Chociaż nasze prace często zdobywają nagrody, a kiedy są emitowane w radiu, słuchają ich setki tysięcy słuchaczy, to i tak największe emocje towarzyszą bezpośredniemu spotkaniu z publicznością.
Jest wczesny wieczór. Na piętrze kamienicy przy Rynku Starego Miasta w Warszawie zbierają się tłumy. Jeszcze słychać szmer rozmów, ale wkrótce zapanuje cisza. Już za chwilę popłyną słowa układające się w niezwykłą historię. Wszyscy usiądą zasłuchani. Popatrzą niby przed siebie, ale chyba niewiele zobaczą. Będą zbyt zajęci. Prawdopodobnie wyświetlą w głowach swój własny film dokumentalny. Bo chociaż słowa opowieści słychać wyraźnie, obrazy jej towarzyszące powstają wyłącznie dzięki wyobraźni.
Tak właśnie wyglądają Spotkania z Reportażem, organizowane już od 19 lat w warszawskim Klubie Księgarza. Wymyśliła je redaktor naczelna Studia Reportażu i Dokumentu Polskiego Radia, Irena Piłatowska.
– Pomysł narodził się przy okazji 55. rocznicy wybuchu powstania warszawskiego – tłumaczy. – Chciałam zaprezentować publiczności unikalne materiały znajdujące się w archiwum Polskiego Radia – powstańcze reportaże. Nawet ówczesny prezes nie wiedział, jakie to skarby. Twierdził, że na pewno zostały zmanipulowane. Tymczasem to właśnie reportaż w czasach PRL-u przemycał prawdę o różnych wydarzeniach. Przez to, że opowiadał o indywidualnych losach konkretnych ludzi, przechodził czasem przez sito cenzury.
Ponieważ nie było jeszcze wtedy Muzeum Powstania Warszawskiego, Irena Piłatowska jako miejsce spotkań wybrała Muzeum Historyczne m. st. Warszawy. Raz w tygodniu, przez cały okres kiedy trwało powstanie, prezentowany był jeden reportaż. Zapraszano też gości, między innymi Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Powstały płyty „Głosami powstańców”, ale to nie one są najcenniejszą pamiątką po tamtym czasie.
– Najbardziej utkwił mi w głowie wpis harcerzy w księdze pamiątkowej, którzy napisali, że dziękują za możliwość uczenia się historii od tych, którzy ją tworzyli – wspomina redaktor naczelna Studia Reportażu i Dokumentu. – Zobaczyłam wtedy, jak ogromna jest siła takich spotkań i zrozumiałam, że radio musi wychodzić do słuchaczy.
Właściwe Spotkania z Reportażem powstały jednak w zupełnie innych okolicznościach.
– Ciąg dramatycznych przeżyć sprawił, że musiałam zająć się czymś, co pozwoli mi zapomnieć o bólu i zacząć normalnie funkcjonować – mówi Irena Piłatowska. – A ponieważ akurat skończyłyśmy z Anną Sekudewicz z Radia Katowice reportaż „Siusiający na Księżyc”, do którego muzykę napisał Marcin Błażusiak, postanowiłyśmy zaprezentować efekty naszej pracy publiczności. Spotkanie w Klubie Księgarza okazało się sukcesem, zorganizowałam więc kolejne i tak to już trwa 19 lat, przy pomocy i dzięki życzliwości Jana Rodzenia z Klubu Księgarza.
Swoje reportaże prezentujemy tam my, jako pracownicy Studia Reportażu i Dokumentu, ale też inni uznani reportażyści z całej Polski. Zdarza się, że spotkania organizowane są gościnnie w innych miastach, czasami nawet za granicą. I chociaż nasze prace często zdobywają nagrody, a kiedy są emitowane w radiu, słuchają ich setki tysięcy słuchaczy, emocje towarzyszące bezpośredniemu spotkaniu z publicznością są ogromne. Nie są to wyłącznie moje odczucia.
– Ja też mam tremę i lekki niepokój, czy ktoś nie powie: ale nuda – mówi reportażystka Hanna Bogoryja-Zakrzewska. – Na szczęście tak się nie zdarzyło. Za to kilka razy po spotkaniu autorskim ktoś zdecydował się opowiedzieć mi swoją historię, albo wskazać bohatera następnej opowieści.
Inna reportażystka dodaje: – Nie przepadam za sytuacjami, w których uwaga jest przekierowana, nawet w małym stopniu, z reportażu na mnie. Robię reportaż, to dla mnie największa przyjemność, potem antena i bardzo jest miło, jeśli ktoś powie coś dobrego po wysłuchaniu. Natomiast nie lubię mówić o sobie. Podobnie mam z nagrodami, fajnie jeśli są, ale kiedy mam wyjść na scenę i wygłosić parę zdań, kolana mi się uginają. Jednak kiedy przychodzę na spotkania z koleżankami i kolegami, i widzę zainteresowanie ze strony słuchaczy, myślę, że warto je dla nich organizować.
Bo to właśnie możliwość spotkania twarzą w twarz z autorem reportażu, a często także jego bohaterem, jest tym, co przyciąga publiczność. Nawet w naszych szalonych, szybkich, cyfrowych czasach.
– Internet daje możliwość, żeby podejrzeć, jak działa radio. Można zobaczyć zdjęcie autora, bohatera, czasami znaleźć jakiś krótki filmik z nimi w rolach głównych. Ale to nie zastąpi spotkania – przekonuje Irena Piłatowska. – Wzrusza mnie, kiedy ktoś z publiczności podchodzi i usprawiedliwia się, dlaczego nie mógł przyjść na poprzednie spotkanie: bo na przykład wyjechał albo zachorował. W ciągu tych wszystkich lat powstało coś na kształt rodziny przyjaciół reportażu.
– Najbardziej lubię, gdy publiczność zadaje pytania, wtedy czuję, że jest zainteresowana tym, co robię – opowiada Hanna Bogoryja-Zakrzewska. – Podczas spotkania we Lwowie młodzi ludzie klaskali w pewnych momentach i to było niesamowite, nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkałam.
Nie da się ukryć, że najbardziej zapadają w pamięć te spotkania, w których udział biorą bohaterowie reportażu. Chociaż ich historia przedstawiona jest już w audycji – zawsze odpowiadają oni na nieskończenie wiele dodatkowych pytań. W końcu są to postaci nietuzinkowe.
Pamiętam na przykład spotkanie z panią Lesią – Ukrainką pracującą w Polsce, która była bohaterką mojego reportażu „Cienkie nitki szczęścia”. Jej dramatyczne losy wzbudziły duże zainteresowanie wśród uczestników spotkania (była w Polsce sprzedana jako niewolnica, potem przebywała w naszym kraju nielegalnie). Odpowiedziała na wiele dodatkowych pytań (zapis spotkania z nią można znaleźć tutaj). Z kolei kilka miesięcy temu odbyło się spotkanie, podczas którego prezentowano mój reportaż „Splecione losy”. Opowiadał on o niezwykłej przyjaźni Polaka i Japończyka. Chociaż bohaterowie reportażu już od dawna nie żyją, na spotkaniu byli obecni ich bliscy. Co dodali do historii opowiedzianej w audycji? Można przekonać się tutaj.
Irena Piłatowska jest z kolei pod wrażeniem ostatniego spotkania, podczas którego prezentowano reportaż Joanny Bogusławskiej „Życie spełnione”. Jego bohaterem jest Józef Walaszczyk, który urodził się w 1919 roku. W czasie II wojny światowej uratował życie 53 Żydom. W pierwszych latach okupacji poznał dziewczynę, która wyjawiła mu swoją żydowską tożsamość podczas kontroli przeprowadzonej przez Niemców.
Od tej pory Józef Walaszczyk opiekował się nią, początkowo przechowując ją w swojej kawalerce przy ulicy Kruczej, wyrabiając aryjskie dokumenty, później kwaterując ją w różnych mieszkaniach w stolicy. Mimo jego starań dziewczyna została aresztowana przez gestapo wraz z grupą 21 osób. Józef Walaszczyk doprowadził do zwolnienia zatrzymanych, organizując okup w wysokości jednego kilograma złota (zapis spotkania odnaleźć można tutaj)
– Wydawać by się mogło, że reportaż dokładnie opowiada historie bohaterów, ale nigdy nie da się w nim zawrzeć wszystkiego – przekonuje redaktor naczelna Studia Reportażu i Dokumentu. – I to właśnie takie drobiazgi dodawane, opowiadane podczas spotkań, stanowią o ich sile. Ludzie potrzebują reportażu. Chcą słuchać opowieści i konfrontować z nimi własne życie.
Olga Mickiewicz-Adamowicz