Najpopularniejszy, najlepszy, ale też i najbardziej zdegenerowany system rządzenia światem, czyli demokracja ma najgorszy wpływ na media. Wszędzie. Zarówno w Stanach Zjednoczonych, Polsce, Niemczech, Wielkiej Brytanii jak w i Japonii, Australii i w Mongolii. Z tym, że z tą mongolską demokracją to jest problem. No, ale w końcu z każdą demokracją bywają problemy. Z mediami w demokracji, niestety, stało się to, co musiało się stać – zanikają tradycyjne a pojawiają się media, które społeczne są tylko z nazwy.
Demokracja daje, teoretycznie, ogromne prawa mediom. Dziennikarz jest osobą uprzywilejowaną, niemal na granicy władzy. Reporterzy, bywa, obalają rządy, prezydentów, ale najczęściej zmieniają swoich szefów. Bo kto będzie lubił prezesa gazety, która podała, że jakiś minister ma kochankę albo wydał kilka tysięcy w miejscowej walucie na odzież damską płacąc służbową kartą?
W związku z tym prasa, radio, telewizja, a nade wszystko internetowe potwory nazywające siebie portalami, zaczynają przekraczać granice demokracji zadeptując jej ślady prawne. Na całym świecie znane jest zjawisko tzw. dziennikarskiego przesunięcia, które polega na stawianiu się pracownika redakcji ponad obowiązującymi przepisami wszystkich kodeksów. Władze, nie chcąc mieć kłopotów, początkowo to ignorują a potem… A potem jest już za późno. Kolejne szczeble administracji są pożerane przez żarłoczne media.
Teraz naprawdę gra się „dziennikarskimi śledztwami”. Choć bardzo podziwiam Koleżanki i Kolegów zajmujących się tzw. dziennikarstwem śledczym i doceniam, że często ich praca przynosi efekty, to zawsze będę powtarzał: nie ma dziennikarstwa śledczego, są tylko źle zabezpieczone dokumenty!
Czy nie możemy powrócić do zwykłego dziennikarstwa, tak aby żaden polityk nie podrzucał redakcjom kompromitujących materiałów na innych polityków? A może sama demokracja musi się zreformować, bo za kilka lat nie będzie istniała? Będą tylko redakcje i ich wojny. Politycy będą pisali artykuły a dziennikarze staną się politykami. Zresztą takie przykłady już obserwujemy. I to nie tylko w Mongolii.