WALTER ALTERMANN: Czy Dyzmowie mogą mieć honor?

Zdj.: Radosław Sikorski Fot.: arch. Wikipedia/ domena publiczna/ re/

Najpiękniejszy napis na polskiej broni białej to Bóg, Honor, Ojczyzna. Ta trójca dla żołnierza dawnych wieków miała być święta. Czy zawsze była? To już inna sprawa, ale tak miało być. I tak być powinno.

Nie jest prawdą, że każda sprawa honorowa kończyła się strzelaniem lub wywijaniem szablami. Najczęściej powoływano sąd honorowy, składający się z osób o nieposzlakowanej opinii. I taki sąd „ważył sprawę”. Osoba pomówiona, obrażona, lub też stająca w obronie czci kobiety, munduru, instytucji odwoływała się właśnie do sądu honorowego.

Sprawa honorowa

Jeżeli ten sąd uznawał, że obraza, złe zachowanie miało miejsce, to obrażający, zniesławiający miał obowiązek przyznać się do winy, wyrazić skruchę i żal oraz przeprosić tego, który czuł się dotknięty lub znieważony.

Dopiero wtedy, gdy sprawca czynu nie chciał przywrócić światu „moralnego porządku”, był wzywany na pojedynek. Jeżeli do pojedynku nie stawał, był kompletnie skończony. Skutkiem tego tracił pracę. Karą było też i to, że nikt z dobrego towarzystwa nigdzie go nie zapraszał i nikt nie podawał mu ręki… No, tak. Ale skąd wziąć dzisiaj dobre, nieposzlakowane towarzystwo?

Tu wyjaśnię, że pewne kategorie osób nie miały tzw. praw honorowych, byli to, m.in.: politycy, nałogowi alkoholicy, hazardziści, artyści i dziennikarze. Mężczyźni z tego kręgu mogli być obrażani, nie mogąc dochodzić przed sądami honorowymi naprawy szkody i przeproszenia. Jeżeli zaś, wyliczeni powyżej, sami obrażali, pomawiali, to można było na to nie zwracać uwagi.

Dyzmowatość nasza

Przekleństwem naszym jest to, że co kilka, co kilkadziesiąt lat pojawiają się w życiu publicznym osobnicy „znikąd”. Tak jak w powieści Dołęgi-Mostowicza znikąd pojawia się Nikodem Dyzma. Ja wiem, że Dyzma to postać fikcyjna, literacka, ale jakże przydatna do moich dalszych rozważań, więc jej użyję.

Szczerze mówiąc kariera Radosława Sikorskiego jest silnym dowodem na marność naszych elit. Tak samo widział przedwojenne elity autor powieści o Dyzmie. Bo jak to jest, że nasze elity kupują takie lisy farbowane, czy koty w worku. Wystarczy, że jegomość jest przystojny i ma niski głos.  Karierę w Polsce może też zapewnić odrobina egzotyczności – tak jak Dyzma miał ponoć pochodzic z Kurlandii, a Sikorski z Oksfordu.

Niewyraźny życiorys – jako mocna strona?

Co łączy powieściowego Dyzmę z Radosławem Sikorskim? Przede wszystkim, to że obaj studiowali w Oksfordzie. Tu muszę podać informację, że Oksford jest miastem nauki. I znajdują się tam liczne szkoły średnie i kilka szkół wyższych, nie licząc sławnego uniwersytetu.

Radosław Sikorski podaje, że ukończył studia w Oksfordzie. Trochę w tym prawdy, ale nie całej. Bowiem Sikorski ledwie zrobił w Oksfordzie licencjat. Więc w naszym polskim odniesieniu, studiów nie kończył, bo wieńczy je tytuł magistra, którego on nie ma. Dyzma też był bardzo męski i zdecydowany – zupełnie jak Sikorski. Dyzmie rozum zastępowała bezczelność i hucpa. No i bardzo gładko kłamał ten papierowy Dyzma.

Sikorski jest też – podobnie jak Dyzma – mistrzem niedomówień. Na przykład – nigdy nie powiedział co robił w Afganistanie, kluczy, robi miny, nie precyzuje. I skutkiem tego nie wiadomo, czy był tam odważnym dziennikarzem, czy też wnikliwym partyzantem.

Sikorski epatował zdjęciem, na który stoi pośród talibów, mając w rękach karabin. Zatem jest to zachowanie niegodne reportera wojennego. Bo albo się walczy serio, albo jest się tylko dziennikarzem. Najgorsze w tym szpanie jest to, że Sikorski dał niejako powód, żeby walczący mogli bezkarnie mordować reporterów wojennych, bo skoro reporterzy występują czasem z bronią w ręku, więc właściwie są przeciwnikiem…

Radosław Sikorski lubi też wzruszać – jak Dyzma wymyśloną chorobą, nabytą w okopach I wojny światowej. Pamiętam, że przed laty, stojąc na tle własnego pałacyku opowiadał, jak razem z ojcem, tymi rękoma, cegła po cegle odbudowywał pałac, który był wtedy ruiną. I Sikorski – mówiąc to – był bardzo cierpiący nad wysiłkiem własnym i ojca. Nawet poczułem wstyd, że sam nie wziąłem się do restaurowania jakiegoś zabytku.

Nie ma się co obrażać, ale to nasza prawica odkryła Radka jako partyzanta afgańskiego i bohaterskiego reportera. Albo odwrotnie.

Sługa dwóch panów

Czy można być sługą dwóch panów? W komedii jak najbardziej, o czym zaświadcza wielki Carlo Goldoni w swojej komedii pod takim tytułem. Ale w tragedii, w dramacie? Raczej nie. Zatem nie dziwi mnie powszechne zdumienie, że były polski minister, obecny polski eurodeputowany dostawał pieniądze od Emiratów Arabskich, bo Sikorski, odkąd się pojawił na scenie politycznej gra komedię, tyle, że część polityków traktuje te komedyjkę serio. Nawiasem mówiąc – cała publiczna działalność Radosława Sikorskiego to farsa, czyli sporo niżej niż komedia.

Na te zarzuty Radosław Sikorski odpowiada, że dochody ujawniał. Co prawda – nie mówi już – że w Parlamencie Europejskim nie trzeba podawać źródła dochodów, wystarczy podać, ile się brało.

Powiedzmy jedno – nie zawsze to co jest prawnie dopuszczalne, jest moralne. Nie zawsze w zgodzie z prawem, znaczy honorowo. I tego nie rozumie Radosław Sikorski. Niestety, nie rozumieją tego również broniący go politycy z PO. Panowie z PO! Sikorski to nie jednoosobowe Okopy Świętej Trójcy i nie trzeba go bronić do końca. Tym bardziej, że broniąc go tak zajadle sami się mocno upaprzecie panowie, bo sprawa przecież czysta nie jest.

Nie uchodzi

Sikorski ostatnio tłumaczył, że owszem podpisywał jakieś dokumenty o likwidacji WSI, ale na wyraźnie życzenie Antoniego Macierewicz. Panie Radku – chciałoby się powiedzieć – a gdzie pan ma honor? Jeżeli pan podpisał, to odpowiedzialność spada na pana. Pan wtedy był członkiem rządu RP. Czyli z napisu na szabli ma pan już skreślone: honor i ojczyznę. Ojczyznę dlatego, że podobno przyjął Pan kiedyś obywatelstwo brytyjskie. Też niby można, nie jest to zakazane, ale czy to honor dla ministra?

Komisja, czym prędzej

Obecnie nikt, żadna z partii i żaden z wielkich ludzi naszej polityki nie chce się przyznać do wyciągnięcia Sikorskiego z niebytu na polityczne salony. A może to żony naszych polityków – podkochując się w kolejnym Dyzmie – mają decydujący głos w sprawie karier?

To może należałoby powołać Komisję Sejmową do spraw zbadania wpływu żon polityków na ich decyzje? Byłoby naprawdę wesoło. Przy okazji poznalibyśmy małżonki naszych władców, ich język, mentalność i poglądy na świat.

Bo takie wpływy żon na mężów na świecie istnieją! Pamiętam, jak dziekanem jednej z wyższych uczelni teatralnych w Polsce – za czasów PRL-u – został aktor, nie mający matury. Ale za to kochała się w nim – naprawdę platonicznie – żona I sekretarza komitetu wojewódzkiego. I na sztuki, w których grał chodziła po kilka razy. I co miał chłop – znaczy ów sekretarz – zrobić z zakochaną żoną? Więc załatwił żoninemu ulubieńcowi dziekaństwo.

Nie wiem, jak było to z Sikorskim, z jego przejściem z prawicy do liberałów. Z hukiem, z nawoływaniem do dożynania watahy, czyli niedawnych przyjaciół… Oj, nie tylko z honorem ma problemy pan Sikorski. Ze zwykłą przyzwoitością również.