O niektórych artystach i ich krytykach pisze WALTER ALTERMAN: Anonimowi tropiciele z Wikipedii

Modernizacja ulic wokół Dworca Fabrycznego w Łodzi - Lato 2015 r. Kultura w budowie. Sztuka skojarzeń, czy skojarzenia ze sztuką? Fot.: HB/ re/ r

Z roku na rok, ba, teraz już nawet z miesiąca na miesiąc rosną w Polsce zwarte szeregi nieomylnych. To skutek, a zarazem przyczyna zaciekłej walki politycznej. Każda z pięciu dużych partii parlamentarnych chce mieć patent na nieomylność. Jedni drugim, czwarci trzecim wyciągają dawne deklaracje, diagnozy i hasła polityczne.

Właściwie nie ma obecnie w naszym kraju debaty politycznej, opartej na głębszych analizach programów, sytuacji obecnej i projektowanej. Obserwuję bacznie co dzieje się w tej mierze w różnych stacjach telewizyjnych, portalach i mediach społecznych. I widzę, że wszystkie one unikają jak ognia poważnego podejścia do tematów gospodarki, edukacji, służby zdrowia, poziomu zarobków, emerytur czy wolności obywatelskich.

Przepis na oglądalność

We wszystkich „środka masowego rażenia” panuje wspólne przekonanie co do jednego – nasz słuchacz, widz, czytelnik nie ma zdrowia do śledzenia i wyciągania samemu wniosków w sprawach trudnych. Chcąc go jednak zatrzymać przy ekranie komputera, czy telewizorze – bo to przekłada się na oglądalność, a ona na reklamy, a reklamy na żywą gotówkę – musimy działać hasłowo, ogólnie, a najlepiej personalnie. Bierzemy zatem do tzw. debaty dwóch polityków, z dwóch przeciwnych sobie obozów i niech sobie ubliżają, niech się obrażają, niech jeden drugiemu zarzuca głupotę, zdradę narodowych interesów, obcą agenturę… Ludzie takie naparzanki lubią!

Moim zdaniem przyczyną nie są nadchodzące powoli, ale nieuchronnie, wybory. Myślę, że my Polacy, po prostu, lubimy wojny. Póki co walczymy w specyficznej wojnie domowej. Jeżeli tak mają się objawiać resztki waleczności naszych przodków, to ja dziękuję, nie biorę w tej wojnie udziału.

Artystów grzechy intymne

Jest jeszcze gorzej, bo obsesje maniakalnych śledztw dotyczących zaprzeszłych grzechów, pomyłek i inności przeszły na teren sztuki, a właściwie na artystów. Ostatnimi miesiącami pojawiło się w internecie kilka publikacji dotyczących dwóch wielkich polskich artystów – Chopina i Słowackiego. Co spowodowało tak nagłe i niespodziewane zainteresowanie postaciami największego polskiego kompozytora i największego polskiego poety?

Tu robię marginalną uwagę, że dla wielu największym poetą jest Mickiewicz. Mogę się zatem zgodzić, że Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki są najwięksi, obok siebie i po równo.

Wracając do pytania, co się stało, że nagle wzrosło zainteresowanie autorem „Kordiana” oraz kompozytorem licznych polonezów? Czyżby odkryto jakieś nieznane ich utwory? Nie, autorzy publikacji dotyczących życia mistrza słowa i mistrza fortepianu niczego nie odkryli. Zainteresował ich natomiast domniemany homoseksualizm obu znamienitych rodaków.

Jest faktem, że życie intymne obu mistrzów o dawna budziło takie podejrzenia, lub lepiej powiedzieć – konstatacje. Ale nikt, z poważnych badaczy ich życia i twórczości, nie zajmował się tym aspektem ich charakterów. Starzy panowie badacze zachowywali się z klasą. Bo też orientacje seksualne Chopina i Słowackiego niczego w ich twórczości nie determinowały.

Natomiast teraz – w dobie nieszczęsnej wolności słowa – znaleźli się jacyś ludzie, którzy czynią ze swych „odkryć” sensacje. Napisałem zdanie wyżej o „nieszczęsnej wolności słowa”, bo żeby z tej wolności korzystać trzeba mieć klasę, maniery i gust. A tu, niestety, prostactwo dostało tubę i biega z nią po ulicach, wykrzykując co tam komu ślina na język przyniesie. Nie jestem oczywiście za jakąkolwiek cenzurą, ale „trochę samokontroli, autocenzury mieć trzeba. Tak co do myśli, języka i uczynków. Albowiem piszący grzeszą myślą, mową i uczynkiem – jak poucza nas Kościół. Niestety bezkarność Internetu jest wielka, a obrzydliwość jeszcze większa.

Podać faję staruszkowi

Powyższy śródtytuł pochodzi z tekstu Sławomira Mrożka, z opowiadania „Ucieczka na południe’. W tym arcyzabawnym opowiadaniu dwóch urwisów poznaje Małpiszona, który mówi jak człowiek, choć jest małpą, a dodatkowo obdarzoną ogromną siłą. Dwóch chłopaków, chcąc zarobić pieniądze na ucieczkę, wystawia małpiszona do turnieju bokserskiego. Małpiszon nokautuje z rzędu kilkunastu przeciwników. Wtedy pojawia się Trener, który radzi całej trójce jak trzeba robić karierę, czyli pieniądze. Otóż, według Trenera, trzeba jakiemuś staruszkowi podać faję, czyli pobić go. Wtedy wszystkie gazety potępią Małpiszona, ale reklamę i pieniądze będzie miał, a wyrok w zawieszeniu.

Coś mi się zdaje, że bardzo wielu osobników publikujących w mediach elektronicznych swe „przemyślenia” zna ten sposób. I dlatego stara się skopać jakiegoś Wielkiego Polaka, czyli podać takiemu – najlepiej już nieżyjącemu – mrożkowską faję. Pomysł to ohydny, ale skuteczny.

Mrożek – wielki skopany

Wyciąganie grzechów młodości lub nawet młodzieńcze opowiedzenie się po złej stronie politycznej jest ulubionym zajęciem ogromnego zastępu tropicieli prawdy jedynej. Taki los spotyka wielu znanych artystów w Wikipedii. Nie znajdziemy tam w życiorysie Sławomira Mrożka ani słowa o jego kunszcie artystycznym, o tym jak jego twórczość oddziaływała na miliony Polaków – tak w sensie czysto artystycznym, jak moralnym. Tropicieli interesują „grzechy i grzeszki” wybitnych pisarzy.

Zacznijmy od tego, co Wikipedia ma do powiedzenia o wybitnym noweliście i dramaturgu.

„Sławomir Mrożek (ur. 1930 – zm. 2013) – polski pisarz oraz rysownik. Autor satyrycznych opowiadań i utworów dramatycznych o tematyce filozoficznej, politycznej, obyczajowej i psychologicznej. Jako dramaturg zaliczany do nurtu teatru absurdu. Zadebiutował w 1950 jako rysownik, od 1953 publikował cykle rysunków w Przekroju. Wydane w tym samym roku zbiory opowiadań: Opowiadania z Trzmielowej Góry oraz Półpancerze praktyczne stanowiły jego literacki debiut. W 1953 podpisał tzw. Apel Krakowski, wyrażający poparcie dla stalinowskich władz PRL po aresztowaniu pod sfabrykowanymi zarzutami duchownych katolickich, skazanych w sfingowanym procesie księży kurii krakowskiej i skazaniu na karę śmierci Edwarda Chachlicę, Michała Kowalika i księdza Józefa Lelitę…”

Pomijam, że zaklasyfikowanie twórczości teatralnej Mrożka do gatunku teatru absurdu jest bez sensu, bo „Tango” i „Emigranci” nie mają nic wspólnego z absurdem. Absurdem natomiast jest nazywanie Mrożka rysownikiem, bo wykonał w życiu kilkadziesiąt satyrycznych rysunków. Poziom wiedzy autora strony w Wikipedii o literaturze jest przykry. I nie sięga nawet poziomu przeciętnego maturzysty. A przecież autor pisze o literacie!

Muszę jednak serio, bez żartów, potraktować umieszczenie w życiorysie pisarza informacji o podpisaniu przez niego tzw. Apelu Krakowskiego, popierającego ówczesnego władze w procesie księży kurii krakowskiej. Jest to o tyle zdumiewające – ze strony Anonima z Wikipedii – że później ani słowem nie zająknął się o dalszym życiu Mrożka, łącznie z emigracją i powrotem do Polski.

Sprawa procesu księży kurii krakowskiej jest straszna. To jedna z wielu podobnych prób marginalizowania roli kościoła w powojennej Polsce. To zbrodnia. Takie są fakty. Ale muszę zauważyć, że Sławomir Mrożek miał wówczas 23 lata, a całą swą twórczością zasłużył chyba na rozgrzeszenie*. Ale autorowi wpisu w Wikipedii chodziło – co widać wyraźnie w identycznej prawie notce choćby o Wisławie Szymborskiej – o „dowalenie, skopanie Wielkiego”.

Dla mnie i mojego starego już pokolenia Mrożek był i pozostanie nauczycielem logiki i moralności. I nic tu żaden turkuć podjadek, tropiciel i odkrywca z Wikipedii nie zdziała. Mrożek był i pozostanie wielki, a autor – zresztą anonimowy – pozostanie anonimowym nikim.

 

*Wszystkim trzem oskarżonym w procesie Kurii Krakowskiej zmieniono karę śmierci na dożywocie, a po 1956 roku uniewinniono ich i wyszli na wolność.