Polecam a właściwie przypominam książkę, będącą antologią najciekawszych tekstów dziennikarskich. Rzecz nosi tytuł „Klasycy dziennikarstwa. Arcydzieła sztuki dziennikarskiej. Wybór i układ Egona Erwina Kischa”. Jest cenna, ale to antologia nie najnowsza, bowiem wydano ją, w roku 1959 r.
„Jest to jedna z tych rzadkich książek, które się smakuje latami, a ona wciąż pełna aromatu jak piwnica wypełniona szlachetnym trunkami” – pisze w wstępie Edmund Osmańczyk. I trudno się z nim nie zgodzić. Dalej Edmund Osmańczyk pisze tak: „Rozczytuję się w Klasykach dziennikarstwa od lat z górą trzydziestu, trzykrotnie tracąc w niespokojnych okresach Kaemmerowskie berlińskie wydanie z 1923 roku i odzyskując je na nowo, oczywiście płacąc coraz wyższą cenę mądrym antykwariuszom, którzy znają wartość tej buntowniczej księgi, spalonej na stosie w 1933 roku.”
Jednym z dziennikarzy, który odwoływał się do dorobku i metody pracy Kischa był Ryszard Kapuściński. W „Szkole z klasą” tak pisał o Kischu: „Pamiętam lekcję polskiego w moim liceum. Nad Warszawą właśnie przeszła burza. Nauczyciel poprosił, żebyśmy o niej napisali. To zadanie rozbudziło we mnie tkwiącą gdzieś w ukryciu ciekawość świata, potrzebę zrozumienia jego mechanizmów. Zacząłem się zastanawiać, skąd ta burza, jak to w ogóle się dzieje, że nagle wybucha, jak przebiegała, jakie były jej konsekwencje dla miasta i jego mieszkańców. Niby proste zadanie, ale to często właśnie tak się zaczyna – wszyscy mamy w sobie ciekawość świata. Czasami mniejszą, czasami większą, zwykle nieuświadomioną – ona przejawia się w naszych rozmowach, naszych kontaktach z innymi ludźmi. Ale dziennikarz to ktoś, kto tę ciekawość postanowił w sobie rozwijać, kto świadomie uczynił z niej swoje narzędzie. Często coś, co się nam przydarzyło, jakaś osobista przygoda, może w nas tę ukrytą ciekawość rozbudzić. Mistrz reportażu Egon Erwin Kisch został wysłany przez swoją redakcję, żeby opisać pożar młyna w Pradze. Zobaczył, że dookoła pogorzeliska jest już mnóstwo dziennikarzy. Pomyślał, że już właściwie nic nowego nie jest w stanie dodać do tego, co napiszą. Zaczął więc pisać o żebrakach, których napotkał wokół pogorzeliska. Opisał ich twarze, ich świat – oni mieszkali w spalonym młynie, który właśnie uległ zniszczeniu. Powstał fascynujący reportaż, a Egon Kisch został reporterem.”
Kim był Kisch?
Urodził się w Pradze w roku 1885, zmarł tamże w 1948. Rodzinnemu miastu poświęcił znaczną część swej twórczości. Pochodził z bogatej praskiej żydowskiej rodziny kupca sukiennego Hermanna Kischa. Naprawdę nazywał się Egon Kisch, a drugie imię Erwin, przyjął jako pseudonim literacki. Znał oczywiście czeski, ale pisał po niemiecku.
Odebrał dobre wykształcenie, studiował na uniwersytecie praskim, a także na politechnice. Wstąpił jako jednoroczny ochotnik do wojska, ale większą część służby spędził w aresztach żandarmerii. Był naturą niespokojną, niełatwo się podporządkowywał. O czasie spędzony w armii Cesarsko-Królewskiej tak pisał: „Fanatycy wolności, przeciwnicy autorytetów, marzący o równości, pełni nienawiści wobec tchórzy, karierowiczów i militaryzmu, chociaż nie z przekonań politycznych, ani uświadamianych sobie przyczyn społecznych (…) Dali mi wiele ze swojej cennej nienawiści wobec uprzywilejowanego społeczeństwa i szczerze im za to dziękuję”.
Całe życie Egona Erwina Kischa to jedna wielka awantura. Nie sposób tu opisać skandali, w które się mieszał, które opisywał, i których ciemne tła wywlekał na światło dzienne. Dość powiedzieć, że w okresie międzywojennym zdobył europejską sławę i uznanie swą nieustępliwością, śledzeniem wielkich afer i skandali, bezwzględnością wobec zakłamania możnych tego świata. Tego niespokojnego ducha Kischa znajdziemy także w wyborze klasyki dziennikarstwa, którego dokonał na użytek omawianej teraz publikacji.
Artykuły klasyków dziennikarstwa
Dobór tekstów z pewnością zaskakuje. I chyba o takie wrażenie – jak we wszystkim – chodziło Kischowi. Za teksty dziennikarskie uznał on bowiem historyczne relacje, opinie, głosy w dyskusjach oraz recenzje sztuki. I większość z tych tekstów jest bardzo daleka od tzw. obiektywności. Kischowi chodziło też o ukazanie prawdy, że dziennikarstwo stoi bardzo blisko przy literaturze. Dla przykładu i zachęcenia do lektury, przytoczę tylko 30 tytułów, bo sumie książka zawiera 100 tekstów dziennikarskich:
Marcin Luter – List o sztuce przekładu, 1530 r.
Blaise Pascal – Stosunek jezuitów do zbrodni, 1655 r.
Janathan Swift – Czwarty list kupca sukiennego, 1712 r.
Jean Paul Marat – Kauzyperdy i kanceliści na urzędach, 1790 r.
Generał Bonaparte – Relacja z 18 Brumaire’a, 1799 r.
Heinrich von Kleist – Podręcznik żurnalistyki francuskiej, 1810 r.
Giuseppe Mazzini – Manifest młodych Włoch, 1831 r.
Karol Marks i Fryderyk Engels – Upadek Wiednia, 1848 r.
Wiktor Hugo – O parlamentaryzmie, 1852 r.
Fiodor M. Dostojewski – Jeszcze raz o tym, że wcześniej czy później Konstantynopol musi należeć do nas, 1877 r.
Z własnego podwórka
Heinrich von Kleist – Pierwsze tchnienie wolności niemieckiej, 1809 r.
Armand Carrel – Policja niszczy nasze prasy drukarskie, 1830 r.
Teodor Hertz – Żydowska gazeta, 1897 r.
Kronika lokalna i korespondencja zagraniczna
Pliniusz Młodszy – Relacja o trzęsieniu ziemi w Pompei – 79 r. n.e.
Melchior Grimm – Wypadek uliczny, 1787 r.
Karol Dickens – Karetka więzienna, ok. 1840 r.
Emil Zola – Kostnica, 1868 r.
Sąd idzie
Wolter – Z powodu Calasa i Sirvena, 1766 r.
Emil Zola – Oskarżam!, 1896 r.
Felieton
Daniel Defoe – Przeciwko rozpuście, 1729 r.
E.T.A. Hoffmann – Z narożnego okienka kuzyna. 1821 r.
Jan Neruda – Z notatek reportera miejskiego, 1870 r.
Krytyka – Teatr
Gotthold Ephraim Lessing – Przedstawienie Miss Sary Sampson, 1767 r.
Theodor Fontane – Przed wschodem słońca, 1889 r.
Krytyka – Muzyka
Henryk Heine – Koncert Paganiniego, 1836, r.
Ryszard Wagner – List muzyka niemieckiego z Paryża, 1841 r.
Krytyka – Plastyka
Johann Wolfgang Goethe – O Wieczerzy Leonarda da Vinci w Mediolanie, 1817 r.
Richard Muther – Czego chce dziś malarstwo, 1900 r.
Krytyka – Literatura
Ludwig Börne – O Kronikach dziennych i rocznych z lat 1789-1806 Goethego, 1820 r.
Franciszek Mehring – Heine i jego pomnik, 1894 r.
„Chory człowiek Europy”
Spośród wybranych przez Kischa dzieł sztuki dziennikarskiej nie zabrakło głosu Rosjanina, a jest nim nie byle kto, bo Fiodor Dostojewski, który był wielkim pisarzem, ale czy był równie wielkim publicystą? Żeby się przekonać, jak w meandrach propaństwowego myślenia mogą się zagubić nawet wielcy artyści, gdy bezwarunkowo staną po stronie państwa – warto przeczytać artykuł Dostojewskiego z roku 1877 – „Jeszcze raz o tym, że wcześniej czy później Konstantynopol musi należeć do nas”. Oto fragmenty tego artykułu:
Kościół wschodni, jego przełożeni i ekumeniczny patriarcha przez całe te cztery stulecia, kiedy ich Kościół był ujarzmiony, żyli w zgodzie z Rosją i między sobą – w sprawach wiary; to znaczy nie było wielkich niepokojów ani herezji, ani schizmy. Jednakże obecne stulecie, a zwłaszcza ostatnie dwudziestolecie po wielkiej wojnie na Wschodzie, przeniknięte jest jakby zgniłym zapachem rozkładającego się trupa, przeczuciem śmierci i rozkładu „chorego człowieka” oraz zagłady jego państwa to główne i jedyne wrażenie. (jako „chorego człowieka Europy” Dostojewski rozumiał imperium Tureckie – przypis mój)
Oczywiście ostateczne wyzwolenie może przynieść ujarzmionym krajom tylko Rosja, ta sama Rosja, która również teraz, również w chwili obecnej, kiedy wszyscy mówią o Wschodzie, sama jedna broni ich w Europie, podczas gdy wszystkie inne narody i państwa oświeconego świata europejskiego byłyby, rzecz jasna, zadowolone, gdyby tych uciskanych narodów Wschodu w ogóle na świecie nie było. Ale niestety cała inteligencja wschodniej Rai (obywatele niemuzułmańscy, a więc chrześcijanie i Żydzi – uwaga wydawcy), mimo wzywania Rosji na pomoc, boi się jej, być może, nie mniej niż Turków: „Rosja nas co prawda wyzwoli od Turków, ale połknie nas tak samo jak ˃chory człowiek˂ i nie da się rozwinąć naszym narodom” – taka jest niezmiennie ich idea, zatruwająca wszystkie ich nadzieje! A ponadto rozgorzała między nimi i szerzy się coraz bardziej rywalizacja narodowościowa; zaczęła się, gdy tylko zaświecił im pierwszy promień oświecenia. Stosunkowo niedawno grecko-bułgarski spór kościelny był kościelnym tylko z pozoru, bo w gruncie rzeczy był to spór narodowościowy, co jest poniekąd proroctwem na przyszłość.
(,,,) A ty nagle podnosi się krzyk, (i to nie tylko w Europie, ale wśród naszych znakomitych umysłów politycznych), że gdyby Turcja jako państwo umarła, Konstantynopol może odrodzić się tylko jako miasto ˃międzynarodowe˂, tj. jakieś neutralne, wspólne, wolne miasto, tak aby nie mogło stać się ono przedmiotem sporów. Nie można było wpaść na bardziej opaczny pomysł.
Tu następuje apokaliptyczny opis mniemanej przyszłości Bałkanów – po przegranej i upadku Turcji – Dostojewski wieszczy rozpad wschodniego kościoła, krwawych i niekończących się waśnie między małymi narodami, co finalnie doprowadzi te narody do wpadnięcia w ręce Anglii. Kończąc Dostojewski pisze:
(…) Jest rzeczą jasną, że zapobiec temu wszystkiemu w porę można tylko wówczas, gdy Rosja będzie stanowcza w kwestii wschodniej i zdecydowanie będzie się trzymała wielkich tradycji naszej dawnej, wielowiekowej polityki rosyjskiej. Żadnej Europie nie powinniśmy w tej sprawie ustąpić w niczym i pod żadnym warunkiem, albowiem jest to dla nas sprawa życia i śmierci. Konstantynopol musi wcześniej czy później należeć do nas… Zyskamy nie tylko wspaniały port, nie tylko dostęp do mórz i oceanów. Nasz Konstantynopol połączy Rosję tak mocno z rozwiązaniem tej fatalnej sprawy, i da nie tylko zjednoczenie i odrodzenie Słowian. Nasze zadanie jest głębsze, nieskończenie głębsze…
Gdy dzisiaj Zachód zaskoczony jest myślą polityczną współczesnej Rosji, gdy jest przerażony najazdem Rosji na Ukrainę, gdy Rosja grozi wszystkim właściwie państwom wschodniej flanki NATO i Unii Europejskiej, wytłumaczenie tych faktów znajdziemy – między innymi – w dziennikarskich artykułach samego Dostojewskiego. Są przerażające, ale prawdziwie przedstawiają myślenie Wielkorusów.
Warto
Ściśle biorąc, Kisch zamieszcza w swym wyborze, dzieła, z których większość niekoniecznie mogłaby być uznana za dzieła dziennikarskie, nawet jeżeli były publikowane w prasie. Jednak Kisch zalicza do „wyrobów dziennikarskich” formy głównie publicystyczne. Zakładał bowiem, że wszelkie upublicznione tendencje polityczne, są dziennikarskiej proweniencji.
W efekcie otrzymujemy lekturę pełną pasji i oddania ideom, lub też z pasją tępiące przeciwników politycznych. Dodam, że każdy z artykułów poprzedzony jest rzetelnym i obszernym słowem wprowadzającym w problem, w epokę. Naprawdę warto przeczytać ów zbiór wybitnych tekstów – oczywiście uprzednio odwiedziwszy dobre biblioteki, żeby książkę znaleźć. Naprawdę warto, choćby po to, żeby wyjść z błędnego myślenia, że świat i dziennikarstwo narodziły się dopiero wraz z naszym przyjściem na ten łez padół. Co jest – niestety – grzechem pierworodnym młodości. Także tej dziennikarskiej młodości.