Nie zwykłem chwalić rządu z dwóch powodów. Po pierwsze – obecny rząd ma wystarczająco dużo przychylnych mu portali, prasy, radiostacji i telewizji, żebym i ja musiał rząd chwalić. Po drugie – chwalenie rządu zawsze staje w logicznej opozycji do dziennikarskiego obowiązku poszukiwania prawdy.
Mam zasadę, żeby równo rozdzielać razy – tak opozycji, jak rządowi. I również po równo chwalę. Choć oczywiście według realnych zasług. A ponieważ obecnie nie rządzi opozycja, więc rząd ma więcej okazji do strzelania gaf, popełniania błędów i wygadywania porażających herezji. Skutkiem czego, częściej biorę na cel rząd. I to nie z zamiarem chwalenia. Tym razem jednak przychodzi mi rząd pochwalić.
Skąd wzięły się obecne kłopoty
Świat i Europa dały się uwieść minom i łapówkom Putina. Wszyscy uznali go za fantastycznego faceta do robienia krociowego biznesu. Oczywiście w biegu po miłość Putina wygrywali Niemcy, od 1945 roku żyjący pod przemożnym wrażeniem siły Rosji i ogromnego przed nią strachu.
USA też dały się zwieźć, a właściwie z ochotą przystały na taki paradygmat – skoro Rosja daje zarobić, to jest już normalna. Podejrzewam, że na amerykańskich elitach duże wrażenie robiły też jachty rosyjskich elit – bo, skoro ktoś ma takie jachty, to z pewnością wojna mu niepotrzebna.
A Rosja? Putin liczył na pazerność kapitalizmu Zachodu. A był ośmielony, bo skoro Zachód przymknął oko na aneksję Krymu, to z pewnością przymknie też oczy na zabór całej Ukrainy. Na szczęście dla świata Zachód się obudził… Ale też, owo budzenie wymagało ogromnego wysiłku, głównie nas Polaków. A Niemcy właściwie jeszcze śpią, śniąc o milionach ton gazu płynącego rurociągami Nord Stream I i II.
Dobry interes naszego rządu
Tytuł tego felietonu jest połową znanego polskiego powiedzenia: „Kochajmy się jak bracia, lecz liczmy się jak Żydzi”. I jak w każdym przysłowiu najważniejsza jest puenta. Od razu zaznaczam, że to przysłowie, czy też powiedzenie, jest wyrazem szacunku dla Żydów, którzy interesy prowadzili rzetelnie, czyli dobrze.
Co to jest dobry interes? Ano taki, po którym obie strony są zadowolone. Zwykle jedna strona dostaje dobry towar, a druga przyzwoite pieniądze. Dodatkowo – przy dobrym interesie obie strony dochowują danego słowa lub zapisów umowy.
W obliczu rosyjskiej napaści na Ukrainę, wobec prowokacji na naszych wschodnich granicach i wobec ogólnie agresywnej polityki Rosji, rząd zdał sobie sprawę, że nasze możliwości militarne są, delikatnie mówiąc, bardzo ograniczone. Mamy armię za małą, a także marnie wyposażoną. Zatem stanął przed polskimi władzami naturalny problem – zwiększenia liczebności armii oraz dania naszemu wojsku odpowiednio dużo nowoczesnej broni. Być może zapowiedzi ministra Mariusza Błaszczaka o aż 300-tysięcznej armii są przesadzone, ale jej powiększenie jest przecież koniecznością.
Polska przekazała Ukraińcom wiele helikopterów, czołgów, pojazdów opancerzony, armat, haubic, dział i sporą część, z posiadanego we własnym arsenale, zestawów rakietowych i rakiet – od przeciwpancernych, po przeciwlotnicze. Można domniemywać zatem, że nasze magazyny uzbrojenia są dość puste. Dlatego od pierwszych dni wojny na Ukrainie – rząd zabiegał o zakupy uzbrojenia. I słusznie poszukiwał broni najnowocześniejszej.
Oczywiście znalezienie nowoczesnego uzbrojenia w Europie jest dzisiaj niemożliwe, bowiem Europa przez ostatnie 30 lat skutecznie się rozbroiła. Właściwie to nasi bogatsi sąsiedzi z Unii Europejskiej drastycznie ograniczyli produkcję nowoczesnych samolotów, rakiet, czołgów i pojazdów opancerzonych. Francja, Niemcy, Austria i Włochy są w sytuacji militarnej o wiele gorszej niż my. Biorąc jednak pod uwagę, że nie sąsiadują oni z Rosją Putina, to sytuację – mimo wszystko – mają lepszą.
Podejrzewam, że te państwa liczyły na taki scenariusz – co prawda Putin może zająć także Polskę i kraje bałtyckie, ale przecież do Niemiec, Austrii, Francji i Włoch nie dotrze. Zresztą Putin nie musiałby trzymać swej armii w podbitej Polsce, wystarczyłoby mu zapewnienie zachodu o demilitaryzacji podbitych krajów, o neutralności politycznej Polski… tak zapewne myślały te najbogatsze kraje Europy.
Gdzie znaleźć czołgi, rakiety i inne takie narzędzia
Zatem nowoczesną broń Polska może kupić jedynie w Stanach Zjednoczonych – takie było nasze myślenie na początku tej wojny. USA, owszem, chciały być sprzedawcą uzbrojenia, ale znacznie później niż oczekiwała Polska. No i doszedł jeden istotny warunek: USA nie chciały się zgodzić na przekazanie Polsce technologii produkcji pocisków do armat i dział, ani też współpracy przy produkcji uzbrojenia rakietowego. Krótko mówiąc, USA chciały nam sprzedawać wszystko, ale w dogodnym dla nich czasie, za pieniądze jakie oni zechcą i bez żadnego wejścia ich nowoczesnych technologii do Polski.
USA chciały powtórzenia scenariusza, jaki już nam podyktowali przy sprzedaży pierwszych F-16. W umowie stało jak byk, że przy okazji zakupu tych samolotów, USA zobowiązały się do offsetu nowoczesnych technologii. Kiedy minęło parę lat, a żadne przedsięwzięcia technologiczne ze strony USA nie pojawiły się, ówczesny rząd upomniał się o ten offset. Wtedy USA przedstawiły naszemu rządowi listę amerykańskich inwestycji technologicznych. Listę otwierały wytwórnie Pepsi Coli i Coca Coli, jeszcze z epoki Gierka. Potem było jeszcze śmieszniej.
Ale, ku zaskoczeniu wszystkich, do stołu zasiedli też przedsiębiorcy z Korei Południowej, którzy chcą nam sprzedać porównywalne z amerykańskim uzbrojenie, po niższych cenach i z dużym offsetem. Dla Koreańczyków Polska może stać się wrotami do inwestowania i do sprzedaży własnej produkcji na całą Europę. Z tego co słychać, Koreańczycy chcą naprawdę zainwestować w rozwój najnowszych technologii w Polsce. Jako starożytny naród Wschodu wiedzą bowiem, że zyskiem trzeba się podzielić.
Elektrownie atomowe a uzbrojenie
Temperaturę interesu z bronią podgrzał też fakt, że Polska chce budować elektrownie atomowe. Do stołu zasiedli znowu Amerykanie i Koreańczycy. To wywołało już u Amerykanów ogromne oburzenie. „Jak to być może – mówili do mediów amerykańcy urzędnicy, co prawda niżsi rangą, aliści zawszeć to urzędnicy rządowi – to my Polskę bronimy, a Polska chce kupować elektrownie atomowe u Koreańczyków?”
Na razie stanęło na tym, że jedną elektrownię wybudują nam Amerykanie, a drugą Koreańczycy.
I za takie wyjście muszę rząd pochwalić. To jest po kupiecku.
Duch narodu
Amerykanie wierzą, że są największymi demokratami, że zbudowali swe państwo od zera, że niepłacenie ceł za herbatę jest oznaka wolności… Cóż, każda nacja ma swoje mity, które ją spajają. I z mitami nie należy dyskutować, są poniekąd dogmatami wiary. Ale… przy okazji następnych interesów z USA – pamiętajmy, że doktryna tego mocarstwa jest taka: „To, co jest dobre dla Wal-Mart Stores, Exxon Mobil, General Motors jest dobre dla Ameryki”. Nie dziwmy się zatem, że każdy kolejny ambasador USA w Polsce bardzo dba o interesy amerykańskich koncernów.
A my zachowujmy się jak dobry kupiec. Nie obrażajmy się i nie dajmy się obrażać. Interes to interes.