Codzienność przynosi liczne zaskoczenia. Komu nie niesie, ten oczy i uszy ma zamknięte. Oto kilka drobiazgów, które same do mnie przypłynęły z informacyjnym szumem kilku ostatnich dni.
Szanowanie starszych to podstawa naszego polskiego wychowania. Nawet tych, którzy sami się szanują. Co prawda nie wszyscy starcy są godni szacunku, ale trudno… Szanować nie zaszkodzi.
Cna staruszka
Złośliwość podpowiada mi też, że przecież starzy idoci biorą się z młodych idiotów, bo nikt, kto za młodu był mądry, idiocieje dopiero na starość. Głupolami rodzimy się i umieramy. Niemniej mam dużo szacunku dla starszych, szczególnie nieznajomych, bo z góry nie zakładam, że każdy starszy to głupek.
Stoję karnie na przystanku, oczekując na autobus. Naraz pojawia się mocno starsza pani, tak koło osiemdziesiątki. Schludnie ubrana, miły wyraz twarzy. I zaczyna czytać rozkład jazdy. Ale nie jest z lektury zadowolona, więc pyta współnieszczęśników komunikacji miejskiej – jak ma dojechać na pocztę. Słucham, patrzę i dochodzi do mnie, że starsza pani nie wie, gdzie jest ta poczta. Więc wkraczam i pytam o konkrety.
– Tak dokładnie to nie wiem, bo ja na pocztę nie chodzę – odpowiada – ostatnio byłam z siedem lat temu. Ale gdzieś tam na Lutomierskiej – mówi.
Lutomierska długa, więc mówię:
– Tam, po drugiej stronie ulicy, ma pani autobus 99. Niech pani pojedzie dwa przystanki, wysiądzie i zapyta. Jak będzie daleko, to wsiądzie pani w tramwaj 2A i dojedzie pani.
– Dziękuję panu – mówi starsza pani. – Bo wie pan, z tego wszystkiego to się człowiekowi wszystko w głowie poje.ie.
Zamarłem z zaskoczenia, ale ona mówi jeszcze tak:
– No, panie, poje.się czy nie?
– Poje.ie się – odparłem zgodliwie.
A co miałem zrobić? Zwracać jej uwagę na niestosowność takiego wyrażania się? Staruszcze pod osiemdziesiątkę? No, i chciałem być dla niej miły…, że taki swój chłop ze mnie.
Murzyn kontra swój
Wchodzę do apteki. W środku, przede mną jest tylko jedna kobieta – w średnim wieku – która właśnie wiedzie ostry spór z „magistrem”. Magister jest czarnoskóry, ale dobrze mówi po polsku. I słyszę, że chyba po raz któryś tłumaczy kobiecie, że jej recepta jest już przedawniona.
– Ale jak przedawniona?
– Bo receptę może pani zrealizować jedynie przez miesiąc od jej wystawienia, a pani recepta ma już cztery miesiące.
– To ja poproszę z kierownikiem – mówi kobieta.
Po chwili z zaplecza pojawia się kierowniczka. I powtarza, że recepta jest już nieważna. Kobieta wychodzi, ale kiedy jest już przy drzwiach, odwraca się i mówi:
– Ja wiedziałam, że tu nic nie załatwię, bo tu pracuje murzyn!
Mistrzostwo propagandy
Oglądam program o wojennych fabrykach w czasie II wojny światowej. I zaskakuje mnie informacja jak bardzo USA pomogły sprzętowo ZSRR. Okazuje się, że ogromne ilości czołgów, samolotów i samochodów ciężarowych, których w czasie wojny używali Sowieci pochodziła właśnie z Ameryki. Ogółem do 1945 roku, do Związku Radzieckiego trafiło z USA ponad 11.000 samolotów, ponad 7.000 czołgów, kilkaset tysięcy pojazdów mechanicznych oraz prawie 2 mln ton zaopatrzenia różnego typu.
Coś tam wiedziałem o tej pomocy, ale nagle dotarło do mnie, że na żadnym sowieckim filmie z czasów wojny nie widziałem tego amerykańskiego sprzętu. Sowieci po prostu filmowali jedynie swoje maszyny. Nie chcieli się przyznać, że brali pomoc od ojczyzny światowego kapitalizmu, od wuja Sama. Ale przecież brali.
Owszem, ZSRR sumiennie zapłacił za tę pomoc złotem wydobywanym poprzez zeków na Syberii, ale czy Amerykanom podziękował? Tego nie jestem już pewien. Chyba nie, a już na pewno niewiele o tym w ZSRR mówiono. I chyba dzisiejsi Rosjanie też nie wiedzą o tej pomocy. Oni są nad wyraz ambitni, nawet kosztem prawdy, co zresztą widać i teraz.
Prostactwo i chamstwo
Jak każdy oglądający telewizję, narażony jestem na nie tylko na treści płynące z reklam, atakowny jestem też ich formą i propagowaniem w reklamach prostactwa i chamstwa. Przykłady? Proszę bardzo.
Przykład 1.
Dwóch mężczyzn rozmawia o zdrowiu. Pierwszy pyta:
– Jak tam twoje kolana?
– Martw się o siebie – odpowiada drugi.
Dlaczego tak? Co chcieli przekazać – poza nazwą leku na dolegliwości kolan – producenci tej reklamy? Nie wiem. Może tak według nich wygląda rozmowa dwóch twardych mężczyzn? Gdyby ktoś ze znajomych mnie tak potraktował, natychmiast przestałby być znajomym.
Przykład 2.
Reklama samochodu. Młody mężczyzna, chcąc się pochwalić nowym samochodem, mówi do ojca:
– Widziałeś takie auto tato?
I co odpowiada dobry ojciec, który powinien się cieszyć, że synowi dobrze się wiedzie? On mówi, okropnym, chrapliwym, odpychającym głosem.
– A takie widziałeś?
I pokazuje synowi własne, lepsze auto.
Co łączy oba te dzieła? Promowanie knajactwa, prostactwa i brutalności. To mamy w reklamach, zamiast ludzkich stosunków, ludzkich uczuć, serdeczności, współczucia oraz dumy z syna. Taki ma być wzór mężczyzn w Polsce początków XXI wieku? A może sami „reklamodawcy” wywodzą się z takich środowisk?
Rozmowy są najważniejsze
Po dłuższym nieczytaniu gazet papierowych, kupiłem sobotnio-niedzielny magazyn „Gazety Wyborczej”. I w pociągu przestudiowałem go „od deski do deski”. Powiem, że lektura jest przygnębiająca. Okazuje się, że liczni rozmówcy dziennikarzy nie mogą już dłużej żyć w kraju takim jak Polska. Co im przeszkadza? Nietolerancja, zaściankowość i wstecznictwo. I to głównie w sprawach wolności seksualnych obyczajów. Jest nawet artykuł, wywiad z osobą, która żyje w „związku otwartym”, który sprowadza się do tego, że ona i mąż akceptują innych partnerów. A ona nawet się cieszy, gdy mąż wychodzi na nocną randkę. Dla tej pani, wielość partnerów, to wielość rozmów z interesującymi ludźmi. Rozmowy z partnerami są najważniejsze – zapewnia interlokutorka gazety. Czyżby znaczyło to, że bez seksu ta pani nie rozmawia?
Nie jestem wstecznikiem, wiem, że takie związki od wieków były, są i będą. I jeżeli uczestnikom takich „stadeł” jest z tym dobrze, to niech tak sobie żyją. Jeżeli jednak „Gazeta Wyborcza” przedstawia różne odejścia od normy jako wyższe niż „klasyka” seksualna, to mam pytanie. Czy mamy do czynienia jeszcze z walką o tolerancję i akceptację – za czym jestem – czy już z propagowaniem mniejszości kosztem większości?