Zwizualizował sobie położenie kul i zauważył dobrą bilę… – mówi o snookerzyście (snukerzyście -wygląda to źle, zatem napisałem z angielska) sprawozdawca meczu bilardowego. A chodzi mu (sprawozdawcy) o to, że zawodnik dokonał przeglądu pola i dostrzegł, zauważył, że jest szansa na dobre zagranie.
Wizualizacja robi ostatnimi laty zawrotną karierę. W znaczeniu podstawowym znaczy tyle, że mamy do czynienia z rysunkowym, graficznym przedstawieniem danych, z makietą projektu budowlanego, rysunkowymi planami jakiegoś obiektu, który ma dopiero powstać. Bywa też wizualizacja przez wyświetlenie na monitorze komputera lub na ekranie, z pomocą rzutnika. Tak może być.
Natomiast okropnością jest zastępowanie dobrych, starych słów nowoczesną wizualizacją. Te stare słowa to zobaczyć, obejrzeć, dostrzec, zauważyć. Marnie to o nas świadczy, że rzucamy się z dygotem na nowe obce słówka. Niestety dla wielu z nas wszystko co obce jest lepsze. A pisał Słowacki o Polsce: „Pawiem narodów byłaś i papugą”. A że wieszczem był, to miał rację i przewidywał nam marną przyszłość.
Innowanie
Czytam w Internecie, w tytule reklamy pewnego kosmetyku; „Innowuj z nami”. I mamy koszmarek językowy, biorący się zapewne z okropnego tłumaczenia polskiej angielszczyzny. Może nawet przez sztuczną inteligencję.
Mamy w języku polskim przyswojony rzeczownik innowacja. Mamy także utworzony od innowacji przymiotnik innowacyjny. Tak to poszło. Jednakże nie mamy urobionego jeszcze (na szczęście) od innowacji czasownika. Zatem nie można powiedzieć, że można innowować, bo język polski takich operacji nie znosi. Tradycją języka polskiego jest bowiem opisowość i cechuje go dwu-wyrazowość w takich przypadkach. Zatem trzeba było napisać: bądź z nami innowacyjny, bądź innowacyjny.
Żeby dobitniej to wytłumaczyć. Mamy rzeczownik samolot i mamy lataj samolotem, ale nie mamy samolotuj. Mamy rzeczownik tramwaj i czasownik jedź tramwajem, ale nie mamy tramwajuj. Mamy rowery i jedź rowerem, ale nie mamy roweruj.
Kiedyś było pięknie, bo na określenie tego, co dzisiaj nazywa się innowacją, było nowatorstwo. Co jest dobrym tłumaczeniem. I komu to przeszkadzało?
Z czym nie może się pogodzić minister
Nie może się państwo pogodzić na to… – powiedział na konferencji prasowej Tadeusz Siemoniak, Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji. Konferencja odbyła się 15 XI 2024 roku, a była poświęcona zmianom w prawie drogowym.
Niestety minister, który obiecuje lepsze prawo, sam mówi marnie. A zakładam, że ktoś kto umie mówić poprawnie, ten również zaproponuje poprawne (przynajmniej) prawo.
Rzecz w tym, że stałym związkiem syntaktycznym języka polskiego jest „zgodzić się na to”, a zwrot „pogodzić się na to” jest błędem. Owszem, mamy zwrot „pogodzić się z tym”. Jednak figlarne łączenie tych dwu zwrotów jest niedopuszczalną figlarnością.
Mędrcy nieczytani
Mędrców, a mamy takich w naszej historii, czcimy nadając ich nazwiska szkołom, instytutom naukowym, ulicom i placom. Uczciwszy w ten sposób – powiedzmy pisarza – uważamy, że my też jesteśmy wspaniali, skoro mędrzec był naszym rodakiem. Niektórzy z nas sądzą nawet, że skoro Żeromski, Sienkiewicz i Prus chadzali tymi samymi ulicami, którymi teraz my spacerujemy, to coś z tych wielkich ludzi jest również w nas samych, z czego mamy – tak niektórzy myślą – oczywisty powód do dumy. A duma to niebezpieczne pojęcie, zakłada bowiem, że skoro ktoś jest z czegoś, lub z kogoś dumny, to żyją też na świecie osoby i narody, które nie mają powodów do dumy. Ergo, oni są gorsi.
Oczywiście można być dumnym z naszych XIX wiecznych walk niepodległościowych, z wojny rosyjsko-polskiej, z wrześniowych walk 1939 roku, z całego udziału Polaków w II wojnie światowej i oczywiście z powstańców warszawskich 1944 roku.
W dalszym ciągu jednak uważam, że indywidualne osiągnięcia naszych rodaków, są przede wszystkim osiągnięciami ich samych. Bo kto z naszych przodków, a rówieśników wyżej wymienionych Wielkich Polaków, pomógł im w osiągnięciu ich wielkości, kto z ich współczesnych w czymkolwiek im pomógł?
Tu pozwolę sobie na krztynę zjadliwość i powiem, że owszem, że to nasi przodkowie swymi okropnymi charakterami i postawami dawali Żeromskiemu, Prusowi i Sienkiewiczowi gotowe portrety do opisania i potępienia. Mówię tu o całej twórczości Prusa i Żeromskiego, oraz o juveniliach, czyli o dziełach młodości, Sienkiewicza.
Lewicowa młodość Henryka Sienkiewicza
W spuściźnie Sienkiewicza, z lat jego młodości pisarskiej, jest dzieło, które zaliczam do najbardziej odważnych, bezlitosnych, wręcz okrutnych obrazów polskiego społeczeństwa. Mówię o „Szkicach węglem”. Opisując polską wieś po Powstaniu Styczniowym, Sienkiewicz przedstawia panujące tam stosunki i relacje, jakby opisywał życie dzikich zwierząt, w którym słaby jest zagryzany, gdzie nie ma nawet grama litości i współczucia. Tą wsią rządzi jedynie chęć zysku i pogarda dla bliźniego.
Oczywiście Sienkiewicz potem wykonał dużą woltę w prawo i zaczął nas historycznie chwalić, co większości ze współczesnych mu rodaków bardzo przypadło do gustu i pokrzepiało ich serca. Zresztą nam, żyjącym teraz też bardzo się podoba jak byliśmy dzielni i wspaniali – jako caluśki naród.
Choć z prawdziwą historią Polski dzieje opisane w Trylogii nie miały wiele wspólnego. Bo o licznych Polakach, będących zdrajcami w czasie szwedzkiego potopu, którzy przeszli na stronę wroga, Sienkiewicz pisze jedynie półgębkiem. Co prawda maluje Radziwiłłów w najciemniejszych barwach, ale oni byli jednak Litwinami. Stworzył też postać Kuklinowskiego, ostatniego łajdaka, który służył Szwedom dla pieniędzy, czyli z najniższych pobudek. Rzeczywistość owych czasów była bardziej skomplikowana, skoro na początku wojny sam hetman Jan III Sobieski był po stronie Szwedów.
Czytajmy naszych mędrców
Wracając do naszych wielkich artystów – oczywiście czcimy ich, ale czy jednocześnie czytamy ich dzieła? Obawiam, się że po łebkach i jedynie pod szkolnym przymusem. A po ukończeniu szkół nie sięgamy już po polską wielką klasykę. A szkoda. Bo mądrość przecież nie się starzeje!
Na dowód mały cytat z „Lalki” Bolesława Prusa, ze sceny, w której Wokulski zastanawia się nad tym, gdzie żyje…
„Oto miniatura kraju – myślał – w którym wszystko dąży do spodlenia i wytępienia rasy. Jedni giną z niedostatku, drudzy z rozpusty. Praca odejmuje sobie od ust, ażeby karmić niedołęgów; miłosierdzie hoduje bezczelnych próżniaków, a ubóstwo niemogące zdobyć się na sprzęty otacza się wiecznie głodnymi dziećmi, których największą zaletą jest wczesna śmierć. Tu nie poradzi jednostka z inicjatywą, bo wszystko sprzysięgło się, ażeby ją spętać i zużyć w pustej walce – o nic.”
I czyż nie jest to diagnoza także współczesna? Dodam jeszcze, że ani Prus, ani Żeromski socjalistami, lewakami i komunistami nie byli.