WALTER ALTERMANN: Uwagi o naszym budowaniu. Nie tylko jaskinie (1)

Podziemia Agory w greckiej Smyrnie, obecnie Izmir (Turcja) - archiwum/ HB

Ludzkość budowała od wyjścia z pieczar i jaskiń. Chociaż już w jaskiniach spotykamy się z prostymi formami zagospodarowywania przestrzeni – skóry jako łoża, malowidła naskalne, ogniska… dziś powiedzielibyśmy, że był to pierwszy lifting wnętrz.

I tak nam to budowanie zostało, jako podstawowy odruch człowieka, w ochronie przed żarem słońca, skwarem, deszczem, śniegiem i mrozem. Bez budowania nie przetrwalibyśmy.

Zasiedlić, zniszczyć i przenieść się dalej

Według archeologów my, Słowianie, mieliśmy dość sprytną praktykę na terenie Europy we wczesnych wiekach średnich. Podobno, gdy nasze plemiona zdobywały i zasiedlały jakiś kawałek terenu, zwracały baczną uwagę na łatwy dostęp do rzeki czy rzeczki. Potem kopano w ziemi dość głębokie doły, które wykładano wewnątrz niezbyt grubymi palami drewna i gałęziami. Następnie nad taką jamą w ziemi kładziono dach z okrąglaków i przykrywano go darnią. W ten sposób Prasłowianie mieli ciepło, bo ziemia przecież izoluje. I takie były nasze pierwsze domy.

Nie można jednak powiedzieć, żeby nasi przodkowie prowadzili gospodarkę ekologiczną. Na zasiedlonym terenie było brudno, walały się szczątki jedzenia, kości zwierząt – skutkiem czego cuchnęło. Również rzeczki, dostarczycielki wody, zostawały zniszczone. Gdy zapachy były już nie do wytrzymania, a woda nie nadawała się do picia, nasi przodkowie zwijali manatki i przenosili się nieco dalej. I tam znowu kopali dziury w ziemi…

Napisałem jak było, bez żadnych odniesień do współczesności. Chociaż i dzisiaj w gospodarce  odpadami, w traktowaniu rzek i zielonego terenu nie jesteśmy wzorem.

Władza a budownictwo

Od wieków wiadomo, że dobry władca zostawia po sobie budowlane pamiątki. Piramidy w Egipcie, Chiński Wielki Mur, greckie świątynie, rzymskie akwedukty i wielkie kolosea, średniowieczne europejskie katedry miały być i są do dzisiaj świadectwem dobrych rządów.

Ale nie wszystkie państwa były na tyle bogate, żeby ich władcy mogli stawiać sobie wiekopomne budowle. Starali się więc pozorować swoje sukcesy w budownictwie. Tu przypomnę nieocenionego Gogola, który sprawy widział przenikliwie i szyderczo. W „Rewizorze” Horodniczy wydaje takie rozkazy, na wieść o zapowiedzianej inspekcji ze stolicy:

Horodniczy

Słuchajże panie Szczepanie… Każesz natychmiast zburzyć stary parkan, ten blisko szewca, a na miejscu jego trzeba postawić słomianą wiechę, na znak że u nas się buduje. Bo to dobrze świadczy o gospodarzu miasta, jak się dużo  buduje. – Ach! mój Boże! na śmierć zapomniałem, że około tego parkanu nawalono ze czterdzieści wozów różnego śmiecia. Co to za brzydkie miasto, postaw tylko gdzie bądź jakikolwiek pomnik, albo prosty parkan, zaraz diabli wiedzą skąd, naniosą rozmaitego plugastwa!

 Dziś jest tak samo jak za Gogola. Każdą wielką, większą lub nawet średniej wielkości inwestycję budowlaną władz poprzedzają kampanie propagandowe, zwane dla niepoznaki kampaniami informacyjnymi. Wszystkie władze tego świata już dawno pojęły, że sukcesem – także w budownictwie – nie jest to, co jest sukcesem naprawdę, ale to co zostanie za sukces uznane. Dlatego każdemu dużemu przedsięwzięciu budowlanemu musi towarzyszyć zgrabna propaganda, czyli autoreklama władzy. Szczególnie w Polsce, bo jesteśmy narodem podejrzliwym i nieufnym.

Władze umieją już wykorzystywać media klasyczne a nawet Internet. I mają w  mediach  swoich ludzi, potrafiących obsługiwać te zaczarowane „przestrzenie informacyjne”. Swoją drogą – bardzo interesujący jest przepływ dziennikarzy z mediów do ośrodków propagandowych władz. Wystarczy, że dziennikarz zasłynie z tropienia afer i głupot władz gminy, a już niedługo otrzymuje propozycję przejścia na etat w urzędzie. Kupowanie takich niezadowolonych ma – z punktu widzenia władzy – dwie korzyści. Pierwsza, że władzy ubywa przykry krytykant. Druga, że były odważny wykorzystuje na nowym stanowisku swą wiedzę o gminie, żeby chronić lokalną władzę przed następnymi krytykantami. Bardzo to śmieszne, choć może nie całkiem.

Chwilami odnoszę wrażenie, że władzom centralnym i gminnym bardziej zależy na propagandzie budownictwa, niż na samym budownictwie. Ale też pod naciskiem kampanii propagandowej, zogniskowanej na budowie obiektu X, w umyśle mieszkańca danej gminy, czy kraju, utrwala się przekonanie, że władza jest dobra, bo jednak buduje. Jeżeli jednak budowa okazuje się niewypałem, jeżeli trawa latami, zamiast miesiącami, to takie fakty i oceny nie trafiają już do obywatela, bo nikt mu o nich nie mówi, nie sączy do ucha, nie programuje go na klęską władzy. I obywatel pozostaje w przekonaniu, że władza jest jednak dobra, bo przecież buduje.

Władzy sukcesy pozorowane

 W czasach „komuny” budowano dużo. Powstawały wielkie fabryki, 1000 szkół na tysiąclecie, budowano elektrownie, a przede wszystkim budowano mieszkania. Ale wtedy, gdy powstawały, lud nasz wcale nie pałał entuzjazmem i uznaniem dla władzy. Choć teraz, po latach, trzeba przyznać – bez historycznych uprzedzeń – że wysiłek budowlany był ogromny i całkiem sensowny. Na społeczną niechęć do budowli socjalistycznych wpływały dwa czynniki. Pierwszy to fakt, że większa część społeczeństwa uważała, iż władza przyniesiona „na rosyjskich bagnetach” jest nielegalna i cokolwiek by dobrego nie zrobiła, to i tak jest obca. Po drugie, społeczeństwo zdawało sobie sprawę, że rozmach budowlany władz odbywa się kosztem nędznych pensji.

Tu trzeba zauważyć, że „komuna” przeznaczała na inwestycje nawet 27,5 procenta rocznego dochodu narodowego. I to bez żadnych „pieniędzy europejskich”. Od 1990 roku żadna z rządzących ekip nawet nie zbliżyła się do 18 procent.

Pojawia się nawet teza, że od upadku „komuny” zaczęło się przejadanie wypracowanych przez społeczeństwo pieniędzy, że za mało inwestujemy. Teza choć ostra, każe się jednak zastanawiać nad inwestycjami w infrastrukturę energetyczną, szczególnie w elektrownie i sieci przesyłowe energii elektrycznej. Jest też faktem, że współczesne państwowe i gminne inwestycje ciągną się latami, że czas założony na starcie, przeciąga się niesłychanie.