Stałe związki frazeologiczne są nie do zmiany i mają być takimi jak są. A jednak ludzie ciągle próbują. Skutki takich manipulacji są – niezamierzenie dla autorów przeróbek – śmieszne. Oto dziennikarz telewizyjny mówi: „Ciekawe czym to się święci”. A stały związek frazeologiczny to: „Coś się święci”. Powiedzonka, przypowieści i maksymy są naszym wspólnym dorobkiem i dziedzictwem. Więc ich nie ruszajmy, nie zmieniajmy.
Innym przykładem jest klasyczne powiedzenie „Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki”, którego autorem jest Heraklit z Efezu. Ten filozof twierdził, że wszystko przemija, płynie (pantha rhei). „Niepodobna wstąpić dwukrotnie do tej samej rzeki” – pisał Heraklit myśląc o tym, że woda w rzece, do której weszliśmy po raz pierwszy, dawno odpłynęła, a woda, do której wejdziemy po raz drugi, jest już inną wodą. Sentencja jest mądra, ale nie wszyscy rozumieją jej znaczenie, zatem pojawiają się przeróbki. Spotkałem już w mediach takie wersje: „Nie można napić się dwa razy tej samej wody w rzece” oraz „Nie można dwa razy wykąpać się w tej samej wodzie”. Przy czym autorzy zawsze dodawali, że powiedział to Heraklit. Obie nowe wersje Heraklita są bez sensu. Nie można napić się wody z rzeki, bo rzeki są zatrute. A kąpać się dwa razy w tej samej wodzie jest okropieństwem higienicznym.
Stare powiedzenie „Raz pod wozem, raz na wozie”. Oznacza, że w życiu bywa różnie. Ale gdy słyszę „Raz na wozie, raz z wozem” – dębieję, jak zbyt długo trzymane w wodzie ziemniaki.
Dopytanie
„Mam do pana dopytanie” – mówi dziennikarka telewizyjna do rozmówcy. O ile z trudem znoszę „muszę pana jeszcze dopytać”, to „dopytanie” naprawdę mnie boli. Dlaczego nie można mówić po polsku? I mając niedosyt informacji powiedzieć: „Chcę jeszcze zapytać o…” albo „Czy mógłby pan bardziej sprecyzować swą wypowiedź?”
Ponieść zwycięstwo
Dziennikarz mówi: „Zawodniczka poniosła zwycięstwo”. Okropny błąd. Ponieść można porażkę, a zwycięstwo odnieść. Starożytni Grecy życzyli wyruszającym na bój, żeby „wrócili z tarczą lub na tarczy”. Znaczyło to, żeby walczyli dzielnie i do końca, żeby nie uciekali z pola bitwy. Stąd wzięło się polskie „ponieść porażkę”, bo poległych wojowników znoszono z pola bitwy na tarczach.
Wielka intelektualna przygoda spotkała mnie kilka lat temu, gdy pewien działacz związkowy, chcąc zaznaczyć, że wszystkie działania jego związku przeciw pracodawcy są zgodne z prawem, stwierdził, że to co robi związek (czyli on jako przewodniczący związku) jest „Le gratis”. W tym przypadku nie prostowałem, bo związkowiec był absolwentem zasadniczej szkoły zawodowej i nie chciałem się wymądrzać, jako wykształciuch.
Dlaczego dochodzi do tak śmiesznych pomyłek? Bo część ludzi uważa, że dobrze jest zbudować swój autorytet na znajomości myśli klasycznej.
Niemal i niecałe
Inny problem stwarzają dwa proste słowa: „niemal” oraz „niecałe”. Dziennikarz chcą podkreślić, że pewien zawodnik całkiem sporo zarobił, powiedział: „On już zarobił niecałe 4 miliony zł”. Teoretycznie można tak powiedzieć, ale gdy chcemy podkreślić, że dochody zawodnika są spore należałoby powiedzieć: „On już zarobił niemal 4 mln zł.” Niemal, znaczyłoby, że 4 mln zł to dużo, a niecałe że jednak nie zarobił tyle ile powinien.
Mianownik walczy z biernikiem
Ciągle natykam się na dziennikarskie mylenie mianownika z biernikiem. Sportowy sprawozdawca mówi: „Mamy obraz przypominający pierwszego seta”. A norma jest taka, że powinien powiedzieć: „Mamy obraz przypominający pierwszy set”. Owszem, gdyby drugi set odbiegał od pierwszego, dziennikarz mógłby powiedzieć: „Mamy obraz nieprzypominający pierwszego seta”.
Zasada w takich przypadkach jest prosta: Mam zdrowy ząb / Nie mam zdrowego zęba; Kupiłem dywan / Nie kupiłem dywanu; Znalazłem ten wihajster / Nie znalazłem tego wihajstra.
Wihajster
Przy okazji – „wihajster” jest cudownym słowem, spolszczonym niemieckim zwrotem. Gdy przed laty jakiś majster zapominał, jak się nazywa jakieś narzędzie, mówił do swego ucznia: „Podaj mi ten wihajster”. I uczeń już wiedział. A wihajster – dziś już słowo nie używane – pochodził od niemieckiego zwrotu „Wie heist er?” co po polsku tłumaczy się: „Jak on się nazywa?”.
Nieszczęsne ZOO
W dużym programie telewizyjnym poświęconym nowej atrakcji Łodzi, czyli Orientarium, dziennikarz oraz pracownicy łódzkiego Ogrodu Zoologicznego wielokrotnie wymawiali ZOO jako zo. Ciekawe czy ci ludzie wy mawiają nazwę zespołu ABBA jako aba, albo śpiewają pieśń „Abba ojcze…” jako „Aba ojcze…”?
Co prawda w języku polskim wyrazów z podwójnymi głoskami nie ma, ale są w wielu obcych słowach, które zagościły u nas na dobre. Poza tym, zoologia jest oficjalnym przedmiotem w szkołach, więc jak to jest z nauczycielami? Też mówią: „Otwórzcie teraz podręcznik do zologi”?
Kolokwialnie
Słowem z dużą karierą w mediach, w ostatnich latach, jest „kolokwializm”. Słownikowo kolokwialny to język potoczny, niedbały.
Wzruszył mnie niedawno pewien poseł, który w zaciętej dyskusji stwierdził: „Ja powiem kolokwialnie… Nie podoba mi się polityka opozycji”. Zastanowiłem się i nie znalazłem niczego kolokwialnego w jego stosunku do opozycji. Gdyby powiedział: „Niech opozycja spada na drzewo…” – to wtedy tak, to byłby kolokwializm.
I coraz więcej osób, chcących być na topie językowym, mówi że powie coś kolokwialnie. Wychodzi na to, że wstydzą się własnego obrazowania, własnych metafor i dosadności. Czyli stali się niewolnikami mody… na kolokwializm.
Słyszę, jak sprawozdawca meczu piłki nożnej mówi: „Teraz jedziemy w drugą stronę… Mówiąc kolokwialnie”. Piłka nożna, jak wszystkie dyscypliny sportu (może poza żeglarstwem, polo i krykietem) są zajęciami prostymi i dla prostych widzów. Moim zdaniem wypowiedź, że jedziemy w drugą stroną jest całkiem poprawna, jak na sport. Tymczasem sprawozdawca zaznacza, że mówi kolokwialnie. Niepotrzebnie daje swoje zdanie w cudzysłów, bo bardzo dobrze mówi. Naprawdę nie należy od sprawozdawców oczekiwać języka profesorów zarządzania. Sport jest fajny, bo prosty. I taki też powinien być język komentatorów.
Gdyby jeszcze jakiś profesor ekonomii powiedział, że gospodarka leci na łeb, na szyję – zamiast cytować i porównywać dane – wtedy zastanowiłbym się nad jego językiem. Chociaż wolę język emocji, dosadnych porównań i prostych metafor. Bez udawania kogoś innego.
Cudzysłów
Ostatnio trochę zniknęła z ekranów maniera, że mówiący, nagle – mówiąc kolokwialnie – ni z gruchy, ni z pietruchy, unosił obie dłonie na wysokość swojej twarzy, potem z obu dłoni wysuwał po dwa palce – wskazujący i środkowy – i robił nimi w powietrzu niby cudzysłów. Przy tym mówił, że przeciwnik w dyskusji ma duże poczucie humoru, albo że przeciwnik chce go rozbawić. I tymi czterema palcami robił w powietrzu te niby znaki cudzysłowu. Miało to oznaczać żart albo coś w rodzaju: nie mówię tego poważnie. Czasami dyskutant zaznaczał przy okazji: nie mówię tego poważnie i dziobał palcami powietrze.
Straszliwie to było głupie. Bo albo gość z telewizji ma mi coś do powiedzenia serio, albo żartuje. Do żartów też ma prawo. Ale naraz mówić serio i machać palcami? Niepoważne.
Jeszcze raz perspektywa
Znowu słychać w telewizji, głównie w programach sportowych, że: „To bardzo ważna piłka, z perspektywy Badosy”. Dlaczego nie „z punktu widzenia?” Albo inaczej „To ważna piłka, szczególnie/ głównie dla Badosy”.
Miejscówka
Zawsze tak było, że język młodzieży tworzył nowe słowa, lub starym słowom nadawał nowe znaczenia. Zresztą, takie nowości żyły krótko, ustępując miejsca nowym językowym kombinacjom nastolatków. Jest to w sumie zabawne. Ale do czasu.
Mnie przestaje to bawić, gdy dorośli zupełnie bezmyślnie, lub chcąc się podlizać młodzieżowemu odbiorcy, zaczynają serio mówić, że jakieś miejsce, to fajna „miejscówka”. Cierpię, gdy widzę panie dziennikarki, w wieku mocno post-balzakowskim, które mówią, że była w fajnej miejscówce. Przecież nikt się nie odmłodzi, nawet dzięki miejscówce! Nawet gdyby była to miejscówka w gabinecie urody.
Fizjonomia
„Fizjonomia Andrescu jest taka, że ma piękne nogi i mogłaby być modelką” – powiedziała, komentując mecz tenisa, pani komentator.
I proszę, znaczenie fizjonomii zaczynało się od budowy i cech szczególnych twarzy, ale teraz zeszliśmy znacznie niżej. Jedno w tym dobre, że niżej już językowo nie można.
Diagnoza
Czasami zastanawiam się czy telewizje i radiostacje nie emitują przypadkiem, poza normalnymi falami zasadniczego programu, pewnych tajnych fal. A te tajne fale mają silny wpływ na osoby słabo mówiące po polsku. I ci słabosilni w języku, pod wpływem tych niejawnych częstotliwości, zrobią wszystko, żeby zostać dziennikarzami radiowymi i telewizyjnymi. Dowodów na to nie mam, ale poważne podejrzenia i owszem.