WALTER ALTERMAN: O wyraźnej wymowie i trochę o innych kłopotach

W dawnych czasach także mówiono i pisano inaczej... Wystarczy jednak dużo czytać. Także "Trylogię" Henryka Sienkiewicza; Juliusz Kossak - Kmicic z Oleńką na kuligu, 1885 - 1987

Przed laty w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie byłem świadkiem rozmowy dwóch Polaków. Jednym był elegancki przedwojenny major, lat około sześćdziesiąt-siedemdziesiąt, który przyszedł z żoną do POSK-u, na kawę. Drugim był pięćdziesięciolatek, skromnie ubrany, który w kawiarni ośrodka sprzątał ze stołów naczynia.

– I co tam u pana? – zaczął major.

– No, sprzątam tutaj – odparł pięćdziesięciolatek. – Jak tatuś żyli, to zawsze jakąś pracę załatwili.

– Tutaj niewiele pan zarobi – powiedział major. – Podciągnął się pan trochę w angielskim?

– Nie idzie mi, panie majorze.

– To ile już lat jest pan w Londynie?

– Tatuś ściągnęli, będzie już… z dwadzieścia lat.

– Dwadzieścia lat… – zmarkotniał major. – Musi się pan nauczyć angielskiego, wtedy godnie pan zarobi.

– Ale jak, panie majorze? Jak oni tutaj inaczej piszą, a inaczej mówią?      

Ta prawdziwa scenka, niech będzie wstępem do dzisiejszych rozważań o naszym języku, bo my również inaczej piszemy, a inaczej mówimy. I nie jest łatwo.

W komunizmie czy w komuniźmie

Modne stało się ostatnio wymawianie „w komunizmie” – dokładnie tak jak się pisze. Poszło chyba od rządu i posłów, poprzez marszałków, prezydentów miast, burmistrzów aż do dziennikarzy. Możliwe zresztą, że kolejność infekcji była odwrotna.

Poprawnościowo wszystko jest dobrze, bo można mówić zarówno „w komunizmie”, jak i „w komuniźmie”, co znaczy że obie formy są poprawne. Jednak przez całe dziesięciolecia lud i władza mówili „w komuniźmie”, „ socjaliźmie” i „faszyźmie”.  Dlaczego zatem teraz, nagle wszyscy przestali zmiękczać „z” i mówią twardo, bez zmiękczania?

Najpierw pomyślałem, że jest to nowa forma walki z komuną i podobnymi jej „ – izmami”. Takie jakby napiętnowanie językowe, odcięcie się od PRL-owskiej tradycji i wyraz niezłomnego sprzeciwu. Potem jednak doszedłem do wniosku, że historycznie biorąc jest trochę inaczej.

Było tak, że gdy te „-izmy” przychodziły do naszego języka, w XIX wieku i później, to w mówieniu obowiązywała forma pisana, czyli „w komunizmie”. Jednak niedługo potem wymawianie  zostało dostosowane do polskich zwyczajów językowych. A jednym z nich jest tzw. palatalizacja, czyli zmiękczanie samogłosek, na skutek ich sąsiedztwa z miękkimi, zmiękczonymi spółgłoskami, lub bezpośrednio z „i”. I tak było przez dziesięciolecia. To dlatego z zasadą palatalizacja wymawiamy: „widzę kilka koni” – z miękkim „n”. A wymowa „kon-i” byłaby śmieszna, tak samo jak np. „w feminizmie” bez zmiękczenia „z”.

Ostatnio jednak doszły do głosu, czyli do mówienia, nowe grupy obywateli, nie do końca świadome zawiłej tradycji naszego języka. A jest to język niełatwy. I ci nowi ludzie, chcą wydać się bardziej wykształconymi niż są,  zaczęli mówić po nowemu, czyli po staremu. Tym samym, zamiast kontynuować to co było normalne i dobre, cofnęli się do początków istnienia w naszym języku rzeczonych „- izmów”. Nie ma wyjścia, trzeba zaczekać, aż następne pokolenie znowu spalatalizuje twarde „z” w tych „- izmach”.

Jedno jest pewne – mówiący „w socjalizmie”, wiedzą że odcięli się od tradycji. Znać to po trudzie, z jakim łamią sobie języki chcąc mówić twardo „z”. I znać, że mimo cierpiemia czują się lepiej. Rzecz w tym, że palatalizacja nastąpiła dlatego, że Polacy chcieli mówić wygodnie.

Ciekawe czy w zaciszu domowych sypialni, ci wymawiający „w komunizmie”, mówią też o „orgazmie” i „organizmie”? To ważne, bo łamanie języka, w imię wymyślonych zasad, może mieć zgubny wpływ na organizm i orgazm.

Getto czy gietto

Czy zwrócili Państwo uwagę, że osoby starsze, którym przyszło przeżyć piekło II wojny światowej   i okupacji, bardzo często mówią „gietto”? Słychać to na dokumentalnych filmach. My, urodzeni już po wojnie mówimy „getto”, ale pokolenie urodzone przed wojną mówiło „gietto”, czyli zmiękczało.  I nie był to żaden gwaryzm czy regionalizm. Bo w tym przypadku – podobnie jak „w komuniźmie” zaszła palatalizacja, czyli zadziałała norma zmiękczania. Później zaczęto mówić getto – może dla podkreślenia, że getta były w czasie wojny tworem niemieckich okupantów?

Pegeer czy pegieer

I jeszcze jeden przykład palatalizacji. Z utworzeniem w Polsce, po 1945 roku – na wzór sowchozów –  Państwowych Gospodarstw Rolnych, zaczęto pisać je skrótem PGR. A wymawiało się ten skrót „pegieer”, „pegieery”. Po kilku latach władza zaczęła mówić „pegeer”, pegeery”. Niemniej, na wsiach chłopi mówili, do końca istnienia tych tworów, „pegieer”. I mieli rację, bo tak nakazywała im zaszczepiona „w genach” poprawna polska wymowa.

Kłopot z inspirowaniem

Coraz częściej słyszy się, jak dziennikarze mówią: „to jest inspirujące, to inspiruje”. Szczyt dziwactwa osiągnął sprawozdawca sportowy, który stwierdził: „Ten tenis jest inspirujący”.

Błąd bierze się z niezrozumienia znaczenia i dopuszczalnych możliwości składniowych słowa „inspiracja” w języku polskim. Słowniki informują, że wyrazy bliskoznaczne inspiracji to: siła sprawcza, motyw, impuls, przyczyna, motor działań, natchnienie, motywacja, podszept. I to się zgadza, bo „inspiracja” zawiera w sobie rdzeń słowotwórczy „spiro” czyli ducha.

Kłopot jest ze związkami słownymi, w skład których wchodzi ta „inspiracja”. Otóż można inspirować kogoś do czegoś. Poprawne będzie: „Zostałem zainspirowany do dalszych poszukiwań”; „To panią z pewnością zainspiruje do zbadania tej sprawy”.

Niestety coraz częściej słyszy się w radio i telewizji: „To jest inspirujące”. I nie pada w tym przypadku – do kogo skierowana jest ta inspiracja i co będzie obszarem inspiracji. Czyli – mamy na nowo odkryte słówko, ładnie i z obca brzmiące, które używane jest jako ozdobnik, znak  sygnalizujący, że mówiący nie jest hetką-pętelką i jest człowiekiem wykształconym. Może i jest, ale przecież nie do końca dobrze wykształconym.

Hetka-pętelka

A hetka-pętelka to ktoś mało znaczący. W ogóle to ładny zwrot. Jeszcze w połowie  XX w. hetką nazywano „lichego, zabiedzonego konia”. Natomiast pętelka to uszko z tasiemki lub sznurka. Julian Krzyżanowski tłumaczy to, odwołując się do żartów Sienkiewiczowskiego pana Zagłoby, który szydził z szamerowanego złotymi i srebrnymi pętlicami umundurowania litewskich chorągwi, które – jego zdaniem – niewarte były aż tak wytwornych mundurów. Pętelka w tym kontekście oznaczała jeźdźca – równie marnego jak dosiadana przez niego hetka, w myśl powiedzenia, że lichy koń wart lichego jeźdźca.

I jeszcze jeden problem z tym „hetką”. Jeszcze przed II wojną światową Polacy,  zamieszkujący wschodnie tereny Rzeczpospolitej – oraz długo po powojennych przesiedleniach do Polski – wymawiali „hetka” inaczej niż mieszkańcy centrum kraju. Otóż Polacy pod wpływem języków ukraińskiego, białoruskiego i czeskiego wymawiali spółgłoskę „h” w takich wyrazach jak: hetka, hetman, harcerz, herbata, historia – twardo i dźwięcznie. Natomiast „ch”, tak jak w wyrazach chłop, choroba, bochen, chrabąszcz – wymawiali bezdźwięcznie. I po tej wymowie można było poznać, że ten rodak pochodzi ze wschodnich terenów. Dziś norma językowa nie przewiduje żadnych różnic w wymowie „h” i „ch” i obi spółgłoski wymawiane są bezdźwięcznie. Trochę szkoda, bo zniknął ładny koloryt z języka.

Odmiana przez przypadki

Ładna pani w telewizji powiedziała, że ktoś pojechał do Chersoni. Skąd ona wzięła taką odmianę, skoro w polskiej tradycji historycznej mamy Chersoń? A zatem powinno być, że ktoś pojechał do Chersonia.

Jest to kolejny przypadek nieznajomości historii i tradycji języka polskiego. Przecież nie mówimy, że na Ukrainie jest miasto Lwiw.  Mówimy i piszemy –  Lwów. I nie ma to nic wspólnego z jakimiś odwetowymi tendencjami z naszej strony. Tak samo jak jest Rzym a nie Roma, Istambuł a nie Instanbul.

Wystarczyłoby, gdyby ktoś z redakcji przeczytał „Trylogię” Sienkiewicza, to by może wiedział. Bo obejrzenie filmu, to nie to samo. Tym bardziej, że aktor mógł akurat o Chersoniu mówić niewyraźnie.