ŁUKASZ WARZECHA: Korespondenci (niektórzy) tworzą jakość

TVN zamyka biuro korespondenta w Paryżu, a wcześniej zlikwidowało placówkę w Moskwie. To bardzo złe informacje. Znam doskonale tę sytuację, bo pamiętam ją jeszcze z czasów „Życia”. Jedną z oznak pogrążania się gazety w kłopotach była właśnie rezygnacja z korespondentów. To oczywiście nie oznacza, że TVN za moment podzieli los gazety, w której wiele lat temu pracowałem, a która ostatecznie upadła, ale źródła takich decyzji są zawsze te same: pieniądze. Jeśli spojrzeć na informacje mówiące o drastycznym spadku zysku netto grupy Discovery (globalnie aż o 41 proc. – jak nietrudno się zorientować, z powodu spadku wpływów reklamowych, spowodowanego pandemią), trudno się nawet dziwić.

 

Niestety, zagraniczne biura i korespondenci są na ogół w mediach pierwsi do ścięcia. Jeszcze kilkanaście lat temu wydawało się całkowicie oczywiste, że każda poważna redakcja ma swoich przedstawicieli przynajmniej w kilku najistotniejszych miastach świata: Moskwie, Waszyngtonie, Brukseli, Londynie, Berlinie. Dziś sytuacja się odwróciła: posiadanie korespondentów zagranicznych jest luksusem, na którym niewielu może sobie pozwolić. Jak się okazuje – w części przekracza to możliwości nawet takiego giganta jak TVN.

 

Tymczasem przekłada się to bezpośrednio na jakość informacji. Nic nie zastąpi korespondenta na miejscu. Każdy, kto zna media od środka, wie, że korespondent to nie tylko przygotowywane przez niego materiały, ale też bardzo ważny konsultant przy tekstach czy informacjach pisanych w rodzimej redakcji. Oczywiście korespondent korespondentowi nierówny. Bywało, że niektóre materiały przygotowane przez korespondentów (zwłaszcza mediów publicznych) wywoływały u mnie zażenowanie, bo widać było, że nie włożono w nie żadnej pracy – ot, dziennikarz kupił miejscowe gazety, obejrzał telewizję i posłuchał radia, po czym zlepił z tego materiał nieróżniący się niczym od tego, jaki dałoby się przygotować na podstawie wiadomości agencyjnych.

 

Na drugim biegunie są korespondenci tacy jak Beata Płomecka z Polskiego Radia czy Katarzyna Szymańska-Borginon z RMF (obie w Brukseli) – świetnie zorientowani w miejscowych układach, wynajdujący własne informacje, prezentujący ciekawe analizy. Na ich przykładzie można zrozumieć, jak wiele medium zyskuje dzięki kompetentnemu korespondentowi zagranicznemu.

 

Dlaczego w takim razie na korespondentach się oszczędza? To również wie każdy, kto przyglądał się mediom od środka, zwłaszcza tym większym, funkcjonującym na zasadach korporacji. Pomiędzy redakcją a pionem właścicielskim powstaje nieuchronne napięcie nawet w czasach dobrych, a cóż dopiero chudych. Właściciel nierzadko ma tendencję do traktowania medium jak – to określenie wielokrotnie pojawiające się wśród dziennikarzy – fabryki gwoździ. Aczkolwiek nie jest to być może porównanie całkowicie sprawiedliwe, bo nawet właściciel fabryki gwoździ ma przecież świadomość – o ile jest poważnym i szanującym się przedsiębiorcą – że jeśli przesadzi z oszczędnościami jego gwoździe zaczną się łamać, a więc przestaną być kupowane. Może tu zresztą leży paradoks tej metafory: można założyć, że biznesmen od gwoździ miałby większe opory przed wdrażaniem oszczędności uderzających w jakość niż właściciele mediów, ponieważ ci drudzy mają mniejszą konkurencję, a zarazem mogą mieć zasadne przekonanie, że znajdą się odbiorcy na towar właściwie każdej jakości.

 

Bo powiedzmy sobie szczerze: czy przeciętny odbiorca dostrzeże różnicę pomiędzy informacją agencyjną, obrobioną jedynie przez redakcję, a informacją własną, przygotowaną przez korespondenta? No dobrze, różnica zostałaby zapewne zauważona, gdyby był to odbiorca przyzwyczajony do niezmiennie wysokiej jakości informacji danego medium z danego miejsca. Gdyby, załóżmy (czego absolutnie nie życzę), zniknęła któraś z wcześniej przeze mnie wymienionych korespondentek w Brukseli, dałoby się to zapewne odczuć. Lecz, jako się rzekło, mówimy tutaj o osobach wyjątkowo sprawnych.

 

Czy połapią się widzowie TVN24? Nie wiem. Wiem, że właściciel stacji może spokojnie uznać, że nic na tym nie straci, za to oszczędzi. Co nie zmienia faktu, że ten właśnie kierunek oszczędzania sprawia, że jakość mediów systematycznie spada.