc cel tych wypowiedzi medialnych?

 

– Składa się na to z politologicznego punktu widzenia kilka czynników. PiS odpowiada w ten sposób na zarzut, że Andrzej Duda wygrał wybory dzięki przychylności mediów, stawiając tezę, że wygrał właśnie mimo jej. To z kolei ma uzasadniać działania zmierzające do „odbudowania równowagi w mediach”, budowania alternatywy. Uzasadnia transfer znacznych środków do mediów publicznych – choćby ostatnie 2 miliardy złotych, również wobec Komisji Europejskiej. Gdyby ta naciskała w tym zakresie, domagając się wyjaśnień, to jest to wygodne hasło o charakterze obronnym, usprawiedliwienie. W polskiej polityce silnie gra się na emocjach. Często wskazywany jest ktoś czemuś „winny”; wróg. Komisja Europejska i mające największe zagraniczne udziały w polskich mediach USA się do tego nie nadają, ale Niemcy już tak. Jest to też działanie skierowane do elektoratu, który jest rozczarowany brakiem radykalności PiS-u, efekt napięć wewnętrznych w łonie Zjednoczonej Prawicy.

 

Czyli nie wierzy pan w repolonizację?

 

– Sądzę, że usłyszymy o niej przy okazji kolejnych wyborów.

 

„Monopol – Pluralizm – Koncentracja”

 

Tak zatytułował swoją obszerną pracę prof. Tomasz Mielczarek, dodając podtytuł: „środki komunikowania masowego w Polsce w latach 1989-2006”. Znajdziemy tu zarówno historię upadku monopolu władzy na rynku medialnym wyniesionego z PRL, czas powstania setek nowych podmiotów i ich usieciowienie lub koncentrację. W tym kontekście warto na przykład przypomnieć, jak gigantyczne znaczenie dla mediów lokalnych miała reforma administracyjna. W konkluzji swojej pracy Mielczarek napisał: „Polski system medialny – mimo, że jest heterogeniczny, ma zróżnicowaną strukturę własności i cechuje go ideowy pluralizm – zmierz ku koncentracji”. W dalszej części dodał: „Nie było moim celem krytykowanie koncentracji mediów. Jest to obiektywne zjawisko, któremu można przeciwdziałać chociażby poprzez rozwiązania prawne wzorowane na europejskich, dotowanie prasy opinii, oraz dbałość o realizowanie „misyjnych” zadań przez nadawców publicznych. Istotnym czynnikiem utrudniającym koncentrację może się ponadto okazać postęp technologiczny. Upowszechnienie w Polsce Internetu, cyfryzacja naziemnych programów telewizyjnych oraz pojawienie się multipleksów może doprowadzić do zwielokrotnienia oferty i dekoncentracji, a zarazem zainicjować nowe zjawiska w sferze mediów, których dzisiaj się nie spodziewamy[6]. Ta zmiana technologiczna ma miejsce, już teraz a wydarza się wprost na naszych oczach. Działający tylko na Facebook.com lokalny serwis „Scyzoryk się otwiera – satyryczna strona Kielc” opublikował ostatnio statystyki za okres od 8 lipca do 4 sierpnia. To medium obserwuje ponad 56.000 osób. Liczba odbiorców przekroczyła we wspomnianym okresie 1 417 000, a aktywność dotycząca postów wyniosła ponad 670 000[7]. Kapitał oczywiście lokalny.

 

Słowo komentarza

 

Jeżeli chcemy budować alternatywę i wspierać pluralizm na krajowym rynku, z którym zresztą nie jest tak źle[8], może powinniśmy spojrzeć na rynek mediów szerzej, niż przez pryzmat regulacji prawnych z minionego stulecia? Dostrzec możliwości, jakie daje współczesny świat i je wykorzystać, zamiast pakować się w międzynarodowe spory i koszty, których, zwłaszcza w przypadku prasy, której znaczenie od lat konsekwentnie maleje, najprawdopodobniej nie uda się odzyskać. Do znowelizowania mamy podstawowe akty prawne i warto dziś nad nimi rozpocząć szeroką debatę. Na koniec przywołajmy słowa prof. Janusza Adamowskiego: „Media publiczne są probierzem demokracji w państwie. Jeśli my pozbędziemy się tych mediów, to uczynimy bardzo poważny krok do tyłu. Uważam, że można dyskutować (…). Nie mniej jednak moim zdaniem, sprowadzenie mediów publicznych wyłącznie do roli ozdobnika rynku będzie bardzo poważnym błędem, i wkrótce okaże się, że nikt nie będzie miał do zrealizowania ważnych zadań publicznych[9]. Pod rozwagę dla wszystkich kandydatów i we wszystkich wyborach.

 

Zbigniew Brzeziński

 

[1] https://wyborcza.pl/1,75398,20065402,repolonizacja-mediow-krok-po-kroku-co-planuje-pis.html – dostęp 10.05.2020 r.

[2] https://konkret24.tvn24.pl/polska,108/ziobro-mowil-o-mozliwosci-likwidacji-artykulu-212-wlasnie-go-zaostrzono,936422.html – dostęp 10.08.2020 r.

[3] https://forsal.pl/artykuly/1420651,sciagawka-do-repolonizacji-do-kogo-naleza-media-w-polsce-mapa.html – dostęp 10.08.2020 r.

[4] Podstawowe problemy radiofonii i telewizji w Polsce, Krajkowa Rada Radiofonii i Telewizji, Warszawa maj 2020.

[5] https://sdp.pl/prezes-pis-repolonizacja-mediow-jeszcze-w-tej-kadencji-sejmu/ – dostęp 10.08.2020.

[6] T. Mielczarek, Monopol- pluralizm – koncentracja. Środki komunikowania masowego w Polsce w latach 1989-2006, Wydawnictwo Akademickie i Profesjonalne, Warszawa 2007, s. 367.

[7] https://www.facebook.com/ScyzorykSieOtwiera – dostęp 10.08.2020 r.

[8] https://sdp.pl/monitor-pluralizmu-mediow-2020/ – dostęp 10.08.2020 r.

[9] Media publiczne w Polsce, pod red. J. Adamowskiego i L. jaworskiego, Uniwersytet Warszawski, Warszawa 2007, s. 121-122.