Gdzieś tak w połowie lat 60-tych cała Polska, jak jeden mąż i jedna żona, chodziła w ortalionach. Co to było? Był to nieprzemakalne płaszcze. Ortalion był cienkim plastikiem i miał wszystkie wady plastiku: łatwo się rozdzierał, przepalał od papierosa a nici którymi te płaszcze zszywano rozdzierały materiał, skutkiem czego kieszenie się odrywały. Dlaczego taki sznyt wówczas zapanował? Pewnie dlatego, że rodacy spragnieni byli namiastki, choćby szelestu Zachodu, bo ortalionowe płaszcze potwornie szeleściły, jakby ktoś miął gazetę w kulkę.
Oczywiście ortaliony można było kupić jedynie u prywaciarzy. Co prawda „odzieżownictwo państwowe” również zaczęło szyć ortalionowe płaszcze, ale później, kiedy moda na nie już minęła.
Te ortaliony nie były tanie. Dobrej klasy ortalion kosztował pensję początkującego nauczyciela, a marniejszy połowę pensji. Ale mimo to szły jak woda.
Przy okazji – mówię o nauczycielskim wynagrodzeniu, bo zawsze było ono i jest nędzne. Swoją drogą – dlaczego w kraju, który ma tak szczytne hasła wynoszące pod niebiosa edukację, jak „Takie będą Rzeczpospolite jak ich młodzieży chowanie”, dlaczego w takim kraju nauczyciele pracują za takie małe pieniądze? Czyżby rodakom nie zależało na edukacji swych dzieci? A może dlatego, że bogaci posyłają potomstwo do szkół prywatnych i nie przejmują się już losem typowego Polaka? A to bogaci w końcu sprawują władzę. Naprawdę, są już u nas szkoły podstawowe, w których nauka kosztuje 10.000 zł miesięcznie.
Z nauczycielami nie jest śmiesznie. Natomiast z ortalionami było bardzo uciesznie.
Non irony
Inną potwornością tamtych czasów były koszule non iron. Pojawiły się nagle, gwałtownie opanowały kraj, ale pod dwóch-trzech latach równie gwałtownie zniknęły. Były to koszule z plastiku, o porażającej wręcz bieli. W świetle lamp fluorescencyjnych świeciły aż miło. Reklamowano je jako niewymagające poważnego prania i prasowania. Wystarczyło je uprać w letniej wodzie z proszkiem, misce, spłukać i rozwiesić.
I była to prawda. Jednak okropną ich wadą było to, że skóra pod tą koszula w ogóle nie oddychała. Może byłyby dobre na poty, ale do noszenia już nie. A jednak ludzkość kupowała je masowo. Niestety gdzieś po roku koszule nonironowe żółkły bezpowrotnie. I na szczęście non irony odeszły w zapomnienie.
Buty na półcentymetrowej podeszwie
Ortaliony i non irony nikomu nie szkodziły, świadczyły jedynie o braku gustu i owczym pędzie, natomiast męskie półbuty na cieniutkiej, półcentymetrowej podeszwie, owszem. W połowie lat 60-tych młodzież oszalała na punkcie butów w szpic i na cieniutkiej gumowej podeszwie. Kto miał takie buty liczył się w młodzieżowym towarzystwie. I nikt ze szczęśliwców, którzy „u prywaciarzy” za ciężkie pieniądze nabywali te atrakcje, ani słowem nie zająknął się o potwornej niewygodzie tego obuwia. A chodzenie w nich było koszmarem, bo czuć było pod stopami każdy kamyczek, każdą nierówność trotuaru. I rzecz najgorsza, palce nóg były tak skrępowane, że zachodziły jedne na drugie. Ale młodzież polska cierpiała – w imię mody i postępu głupoty.
Buty szpicówki na szczęście przeminęły i obecnie mamy już modę luzu. Skutkiem czego pół Polski chodzi w dresach, jak by wszyscy coś tam ćwiczyli. A gdy chodzi o buty, to oczywiście królują adidasy – nie jako marka, ale jako klasyka gatunku. Faktem jest, że adidasy i dresy są wygodne, ale o jakimkolwiek stylu i zachowaniu minimum klasy, nie ma mowy.
Spodnie dzwony i spodnie rurki
Z mojej młodości pamiętam jeszcze przejściową dominację spodni dzwonów i spodni rurek. Spodnie dzwony to lata 70-te. Żeby „dzwony” mogły być uznane za dzwony klasyczne, musiały być szczupłe i opięte od pasa do kolan, Natomiast od kolan aż do butów musiały się gwałtownie rozszerzać, tak, żeby na końcu mieć jakieś 40 cm szerokości (po złożeniu) i żeby buty się pod nimi zupełnie chowały. Proweniencja dzwonów była oczywista – miały przypominać spodnie marynarzy. Skąd się to wzięło? Nie wiadomo. Skąd taka nagła miłość Polaków do marynarki wojennej? Też nie wiadomo, ale było śmiesznie.
Potem zapanowały i są modne do dzisiaj rurki. Początek spodni rurek to lata 80-te i późniejsze. Każdy młodzian, chcący być modnym, musiał te rurki mieć. Ich fason przypomina trochę projekt oszczędnego krawca, który stara się zużyć jak najmniej materiału. Rurki opinają całe męskie nogi i kończą się jakieś 5-8 cm na butami. Skutkiem czego osoba nosząca rurki wydaje się być wyższa.
Mankamentem rurek jest to, że odsłaniają kostki nóg i część łydek. Dlaczego to mankament? Bo męska noga najczęściej bywa toporna, jakby ciosał ją pijany góral z Czarnego Dunajca. Kobiece nogi bywają dziełem biegłych snycerzy, ale męskie nie.
Skarpetki, czyli nasza groza
I tu dochodzimy do skarpetek, które są naszym poważnym problemem. Polak nie zwraca żadnej uwagi na skarpetki, zakłada byle co, byle izolowało podłoże i jest zadowolony. I mamy taki widok, patrząc od dołu: buty, najczęściej zakurzone, potem kawałek skarpetek, ledwo co wystających z butów, następnie goła łydka i spodnie rurki. Okropność.
Tymczasem w cywilizowanych krajach i w modzie dyplomatów, męska skarpetka musi zasłaniać łydki tak, żeby nawet przy założeniu nogi na nogę nie straszyć otoczenia gołymi nogami. U nas znaleźć długie skarpetki jest niepodobieństwem. Bo skoro nikt ich nie szuka, to sklepy nie zamawiają.
Jest jeszcze gorzej, bo część mężczyzn chodzi bez skarpetek. Co uruchamia wyobraźnię widza o wszelkich możliwych bakteriach i grzybach wesoło rozwijających w obuwiu i na stopach golasa.
Koszulki polo i t-shirty
Z początkiem epoki Gierka zapanowała u nas moda na koszulki polo. Jakoś tak to zbiegło się ze światową modą. Jak sama nazwa wskazuje koszulki polo wzięły się od grających w polo – najdroższą chyba dyscyplinę sportu. Jest faktem, że były wygodne. Oczywiście niektórzy przesadzali i uznając je za tak eleganckie, że nosili je do garniturów, zamiast klasycznych koszul.
Ale i z obecnymi t-shirtami jest podobnie, widywałem poważnych (zdawałoby się) mężczyzn, na półoficjalnych spotkaniach w t-shirtach.
Kary za nieznajomość podstawowych zasad elegancji nie ma. I dobrze, niech tam już każdy kompromituje się na własna odpowiedzialność.
Skąd bierze się moda?
Moda bierze się zawsze z wojska i sportu. Co oczywiście w Anglii dość mocno się pokrywa i bywa tożsame. Bo tamtejsze elity chlubią się służbą w wojsku i lubią pokazywać się w paradnych mundurach. Tamtejsi oficerowie, żeby jakoś zachować linię, od wieków jeżdżą konno, uprawiają polo, rugby i inne sporty.
Szeregowi nie muszą uprawiać żadnych sportów, bo wykonują ciężką, solidną pracę na służbie, skutkiem czego i tak są szczupli.
A u nas? Brzuchaty oficer to norma. Co jest bardzo śmieszne, choć nie do końca.