Na Zachodzie można zauważyć powolne, bo powolne, ale jednak przełamanie emocji społecznych w sprawie progresywnych nowinek i, co znacznie ciekawsze, również pewne zmiany w retoryce do tej pory uparcie neomarksistowskich elit. Niektórzy publicyści nieśmiało zaczynają przebąkiwać o pewnego rodzaju przebudzeniu, podczas gdy w tym samym czasie, znani z przekory Polacy, którym latami udawało się unikać konsekwencji większości lewackich rewolucji, nagle zapragnęli pogrążyć się w tęczowym śnie.
– Mogę powiedzieć w imieniu Bawarii: u nas nie będzie obowiązkowego gender. Wręcz przeciwnie: zakażemy gender w szkołach i administracji – powiedział we wtorek premier Bawarii Markus Söder w swoim pierwszym oświadczeniu rządowym w nowej kadencji w bawarskim parlamencie. Bawaria jest oczywiście szczególnym landem na tle Niemiec, a Söder jest politykiem CSU, ale do tej pory takie słowa w chcących uchodzić za prymusa postępu Niemczech, stanowiły raczej rodzaj tabu. Jeśli dorzucić do tego uznawanych do tej pory za żywych świętych klimatystów z Ruchu Ostatnie Pokolenie, którzy zostali ostatnio ogłoszeni przez niemiecki sąd zorganizowaną grupą przestępczą, czy rosnący dystans do transowania dzieci, to wiedzcie, że coś się zmienia. Być może mimo wszystko gospodarczy głód, społeczny smród i ubóstwo energetyczne, były w stanie Niemców czegoś nauczyć.
Ministerstwo Równości
W tym samym czasie, wydaje się, że większość Polaków (nawet jeśli co innego mieli na myśli, to taki jest praktyczny efekt), niczym ostatni naiwni prowincjusze, powtarzając błędy „metropolii” sprzed lat kilkunastu, wybrali sobie do rządzenia konglomerat cwaniaczków i wariatów w ładnych krawatach, być może niwelując tym samym wszelkie zyski jakimi cieszyli się w ostatnich latach, unikając konsekwencji sporej części lewackich, trapiących Zachód, „rewolucji”. A ukoronowaniem tego pragnienia „żeby mieć jak na Zachodzie”, miałoby być, pojawiające się w nieoficjalnych doniesieniach Ministerstwo Równości.
Od czasu Rewolucji Francuskiej, która hasło „równości” spopularyzowała, realizując je w praktyce przy pomocy gilotyny, wiadomo, że nie chodzi o nic dobrego. Być może najlepiej, choć w wersji „light”, istotę lewackiego wyobrażenia „równości” oddaje cytat z „Folwarku Zwierzęcego” George’a Orwella – „Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze od innych”, cytat który zadziwiająco dobrze opisuje zarówno jaskiniowy sowiecki komunizm, jak i dzisiejsze neomarksistowskie wyobrażenie „równości”, w którym „równi” są to„święci naszych czasów” aktywiszcza i „mniejszości”, ale już nie ci, którzy mają czelność się z nimi nie zgadzać. I takie ideały zapewne Ministerstwo Równości, kierując się koncepcją „tolerancji represywnej” Herberta Marcuse’a będzie miało ambicje realizować.
Czemu to ma służyć?
Natomiast, choć nie bagatelizuję zagrożenia jakie taki antyspołeczny pomysł może stanowić, chciałbym zwrócić uwagę, że podobna metoda była realizowana przez Tuska za poprzednich rządów, kiedy to realne działania przesłaniane pozorowanymi, ale mocno nagłaśnianymi medialnie aktywnościami. Tajemnicą poliszynela jest, że inna, choć również podobna metoda, obowiązuje w zarządzaniu warszawskim ratuszem, gdzie istotnymi procesami zajmują się po cichu ludzie zaufani, a najgłośniej jest o sprawach „ideolo”, które puszczone są na żer „zaprzyjaźnionych aktywistów”. Nie ma powodu żeby sądzić, że w przypadku „Ministerstwa Równości” będzie inaczej.
Tak więc martwmy się oczywiście tym, że znowu inni będą „równiejsi”, ale nie zapominajmy zaglądać za kotary tego przedstawienia, gdzie za kulisami, będą się zapewne działy rzeczy, o których mamy się nie dowiedzieć.