WALTER ALTERMANN wskazuje, że są już: Pierwsze ofiary wyborów

Kampania wyborcza jest niespotykanie ostra. Nie pamiętam takiej zajadłości ze strony opozycji wobec partii rządzących i partii sprawujących władzę wobec opozycji. Z obu stron sypią się ostre personalne ataki, przeciwników pomawia się o wszystkie możliwe niegodziwości polityczne.

Opozycja przedstawia wagę wyborów tak, jakby po ewentualnym zwycięstwie PIS, wespół z tym ugrupowaniem kraj nasz spotka ruina i bezprawie, a na zgliszczach hasać będą jedynie bezpańskie psy. Nadciąga apokalipsa – zdaje się sugerować opozycja.

Z kolei ugrupowania rządowe przedstawiają ewentualne rządy opozycji jako kompletną utratę suwerenności, niepodległości i mentalną zagładę polskości, łącznie z językiem. Nie mówiąc już o tradycji.

Nie owijam w bawełnę, nie kluczę i mówię wprost – obie strony niebezpiecznie przesadzają. Zwrócę też uwagę na fakt, że w obecnej kampanii obie strony stawiają na wzbudzenie w wyborcach emocji. Zauważam, że w porównaniu z poprzednimi kampaniami, w tej brakuje logicznych argumentów, brak jest rzeczowych dyskusji. Wszystko podporządkowane jest budzeniu negatywnych emocji, skierowanych na przeciwników. Jestem z urodzenia człowiekiem środka, to znaczy zawsze szukam płaszczyzny porozumienia, staram się wyłuskiwać to co łączy, a nie szukać  tego co dzieli. I nad emocje przedkładam zawsze rozum i logikę. Ale gdyby jednak los kazał mi godzić zwaśnione strony, poddałbym się, sprawy zaszły bowiem bardzo daleko, niebezpiecznie daleko.

I coś mi się zdaje, że rację miał, nieżyjący już pisarz Jerzy Pilch. W jego powieści „Narty Ojca Świętego” jedna z postaci mówi: „Ruscy już wyjechali, jesteśmy wolni i sami. I teraz możemy się wzajemnie powyrzynać. I nikt nam kurwa mnie przeszkodzi.”

Pierwsze ofiary

Są już pierwsze indywidualne i grupowe ofiary tej kampanii. To nasze dziennikarstwo. Nie bądźmy naiwni, dziennikarze mają prawo mieć swoje poglądy polityczne. Ale czy muszą się nimi kierować zawsze i ciągle? I gdzie jest granica dla dziennikarza w relacjonowaniu zdarzeń małych i podniosłych, szczególnie w czasie kampanii wyborczej?

Dla czystego sumienia wymienię poniżej kilka dziwnych przypadłości, jakie są udziałem dziennikarzy zaangażowanych zawodowo w tę kampanię. Nie sądzę jednak, żeby uświadomienie cudzych grzechów mogło pomóc uświadomionym. Ale napiszę, żebym to ja miał czyste sumienie, że jednak mówiłem, a że ktoś nie posłucha… Każdy z nas ma wolną wolę, nawet dziennikarze.

Symetryści

Jedną z przypadłością dziennikarzy – bardzo rzucającą się w oczy w tej kampanii – jest posługiwanie się tym, co oni sami nazywają symetryzmem. Jest to sposób, żeby nie rozmawiać o winach lubianych polityków, a skupiać się na winach przeciwników naszych ulubieńców.

Dla przykładu: jeżeli mamy w studio dwóch polityków, a lubimy – powiedzmy – pana A, nie cierpiąc jego antagonisty pana B, to włączamy swój symetryzm i mówimy:

– Zakładając nawet, że zarzuty wobec partii pana A. mogłyby być prawdziwe, to musimy jednak pamiętać jak w podobnych przypadkach postępowała partia pana B, gdy była u władzy. A postępowała dokładnie tak samo, a może jeszcze gorzej.

I cudowny skutek symetryzmu jest taki, że pan B musi się bronić, a pan A może odpocząć. Oczywiście taka dyskusja ma się nijak do poważnej dyskusji, ale jest skuteczna, żeby pogrążyć pana B, którego nie lubimy.

Symetryzm nie jest wynalazkiem ostatnich lat, ja go pamiętam jeszcze z czasów PRL-u. Oczywiście wtedy nikt tej metody nie nazywał symetryzmem, ale świetnie funkcjonowała. Choć  była śmieszna. Wtedy symetryzm był używany dla obrony systemu, w sytuacjach, gdy trudno było znaleźć jakikolwiek argument na jego obronę, na przykład wtedy, gdy władze siłą tłumiły manifestacje niezadowolonych. Wtedy to urzędowi dziennikarze mówili symetrystycznie tak:

– Być może w Polsce nie wszystko jest doskonałe, być może zarobki i poziom życie w USA są wyższe niż u nas, ale u nas nikt nie bije murzynów.

Obiektywiści i rzetelniacy

Przez całe dziesięciolecia dziennikarstwo musiało być obiektywne. Teraz niektórzy głoszą, że obiektywizm nie wystarcza i dziennikarstwo ma być rzetelne. Spróbujmy zdefiniować oba pojęcia.

OBIEKTYWIZM. Zacznijmy od logiki. Logika chyba nie bardzo nam pomoże w zdefiniowaniu obiektywności, bo jej zdaniem obiektywność zdania najlepiej zdefiniować przez negację subiektywności. Zdanie jest obiektywne, kiedy nie jest subiektywne. Subiektywne zaś jest wtedy, gdy ustalenie jego wartości logicznej jest możliwe wyłącznie na podstawie nie dających się zweryfikować stanów wewnętrznych osoby wypowiadającej zdanie. To może poszukajmy w filozofii. Obiektywizm – stanowisko filozoficzne głoszące, że przedmiot poznania istnieje poza podmiotem poznającym i niezależnie od niego.

Skoro logika i filozofia nam nie pomogły, to trzeba sięgnąć do tak zwanej wiedzy potocznego języka. A głosi ona, że obiektywizm to bezstronność, postawa badawcza wolna od przesądów i uprzedzeń.

Opierając się tej ostatniej definicji należy z całą surowością stwierdzić, że w w toku tej kampanii wyborczej obiektywne dziennikarskie ostatecznie umarło. To znaczy – już od wielu lat ciężko chorowało, ale jeszcze dychało. Teraz jednak wypada się z nim ostatecznie pożegnać. Mówiąc coś dobrego na jego grobem, ale z tym będzie bardzo trudno. I ja się na takie pożegnalne przemówienie nie piszę.

Tu przypomnę genialną anegdotę Marka Twaina, który napisał, że w małym miasteczku na Dzikim Zachodzie umarł pijak, nicpoń i drobny złodziejaszek, który był zakałą całej społeczności. Trzeba było pochować go na koszt miasta i trzeba było wygłosić nad grobem coś dobrego o zmarłym. Burmistrz nie czuł się na siłach, więc ogłosił, że miasto da dolara – a było to sporo – temu, kto powie dobre słowo o zmarłym. Zgłosił się tylko miejscowy kowal. W dniu pogrzebu całe miasteczko przyszło na cmentarz, żeby usłyszeć co można dobrego powiedzieć o zmarłym. A kowal powiedział tak: „Jaki był zmarły wszyscy wiemy, ale o ileż był lepszy od swego syna”.  Mam nadzieję, że syn – lub córka – naszego dziennikarstwa będzie lepszy. Może będzie nim rzetelność?

RZETELNOŚĆ. Mamy jeszcze kolejne nowe zjawisko, nową definicję dobrego dziennikarstwa, lansowaną przez dziennikarz trochę za bardzo stronniczych. Jest nią „rzetelność”. Słownik języka polskiego PWN twierdzi, że rzetelny to: 1. wypełniający należycie swe obowiązki. 2. taki, jaki powinien być, odpowiadający wymaganiom.

To jednak chyba za mało. Bo definicja nie mówi jak trzeba „należycie wypełniać swe obowiązki”. W przypadku stolarza wiadomo, jak powinien wyglądać rzetelnie wykonany stół, okno, czy szafa. Ale w przypadku dziennikarza jest większy kłopot. Bo co to znaczy: „rzetelność dziennikarska”? Czy wystarczy podawać godzinę jakiegoś wypadku, czy może minutę, a może nawet sekundy? Czy trzeba cytować dosłownie, czy też można omówić wystąpienie kogoś, kogo nie lubimy? Czy można zaczynać od oceny czyjejś wypowiedzi, czy jednak od zacytowania? Czy ważniejsze są fakty, czy nasza ocena tych faktów?

Zalecana bezstronność

Biorąc pod uwagę to, co dzieje się z dziennikarzami zaangażowanymi w wybory, proponuję termin, który może im uświadomić podstawową zasadę wiarygodności zawodowej – bezstronność.  Ja wiem, że w wielu przypadkach – chcąc być bezstronnymi – dziennikarze musieliby mocno hamować objawianie swoich sympatii politycznych, a nawet udawać.

Sam, jako człowiek lubiący teatr, nie widzę nic złego w grze aktorów, w owym „udawaniu”. Taki mają zawód, podobnie zresztą jak dziennikarze.

Wielki Leon Schiller reżyserował w 1925 roku, w warszawskim Teatrze im. Bogusławskiego, wspaniały, mroczny i egzystencjalny  dramat Tadeusza Micińskiego „Kniaź Patiomkin”. Akcja rozgrywa się w czasie historycznego buntu marynarzy na  pancerniku. Ale nie o rewolucję w utworze chodzi, bo jest on o wiele głębszy i sięga tajemnic ludzkiej duszy – jak to u Micińskiego. Otóż w jednej ze scen pewien aktor miał z radością machać czerwonym sztandarem, na długim drzewcu. Gdy jednak aktorowi to proste zadanie nie wychodziło, Leon Schiller powiedział:

– Proszę zagrać to z większym entuzjazmem.

– Ja nie potrafię wydobyć z siebie żadnego entuzjazmu dla tej czerwonej szmaty – odparł aktor.

– Jest pan aktorem, więc ma pan wyobraźnię. Zatem proszę jej użyć i wyobrazić sobie, że jest to biała flaga. I proszę machać nią z ogromnym entuzjazmem.

Autorska propozycja debat

Marzy mi się dyskusja wyborcza w studio, w której obowiązkiem uczestników byłoby wymienić trzy sukcesy przeciwników. I jedną, tylko jedną rzecz nieudaną. Chciałbym bowiem widzieć pocących się ze strachu wszystkich polityków – uczestników tej debaty.