Na tropie zbrodni językowych – WALTER ALTERMANN: Boże, „ukaraj te porozrucane”

Nie mamy akurat w archiwum sępa, ale znalazłem ptaka także droapieżnego z rodziny jastrzębiowatych - kanię bramińską zasiedlającą m.in. południową Azję Fot. archiwum HB

Niezwykle denerwujące jest, gdy dziennikarz posługuje się gwarą. Jednym z takich przykładów jest stwierdzenie, że coś jest „porozrucane”, na przykład bile na stole bilardowym. Polska norma mówi nam, że te bile są „porozrzucane”. Bo porozrzucane, rozrzut pochodzi od rzutu, a nie od jakiegoś „rutu”.

Innym przykrym przykładem jest wołanie o karę dla jakiegoś przestępcy, choćby boiskowego. Gdy jakiś zawodnik sfauluje przeciwnika, wtedy najczęściej sprawozdawca mówi: „Panie sędzio, ukaraj go pan”. A przecież powinien powiedzieć „Ukarz go pan”. Kara jest słowem podstawowym, ale mamy też ukarz, mamy karzącą dłoń prawa. Nie mamy zaś „karającej ręki”.

Globalna taktyka

W czasie meczu piłki nożnej sprawozdawca Canal+, w swej taktycznej przenikliwości, stwierdza: „Trzeba pochwalić Widzew za taką globalną organizację gry”.

Z tym globalizmem mamy kłopot nie lada, bo przyjęło się już w ekonomii, a z niej spłynęło – jak zaraza – na inne dziedziny, że globalny produkt może być synonimem produktu ogólnego, całkowitego. Ja rozumiem, że ekonomiści nie są humanistami, ale naprawdę przesadzają. Podstawowym znaczeniem „globalny” jest „światowy”. Bo przecież glob to nasz świat, kula ziemska.

Jeżeli nawet można odpuścić ekonomistom, to jednak sprawozdawca sportowy powinien powiedzieć po polsku tak: „Trzeba pochwalić Widzew za taką organizację gry”. Bo każda organizacja gry na boisku jest organizacją ogólną, całościową.

Dedykowane śruby

„Do tych karniszy daję śruby większe niż te, które są dedykowane przez producenta” – mówi Wiesław Skiba w programie „Pogotowie remontowe Wieśka”, w Canal+ Family.

Zacznijmy od tego, że pan Wiesław jest wspaniałym fachowcem, świetnie radzącym sobie z wszelkimi fuszerkami, których dopuścili się przed nim okropni naciągacze i partacze, podejmujący się napraw w domach klientów. Niemniej śruby nie mogą być „dedykowane”. Śruby mogą być do karniszy załączone w osobnym opakowaniu, mogą być zalecane, polecane, przeznaczone a nawet przypisane. Natomiast dedykować można komuś jakiś utwór literacki, utwór muzyczny, rzadziej obraz.

Nie mam pretensji do pan Wiesława, mam je natomiast do ekipy telewizyjnej, która nagrywa jego prace. Czy naprawdę nie ma wśród techników, operatorów dźwięku i obrazu, redaktorów i producentów nikogo znającego język polski?

Fala oburzonej krytyki

„Obraz wywołał falę oburzonej krytyki” – taka informacja pada z telewizora w programie „Dzień w Muzeum Orsay”. Oburzenie dotyczy jednego z pierwszych obrazów Oskara Moneta, ojca impresjonizmu.

Nie mam zastrzeżeń co do faktów, oburzenie wśród współczesnych Monetowi krytyków było naprawdę ogromne. Niemniej jednak zwracam uwagę, na to, że autora komentarza – a może tłumacza – poniosła poezja. Chodzi mi ot to, że „fala” nie ma ludzkich przymiotów, więc nie może być oburzona. Poza tym – istotnie obrazy Moneta spotkały się z oburzeniem krytyków, ale już nie krytyki. Chyba, że autor komentarza przez „krytykę” uważa ogół osób zajmujących się krytyką malarstwa. Sama „fala” może być, ale w znaczeniu, że Moneta spotkała istna fala krytyki.

Inkryminowane zdanie powinno zatem wyglądać tak: „Obraz wywołał falę oburzenia krytyków”. Tak czy inaczej, trzeba uważać, bo chcąc unikać dłuższych zdań, wpadamy w pułapkę absurdów językowych.

Sępy pod Warszawą

Niby to mamy już XXI wiek, niby to dominującą religią jest u nas katolicyzm… ale ciemny zabobon, wiara w gusła, porażające przesądy i w dziwne znaki trzyma się u nas mocno.

Ostatnio ogromne poruszenie oświeconych Polaków wywołało pojawienie się na niebie, w okolicach Warszawy sępa kasztanowatego. A jest to największy mięsożerny ptak Europy, niewidywany u nas od dawien dawna. Ponieważ lud nie lubi sępów, bo są to ptaki padlinożerne, masowo pojawiły się głosy, że to zły dla Polaków znak, szczególnie zaraz po wyborach – te głosy dobiegały głównie z prawicy. Co prawda lubimy kruki i wrony, choć są to również padlinożerne istoty, ale mniejsze. Zatem do straszenia nie bardzo się nadają. Ale to tylko tak sobie, przy okazji sępa.

Moją uwagę zwróciły głównie tytuły prasowe, towarzyszące tej „złej wróżbie”. Oto Zielona Interia, pisze: „Największy mięsożerny ptak Europy wrócił do Polski. Latał pod Warszawą.”

Otóż, szanowni Zieloni – pod Warszawą była Bitwa Warszawska w 1920 roku, pod Warszawą jeździ metro, są systemy kanalizacyjne, wodociągowe i inne… Natomiast ptaszysko latało nad Warszawą, lub nad Mazowszem.

A przy okazji przesądów mamy takie cudowne porzekadło:

 

„A kto wierzy w gusła,

Temu d… uschła”

Trzeba zatem uważać.