WALTER ALTERMANN: Język – błędy nasze i naszych wybrańców

Fot. arch./ re/ h/ ee

Błędy językowe popełniamy wszyscy, maluczcy i wielcy. Maluczkim, przeciętnym ludziom należy ich językowe niedoskonałości wybaczać, bo wiedząc o swej przeciętności nie pchają się na afisz i nie straszą publiki potworkami językowymi.

Od naszych „wybrańców” jednak, czyli od senatorów, posłów, ministrów prezydenta kraju, prezydentów i burmistrzów należy wymagać więcej. Także od dziennikarzy, bo też pracują w sferze publicznej.

Pogrzebówka

Kupuję w sklepie przy cmentarzu znicze. Obsługuje mnie młoda kobieta. Naraz z zaplecza sklepu wychodzi starsza kobieta i wręcza młodej wiązankę, mówiąc „Tu masz tę pogrzebówkę”. Pytam  młodą czym jest pogrzebówka. Odpowiada: „A to taka wiązanka na pogrzeb”. I uśmiecha się przepraszająco, bo wie, że to dziwaczna nazwa.

Ale tak to bywa, że w wewnętrznym języku, chcąc do minimum ograniczyć mówienie – bo czas leci, a pracy dużo – mówimy skrótami. I zamiast powiedzieć „Masz tu wiązankę pogrzebową”, mówimy – „Masz pogrzebówkę”.

Ta „pogrzebówka” jest niezamierzenie śmieszna, ale funkcjonalna. Natomiast od naszych dziennikarzy, posłów, prezydentów, ministrów, a nawet radnych wymagać powinniśmy znacznie więcej niż od pań ze stoiska. Bo oni stają naprzeciw narodu i nie powinni mówić skrótami. Albowiem oni w mediach, w Sejmie i Senacie nie tylko mówią do swoich kolegów i „niekolegów” z opozycji, mówią do nas wszystkich – i uczą nas, naród, że możemy mówić byle co i byle jak.

Co oddaje poseł?

26 09 2024 r., w czasie posiedzenia Sejmu, poseł partii „Polska 2050”, Mirosław Suchoń powiedział: „Oddajemy szacunek tym, którzy pomagali powodzianom”.

Aż zazgrzytało w zębach, bo składnia jest okropna. Szacunek można komuś okazywać, ale nie – oddawać. Oddawać można cześć. Wiem, że bardzo wiele osób uważa, iż się czepiam, że to mało ważne, bo przecież wiadomo o co chodzi. Otóż nie. Bo inaczej dojdziemy do tego, że kiedyś jakiś poseł chcą okazać komuś szacunek powie z trybuny sejmowej: „Jesteście w pytę. Buźka”.

Estymacja premiera

W Sejmie, 26 09 2024 roku, premier Donald Tusk, w czasie posiedzenia na temat powodzi powiedział: „Będziemy niebawem mieli estymację strat powodziowych, jeszcze niepełną, ale będziemy mieli”.

Czym jest estymacja, która, według premiera ma nam wszystko wyjaśnić? Według słowników jest to oszacowanie, szacunek wstępny, przybliżony. W języku elit estymacja wzięła się z matematyki, potem z ekonomii. Czyli premier mówił, że niedługo będziemy wiedzieli jak duże są, w przybliżeniu, straty, będące skutkiem powodzi.

Myślę, że premier, jak cały nasz parlament, chce być lepszy od zwykłych ludzi, z ich zwykłą polszczyzną. No i brzmi ta estymacja tak, że niewielu wie o co chodzi. To też jest celowe, żeby naród nie spoufalał się z władzą, żeby jednak jakiś dystans był. Demokracja demokracją, ale nie za pan brat świnia z sołtysem.

Animacja rynku

W czasie dyskusji w Sejmie o polskim rynku rolnym, pewien poseł stwierdził: „Chodzi o animację popytu na pasze”. Po czym przedstawił propozycje, które doprowadzą do tego, że rynek pasz w Polsce odżyje.

Dlaczego poseł nie powiedział, że chodzi mu o ożywienie rynku, zwiększenie popytu, o przywrócenie rynkowi pasz jego ważnej roli w rolnictwie? Z tego samego powodu, z którego Donald Tusk mówił o estymacji. Bliższe wyjaśnienia powyżej. A koniec końców – estymacja, animacja świadczą o klasie mówcy, a o ożywieniu, o szacunkach może mówić każdy prostak. Jak to drzewiej mówiono? „Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie”.

Na sztabie, na Sejmie, na odprawie

W czasie, gdy rząd zbierał się, jako sztab kryzysowy, we Wrocławiu, wszyscy dziennikarze i wszyscy politycy mówili jednym głosem, a mówili tak: „Na sztabie”.

A przecież po polsku powinno być: w czasie zebrania sztabu, w czasie obrad sztabu. Niestety „na” robi chorą karierę. Mamy „na Sejmie” – a przecież na Sejmie jest tylko nasza flaga. Mamy też „na komisji” – a poprawnie powinno się mówić „w czasie obrad komisji”.

Łatwo, szybko i bez sensu. Piszę o tym, bo mam już pewność, że jak nasi dziennikarze i politycy mówią, tak i myślą – pobieżnie, po łebkach, szybko, niedokładnie i nieprecyzyjnie.

Składnia

TVP Info, 28. 09. 2024 r. Młoda dziennikarka przedstawiając kłopoty z budową w Łodzi tunelu dla pociągów, mówi: „Informowaliśmy już to państwu”.

Czyli dziennikarka nie wie, że informować można o czymś. Natomiast można powiedzieć: mówiliśmy to już państwu. Albowiem… informowanie i mówienie to nie są identyczne słowa, które można wykorzystywać zamiennie. Bo każde z nich ma swoje zależności składniowe! Ta dziennikarka powinna zaskarżyć swoją polonistkę z liceum, i dochodzić od nauczycielki  odszkodowania za marne wykształcenie.

Bez sensu, za to z emocjami

Język w naszym dzisiejszym parlamencie i w mediach niesie głównie emocje. Z roku na rok nasz język publiczny staje się coraz bardziej prostacki i coraz mniej komunikatywny. To znaczy coraz mniej sensu, coraz mniej informacji, a coraz więcej agresji w stosunku do przeciwników.

Niektóre z osób publicznych starają się też udawać język nauki, co ma być argumentem, że jednak są wykształceni i myślą. Ale po przetłumaczeniu ich „makaronistycznych” wtrętów, wychodzi w sumie brak wiedzy mówiących, brak konkretów. Ot, taki bełkot osobników marnie jednak wykształconych.

Tym samym znikają, karłowacieją, degenerują się i zanikają podstawy naszej cywilizacji. Bo nasza cywilizacja, to między innymi myśl wrażana słowami, zdaniami. Nie ma alternatywnej cywilizacji obrazkowej dla idiotów. Owszem wielkie stare cywilizacje zostawiły po sobie piramidy, akwedukty, wielkie świątynie oraz mury, na przykład chiński. Ale przecież starożytni nie komunikowali się między sobą przy pomocy piramid. Oni mówili i pisali.

Dzisiejszy nasz język (publiczny) nie jest w stanie opisać ani uczuć, ani społecznych celów. Gdy chodzi o miłość – coraz bardziej jest to język żuli, meneli i prostaków, a gdy chodzi o społeczne cele – coraz bardziej jest to język milczący o sprawach, a coraz bardziej wzywający do walki na pały i sztachety.

W naszej polityce, w jej języku nie sposób już doszukać się jakichś wielkich celów, między innymi dlatego, że nasi politycy nie potrafią tych celów sformułować. Oni potrafią jedynie – to też język polski – dopieprzyć przeciwnikowi, zmieszać go z błotem a w końcu dorżnąć. Na razie tylko słowem, ale od słów do czynów mamy tylko krok.