O frustratach i nie tylko pisze CEZARY KRYSZTOPA: Niektórzy są już nawozem historii

Rysuje Cezary Krysztopa

Coraz większa część życia publicznego odbywa się dziś w sieci. Ma to swoje wady, ma to swoje zalety, ale jest faktem. Ten kto z chęci czy obowiązku spędza tam sporo czasu, widzi, że ostatnio mamy tam do czynienia z szybkim wzrostem negatywnych emocji. Szczególnie ze strony wyjątkowo „oświeconych”.

W jakiejś istotnej części, trudno powiedzieć w jakiej, jest to zapewne spowodowane celową indukcją. Kto wnikliwie te procesy obserwuje, ten widzi kolejne fale dziwnych kont, a to „Koreańczyków”, a to „Latynosów” i innych, którzy posługując się prymitywną, ale polszczyzną, rozbijają każdą dyskusję, jakby dostawali medal za każdą pozostawioną na cudzej wycieraczce kupę. Cóż, idą wybory, zapewne niejeden „Inowrocław” działa w trybie „czerwonego alarmu”, a i przeróżne agencje PR wchodzą w okres żniw.

A jednak wydaje mi się, że nie chodzi tylko o ten wyjątkowo nikczemny rodzaj zarobkowania. Część tego zdziczenia, które owocuje najbardziej plugawymi słowami, a ostatnio coraz częściej groźbami karalnymi, wydaje się być odbiciem i funkcją rosnącej frustracji obrażonych, chociaż zachowujących wpływ na pewną część społeczeństwa, „elit”.

Dwa typy

Na swój prywatny użytek wyróżniam tu dwa, oczywiście bardzo uproszczone, typy owych „elit” przedstawicieli. Pierwszy wydaje się być bardziej prymitywny, ale też bardziej szczery w tym co robi. To te wszystkie garkotłuki, które zrządzeniem losu, lub „dobrym urodzeniem” zostały postawione ponad innymi. Te z pełnym przekonaniem, owinięte w „konstytucję” i „tolerancję” plują 360 stopni dookoła siebie niczym Diabły Tasmańskie z popularnej amerykańskiej kreskówki. Nie raz sam ocieram te plwociny z twarzy, ale w jakimś sensie nawet doceniam tę szczerość wiary, że „wolność nastanie wtedy” kiedy oni zostaną na nowo dopuszczeni do koryta dystrybuującego szacunek.

Drugi rodzaj wydaje się być bardziej wyrafinowany. Również sfrustrowany, ale jednocześnie o wiele bardziej cyniczny. Ten zdaje się, nie ma szczerej wiary w „konstytucję” i „tolerancję”. Ten zdaje sobie sprawę z tego, że liczy się tylko koryto. I ten cel uświęca wszelkie środki. Może by i mogli robić jakąś szczerą sztukę, ale po co, skoro nie tego się od nich wymaga? Zapomnieli o mnie? To dam wywiad, w którym pojadę „polaczkom”. Zamiast robić teatr można robić cyrk. Gęsto futrowane, a światopoglądowo zaangażowane koncerny nie wesprą przecież niemieszczącego się w wąskim autoryzowanym spektrum, aktywizmu, a film, który nie uderza w Kościół, czy polską pamięć historyczną, nie zdobędzie poklasku środowiska i nie otworzy żadnych drzwi. To dlatego nawet jeśli jakiemuś aktorzykowi, czasem wypśnie się coś z sensem, to zaraz musi „na druga nóżkę” poprawić, „żeby środowisko się nie gniewało”. Muszę przyznać, że ten typ brzydzi mnie o wiele bardziej.

Żądza rewanżu

Z czego ta frustracja wynika? Oczywiście z tego, że „PiS zagarnął władzę i rządzi przy pomocy Edków za 500+, którzy nie chcą uznawać wyższości oczywistych elit”. To truizm. Mechanizm został już wielokrotnie opisany. Dziś ciekawsze wydaje mi się to, że ta frustracja dostała dodatkowego paliwa w postaci nadziei na rewanż – „Edki już zrozumiały, że mogą sobie wygrywać wybory, ale nasi koledzy mają narzędzia, żeby je głodzić, a to dobra metoda tresury. A jak jeszcze Donald odbierze im władzę, to najpierw będą skakać z okien, a potem koryto szacunku przyniosą nam w zębach”. Te czerwone od żądzy zemsty ślipia zdają się być coraz bardziej odległe od jakiejkolwiek refleksji na temat przyczyn „odstawienia od koryta”.

A te są złożone. W Polsce składa się na nie na przykład odraza do postkomunistycznej natury „elit” zza żółtych firanek. Ale jeszcze istotniejsze wydaje się być to, że zjawisko ich odrzucenia dotyka coraz większej części Zachodu i zdaje się dopiero nabierać tempa. Wynika ze skostniałej natury systemu, który w ostatnich dziesięcioleciach służył ich interesom. Systemu, który nie dopuszcza do powstania żadnej alternatywy i w wyniku daleko idących zmian sklerotycznych w coraz większym stopniu szkodzi większości.

Nawóz historii

Prawie żal mi tych żałosnych frustratów. Wydaje się, że w najbliższym czasie stoją przed następująca alternatywą: albo Donald da im tę chwilę satysfakcji, ale niezbyt długą, ponieważ przyspieszający mechanizm zmian daleko wykraczający poza Polskę, i tak pozbawi ich złudzenia, że „może być tak jak było”, albo Donek im tego nie da i ostatecznie pogrążą się w otchłani szaleństwa.

Tak czy siak, chyba są już nawozem historii.