Święty Szymon Słupnik
Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.
A ludzi chłopaka na szafot przywiedli,
Unieśli m głowę w muskularnej pętli.
Powołał go Pan na stryk.
Powołał go pan,
By trwał,
By śpiewał mu pieśń
I piał.
A ludzie dziewczynę wśród przekleństw gwałcili
I włosy jej ścięli, i ręce spalili.
Powołał ja Pan
Na gnój.
Powołał go Pan
Na słup.
Na słupie miał dom
I grób.
A ludzie mych wierszy słuchając powstają
I wilki wychodzą żerującą zgrają…
Powołał mnie Pan
Na bunt.
W tym utworzy Grochowiak sugeruje nam, że i jemu przypadł los Szymona Słupnika. Niełatwy, ale wielki, bo rozmyślny, celowy. I takie też było życie Stanisława Grochowiaka.
Łatka
Turpiści – nazwał ich Julian Przyboś, w swoim wierszu „Oda do turpistów”. Tę niemiłą etykietę, tę łatkę przypiął Przyboś kilku młodym poetom, z początkiem lat 60-tych, ale tak już jakoś na lata zostało. W gruncie rzeczy „etykiet twórca”, uznany i rządzący wtedy środowiskiem poetów, chciał młodych konkurentów zdyskredytować, bo turpiści, to ludzie lubujący się tym co brzydkie, okropne i wstrętne. A ci młodzi opisywali jedynie nasz dzień powszechny, szukali poezji i wielkich rzeczy w tym co obok, tuż za zakrętem drogi. Oni zastanawiali się i zgłębiali kondycję prostego człowieka. Przyboś natomiast – w najpełniej z możliwych sposobów realizował dogmat „sztuki dla sztuki” i budował swoją świątynię „nowych środków wyrazu”.
Niestety i dzisiaj jeszcze można przeczytać w społecznych encyklopediach, że „W poezji polskiej turpizm pojawił się po 1956 roku i posługiwali się nim: Stanisław Grochowiak, Ernest Bryll, Andrzej Bursa i inni. Programowo przedstawiciele turpizmu włączyli do swoich utworów motywy brzydoty, kalectwa, choroby, śmierci”.
Tak nie było, bo to nowa poezja budował kanony nowej estetyki. Takiej która wyrastała z buntu wobec ustalonych kanonów piękna. Ci „nowi poeci” zwracali się ku peryferiom, dowartościowując to, co pomijane i dyskryminowane. I nie bez przyczyny na szeroką skalę zjawisko to zaistniało po 1956 roku – stanowiło bowiem kontestację socrealistycznych ideałów sztuki i piękna. Obca też im była międzywojenna estetyka „pięknych i nowoczesnych wierszy” Juliana Przybosia.
Brzydota stała się tu kategorią estetyczną, a także etyczną – wyrażała bowiem akceptację świata w całości, jak również postawę empatii wobec pokrzywdzonych i odrzuconych – to można przeczytać nawet na portalu e-szkoła. Czyli łatka Juliana Przybosia przykleiła się na dobre, do nowych poetów.
Powojenne rozumienie świata
Bezsprzecznie na widzenie świata w przypadku „turpistów” miały ich doświadczenia wojenne. Oni, w odróżnieniu od pokoleń międzywojennych, widzieli i przeżyli upadek cywilizacji, nieopisywalne zbrodnie i ludzką mękę. Na własne też oczy doświadczyli również wszechobecnych, wcale niebohaterskich, śmierci i poniżenia. I chcieli dać temu świadectwo. Widać – nie mogli tego robić językiem, metaforami i cała poetyką dawnego świata, którego upadek zaczął się w 1939 roku. Poetykę „buntowników” można odnaleźć w poetyce Tadeusza Różewicza, zwłaszcza po 1956 roku, w tomach takich jak: „Poemat otwarty”, „Formy”, „Rozmowa z księciem”, „Głos Anonima”, „Zielona róża” i kolejnych. Różewicz używa brzydoty jako narzędzia podważania optymistycznej wizji świata, demaskuje moralny nihilizm nowoczesnej cywilizacji i zło tkwiące w każdej ludzkiej jednostce.
Innym z potępionych miał być Stanisław Grochowiak. Jego tomy – takie jak „Ballada rycerska”, „Menuet z pogrzebaczem”, „Rozbieranie do snu”, „Kanon” czy „Nie było lata” – to przykłady poezji powstającej z fascynacji rozkładem i śmiercią. Jednocześnie Grochowiak jest w tym nurcie estetą – jego twórczość odwołuje się do tradycji średniowiecza i baroku, zwłaszcza do malarstwa wielkich mistrzów tych epok. Grochowiak w kilkudziesięciu wierszach opisuje zresztą malarskie wizje świata, malarskie filozofie wielkich malarzy przeszłości. Rzeczony turpizm Grochowiaka, jak wskazuje Stanisław Burkot, ma również wymiar etyczny – stanowi narzędzie zgłębiania tajemnicy ludzkiego cierpienia i przemijania.
Należy również wspomnieć w tym kontekście o Erneście Bryllu. „Wigilie wariata”, „Autoportret z bykiem”, „Twarz nie odsłonięta”, „Sztuka stosowana” to przykłady jego wczesnych tomów poetyckich, w których doszła do głosu estetyka turpizmu.
Tymczasem dla tych mocno wkraczających w świat dużej literatury, ówczesne elity literatury – nie przewidywały ważnego miejsca. Być też może, że po prostu tej nowej poezji, ówcześni udekorowani już luminarze sztuki nie rozumieli. Przykre to, ale jakże typowe dla zazdrosnych twórców i leniwych znawców literatury. Poza tym – wielcy artyści – a mówię tu o pokoleniu Przybosia – nie są wolni od zwykłej ludzkiej zawiści.
Najbardziej w twórczości Grochowiaka podziwiam „Sześciokrotne śpiewy poranne” za ich obrazowanie, za rytm i bezwzględność w widzeniu świata. Mówię o bezwzględności, bo tego oczekuję od poetów. Okłamywać się mogę sam.
Sześciokrotne śpiewy poranne (fragmenty)
Skąd oni biorą nienawiść? Z małości?
Więc gdzie się skrwawił baranek ich wstydu?
Powiedzmy szorstko:
Gdzie była ta rzeź,
Gdzie samo sobie skalpowali czoła?
„Człowiek uczciwy nawet psa się wstydzi” –
Tak przeczytałem w staroświeckiej książce
A biła północ,
A że nastał świt, Poznałem z piania niezawodnych hycli.
*
Oto umiemy, oto nauczeni
Jesteśmy wreszcie: kręcić bicze z piasku,
Wbić tysiąc ćwieków w jedno ziarnko maku,
Córkę piekarza wypiastować z sowy.
I dokładamy do wszystkiego ręki
Czułej jak ręka hodowcy lub gacha:
Do bicza z piasku,
Do ziarenka maku,
Do drew, co płoną w rodzinnym kominku.
*
A o czym gwarzyć przy rodzinnym stole?
Wuj odpiął skrzydła, że były mu zbędne,
Stryj jeszcze wierzy, a wierzy korzystnie,
Bo wiara stryja przenosi go w góry.
Głód? Gdzieś tam dalej, A zresztą w gazetach
O rozmnożeniu cudownym planktonu
Pisali dzisiaj? O śmierci? W peticie.
Petit jest czcionką wyłącznie dla młodych.
(…)
My nie po trupach. My po przemyśleniu
Idziemy w niebo, po szczeblach drabiny:
Są z nas Jakuby nie z Ducha, nie z Ojca,
A z przysposobień Ochotniczej Straży.
My nie po trupach. My pozostawiamy
Za sobą tylko ptaki okulałe,
Muchę skrzywdzoną, trawę zadeptaną,
Albo – co chlubne – nowy Dom dla Starców.
*
Bo twarz mieć trzeba, z którą jest do twarzy.
Nogi w obuwiu. W kalendarzy miłość.
Teściów najlepiej w osobnym mieszkaniu.
Ojca w szacunku. Alkohol p o z a t e m.
Ci, co się dręczą, sami sobie winni –
Ci, co niewinni, ci się nie udręczą
Choć bądźmy skromni: Na niewinność panien
Patrzeć dziś raczej należy przez palce.
* (…)
Skąd oni biorą swą pychę? Z litości?
Więc gdzie się skrwawił mój baranek wstydu?
Powiedzmy szorstko:
Gdzie dopadł mnie mrok,
Wilgoć na skale, senność na wilgoci?
– Opowiedz ptaka.
– Dobre, opowiadam…
Jest teraz w locie statecznym, dokolnym…
Lecz gdy znienacka
Dopadnie go noc,
On niespokojnie śpi na sercu dzwonu.
Grochowiak – moralista
Moralność – zakłada odpowiedzialność jednostki, każdego z osobna, za własne czyny. Nie ma moralności zbiorowej. Choć suma moralności jednostek może się składać na wspólną moralność, lub nawet jej zupełny brak.
Dla mnie Grochowiak był moralistą. Wiem, że „moralista” brzmi jakoś tak drętwo, jak nudziarstwo. Ale jego moralistyka była najlepszej próby rozważaniem o rzeczach pierwszych i ostatecznych. Daj nam Boże więcej moralistów. Podobnie było zresztą z Różewiczem.
W przypadku Grochowiaka mamy do czynienia z twórcą, który moralistyce potrafił nadać oryginalny, interesujący kształt. A przede wszystkim umiał dostrzec zło w sobie i każdym z nas. I nikogo nie ułaskawiał ze względu na „okoliczności łagodzące”. Dla niego żaden system polityczny nie mógł być wymówką. I mówiąc zupełnie bezwzględnie – nie ma dobrej literatury, która nie jest moralizowaniem. Nawet jeżeli przeciwstawia się tradycyjnym wartościom, to też moralizatorska – a rebour.
Grochowiak naraził się środowisku. Być może niepotrzebnie. Bo trochę zabrzmiało to tak, jakby Wielki pastwił się nad Maluczkimi. Ale to właśnie tym pomniejszym poetom i naukowcom od literatury, władze PRL powierzyły redagowanie, stworzyły i dały im „w pacht” miesięcznik „Poezja”. Grochowiak nie wytrzymał, publicznie to powiedział, niedługo przed swoją śmiercią. W telewizji stwierdził, że „Poezja” gromadzi miernoty, że nie publikują w „Poezji” żadnych wartościowych utworów, i nie ma jej łamach wspaniałych poetów, którzy przecież są, żyją.
Dla prawdy historycznej: „Poezja”, była miesięcznikiem, ukazywała się w latach 1965–1990. Jej redaktorami naczelnymi byli, kolejno: Jan Zygmunt Jakubowski (1965–72), Bohdan Drozdowski (1972–87), Marek Wawrzkiewicz (1987–90).
Poezja i wiersze
Poezja Stanisława Grochowiaka była jak pieśni, ona sama wypływała z ust – jak mawiają aktorzy. Ale też Grochowiak miał rzadko spotykany, nawet u wielkich poetów, muzyczny słuch. Tako sam wielki słuch jaki mieli Lechoń, Tuwim, Broniewski, Gałczyński. Grochowiak nie pisał wierszy programowych, słusznych czy też walczących. Nie traktował poezji jako środka do wypowiedzi filozoficznych. Choć były dzięki temu właśnie pełne najgłębszej filozofii, bo była to filozofia gorącej miłości życia.
Może to właśnie dzięki temu niebywałemu słuchowi na nasz polski język tak doceniane są dramaty. Napisał ich cztery – wykaz dzieł Grochowiaka podaję poniżej – a wszystkie „niosą widzowi” świat poetycki, subtelny i delikatny. Jego bohaterowi mówią prosto, ale z rzadko spotykanym urokiem słowa, składni, frazeologii i metafor.
Jego dramaty ujmowały też filmowców, a „Chłopcy”, w reżyserii Ryszarda Bera – opowieść dziejąca się w domu starców, ciągle jest pokazywana w telewizji, bo jest mądra, a role napisane dla aktorów są wspaniałe.
Często nadużywa się pojęcia „poezja” i każdy wiersz zostaje poezją… A poezja to szczyt sztuki, natomiast wiersze, nawet i dobre, to tylko wytwory rzemiosła literackiego. A Stanisław Grochowiak był poetą.
Lęki
Dzisiaj już się go nie wydaje, nie rozmawia się o nim. I chyba niewielu czyta jego poezję. A to jest wielka szkoda dla naszej wrażliwości. Na przykład, trzeba znać jego „Pejzaż”, żeby zrozumieć jego świat, albo jak on ten nasz świat widział.
Pejzaż
Więc oto ziemia moja Ojczyzna
Wszystko we mnie co wieczne – z tych oto ogórków,
Z tych bladych kwiatów szarpanych żarłocznie
Przez chude jak szkielety wróble
Wszystko co we mnie otwiera ten pejzaż
Koniem sterczącym w niebo kopytami
Różą znienacka ogromna jak krowa
Wiatrakiem zeschłym
I wreszcie człowiek – z flaszki pionowej
Ostatnia kroplę chciwie wypija
Płacze
Maryja
Jezus
Maryja
Jezus
Maryja
Jezus
Maryja
Alkohol
Stanisław Grochowiak umarł młodo. Mówią, że pił. Alkoholowi zresztą poświęcił dużo miejsca w swej twórczości, w tym wspaniały dramat „Lęki poranne”. A „Lęki…” mówią nie tylko o tej chorobie, mówią też o tym, że wrażliwi ludzie muszą pić, bo społeczeństwo jest okrutne wobec słabych. Napisał to kiedyś inny poeta, że są społeczeństwa, w których nie sposób żyć na trzeźwo.
Bóg Grochowiaka, jego osobisty intymny Bóg, zabrał go bardzo wcześnie, zaledwie w 42 roku życia. Może było i tak, że Bóg zabiera duchy doskonałe wcześniej, pozwalając tym niedoskonałym żyć dłużej, aby się wypiękniły ostatecznie.
W ciągu tych 42 lat swego życia Stanisław Grochowiak dokonał w literaturze bardzo wiele, zostawiając po sobie trwały ślad. Jest autorem kilkunastu tomików poezji, dwóch opowiadań, trzech powieści i czterech dramatów.
Dzieła Stanisława Grochowiaka
Poezja: Ballada Rycerska (1956); Menuet z pogrzebaczem (1958), Rozbieranie do snu (1959); Agresty (1963); Kanony (1965; Totentanz in Polen (1969) poemat; Nie było lata (1969); Polowanie na cietrzewie (1972; Bilard (1975); Haiku-Images (1978); Allende (1974) poemat; Wiersze nieznane i rozproszone (1996); Wiersze dla dzieci (2017); Wiersze zebrane (2017)
Opowiadania: Lamentnice (1958); Prozy (1996) – zawierają niepublikowane utwory prozatorskie, dodatkowo powieść Trismus i opowiadania ze zbioru Lamentnice
Powieści: Plebania z magnoliami (1956); Trismus (1958); Karabiny (1965)
Dramaty: Szachy (1961); Partita na instrument drewniany (1962); Król IV (1963); Chłopcy (1964)
Baśnie: Żyjątko Biedajstwo i Ci inni (2009)
Realizacje filmowe: Księżyc, reż. Stanisław Brejdygant; Kaprysy Łazarza, reż. Janusz Zaorski; Chłopcy, reż. Ryszard Ber; Partita na instrument drewniany, reż. Janusz Zaorski; Karabiny, reż. Waldemar Podgórski