Nad znęcającymi się nad językiem znęca się WALTER ALTERMANN: Drobiazgi językowo-mózgowe

Nie zacierajmy śladów językowych w naszej kulturze Fot.: Archiwum/ h/ re

Życie składa się głównie z wielkich, przykrych spraw. Przy czym wielkich jest mało. Większość – niestety – to sprawy drobne, małe, ale właśnie one składają się w sumie na wielkie przykre sprawy epickie w rozmiarze giga-mega-hiper. Z tymi epickimi też powstał problem. Więc wyjaśnijmy.

HBO reklamuje swój nowy serial takim oto zawołaniem: „Oglądanie tego serialu stało się epickie”. Od razu zauważę, że epickie pojawiło się jako novum, bo wszystkie giga, mega zostały już użyte, zużyte i wyplute przez speców od marketingu. Inaczej – spowszedniały i nie robią wrażenia. A bez wrażenia nie ma kasy.

 Czytajcie!

Pojęcie eposu pojawiło się w starożytnej Grecji. Tradycyjne eposy to dłuższe poematy narracyjne. Ich zadaniem była afirmacja etosu społeczności, w której zostały napisane. Postaci są idealizowane, wynoszone na piedestał jako „ojcowie założyciele” danego państwa-miasta. Autorzy eposów sięgali najczęściej po zdarzenia mityczne bądź legendarne, odnoszące się do „czasu ojców”, którzy prawie zawsze byli potomkami bogów i ziemianek, niekiedy bogiń i ziemian. Stąd każda społeczność antyczna miała boskie pochodzenie. Klasycznymi przykładami eposu, epiki są „Iliada”, „Odyseja” i nasz „Pan Tadeusz”.

W Polsce eposy pisze się trzynastozgłoskowcem, rymowanym parzyście. W ten sposób pisał między innymi Wacław Potocki swą „Wojnę chocimską”. Trzynastozgłoskowcem tłumaczono także starożytny heksametr. Dzisiaj epika oznacza każdą powieść, nowelę, opowiadanie. W odróżnieniu od liryki i dramatu. Tyle – w dużym skrócie – na temat epiki, epickości.

Co by nie mówić i jakby nie rozumieć pojęcia epiki, epickości, to zawsze dotyczy ono dzieła, które ktoś napisał. Natomiast reklama HBO mówi nam, że bierne oglądanie cudzego utworu – choćby w formie filmowej – jest epickie. Logicznie, mózgowo biorąc jest to bujda na resorach, która kłamie i oszukuje wmawiając oglądaczowi, że jest twórcą. Aby wyciągnąć od niego kasę. Dla mnie ta forma reklamy niczym nie różni się od reklam Amber Gold.

Pierwsza sprawa z UE – schabowy z retorty

Organizacje spod znaku New Age żądają – żeby to jeszcze grzecznie postulowały – natychmiastowej likwidacji produkcji mięsa, sposobem naturalnym. Mięso ma być produkowane laboratoryjnie, bez niszczących planetę gazów, wydalanych przez bydło, a to na skutek „trawienia trawy”. Są też żądania w sprawie chowu nierogacizny, która zatruwa ziemię odchodami, tak stałymi, jak płynnymi.

Wszystko to prawda i masowa produkcja mięsa stwarza problemy dla środowiska. Szczególnie groźne są wielkie farmy świń, od których polskie prawo nie żąda utylizacji odchodów. W momencie wpuszczania do polski amerykańskich farm, nikt w Polsce nie zdawał sobie sprawy z zagrożeń. Bo zagrożeniem nie były wcześniejsze, małe polskie tuczarnie, z których odchody wykorzystywano do nawożenia i użyźniania pól. Natomiast właściciele amerykańskich farm w Polsce, hodujący powyżej kilkunastu tysięcy sztuk świń, ani myślą robić cokolwiek użytecznego z odchodami, a to dlatego, że transport na wynajęte pola kosztowałby sporo. Poza tym, nie ma zapotrzebowania na ich nawóz, bo małe polskie hodowle wystarczą. Więc gigantyczne farmy gromadzą je w ogromnych lagunach, z których przeciekają do gleby, zatruwając wody podskórne. I jest to problem, ale do rozwiązania przy dobrej woli ustawodawcy.

Natomiast pomysły New Age na produkcję mięsa w retortach jest, idiotyczny. Tym bardziej, że pomysłodawcy nie zadali sobie trudu z policzeniem kosztów produkcji, ergo ceny takiego mięsa w sklepie.

Jest faktem, że przybywa nas w ogromnym tempie. Jeszcze w 1960 roku było nas 2 miliardy, dziś jest nas 7 miliardów. I każdy chce jeść. A jednocześnie na świecie marnuje się około 30 procent żywności. Naprawdę są możliwości wykarmienia nas wszystkich, ale nie zawierzałbym liberalnym doktrynom i ich przekonaniu o cudownej mocy wolnego rynku. W tej sprawie powinny działać światowe organizacje. Z wyłączeniem oczywiście New Age.

Bo w sumie pomysły New Age są totalitarne. Czytając liczne deklaracje zbawicieli świata ciągle odnoszę wrażenie, że oni nie lubią ludzi. I trochę racji w tym jest. Człowiek ma okropną postawę roszczeniową – chce jeść, oczekuje mieszkania i pracy.

Druga sprawa z UE – pestycydy

Ostatnio Frans Timmermans, wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej odpowiedzialny za Europejski Zielony Ład przeforsował swój pomysł na drastyczne ograniczenie używania pestycydów w rolnictwie. Do 2050 roku używanie pestycydów w krajach UE ma być zredukowane o 50 procent.

To kuriozum, że Holender nawet nie skonsultował tej idei z Januszem Wojciechowskim, unijnym Komisarzem ds. Rolnictwa. Oczywiście pestycydy są groźne, szczególnie dla owadów zapylających. I dlatego ich używanie powinno być sukcesywnie ograniczane. Ale Timmermans się śpieszy i chce mieć natychmiastowy sukces, tym bardziej, że w innych sprawach szło mu kiepsko.

Czy da się zastąpić pestycydy innymi, mniej trującymi środkami? Oczywiście, ale to kosztowałoby dużo. I stać na to tylko bogate kraje.

Obawiam się, że w sprawach pestycydów, jak i sztucznej produkcji mięsa, zdrowy rozsądek jest na przegranej pozycji. Sęk w tym, że bogate kraje UE mają inne problemy niż Polska, Bułgaria, Słowacja czy Rumunia. Źródłem tych różnic programowych są różnice między majętnościami dawnych demoludów a zachodem Europy. Bogatych  po prostu stać na nowoczesność, od razu. Biedny Wschód ma inne priorytety. Tymczasem bez przerwy bogaci żądają od biednych współpracy na tych samych zasadach, spełniania oczekiwań ekstremalnie myślących obrońców Ziemi.

Zresztą oni jakoś tak dziwnie kochają Ziemię, bo z każdym rokiem mają coraz więcej pretensji do człowieka. Podejrzewam, że ich ideałem jest czysta i piękna Ziemia bez ludzi.

Broń przeciw powietrzna

Znany polityk mówi w TV: „Teraz mamy broń przeciw powietrzną”. To bardzo ciekawa obserwacja. Wiemy przecież, że w średniowieczu wierzono, iż złe powietrze przynosi zarazę. I dlatego jeszcze – choć to już wiek XIX – Cześnik w „Zemście” zwraca uwagę:

Od powietrza, ognia, wojny,
                        I do tego od człowieka,
                        Co się wszystkim nisko kłania,
                        Niech nas zawsze Bóg obrania.

 

Morowe powietrze zawsze budziło grozę, bo nagle, bez uprzedzenia unicestwiało ogromne rzesze. W wielu miejscach Polski znajdziemy jeszcze trzy krzyże, ustawiane po to, żeby odpędzały zarazę. Najbardziej znane znajdują się w Kazimierzu na Wisłą. Może zatem polityk miał na myśli takie krzyże? Nie wiem. Prawdopodobnie w ogniu dyskusji militarnej uprościł sobie pojęcie. Zapewne chodziło mu o broń przeciwlotniczą i przeciwrakietową. Ale sobie uprościł, aż do zupełnej śmieszności.

No, powie ktoś – teraz wszyscy skracają, upraszczają, a pan się czepia… Szczerze mówiąc wolałbym w fotelach rządowych ludzi, którzy nie będą upraszczali, bo zbyt wiele w moim życiu zależy od ich skrótów myślowych, parafraz i kontaminacji. Niech mówią prosto, skoro myślą w sposób bardzo skomplikowany.

Miejscówka

Dziennikarz TV mówi o kimś, kto wyprowadził się z Warszawy do Konstancina: „Teraz ma fajną miejscówkę”. Ja wiem, że „miejscówka” wzięła się nie z PKP, ale ze slangu młodzieży. Miejscówkami są teraz lokale, sale zabaw, kluby fitness, a nawet mieszkania.

W slangu młodzieżowym to jeszcze uchodzi, bywa nawet dowcipne. Ale obawiam się, że niebawem dowiemy się, że Prezydent RP ma dobrą miejscówkę. Albo prymas. Papież też ma fajną miejscówkę w Rzymie.

Na pusto

W telewizji, relacjonującej pracę Inspekcji Transportu Drogowego wesoła dziennikarka mówi: „Ten samochód nie miał prawa przewozić koparki, bo była za ciężka i niewłaściwie zabezpieczona. Inspekcja kazał zdjąć koparkę z samochodu, który dalej pojechał na pusto”.

Gdyby ów samochód pojechał pusty, bez ładunku, tylko z kierowcą – byłoby dobrze powiedziane. Natomiast „na pusto” jest wzięte z okropnej gwary miejskiej. Nic nie znaczy, a brzmi makabrycznie. Od języka dziennikarzy oczekuję nie tylko informacji, ale też elegancji w ich podawaniu.

Co to jest elegancja? No, na przykład… nie zakładamy zimowych skórzanych rękawiczek do sukni ślubnej, nie plujemy na ziemię, a starszych ludzi nie klepiemy po ramieniu, mówiąc im: „Cześć stary”.

Powtarzanie

Dziennikarz w TV: „Pan kolejny raz powtarza o tym”. No i znowu mamy mielony zamiast schabowego. Zgodnie z normą języka polskiego dziennikarz powinien powiedzieć: „Pan kolejny raz to powtarza.” Żeby to wszystko jakoś ładnie ująć: „Furda nam normy / Gdy hufiec nasz zbrojny”. To o poczuciu siły i bezkarności sporej części dziennikarzy.

Blisko, coraz bliżej

Dziennikarka TV: „Te dzieci były bardzo blisko do tego zdarzenia.” Błąd, szanowna pani. Dzieci mogły być jedynie blisko tego zdarzenia. Rzecz jest w nieznajomości składni. A składni można się jedynie nauczyć czytając klasyków polski z XIX wieku. Klasykami są: Sienkiewicz, Prus, Reymont, Żeromski. Polecam.

Co uczcić?

„Trzeba uczcić pamięć o św. Janie” – mówi dziennikarz. I mamy kolejny przypadek z nielogicznym podmiotem. Logicznie powinno być: „Trzeba czcić, upamiętnić postać św. Jana”. A tak wyszło, że musimy czcić, że pamiętamy. Bo kogo czcimy? Jana czy pamięć o nim? Niby proste, a jednak pojawiają się kłopoty. Bo wyszło na to, że św. Jana mamy za nic, natomiast szanujemy naszą pamięć. Paranoja? Owszem.

Czasami zastanawiam się, czy dziennikarze TV piszą sobie teksty, które potem wypowiedzą? Zdaje mi się, że jednak stawiają na wdzięk i urodę. Zawodni to sojusznicy pracy dziennikarza. Radziłbym pisać i czytać, poprawiać, zanim coś powie się do kamery. W natchnieniu nie bierzmy tekstu z niczego, czyli z głowy – jak mawiał pewien aktor o mówieniu od siebie, bez tekstu autora.