Na medialny seans spirytystyczny zaprasza WIKTOR ŚWIETLIK: Upiory Wyborczej

Duchy mają to do siebie, że bywają tylko odbiciem tego, co było kiedyś. Kilka lat temu nie bez lekkiego rozbawienia czytywałem o sobie jako o troglodycie z prawicowej kloaki zarzynającym najbardziej inteligencką stację radiową w historii ludzkości. A także jako o mordercy ducha niezależności i wolności, który przy Myśliwieckiej niepodzielnie panował od czasów powstania Trzeciego Programu Polskiego Radia w latach 60. i przez buntowniczą pierwszą połowę lat 80., manifestowany szczególnie po grudniu 1981 roku.

Potem dowiedziałem się jeszcze, za sprawą nieocenionej w dziedzinie researchu redaktor Agnieszki Kublik, że robiłem niezłe przewały, hodowałem trolle, a z radia nie odszedłem sam, tylko osobiście spuścił mnie sam Krzysztof Czabański. Research pani Kublik polegał na tym, że powtórzyła to wszystko po znanym mitomanie Wojciechu Cieśli plus trochę zmyśliła.

Co z tego zostało? Kilka procesów, które wloką się latami. A także, na przykład, rozmowa, którą kilka tygodni temu odbyłem z redaktorem „Gazety Wyborczej” Piotrem Głuchowskim. Nie wiedziałem swoją drogą tego, że Głuchowski za chwilę zasłynie awanturą z Kanałem Zero i Krzysztofem Stanowskim. Za to słyszałem gdzieś tam wcześniej, że to facet, który nie jest takim modelowym Wielińskim. Czasem coś pisze po swojemu. Uprzedziłem go, że z madame Kublik się procesuję, parę rzeczy mu powiedziałem, fakt, że na szybko, podczas jazdy samochodem.

Szczerze mówiąc „Gazeta Wyborcza” nie jest za bardzo w stanie ani mi zaszkodzić, ani pomóc. Wiadomo, że mnie nie znoszą, jako elementu znienawidzonej polskiej czarnej sotni, która nie zaakceptowała Michnika jako pana dusz i karier po wieki. A ja z odwrotnych przyczyn nie przepadam za nimi, choć piszę tu o formacji, a nie o ludziach, którzy bywają przecież różni. Daleki jestem od stygmatyzowania wszystkich, choć mógłbym przecież jechać „funkcjonariuszami z Czerskiej”, „poddziennikarzami” i „małpoludami”, jak to czyni się od kilku lat.

Mam wrażenie, że ani ja, ani Głuchowski tego nie lubimy. Dlatego na koniec nie poprosiłem nawet o autoryzację. Po pierwsze, nie lubię tego zwyczaju, po drugie – też byłem ciekaw, co będzie.I co wyszło? Niewiele. Ani się oburzać, ani wzruszać. Mam wrażenie, że Piotr Głuchowski próbował napisać tekst pod tezę, ale mniej więcej oddając sens wypowiedzi, więc trochę mu poprawili redaktorzy, żeby zbyt uczciwie nie było. To takie stare numery, drobne manipulacje, które zna każdy doświadczony sekretarz redakcji. Wychodzi niby to samo, a co innego. Kilka przykładów:

Jest tam o rozmaitych odejściach w ramach awantur, które odbywały się w Trójce już nie za moich czasów. No i jest choćby o Janie Młynarskim. A kto – tego Janka Młynarskiego – przyjął, wymyślił jego audycję, nie przy oporze, dodam, części “starej” redakcji? Jest za to o całym stadzie “przyjętych” prawicowców, z których większość po prostu bywała jako goście audycji publicystycznych obok innych gości. No to teraz jest taka w odzyskanym przez demokrację tuskową radiu apolityczność, że w sąsiedzkim RDC wprowadzają zapis na Piotra Semkę jako gościa.  Jest we wspomnianym tekście też wyssana już zupełnie z palucha moja wypowiedź, że dziennikarzy „trzeba dyscyplinować”. Jest podobnych rzeczy masa, ale zatrzymam się jeszcze przy dwóch rzeczach. Jest śródtytuł „dwa procent Świetlika” sugerujący, że zostawiłem Trójkę z dwoma procentami słuchalności. Zostawiałem z pięcioma, wedle mocno niemiarodajnego badania, ale przyznaję, że słuchalność spadła, bo i nie mogła nie spaść w warunkach takiego ostrzału medialnego. Polecam sprawdzić za to w biurze reklamy Polskiego Radia, jakie dochody wtedy Trójka przynosiła i jaki odsetek w nich stanowiły podmioty niepubliczne.

Dalej: rzekomo, zalecam Agnieszce Szydłowskiej, obecnej dyrektor, by nie bała się brać na siebie decyzji polityków. Tak naprawdę, zasugerowałem by nie zasłaniała się zarządem. To co się dzieje w jej stacji to jej odpowiedzialność. Na przykład gdy zostaje wywalona Beata Michniewicz. A sorry, „Wyborcza” wyjaśniła. Przeszła na emeryturę.

No i w końcu – to już chyba ze względu na proces z panią Kublik – „Świetlik musiał odejść”. Nie, szanowna „Gazeto” i droga Trójko. Odszedłem, bo miałem dosyć, będąc w historii tej stacji bodajże jedynym dyrektorem, który sam sobie odszedł, nie licząc Michała Olszańskiego, którego do rezygnacji zmusili koledzy. Odszedłem, bo miałem dosyć cierpień na pluszowym krzyżu pana Wojciecha Manna, czasami kojonych podwyżkami. Miałem dosyć ciągłego zewnętrznego podkręcania konfliktu w redakcji przez „Wyborczą”, ludzi pokroju Jerzego Owsiaka i ciągłego słuchania wypłakiwania strachu części tej redakcji, że „jak oni kiedyś przyjdą to się zemszczą za to, że nie odeszliśmy „. Miałem dosyć spławiania jakiś wokołopisowskich nawiedzeńców, bredzących że mam wprowadzić „kulturę narodową” ograniczoną do kilku artystów popierających ich partię plus czasem czyjejś kochanki albo córki, która jest utalentowaną artystką, ale system ją blokuje. Miałem dosyć tego, że nic nie mogę zrobić bo mam wciąż obcinany budżet. I miałem, szczerze mówiąc, też dość przy tej harówie oglądania kolejnych siedem tysięcy coś tam na rękę na koniec miesiąca. Lubicie ujawniać zarobki? Proszę, ujawniam się sam. Może inni pójdą moim śladem? Panowie Czyż, Orłoś, członkowie zarządów PR i TVP zapraszam…

I powiem wam coś jeszcze. Jakbym tam siedział dłużej, to to co się zdarzyło w 2020 roku by się nie zdarzyło, bo miałem na tyle oleju w głowie i kontaktów by to powstrzymać. Tyle, że taka wegetacja dla mnie nie miała sensu. Nie rozwijałaby ani radia, ani mnie. Czułem się jak facet ze słynnej okładki „Super Expressu”, który „cały czas trzymał kredens”. Wyszedłem. Kredens za przeproszeniem p…ł. Widocznie tak miało być.

Mógłbym małe i większe manipulacje wymieniać. Tylko po co? Do Głuchowskiego zresztą wielkich pretensji nie mam bo mam wrażenie, że chciał dać panu Bogu świeczkę i Diabłu ogarek. Chciał, żebym ja się nie czuł nadmiernie oszukany, a tekst przeszedł przez redakcję. Pozostaje pytanie. Po co w ogóle z kimkolwiek rozmawiać, skoro linia redakcyjna wyklucza jakąkolwiek realną ciekawość tego, co ma on do powiedzenia? I nie jest to tylko pytanie o „Gazetę Wyborczą”.