Nie jest dobrze, proszę ja Was. Nie jest dobrze. Mówiąc nieco obcesowo, można by rzec, że jak się nie obrócić d… zawsze z tyłu.
Trudno mi się opędzić od myśli, że polski rząd od dłuższego czasu pracował nad uprzężą, którą następnie na siebie założył, a lejce oddał Brukseli. Jeśli ustawa o SN, która ma „utorować drogę do kompromisu z KE” wejdzie w życie, prawdopodobnie czeka nas chaos i rzeź sędziów, którzy zaufali po 2015 roku reformie sądownictwa, a jeśli się nie uda, histeria pt. „PiS zabrał pieniądze”. Długo by pisać, sporo już o temu poświęciłem czasu. Tak czy siak, w to, że będą z tego jakieś pieniądze (przypominam, że zgodziwszy się na KPO, już zaczęliśmy to spłacać) zdają się niespecjalnie wierzyć nawet członkowie partii rządzącej. A i Bruksela nie bez powodu tuż po sejmowym głosowaniu w sprawie ustawy o SN wysyła nieoficjalny sygnał – „a nie nie, teraz ustawa wiatrakowa…”. Wydaje się, że ten rząd nie znajduje się obecnie u szczytu pasma sukcesów.
Opozycja?
Ktoś powie – no dobrze, ale od tego mamy opozycję, żeby przygotowawszy uprzednio odpowiedni program, powoławszy odpowiednich ludzi, dała nadzieję na nowe otwarcie. Niestety, bardzo mi przykro, jeśli z codziennego opozycyjnego bełkotu w mediach można wyekstrahować jakiś program, to jest to program likwidacji państwa (CBA, IPN itd.), prywatyzacji wszystkiego co się rusza, likwidacji 500+, podniesienia wieku emerytalnego, nauczania masturbacji w szkołach i pozakonstytucyjnych rozwiązań siłowych. Czyli program wpędzenia Polaków na powrót w rolę taniej siły roboczej, laboratorium eksperymentów społecznych i rynku zbytu dla innych. Rola przewidziana dla Polski to nawóz dla przyszłego Związku Socjalistycznych Republik Europejskich lub, jak wolą niektórzy – IV Rzeszy. Zakładając nawet, że jest to program atrakcyjny dla kogokolwiek z jaką taką zawartością puszki mózgowej, to co takiego robi opozycja, żeby przekonać do siebie Polaków? Przedstawia jakieś programy? Koncepcje reform? A skąd, opozycji wydaje się, że wystarczy pomoc „starszych kolegów”, szczucie na inaczej myślących, filmiki z Tuskiem na TikToku i kilka grubszych żartów przechodzonego „byłego premiera”, który sprawia wrażenie jakby ktoś go zamroził w 2014 roku, a po rozmrożeniu zapomniał poinformować, że jednak minęło tych kilka lat. Otóż może nie wystarczyć.
Niemcy? UE?
Tu znowuż ktoś może zauważyć – no dobrze, skoro są jacyś „starsi koledzy”, którzy niewątpliwie mają wystarczająco dużo siły by nas krzywdzić, to może jednak powinni sprawować nad nami realną władzę i nie ma co się szarpać? Nie będzie suwerenności, ale będzie jaki taki spokój i jaki taki „dobrobyt”. Rzeczywiście, „starsi koledzy” ciągle mają możliwość sprawiania nam kłopotów, ale znów, zwolenników takiej tezy muszę bardzo zmartwić. Niemcy to oczywiście wciąż potężny kraj, ale dawno nie byli tak słabi i to na różnych płaszczyznach, gospodarczej, wizerunkowej, społecznej, każdej. Można by zaryzykować tezę, że w wyniku własnych błędnych decyzji minęli już szczyt swojej potęgi i raczej staczają się po równi pochyłej. A Unia Europejska? Litości, na Polsce może się jeszcze powyżywać, ale dziesięciolecia rozrodu wsobnego na brukselskich korytarzach, doprowadziły do umysłowej atrofii i braku umiejętności weryfikacji błędnych założeń. Tak jak UE przed wojną pędziła w imię ideologicznego zaślepienia na ścianę gospodarczej katastrofy, tak po wybuchu wojny jeszcze przyspieszyła. Pytanie tylko kiedy katastrofa nastąpi i kogo za sobą pociągnie. A jeszcze nie wiadomo jaki zasięg obejmie i czym się skończy afera korupcyjna.
Rosja?
Komu innemu może się z kolei przyśnić Rosja, „Trzeci Rzym”, „ostatnia reduta konserwatyzmu” (światowy lider mordowania nienarodzonych). Błagam… Trudno powiedzieć, czy to w co wdepnęła Rosja jest efektem obłędu, czy złej oceny sytuacji Władimira Putina. Dość jednak, że człowiek, który był bliski zbudowania eurazjatyckiej osi Moskwa-Berlin, rozciągającej się od Władywostoku po Lizbonę, spuścił swoje „imperium energetyczne” w wyniku tyleż zbrodniczej co durnej inwazji na Ukrainę, w geopolitycznym klopie. Tak, oczywiście, że Rosji pozostaje więcej możliwości niż by chciały hurraoptymistyczne w tym zakresie „wiodące media”. Oczywiście, że Rosja prawdopodobnie zdąży przelać jeszcze wiele krwi. Ale, to, że szybko przejada gromadzone przez lata zasoby, które nie będzie łatwo odbudować, jest faktem. To, że rozpada się jej strefa wpływów, a na Kremlu rozpoczęły się walki buldogów pod dywanem, również jest faktem. Wiele wskazuje na to, że na Kremlu zapadła decyzja o wejściu w co najmniej nową „zimną wojnę” z Zachodem. Zapewne pomoże to za nową „żelazną kurtyną” przez jakiś czas zachować jaką taką spójność wewnętrzną, ale jak zimna wojna i wyścig zbrojeń skończył się dla Związku Radzieckiego? A jak skończy się dla słabszej Rosji w starciu z oczywiście również słabszym, ale jednak posiadającym wielokrotnie większe zasoby i potencjał Zachodem?
Leśniczy
Tę listę można by ciągnąć dalej, ale i bez tego tekst jest znowu za długi. Trudno oprzeć się jednak wrażeniu, że zbliżamy się do jakiegoś przesilenia. Mamy niewątpliwie sytuację kryzysową, rzeczywistość wymusza na fircykach porzucenie postpolityki i zakasanie rękawów. Mimo to zarówno główni, jak i drugoplanowi aktorzy zdają się nie dorastać do swoich ról.
I jak tu nie zadawać sobie pytania, parafrazując znany, choć mało śmieszny dowcip, czy nie pojawi się w końcu jakiś leśniczy, który rozpędzi to po kątach, uznając, że ma wystarczająco dużo siły żeby „zaprowadzić porządek”?