Kolejne błędy tropione przez WALTERA ALETRMANA: „Czy ukaracie tego, co depta?”

Ciągle słyszę jak w różnych stacjach telewizyjnych dziennikarze mówią: „Czy ukaracie sprawców tego czynu?”  Wiem dobrze, że taka właśnie jest ludowa wersja odmiany „ukarać”. I wiem, że wszyscyśmy z ludu, ale na litość Boga, od chronienia sztuki i kultury ludowej są: Cepelia, ludowe zespoły pieśni i tańca, ludowe zespoły obrzędowe i muzea regionalne. A we współczesnych mediach musimy mówić polszczyzną literacką. I dlatego poprawnie zadane pytanie powinno brzmieć: „Czy ukarzecie sprawców, tego czynu?”    

 

Dla ułatwienia nauki naszego języka, wszystkim chętnym, przytaczam prawidłowe formy odmiany:

  • ja. ukarzę
  • ty. ukarzesz.
  • on/ona/ono. ukarze.
  • my. ukarzemy.
  • wy. ukarzecie.
  • oni/one. ukarzą

 Deptanie

„I tu widzimy człowieka, który depta flagę” – słyszymy w telewizji, jako komentarz do przykrego obrazu z manifestacji 11 listopada. Deptanie flagi jest oczywiście poważnym wykroczeniem, ale mówienie „depta” zamiast „depcze” też nie powinno ujść na sucho.

O funkcji i roli Chochoła w „Weselu” Wyspiańskiego napisano już opasłe tomy. Jednakże wszyscy badacze literatury są zgodni co do jednego – chochoł jest słomianym okryciem, na zimę, pięknego krzaku róży. Otulenie krzaczka słomą ma pomóc róży przetrwać i ponownie rozkwitnąć. U Wyspiańskiego ta róża oznacza serce, ducha polskości, które odżyją.

Chochoły

Mamy też finałowy obraz dramatu, w którym Chochoł wkracza na scenę a pod melodię jego śpiewu, i gry na skrzypcach wszyscy weselnicy tańczą „jak zaśnięci”. To z kolei oznacza, według Wyspiańskiego, że naród nasz nie dorósł jeszcze do przebudzenia, że w naszych sercach i głowach panuje ciągle zima, żeśmy puści, słabi i nierozumni. Że zaprzepaścimy każdą szansę, gubiąc złoty róg.

Jakże więc zaskoczyła mnie telewizyjna – w TVP Info – interpretacja problemu Chochoła. Pewien dyskutant powiedział bowiem tak: „Walczycie teraz z chochołami, które się samemu stworzyło”. Poczułem się jakbym żył w latach 40-tych, bo to wtedy ortodoksyjni komuniści nawoływali do „walki z chochołami”. Co oznaczać miało, że pora już porzucić marzenia o wolnej Polsce i pra – patrząc realnie – jak naj ściślej współpracować z Ojczyną Światowego Komunizmu.

Radziłbym staranniej dobierać dyskutantów. I szukać takich, którzy będą mniej skłonni do publicznego szastania metaforami, cytatami, których nie rozumieją. No i będą mniej uduchowieni. Bo to jednak wstyd.

Bezwstyd

Słyszę ciągłe powoływanie się na prawo. Przy czym jest to branie na świadka prawa w sensie negatywnym. Szelmowsko uśmiechnięci parlamentarzyści twierdzą wtedy, że prawo o czymś tam nie mówi, że czegoś im nie zabrania. Ich oponenci twierdzą wtedy, że ważny jest również duch prawa, konstytucji.

Opadają mi w takich razach z bezsiły ręce, bo to co wszyscy rozumieją jako oczywiste naciąganie, naginanie prawa, zwyczajne łajdactwo, to to wszystko macherzy parlamentarni z zadowoleniem wykorzystują dla korzyści własnych partii.

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak przywołanie starej, bo rzymskiej sentencji: Quod non vetat lex, hoc vetat fieri pudor. Co cię tłumaczy na polski tak: Czego nie zabrania prawo, tego zabrania wstyd. Autorem tego powiedzenia jest Lucius Annaeus Seneca, starożytny pisarz i mędrzec, który widział, co robią z prawem jego współcześni.

A bezwstyd u nas rośnie, grubieje i rozpycha się bezczelnie. Bezwstyd – tak, to byłaby najkrótsza i najbardziej celna definicja obecnego stanu rzeczy.

Poza marginesem

Dziennikarz sportowy canal+ mówi o powrocie do tenisowej czołówki zawodnika, który całkiem niedawno w ogóle się nie liczył: „On był poza marginesem…” I znowu mamy kłopot z polską frazeologią. Mamy zwrot: „on jest na marginesie”, ale nie mamy zwrotu mówiącego, że ktoś jest „poza marginesem”.

Wyjaśnijmy kłopot. W dawnych czasach karty zeszytu, książki miały z prawej strony marginesy, które służyły do nanoszenia poprawek, uwag, odnośników lub informacji pomniejszych. Stąd teksty na kartach dzieliły się na główne i marginalne. Te na marginesach były istotne, ale nie tak jak teksty główne. Zatem powiedzenie, że coś jest na marginesie oznacza, że nie ma ono takiego znaczenia jak tekst główny.

Natomiast stwierdzenie dziennikarza, że ktoś jest „poza marginesem” świadczy o głębokim niezrozumienie klasycznego powiedzenia. Nawet gdyby ktoś się uparł i na siłę próbował nadać dziennikarskiej poetyce sens, to znaczyłoby ono, że ktoś „spoza marginesu” w ogóle nie istnieje.

Niestety bardzo wielu dziennikarzy ciągle próbuje zmieniać klasyczne zwroty i frazy, z czego rodzą się stylistyczne potworki.