Teoria powiada, że czym dłużej człowiek żyje, tym trudniej jest go czymkolwiek zaskoczyć. A mnie jednak ciągle coś zaskakuje. Najczęściej wprawia mnie w zdumienie zwyczajna ludzka głupota, a ściślej biorąc jej nieskończone pokłady oraz bogactwo spraw, które tak dynamicznie opanowuje.
W naszych stacjach telewizyjnych zaraz po zamachu na Donalda Trumpa objawiło się bardzo wielu mężczyzn, którzy mieli bardzo wiele do powiedzenia na temat tego zamachu i zamachów w ogóle. Pojawili się wśród nich byli oficerowie naszych służb zajmujących się ochroną Vipów. Byli dziennikarze, których pobudzają wszelkie formy broni, byli działacze rozmaitych stowarzyszeń strzeleckich.
Fachowcy od amatorskiego strzelania
I wszyscy oni mieli bardzo dużo do powiedzenia na temat tego zamachu, choć żaden z nich akurat wtedy na miejscu zamachu, ani w ogóle w USA, nie był.
Wszystkich ich jednak przebił prezes jednego z polskich stowarzyszeń strzeleckich. Nazwy stowarzyszenia i nazwiska prezesa nie zdążyłem zapisać. Ów prezes zaczął od tego, że jego zdaniem zamachu dokonał amator. Następnie prezes dość długo zachwalał strzelectwo jako sport i jako bardzo relaksujące zajęcie. Oczywiście – według prezesa – nie należy zapominać, że obywatele potrafiący celnie strzelać mogą być znaczącym elementem naszej armii, gdyby co do czego. Uważał także, że w Polsce jest za mało broni wśród obywateli, a tylko znaczące jej ilości w prywatnych domach są gwarancją spokoju w czasie zwykłym oraz pokoju (czyli naszego zwycięstwa) w czas wojny.
„Żądamy dłuższych strzelnic”
Zwrócę Państwa uwagę, że takie myśli naszły prezesa związku strzeleckiego w momencie, w którym dowiedział się, że kandydata na prezydenta USA chciał zabić strzelec-amator. Gorzej, bo prezes stwierdził także, że największym problemem naszych strzelców jest za mało strzelnic, szczególnie ty długich. No, takich na 200 metrów, bo z takiej odległości (mniej więcej) strzelał zamachowiec w Butler.
Czyli, prezes sugerował, że – niestety – nie dorastamy jeszcze cywilizacyjnie do USA, gdzie długich strzelnic jest pełno. A tylko trening na strzelnicach długich gwarantuje dobre przygotowanie strzelca.
Dawno nie spotkałem się z takim idiotyzmem, nietaktem i hucpą, żeby ktokolwiek – w momencie tak przerażającej informacji – domagał się lepszego szkolenia strzelców-amatorów. Bo jednak ów zamachowiec nie trafił. Prezes tego nie powiedział, ale tak wyszło. A najgorsze, według niego, jest to, że nie stać nas na wytrenowanie porządnego zamachowca, bo mamy za krótkie strzelnice…
No i jeszcze to żądanie większej liczby broni wśród polskich cywilów w momencie, gdy wszystkie zamachy na świecie z użyciem broni (najwięcej w USA) dokonywane są właśnie z broni „wielbicieli strzelectwa”. Żal panu prezesowi, że jesteśmy tak zapóźnieni. Uważam, że prezesem powinni się zainteresować urzędnicy, którzy wydają pozwolenia na posiadanie broni. Po to, żeby mu takie pozwolenie cofnąć. I skierować do psychiatry.
Czy myśliwi i strzelcy amatorzy pomogą naszej armii?
Wróćmy do stwierdzenia prezesa, że strzelcy amatorzy i myśliwi mogą wzmocnić naszą armię. Ostatni taki przypadek wystąpił w wojnie trzynastu kolonii Ameryki Północnej o zrzucenie zwierzchności brytyjskiej. Dziś nazywa się tę wojnę Rewolucją Amerykańską w latach 1775–1783.
Wtedy Amerykanie powołali pod broń głównie farmerów, którzy świetnie strzelali, by zdobywać mięso i bronić się przed Indianami oraz rabusiami. Wszyscy wówczas używali broni skałkowej, która nie była zbyt celna, więc liczyło się doświadczenie i dobre, wytrenowane oko.
Potem, już na polach bitew, dominowały regularne armie, w których szkolenie sprawnego żołnierza wymagało kilkunastu lat. A dzisiaj na wychowanie i wyszkolenie żołnierza trzeba dwóch, trzech lat w służbie, w jednostkach wojskowych. Nie w lesie, ani na strzelnicy. A tu prezes strzelców-amatorów sugeruje, że jego ludzie mają dużą sprawność bojową. Przecież najczęściej są to podtatusiali osobnicy, którzy dla dodania sobie wigoru (który maleje u mężczyzna z biegiem lat) szpanują przed kolegami strzelaniem do tarczy, lub zwierzyny łownej.
Co do tego wigoru, gdyby się ktoś miał się obrazić… może bywają panowie z dużym temperamentem, ale normalnie jest tak, jak pisał Aleksander Fredro:
Choć i starość bywa żwawa
Wżdy wiek młody ma swe prawa
To tak jakby w wyścigach formuły I startowali panowie pod czterdziestkę, ze znakomitą znajomością jazdy miejskimi samochodami po autostradach do 120 km/godzinę. Byłyby to z pewnością wyścigi widowiskowe, bo zderzeń, uderzeń w bandy i dachowań by nie zabrakło. Oraz ofiar.
Niestety i u nas lobby sprzedawców broni coraz głośniej wmawia nam wszystkim, że ich (wątpliwe) hobby ma znaczenie dla obronności kraju. Teraz jeszcze żaden kolejny rząd nie dał się ogłupić i nie dopuszcza, żeby w co drugim polskim domu (jak w USA) znajdowała się broń palna.
I tak trzymać, jeśli nie chcemy zasłynąć w świecie zamachami – tak co do liczby, jak ważności celów. Naród u nas pobudliwy i gorączkowy, szybciej działa niż myśli, więc lepiej niech będzie nieuzbrojony. Karabiny niech będą wojsku, a rozpolitykowanym nadmiernie rodakom zostawmy drzewca transparentów. I niech manifestują. Manifestacja uliczna to także ruch, a ruch to zdrowie.