WALTER ALTERMAN: Starcie Zachodu z Dalekim Wschodem (3). Polska – wolność przede wszystkim

Jan Matejko: "Potęga Rzeczypospolitej u zenitu. Złota wolność. Elekcja R.P. 1573". Olej na płótnie 1889 r.; Fot. Wikipedia

Rosja, Polska, Ukraina – starcie Zachodu z Dalekim Wschodem (3); Polska – wolność przede wszystkim

Paweł Jasienica w „Polsce Piastów” postawił tezę, że okres rozbicia dzielnicowego (od 1138 r. do 1320) był dla Polaków zbawienny. Nieistnienie centralnej władzy wymusiło na społeczeństwie szlacheckim w Polsce istotne rozumienie wspólnego interesu – twierdził Jasienica. Dało to podstawy do szanowania i cenienia wolności indywidualnej.

Złota wolność – rodowód

Z jednaj bowiem strony trzeba było dbać o własne sprawy (w ramach księstw), nie zapominając o fakcie, że w sąsiednich księstwach żyją ludzie mający ten sam język, pochodzenie i hołdujący wspólnym wartościom. Z drugiej strony – każda silna władza centralna jest opresyjna wobec poddanych – wymaga powinności na rzecz państwa i podatków.

To w okresie rozbicia dzielnicowego – zdaniem Jasienicy – ukształtował się charakter narodowy Polaków, to wtedy nasz naród „zakodowany” został raz na zawsze. Skoro bowiem nie było królów, którzy wszędzie w Europie byli właścicielami ziem i ludzi, byli prawodawcami i sędziami oraz naczelnymi dowódcami, zatem skoro królów w Polsce nie było, to władzę trzeba było wziąć we własne ręce. Władzę i odpowiedzialność.

Władza książąt dzielnicowych był słaba i dlatego książęta musieli „dogadywać się” ze szlachtą. W ten sposób szlachta stała się faktycznym władcą swego państwa. I wtedy to właśnie szlachecka relikwią stała się wolność. Nie oceniamy tu następnych wieków, na razie szukamy źródeł złotej wolności szlachty.

Dodajmy jeszcze jedno: Polska była fenomenem w Europie pod względem liczby szlachty, czyli  osób mających bierne i czynne prawo wyborcze. W większości europejskich państw szlachta stanowiła około 2 procent ogółu ludności. Natomiast w Polsce od 8 do 10 procent. To był bardzo dużo i ten stan rzeczy kształtował też siłę polityczną szlachty. Dla przykładu, uważa się, że rewolucja Cromwella uczyniła z Anglii demokrację, bo bierne i czynne prawo wyborcze uzyskało 2,5 procent ludności.

Jeszcze za czasów Piastów prymat władzy książęcej i królewskiej był oczywisty. Piastowie mieli naturalne prawa do ziem i ludzi. I zachowywali się jak na ówczesnych władców przystało. Liczyli się z ówczesnym rycerstwem, które potem przekształciło się w szlachtę, ale to książęta i królowie dokonywali nadań ziemi, to oni płacili za wyprawy wojenne. Ale też wszelkie nieposłuszeństwo karali „na gardle”. Piastowie zachowywali się jak właściciele przedsiębiorstwa, którego nazwa to Polska, Mazowsze, Małopolska, Wielkopolska itd. Byli jak najbardziej typowymi średniowiecznymi władcami.

Ze zgonem Kazimierza Wielkiego wygasła jednak prymarna linia Piastów. I to wtedy na scenę polityczną wchodzi szlachta. Oczywiście przewodzili jej możnowładcy, których Polska już się dorobiła. Zasady elekcyjności królów bardzo się szlachcie podobały. Bo w czasie interregnum i w czasie elekcji miała bardzo dużo do powiedzenia – tak w sprawach kraju, jak i swoim własnym interesie.

W historii mówi się o Piastach i Jagiellonach, tak jakby byli oni równorzędnymi królewskim rodami. Tak nie było. Piastowie byli królami „z natury”, a każdy z Jagiellonów był wybierany.

Lęk szlachty przed władzą dynastyczną

Po wygaśnięciu rodu Jagiellonów zaczęły się już prawdziwe problemy Polski, a problemem głównym była złota wolność szlachecka. Każdy kolejny wybierany władca Polski musiał szlachtę przekupić, dając jej nowe przywileje. A ponieważ królów wybierano często, to szlachta obrastała w prawa i opacznie rozumiane „wolności”.

Szlachta „nie zauważyła”, że to co było dobre w okresie rozbicia dzielnicowego, teraz gdy państwo rozrastało się, nieco uwierało, bo potrzebna była silna władza centralna, władza królów.

Za dużo wolności

Z czasem obce dwory chciały mieć wpływ na to kto zostanie królem Polski. Pojawili się w interregnum posłowie obcych państw, którzy namawiali do wyboru właśnie ich kandydata. Niestety nie ograniczali się oni jedynie do działań oratorskich i dochodziło do przekupywania elektorów. Rzecz jasna najwięcej brali magnaci, bo przy ich klamce wisiało mnóstwo braci kontuszowej, wokół magnatów tworzyły się „partie”. Te partie, niestety, nie zawieszały swej aktywności po wyborach. Skorumpowani magnaci mieli już na stałe, na swój polityczny użytek, skorumpowanych przez siebie pomniejszych szlachciców.

W czasach, gdy w państwach Zachodniej Europy, coraz większą siłę ekonomiczną przedstawiały miasta, w Polsce szlachta ograniczała coraz bardziej ich znaczenie. Dlaczego? Bo dobrze wiedziano, że wraz z siłą ekonomiczna miast będzie wzrastało ich znaczenie polityczne. A polityka w Polsce miała być zastrzeżona jedynie dla stanu szlacheckiego.

Mówiąc o dominującej roli szlachty i jej wolności, wyjaśnijmy też, że w dawnej Polsce nie wszyscy chłopi byli poddanymi. Przede wszystkim chłopi osiadli na Prawie Magdeburskim cieszyli się znaczną wolnością od danin i innych opłat na rzecz szlachty. Poza tym spora część chłopstwa była wolna lub korzystała z dużej wolności, np. w dobrach królewskich czy biskupich. W latach 20-tych XX wieku przeprowadzono badania antropologiczne w wybranych miejscach Polski. Wtedy okazało się, że np. chłopi z łowickich dóbr biskupich byli średnio wyżsi od pozostałych chłopów w Polsce o 12 cm. To ogromna różnica, świadcząca, że łowiczanie nie cierpieli głodu, że odżywiali się po prostu lepiej.

Formalnie i prawnie nie istniało w Polsce rozróżnienie na szlachtę wyższą i niższą, różnice leżały jedynie w zamożności. Rozróżnienie formalne istniało jeszcze w stanie rycerskim, kiedy to przewidywano odmienne kary dla rycerstwa wyższego i niższego, lecz ustrój demokracji szlacheckiej zrównał nominalnie w prawach wszystkich szlachetnie urodzonych. Z czasem jednak pojawiło się głębsze zróżnicowanie ekonomiczne, pojawiły się rody arystokratyczne, szlachta średnia i szlachta szaraczkowa, o różnym statusie społecznym, czasem różniąca się od chłopstwa jedynie kultywowaniem rodowej tradycji i odrębnym statusem prawnym.

Od XVII wieku stan szlachecki w Polsce staje się coraz bardziej zamknięty w sobie, dąży do podkreślenia swej wyjątkowości, także poprzez mitologizowanie swego pochodzenia wywodząc swe pochodzenie od Sarmatów. Szlachta coraz bardziej dba o legitymowanie się dokumentami rodowymi. Osoby legitymujące się świeżym szlachectwem, nie miały wielkich szans na wejście do starych rodzin, a małżeństwa zawierane między osobami szlachetnie urodzonymi z osobami o bardziej pospolitym pochodzeniu (również mieszczańskim) były postrzegane jako mezalians.

Podkreślmy i to, że w Królestwie nigdy nie było książąt, hrabiów, wicehrabiów i całej reszty oznaczonej tytułami magnaterii. Polska szlachta miała zagwarantowane statutami, że nikt nie będzie się tytułem wynosił nad nikogo. Nie wolno też było przyjmować żadnych tytułów z rąk obcych dworów.  Natomiast byli oni na Litwie i Rusi. Dlatego też, szczególnie po Unii Lubelskiej, pojawiły się w Rzeczypospolite tytuły.

Zabawną historią jest to, że już w XIX wieku nasz wielki komediopisarz Aleksander Fredro „zaczął się pisać” jak Aleksander hrabia Fredro. Tytuł uzyskał na austriackim dworze, co bardzo śmieszyło (ale po cichu) prawdziwych wyższych herbowych. Jeżeli komuś bardzo zależało mógł też zostać hrabią papieskim, wystarczyło przekazać Watykanowi odpowiednio dużą sumę. Ale każdy „hrabia papieski” był już powodem do jawnych już drwin.

Do końca XVIII wieku szlachta w Polsce cieszyła się licznymi przywilejami: wyłącznego prawa własności ziemskiej, wolności od uwięzienia przed wydaniem wyroku sądowego, prawo to nie przysługiwało nieposesjonatom, wolności od podatków z ziem folwarcznych, wolności od ceł przywozowych za towary nabyte za granicą na własny użytek, prawa do nabywania po niskiej cenie soli, wyłączności do korzystania z praw publicznych, wyłączności na dostęp do godności świeckich i publicznych.

Zaznaczmy, że szlachectwo nie dawało pełni praw, dopiero w powiązaniu z ziemiaństwem, czyli posiadaniem ziemi stanowiło obywatelstwo i stwarzało możliwości korzystania ze wszystkich wolności szlacheckich.

Zauważmy, że nie w każdej „ziemi” szlachty było tyle samo. W Rzeczypospolitej w XVII w ziemi łomżyńskiej szlachta stanowiła 47% mieszkańców, w ziemi wiskiej 45%, natomiast natomiast województwo bracławskie zamieszkiwał zaledwie 1% szlachty, krakowskiej 1,7%, ziemię wieluńską 2,45%, województwo sieradzkie 4,66%, województwo pomorskie 6,7%, w Wielkopolsce szlachta stanowiła 4,8% ogółu społeczeństwa.

Rokosz Zebrzydowskiego i wojny w imię wolności szlacheckiej

Lęk szlachty przed wzmacnianiem władzy królewskiej był stały i silny. Za przykład niech nam posłuży bunt szlachty przeciwko Zygmuntowi III Wazie w latach 1606–1607. Królowi zarzucano faworyzowanie jezuitów oraz cudzoziemców i przypisywano zamiar wprowadzenia władzy absolutnej. Z pewnością wiadomo, że dążył on do ustanowienia dziedziczności tronu, pozbawienia szlachty większości przywilejów i pozostawienia izbie poselskiej jedynie głosu doradczego, a nie stanowiącego.

Spór zaostrzyło ultrakatolickie nastawienie władcy, niechętnie widziane przez różnowierców oraz jego konflikt z wpływowym Janem Zamoyskim.

Bunt w latach 1606–1607 nazywamy rokoszem Zebrzydowskiego, lub rokoszem sandomierskim, w którym katolicy, jak i protestanci, magnateria, jak i szlachta walczyli o zabranie monarsze prawa rozdawnictwa zwolnionych urzędów i zmuszenia go do wygnania jezuitów i cudzoziemców.

Przywódcami buntu byli: marszałek wielki koronny Mikołaj Zebrzydowski, Jan Szczęsny Herburt, Stanisław Diabeł Stadnicki i podczaszy litewski Janusz Radziwiłł. Chcieli oni zdetronizować Zygmunta III Wazę, wprowadzić obieralność urzędników ziemskich na sejmikach oraz zmusić posłów do ścisłego przestrzegania instrukcji sejmikowych. O ten ostatni postulat buntowników walka toczyła się do samego końca Rzeczypospolitej. Chodziło w istocie o to, żeby poseł był jedynie biernym wykonawcą woli sejmików ziemskich.

Rokosz zakończył się zwycięstwem króla w bitwie pod Guzowem w 1607 roku, lecz wzmocnienie władzy królewskiej zostało udaremnione. Aby się przed nim ustrzec, sprecyzowano dawniejszy przepis o prawie do wypowiedzenia królowi posłuszeństwa, nakazano też senatorom rezydentom zdawać sprawę sejmowi z urzędowania przy boku monarchy. Król zgodnie z wolą magnatów (niechętnych wzmocnieniu jego władzy) odstąpił od wymierzenia kar buntownikom.

Rokoszanie ulegli, ale ich wspólna idea, idea złotej wolności, wyszła bez szwanku, tryumfująca, nawet uświęcona nowymi ustawami.

Prawo do występowania poddanych przeciwko władcy gwarantował artykuł konfederacji warszawskiej z 1573 roku, wysnuty z przywileju mielnickiego z 1501 roku, gdzie zapewniano senatorom prawo do uznania króla, który przekroczył swoje uprawnienia, za tyrana.

Egoizm wolności

Egoizm szlachty (jak każdy egoizm polityczny), zrazu wolno, małymi krokami, potem coraz szybciej i szybciej zaczął działać przeciw niej. Aż – pomijając już poszczególne przypadki – doprowadził do rozbiorów.

Krótkowzroczne rozumienie własnego interesu szlachty przejawiało się i w tym, że nie chciała dać wolności ukraińskim kozakom. Ze względów ekonomicznych byli temu przeciwni panowie ukraińscy, bo bali się utraty dochodów od niewolnego chłopstwa. Ze względów emocjonalnych i fundamentalistycznych sprzeciwiała się też szlachta Korony i Litwy. Danie jakiejkolwiek wolności Kozakom było dla szlachty niedopuszczalne, bo choć czasami biedniejsza, to nie chciała równać się z chłopstwem.

Spadek, nie do końca dobry

W tym miejscu mówimy tylko o podstawowych cechach narodu – obywatelskości i wolności. Te pozostały najważniejsze także pod rozbiorami.

Od połowy XIX wieku trwało wchodzenie reszty społeczeństwa (mieszczaństwa i chłopstwa) „w buty szlachty”. Były pozytywy takiego dziedzictwa, ale była też kontynuacja negatywnych cech szlacheckiego myślenia. Tak więc etos wolności i obywatelskości „trafił pod strzechy” i przyczynił się walnie do odrodzenia państwa. Ale przy okazji znalazły swych kontynuatorów w nowych warstwach: brak głębszej refleksji nad istotą państwa, przedkładanie własnego interesu nad dobro ogółu, organiczna wręcz skłonność do popisywania się przed innymi majątkiem i pozycją społeczną.

Gdybyż to szlachta nasza potrafiła się samoograniczyć w korzystaniu z własnej wolności, może inaczej potoczyły się nasze dzieje. Pewności nie ma, ale że nikt nie próbował to też prawda.