Niedawno rząd poinformował, że niebawem Polacy będą uczyć się angielskiego już od pierwszych klas podstawówki. Piękna myśl, żeby Polak nie stawał na obcej ziemi jako ta głuchoniema sierota. Z wrodzonej jednak złośliwości zacząłem się zastanawiać co z językiem polskim? Przecież jeżeli nadal będziemy mówili tak marnie w języku ojców i matek naszych – dla feministek: matek i ojców – to i po angielsku nigdy dobrze się nie nauczymy. Człowiek bowiem myśli w jednym języku, najczęściej wyniesionym z domu. Zatem proponowałbym rządowi, żeby pomyślał nad wzmocnieniem pozycji języka polskiego w szkolnictwie.
Słyszałem, że w niektórych szkołach uczą już młodzież jeżdzić samochodami. Piękna idea. A coraz częściej też pojawiają się w szkołach lekcje mechatroniki, księgowości, astrofizyki, programowania komputerów… Wszystko to potrzebne i bardzo ładne, ale ośmielam się stwierdzić, że najbardziej potrzebne jest nam wzmocnienie pozycji języka polskiego.
Bo – mili technokraci – to tylko szkolny „język polski” uczy lub może uczyć, precyzji w myśleniu, kontaktowania się z ludźmi na poziomie utylitarnym i abstrakcyjnym.
Gdy moje dzieci robiły maturę, z przerażeniem odkryłem, że egzamin z języka polskiego sprowadza się – w sumie – do rozwiązywania testów. Niegdyś trzeba było umieć napisać „mikro pracę”, ale jednak trzeba było pisać. Potem jednak nasi liberałowie przyjęli „system boloński” w edukacji i mamy marnie piszące pokolenia. I słabo mówiące. Ten system boloński być może sprawdza się w krajach III świata. Ale uraczenie się nim w kraju o takiej tradycji literackiej? Zgroza. Tu przypomnę, że dawny Kongres Liberalno-Demokratyczny (jeden z poprzedników Platformy Obywatelskiej) proponował nawet państwową, obowiązkową edukację jedynie do piątej klasy szkoły podstawowej. Potem każdy miał radzić sobie sam – w szkołach prywatnych i płatnych. Czyż to nie szczyt bezczelności neoliberalnej? I nieskrywanej pogardy dla „prostaczków”?
Mam w pamięci wspaniały wiersz Andrzeja Waligórskiego „List w sprawie polonistów”. Proponuję dziś przeczytać go i zastanowić się nad tym, co mówi nam autor.
Andrzej Waligórski
List w sprawie polonistów
Polonista to nie zawód, lecz hobby,
Polonistą być – nie życzę nikomu.
Polonista po godzinach nie dorobi,
Choćby zabrał robotę do domu.
Polonista nie wędruje po mieszkaniach,
Nie odzywa się wchodząc ze dworu:
– Bardzo ładnie rozbieram zdania,
Czy jest jakieś stare zdanie do rozbioru?
Choćby szukał, racji i pretekstów
I tak zawsze pozostanie na uboczu –
Mniej się ceni analizę tekstu
Od banalnej analizy moczu…
Cera blada, na portkach łaty,
Rozmaite braki w kondycji,
Oświeceniem nie oświecisz sobie chaty,
Pozytywizm nie poprawi twej pozycji.
Poloniście sterczą chude żebra
Jak sztachety mizernego płotu,
Gdy się jeden raz u Zuzi rozebrał,
To się składał z orzeczenia i z podmiotu.
A jak inny zleciał kiedyś z ławki,
Bo był gapa wyjątkowa i niezguła,
To zostały zeń cztery przydawki,
Dwa zaimki i partykuła…
Polonista, niepoprawny romantyk,
Nie największym się cieszy mirem,
Ale ja mu – laury i akanty,
Ale ja mu – kadzidło i mirrę!
Ale ja go całuję w ramię,
Ale ja go podziwiam i cenię,
A ty przed nim na kolana, chamie,
Cały w złocie i volkswagenie!
Bo jeżeli jesteś i ja jestem,
To dlatego, że stojący na warcie
Polonista znużonym gestem
Kartki książek wertował uparcie
Za kajzera i za Hitlera,
I za cara, i za innych carów paru,
I dlatego właśnie nie umiera
Coś ważnego, co nazywa się Naród.
Więc zamieszczam na końcu listu
Ja, satyryk, błazen i ladaco,
Zdanie proste: – Kocham polonistów!
Rozwinięcie zdania: –
… bo jest za co!
Warto znaleźć i poczytać tomiki wierszy Andrzej Waligórskiego. To naprawdę mądra i nadal aktualna literatura.
Notka o autorze: Andrzej Waligórski – polski poeta, satyryk, dziennikarz, długoletni współpracownik Rozgłośni Polskiego Radia we Wrocławiu. Urodził się w roku 1926 w Nowym Targu, zmarł w 1992 roku we Wrocławiu.
Wielkie uznanie zdobył jako twórca tekstów piosenek, wykonywanych – między innymi – przez Tadeusza Chyłę Ballada o cysorzu i Olka Grotowskiego z Małgorzatą Zwierzchowską, a przede wszystkim przez Kabaret Elita. Sam twierdził, że jest jedynie tekściarzem. Był kierownikiem wrocławskiego radiowego magazynu rozrywkowego Studio 202, w którym wypromował kabaret Elita, potem podjął z tym kabaretem jakże owocną współpracę.
Był też autorem cyklu felietonów radiowych Pocztówki z Karłowic oraz cyklu słuchowisk Rycerze, emitowanych w ogólnopolskim magazynie 60 minut na godzinę. To z tego cyklu słuchowisk, parodiujących Trylogię Sienkiewicza, pochodzi piosenka Waligórskiego „Hej, szable w dłoń”.
Jego imię otrzymała jedna z ulic w południowej części Wrocławia, łącząca ulicę Sudecką z ulicą Powstańców Śląskich. Od 1995 członkowie kabaretu Elita („Akademia Humoris Causa”) przyznają nagrodę im. Waligórskiego – „Andrzeje”.