WALTER ALTERMANN: Artysta odpowiedzialny Maciej Prus 1937 – 2023

Fot. arch.

Był artystą niecodziennym i nadzwyczajnym. Teatr traktował jako swoje najważniejsze życiowe wyzwanie. Ściślej mówiąc – teatr był dla Niego najważniejszy. Tworzył z niespotykaną dzisiaj powagą i odpowiedzialnością.

Najpierw studiował historię sztuki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W 1961 skończył Wydział Aktorski w PWST w Krakowie. Następnie, w 1968 roku ukończył Wydział Reżyserii PWST W Warszawie. Na początku lat 60. XX wieku został aktorem zespołu Starego Teatru w Krakowie.

Taka droga życiowa artysty nie jest wyjątkowa, choć angaż do Starego Teatru z całą pewnością był sukcesem młodego aktora. Jednak Prus był człowiekiem poszukującym głębszych sensów w teatrze i nowych wyzwań. Dlatego też związał się z Jerzy Grotowskim i jego teatrem eksperymentalnym, czyli z Teatrem Laboratorium 13 rzędów w Opolu. Maciej Prus występował w teatrze Grotowskiego w latach 1962–1963. Zagrał w AKROPOLIS Wyspiańskiego w reżyserii Jerzego Grotowskiego i Józefa Szajny (1962) oraz w polskiej prapremierze „Tragicznych dziejów Doktora Fausta” Christophera Marlowe’a w reżyserii Jerzego Grotowskiego (1963)

Laboratorium Grotowskiego

Teatr Laboratorium poszukiwał nowych środków wyrazu. Niejako badał naturę człowieka i gry aktorskiej. Tworzono tam przedstawienia „surowe”, bez żadnych ozdobników i blichtru – aktor, niekiedy prawie nagi, stawał przed widownią i dzielił się z nią przeżyciami postaci, emocjami, walką z samym sobą. Widzowie Teatru Laboratorium mieli do czynienia niejako „z istotą” człowieczeństwa – z naszą wspólną, ludzką bezsiłą, lękami, obsesjami, dążeniem do zrozumienia samych siebie.

Teatr Laboratorium z pewnością był poważnym wyzwaniem dla każdego młodego aktora, wykształconego w szkołach teatralnych i ułożonego do grania klasycznego repertuaru, do pięknego wysławiania się, nienagannej dykcji, eleganckiego noszenia kostiumu. Grotowski jako jeden z pierwszych na świecie, zapoczątkował rewolucję teatralną, z której istnienia i znaczenia większość dzisiejszych widzów nie zdaje sobie sprawy. Stało się bowiem tak, że doświadczenia i praca Teatru Laboratorium weszły do podstawowych doświadczeń i praktyki dzisiejszego współczesnego teatru.

To doświadczenie. Wyniesione od Grotowskiego z pewnością wywarło ogromny wpływ na Macieja Prusa.

Odpowiedzialnie rozumieć wielką klasykę

Nie będę tu przedstawiał całej bogatej drogi artystycznej Macieja Prusa, bo te informacje znajdą Państwo w Internecie. Podzielę się natomiast moimi uwagami o jego teatrze, jego spektaklach, bo miałem okazję i wielką przyjemność kilkanaście z nich widzieć.

Utarło się w Polsce rozumieć Szekspira i naszą wielką romantyczną klasykę z punktu widzenia procesów społecznych, politycznych, walki o niepodległość – tak jak uczy nas szkoła średnia. Nie stawiam takiemu rozumieniu DZIADÓW czy WYZWOLENIA zarzutów, bo te treści w naszej klasyce oczywiście są.

Jednak w teatrze prowadziło to do „obrazkowego” wystawianie takich utworów. Dominowały spektakle pełne górnych uniesień, wzruszeń i narodowych emocji. Jednak dla pokolenia Macieja Prusa, i trochę od niego starszych reżyserów, było to za mało.

Pierwszym polskim reżyserem, który dostrzegł potrzebę „człowieka” w bohaterach Szekspira, w naszych dramatach romantycznych, w postaciach Wyspiańskiego również, był oczywiście Konrad Swinarski. Jego WYZWOLENIE i DZIADY były niebywałym odkryciem artystycznym. To właśnie on pierwszy, obok Jerzego Grotowskiego, dostrzegł w Romantyzmie człowieka – walczącego z niewola, ale nie tylko narodową. Bo Romantyzm to walka o wolność osobistą, walka o prawo do nieskrępowanych myśli i uczuć. Romantyzm to także cierpienie, przekleństwo losu i przeznaczenie.

Maciej Prus ze Swinarskim współpracował, obserwował metodę pracy w 1965, gdy był jego asystentem przy próbach NIE BOSKIEJ KOMEDII w Starym Teatrze w Krakowie. O swoich doświadczeniach ze spotkań z Jerzym Grotowskim i Konradem Swinarskim, Prus mówił:

„Grotowski przekonał mnie, że aktor jest w teatrze najbardziej nośnym elementem, a Swinarski w sposób najpełniejszy realizował moje wyobrażenia o człowieku w sztuce” (za: Andrzej Lis, „Trybuna” 27-28.07.1991).

Droga do własnego stylu

Debiutem reżyserskim Macieja Prusa był PIERWSZY DZIEŃ WOLNOŚCI Leona Kruczkowskiego w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym w Koszalinie-Słupsku (1968). W sezonie 1968/1969 pełnił funkcję kierownika artystycznego tej sceny, później, do 1970 roku, pracował tutaj jako reżyser. W koszalińskim teatrze zrealizował swoje pierwsze głośne spektakle.

Po tych premierach zaliczono Prusa, obok m.in. Helmuta Kajzara i Jerzego Grzegorzewskiego, do pokolenia „młodych zdolnych”. Prus przygotował wtedy m.in. EDWARDA II Christophera Marlowe’a (1969) i JANA MACIEJA KAROLA WŚCIEKLICĘ Witkacego (1969).

„Maciej Prus z całą powagą pokazuje wieś, jaką nakreślił Witkacy i jaka przestała być literackim paradoksem” – pisał Konstanty Puzyna w swojej recenzji zatytułowanej „Wreszcie z sensem (…) Mentalność, uczucia, ambicje są tu już inteligenckie, odruchy, gest, strój, obyczaj –   jeszcze chłopskie. Intelektualny dialog zderza się więc natychmiast z akcją, postaciami i scenerią, dając nieustanny komizm, absurdalny i naturalny zarazem. Bez wygłupów, pomysłów, wyduszania śmiechu na siłę” (w: „Witkacy”, Warszawa 1999).

Na początku lat 70. Maciej Prus realizował spektakle w warszawskim Ateneum i Teatrze im. W. Bogusławskiego w Kaliszu. W Kaliszu zrealizował WYZWOLENIE Wyspiańskiego (1970) i SZEWCÓW Witkacego (1970), których powtórzył rok później w Teatrze Ateneum

Na przełomie lat 60. i 70. wyraźnie zarysował się styl inscenizacyjny reżysera – napisano na portalu CULTURE. – Prus niejednokrotnie mocno ingerował w opracowywany tekst literacki i często w sposób niebanalny go odczytywał. Próbował zachowywać równowagę pomiędzy słowem i walorami plastycznymi przedstawienia. Potrafił doskonale posługiwać się na scenie skrótem, umiejętnie montować widowisko. W tym czasie ukształtowały się również jego literackie i teatralne zainteresowania. Realizował Witkacego, do którego podchodził serio i wystawiał go z powagą i bez udziwnień. Zaczął również mierzyć się z literaturą romantyczną i Stanisławem Wyspiańskim, wystawiał klasykę skandynawską – Henrika Ibsena i Augusta Strindberga. Zainteresowanie dramatem elżbietańskim zaowocowało najpierw przygotowaniem dramatu Christophera Marlowe’a, nieco później przyszedł czas na Szekspira. Inscenizował Antoniego Czechowa. Kilkakrotnie w swojej karierze pracował także nad dramatami Bertolta Brechta. Interesował się przede wszystkim klasyką”.

O sobie Prus mówił tak: „Mnie interesuje klasyka nade wszystko i dlatego w niej siedzę. Dla mnie podstawą zawsze pozostanie dramat. I aktor. Przywiązuję szaloną wagę do możliwości aktora”. I jest faktem, że aktorzy uwielbiali go. Bo odsłaniał przed nimi możliwości, które w nich były, ale „utajone”.

W latach 1974-1976 Maciej Prus wrócił do Krakowa. Pracował w Starym Teatrze jako reżyser. W sezonie 1977/1978 był kierownikiem artystycznym i reżyserem Teatru Muzycznego w Słupsku. W latach 1980-1982 pełnił funkcję kierownika artystycznego Teatru Wybrzeże. W latach 80. był związany przede wszystkim z warszawskim Teatrem Dramatycznym i łódzkim Teatrem im. S. Jaracza,

Tak pisała o Jego DZIADACH w Teatrze Wybrzeże, wybitna znawca epoko Romantyzmu, profesor Maria Janion: „Dziady, które pokazuje nam Prus, są właściwie obrazem gorączki narodu, po prostu naród gorączkuje. Ta niesłychanie konwulsyjna gorączka rozwija się jednej nocy. I w tym sensie są to, w moim przeświadczeniu, bardzo groźne, bardzo niebezpieczne „Dziady”.

W latach 90. Maciej Prus dwukrotnie wystawiał WYZWOLENIE Wyspiańskiego – w Teatrze im. S. Jaracza w Łodzi (1990) i w krakowskim Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie (1992). Świadectwem Jego zainteresowania procesami społecznymi i granic ludzkiej wolności był, zrealizowany – także w Teatrze Wybrzeże – KNIAŹ PATIOMKIN Tadeusza Micińskiego (1981). Spektakl wprost kipiał emocjami, szaleństwem i wielkimi namiętnościami. Naprawdę było to wspaniałe spotkanie z teatrem.

 Ostatni

Odszedł ostatni z reżyserów pokolenia, które rozumiało wielką klasykę. Oni – a z nich Prus najbardziej – szli w głąb dramatów, odkrywali tragedie jednostek, ich wielkie problemy. Wielka to szkoda, naprawdę niepowetowana to strata dla polskiego teatru, że nie ma już Macieja Prusa.

Dzisiaj niestety nasz teatr – w szaleństwie bycia atrakcyjnym – tworzy spektakle płoche, z założenia „atrakcyjnych dla ludu”. Ma być szybko, migotliwie i kolorowo. To przykre. Ale… być może objawią się jeszcze „późni wnukowie” Swinarskiego i Prusa, dla których teatr znowu stanie się miejscem poważnych rozmów o życiu. Miejmy nadzieję.