Są prymitywne – tak uważa WALTER ALTERMAN opisując język i obyczaje naszych polityków.

Naszych polityków należy podzielić na trzy kategorie: A. na tych, co ich lubimy; B. na tych, co są nam obojętni; C. na tych, których nie znosimy. Gdyby jeszcze wszyscy oni więcej milczeli, byłoby znośnie, ale oni bez przerwy mówią! Niezależnie od tego czy mają cokolwiek do powiedzenia.

Mój telewizor jest pełny ich wystąpień sejmowych, konferencji prasowych, wywiadów i dyskusji. Gdy grupa A cokolwiek oświadcza, to grupa B i C natychmiast się do tego „ustosunkowuje”. Wtedy ci z grupy A niezwłocznie odpowiadają. Następnie grupa B składa swoje wnioski, do których błyskawicznie odnosi się grupa A i C. I tak od rana do wieczora.

Dochodzi też do przykrych wypowiedzi, gdy ktoś (powiedzmy z grupy C) oświadcza coś kontrowersyjnego, w stosunku do programu własnej partii. Wtedy czujni dziennikarze rzucają się na takiego nietypowego, jak stado wilków, pytając go zajadle, z wyszczerzonymi kłami, czy takie jest teraz zdanie jego partii? Taki delikwent kluczy, tłumacząc się, że to jest akurat jego prywatne zdanie. Czym się kompromituje, bo nikt go przecież „jako prywatnego” do studia nie zapraszał. Wówczas szefowie jego partii, składają oświadczenie, że partia ma zdanie takie, a takie.

Dziennikarze są szczęśliwi, bo mają o czym mówić i pisać. A gdy nie mają, to sami (dziennikarze) wymyślają tematy, wygrzebują jakieś zaprzeszłe wypowiedzi, jakieś plotki i ploty – i dalej nimi dźgać polityków jak niedźwiedzia włócznią. I coś się dzieje! Oglądalność rośnie, zarobki pną się w górę! A co bardziej zajadli w dręczeniu niedźwiedzia awansują z sejmowych korytarzy do studiów.

Emocje i sensy

Problemem jest też i to, że każdy język ma dwie warstwy. Niesie bowiem z sobą przekaz i emocje.  O ile chodzi o emocje, to nasi politycy świetnie sobie z tym radzą i potrafią trafiać do swych zwolenników właśnie emocjami. Tu zaznaczę, że jest to najłatwiejszy, bo najbardziej prymitywny, sposób istnienia w polityce, apelowania do swych zwolenników i zwalczania przeciwników politycznych. Niestety, u nas coraz częściej scena polityczna zamienia się w gospodę, w której nieprzytomni biesiadnicy posuwają się do obelg i wyzwisk. Przemocy fizycznej jeszcze nie ma, ale to tylko kwestia czasu.

Jeśli chodzi sens wypowiedzi naszych polityków nie jest dobrze, bo jest też prymitywnie. Najczęściej powtarzają oni kilka formułek programowych, na przemian z obelgami miotanymi pod adresem swych przeciwników. Kultura językowa jest też niska. Odnotować trzeba niewielki zasób słów, fatalną składnię i słabą znajomość odmiany przez przypadki.

Kto wypada najlepiej w moim telewizorze

Według mojego rankingu z czołówki politycznej najlepiej mówią panowie Krzysztof Bosak i Włodzimierz Czarzasty. Obaj są co prawda na dwóch krańcach politycznej sceny, ale łączy ich to, że mówią precyzyjnie, nie męcząc nas wtrętami, skojarzeniami i dygresjami. Nadto są bardzo powściągliwi w „gospodarowaniu emocjami”. I chwała im za to.

Znacznie niżej w tym rankingu plasuje się pan Władysław Kosianiak-Kamysz, bo mówi zawsze w dużym zdenerwowaniu, jakby miał za chwilę obwieścić jakąś gigantyczną katastrofę. Mówi długimi zdaniami, w których podmiot jest trudny do odnalezienia. I zawsze mówi tak, jakby przemawiał z katedry uniwersyteckiej w czasie otwarcia roku akademickiego. Sztywność i fasadowość jego wystąpień jest dojmująco przykra.

Jego wspólnika z wyborów, pana Szymona Hołownię, również ogląda i słucha się z rozdrażnieniem, bo pan Hołownia przemawia jakby był wodzirejem na balu emerytów w powiatowym miasteczku. Bawi się słowami, uśmiecha się bez przyczyny i stara się być miłym. A miło, to jest w sklepie alkoholowym – jak mawiał klasyk. W sumie pan Hołownia jest nieludzko zajęty własnym wizerunkiem, staraniem, żeby go wszyscy lubili. Jest z lubością wsłuchany w samego siebie. Daleko mu co prawda do lidera „milasków politycznych” pana Roberta Biedronia, ale Hołownia się stara.

Donald Tusk mówi dobrze po polsku, choć mógłby wyzbyć się tak licznych wtrętów. Niestety w obecnej sytuacji politycznej pan Tusk zmuszany jest do opędzania się od politycznych ataków PiS. I to mu zajmuje znacznie więcej czasu, niż przekonywanie nas do słuszności swych działań. Ale, gdy sytuacja się uspokoi, być może wróci do dobrej formy znanej sprzed lat. Daję mu szansę.

Na końcu mego rankingu jest – niestety – pan Jarosław Kaczyński. A to dlatego, że nie potrafi (lub nie chce) powstrzymać się od zbytecznej agresji względem swych adwersarzy. W spokojnych  czasach natomiast zbytnio celebrował własną osobę, jako mówiącego. Ale ja to rozumiem, bo jak inaczej ma się zachowywać Ojciec Narodu? Ma się przymilać jak pan Hołowni?

Dzień bez polityki

Obecnie pora już najwyższa na ostre restrykcje wobec naszych polityków i dziennikarzy „od polityki”. Czas już wprowadzić – na początek – „Dzień Bez Polityki”. Najpierw trzeba będzie wybrać jeden dzień w roku i zakazać w tym dniu politykom jakiejkolwiek aktywności, pokazywania się w telewizji i radiu. A stacjom telewizyjnym jakiegokolwiek wspominania nawet o polityce. Potem należy wprowadzić „Dzień Bez Polityki” raz w miesiącu, a potem w każdym tygodniu. Na końcu zaś tego procesu wyprowadzania polityki z naszych domów, trzeba będzie wprowadzić zakaz polityki przed 22.00.  Zero informacji, zero programów politycznych.

A jeżeli mamy „Dzień bez papierosa”, to dlaczego nie może być bez polityki? Papierosy trują, polityka truje nas wszystkich. I jeżeli w telewizjach nie można emitować filmów porno, to dlaczego można puszczać te chore awantury polityczne?

Dno

Obecnie nasza polityka, pod względem etycznym sięgnęła dna. Choć pisał Różewicz, że dzisiaj dna już nie ma i można spadać bez końca. Chamstwo, agresja, bezwzględność i okrucieństwo wsparte są brutalnością, szyderstwem i poniżaniem przeciwnika. Tak jest w naszym parlamencie i w telewizjach.

We mnie budzi to wstręt. I nie chcę być biernym uczestnikiem mordobicia. Naprawdę można rozmawiać z przeciwnikiem. Przecież nie mamy wojny domowej. I nie musimy do siebie strzelać.

Elita?

Pewien dziennikarz powiedział ostatnio do siedzących w jego studio posłów: „Panowie są elitą narodu…” I żaden z gości nie zaprotestował. A ja bardzo przepraszam, ale tak nie jest! Posłowie i senatorowie są jedynie elitą polityczną.  I tylko polityczną. A poza nimi mamy w Polsce wybitnych naukowców, lekarzy, przedsiębiorców, dyrektorów wielkich firm. Mamy też wybitnych pisarzy, kompozytorów, muzyków, malarzy, aktorów i reżyserów. Tyle tylko, że nie wszyscy z tych wybitnych myślą o sobie, choć mogliby, jak o członku elity. A posłowie – bez powodu – tak.