Z red. Grażyną Wrońską-Walczak z Radia Poznań uhonorowaną tegorocznym Laurem Wielkopolskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich rozmawia Łukasz Kaźmierczak.
Podobno Grażyna Wrońska zna w Poznaniu wszystkich, których warto znać?
Wszystkich nie, ale na pewno bardzo wiele osób. I to, że działam już tyle lat w dziennikarstwie, ułatwia mi zadanie. A poza tym mam chyba umiejętność zdobywania kolejnych rozmówców, poprzez poprzednich rozmówców. To jest taki łańcuszek.
Albo rodzaj referencji: „To jest dobry dziennikarz”…
Nie wiem czy dobry dziennikarz. Może to, że się z nim miło rozmawia – bo często ludzie mówią mi, że jakoś tak potrafię ich ośmielić. Jakkolwiek niektórzy są speszeni. Zdarzało się, że przerywałam niektórym profesorom, którzy mieli mówić np. o sprawach rolniczych i zamieniali się w wykładowców. I prosiłam: panie profesorze, niech pan po prostu patrzy mi w oczy i mówi tak, jakbym niczego nie wiedziała. I to pomagało.
I dlatego tak często rozmawia Pani właśnie z ludźmi nauki i kultury?
Tak, jakoś udawało mi się tę barierę przekroczyć. Zawsze mówiłam moim rozmówcom, że Słuchacze mogą usłyszeć ich tylko raz i w związku z tym muszą dowiedzieć się tego, co najważniejsze.Rzeczywiście, tych wywiadów z ludźmi nauki było bardzo dużo. Uwielbiałam i miałam bardzo dobre kontakty z prof. Wiktorem Degą, do tego stopnia, że mogłam się bardzo często u niego zjawiać. Natomiast on – i to jest dla mnie coś zupełnie niezwykłego – dzwonił do mnie i mówił, że bardzo ładnie wypadła rozmowa. Te dobre relacje są ważne. Skoro raz z kimś się umówiłam, to się potem mogłam powołać na tego kogoś i on mi ułatwiał dalsze kontakty.
Wśród atrybutów dziennikarskich wymienia się najczęściej ostrość, wyrazistość, a Pani mówi…
…łagodnie.
I to jest Pani sposób na dziennikarstwo?
Chyba tak. Nie miałam nigdy takich bardzo ostrych sytuacji. Zawsze w dziedzinie kultury spotykałam się z ludźmi, którzy robili coś ważnego, ale nigdy nie były to rozmowy na ostrzu noża. Można było o wielu sprawach porozmawiać, wielu rzeczy się dowiedzieć i myślę, że to jest dla mnie najważniejsze, że ja chcę się dowiedzieć. Ale i druga rzecz – chcę żeby o tych rzeczach, o tych ludziach wiedzieli też inni. I dlatego tak długo pracuję w dziennikarstwie, ponieważ jest jeszcze tyle innych pól i tyle innych zagadnień, o których nie wiem ani ja, ani moi Słuchacze. A zależy mi na tym, żeby wiedzieli więcej np. o Poznaniu i o Wielkopolsce.
Czyli wchodzimy na Pani „konika”…
Rzeczywiście, to jest właściwie mój główny temat, na tym się skupiam. Uważam zresztą, że to co się ukazuje w Kronice Miasta Poznania, powinno być lekturą podstawową tych poznaniaków, którzy chcą się czegoś dowiedzieć o swoim mieście. Są to artykuły pisane przez specjalistów, ale dobrym językiem, zrozumiałym. I taki sam cel przyświeca mi przez całe zawodowe życie.
W którym od początku najważniejsze było radio.
Tak, zawsze chciałam pracować w radiu, od najmłodszych lat. I to się spełniło. W tym studiu (przypis: rozmawiamy w Studiu im. Krzysztofa Komedy w poznańskiej rozgłośni Polskiego Radia) po raz pierwszy pojawiłam się jeszcze jako licealistka, uczestnicząca w konkursach recytatorskich. Pani Jadwiga Jasiewicz zwróciła mi wtedy uwagę żebym nie akcentowała końcówek -się. I to pamiętam do dziś. A potem, kiedy ją spotkałam tutaj w radiu, przypomniałam się jej i powiedziałam, że bardzo dziękuję za tamte wskazówki. Zresztą moja mama zwracała zawsze bardzo wielką uwagę na nasz sposób mówienia.
I to zapewne pomogło też Pani dostać wymarzoną pracę. To był rok 1965.
Ja po prostu miałam szczęście. Spotkałam ludzi, którzy byli mi przychylni i tak się zaczęło. A zaczynałam od redakcji wiejskiej.
Naprawdę?
Tak, przeszłam chyba przez wszystkie radiowe redakcje. Najpierw wiejską, potem były dzienniki, kultura. W dziennikach takim moim bardzo dobrym mistrzem- kolegą był Andrzej Napierała. On potrafił świetnie konstruować drobne dźwięki czy relacje. Był w tym i sprawny i bardzo merytoryczny. Miał dobry sposób przekazywania informacji. Taki radiowy reporter w każdym calu.
Kto Pani najbardziej pomógł w Radiu?
Miałam bardzo wiele takich osób np. współpracowałam i współpracuję nadal z Alą Kurczewską, był Piotr Frydryszek, z którym razem pracowałam, a potem stał się moim szefem, Robert Mirzyński, Basia Miczko. To wszystko byli ludzie, którym nieraz zazdrościłam, ale w takim dobrym tego słowa znaczeniu, dotarcia do pewnych osób i zbudowania jakiejś formy radiowej.
Wywiad to od początku był ta forma, w której czuła się Pani najlepiej?
Tak, odpowiadała mi. Przez rozmowę, przez taki przekaz nieoficjalny – bo w rozmowie nie używa się wielkich słów, tylko tak zwyczajnie, żeby dotrzeć do Słuchacza – uważam, że właśnie to jest najistotniejsze.
Lubi Pani rozmawiać…
Bardzo! Dzięki temu poznałam bardzo wiele osób niesłychanie ważnych i takich, które do dzisiaj wspominam z ogromną sympatią np. Pan Stefan Skorupiński z Włoszakowic, który potrafił zauroczyć przez ileś nawet godzin, bo tak pięknie opowiadał. Poznałam bardzo wiele osób z kręgu kultury ludowej i nawet się zaprzyjaźniłam z panem Janem Bzdęgą z Domachowa, który był z Biskupizny, z okolic Krobi. Tam też dzięki niemu poznałam wielu innych ludzi, a on regularnie tutaj się u mnie zjawiał i relacjonował, co tam słychać na Biskupiźnie. I okazało się, że były tam ciekawe rzeczy. I do dzisiaj chyba są.
To nie zawsze byli oczywiści rozmówcy?
Nie zawsze. W roku 80. robiliśmy audycje solidarnościowe, ale przedtem zdarzało mi się rozmawiać nawet z przodownikami pracy. Jeden z nich nazywał się Marceli Tritt, pracował bodajże w poznańskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego i on mi opowiadał takie naprawdę bardzo piękne rzeczy o swojej pracy. Tak zwyczajnie o tym mówił, a potem sprezentował mi taki zgniatacz do orzechów, ręcznie wykonany.
Robi też Pani sporo krótkich form radiowych. To Pani specjalność?
Tak, oczywiście. Choć bardzo możliwe, że takie były wtedy możliwości. I że krótkie formy były, powiedziałabym, oczekiwane. Ale robiłam też większe formy, wiele reportaży, dłuższych audycji np. cykl Wydarzyło się w Wielkopolsce, za który dostaliśmy Nagrodę im. Józefa Łukaszewicza, przyznawaną dla najciekawszych i najpiękniejszych wydawnictw o Poznaniu. Były także Wieczory Muzyki i Myśli, mnóstwo programów związanych chociażby z Powstaniem Wielkopolskim. Udało mi się także spróbować swoich sił w telewizji, gdzie wspólnie z Piotrem Libickim zrobiliśmy program Poza Horyzontem – także nagradzany cykl filmów o Wielkopolsce.
To nie był koniec przygody z telewizją?
Nie, potem był cykl Kobiety Powstania Wielkopolskiego – to z kolei ze Zbysławem Kaczmarkiem. To był ładny projekt, ponieważ odkrywaliśmy mało znane postaci i docieraliśmy do różnych ludzi. Jest jeszcze rzecz, która nadal ciąży mi na sercu – zrobiłam dwa programy o zasłużonej poznańskiej Księgarni św. Wojciecha, ale pozostały dwa odcinki, które zalegają i powinnam je dokończyć.
O czym byśmy nie mówili i tak koniec końców wracamy do tematów związanych z Wielkopolską.
Bo to jest niewyczerpywalna tematyka, przez wiele lat zaniedbywana. Dlatego razem z Małgosią Jańczak przygotowywałyśmy takie wędrówki po Wielkopolsce, w czasie których odkrywałyśmy ludzi, którzy kiedyś w ogóle byli zapomniani jak np. Dezydery Chłapowski. Jeśli chodzi o Chłapowskiego, to też jest ładny przykład. Idąc jego tropem spotkałam pana Józefa Świątkiewicza z Czempinia. On zaimponował mi tym, że pracując u Cegielskiego odkrywał w wolnych chwilach Dezyderego Chłapowskiego na swoim terenie, w okolicach Turwi czy Czempinia. I takich ludzi poznałam mnóstwo, czy w Lesznie, czy w Kościanie, czy w Gostyniu,
Koniecznie muszę zapytać o jeszcze inną Pani pasję. Przyznaję – od lat jestem wiernym fanem Języka na zakręcie.
Najpierw prowadziłam te audycje z moim mężem.
Wybitnym poznańskim językoznawcą, prof. Bogdanem Walczakiem – dodajmy.
Co ciekawe, nie wszyscy wiedzieli nawet, że to mój mąż. A teraz prowadzę je wspólnie z prof. Jarosławem Liberkiem.
Także wychowankiem prof. Walczaka.
Tak, on pisał u mojego męża doktorat.
Robiliście to i robicie nadal z wielkim powodzeniem.
Za propagowanie i popularyzację poprawnej polszczyzny otrzymałam tytuł Ambasadora Polszczyzny. To była inicjatywa chyba Piotr Frydryszka, ponieważ wtedy nagrodę za język regionalny otrzymał także Juliusz Kubel, autor naszego radiowego Starego Marycha.
O polszczyźnie także można mówić w nieskończoność. Nie zabraknie tematów do Języka na zakręcie?
Nie zabraknie, bo wciąż ludzie coś wymyślają. I wciąż zadają nowe pytania.
Ma pani również przebogate archiwum nagrań. Są tam takie skarby, które tylko Pani posiada?
Chociażby rozmowy ze, wspomnianym tutaj, profesorem Wiktorem Degą. Opowiadał mi kapitalne wspomnienia z Powstania Wielkopolskiego, z dużym humorem i to jest w naszych radiowych nagraniach. Tego chyba nikt inny nie ma. Z Alą Kurczewską byłyśmy natomiast zachwycone rozmowami z Panią Stanisławą Szeligowską – to poezja, można jej było słuchać naprawdę bardzo długo. Mam w zasobach dużo bardzo pięknych rozmów, takich właściwie osobistych.
Któraś z nich wywarła na Panią mocniejszy wpływ?
Miałam takie bardzo miłe spotkania z Piotrem Janaszkiem. To był młody lekarz, który właściwie wprowadzał rewolucje, ponieważ upomniał się – i to w takim bardzo dobrym tego słowa znaczeniu – o dzieci niepełnosprawne. Zaczął organizować pierwsze w ich życiu i w ogóle nie spotykane w tym czasie wyjazdy wakacyjne. Obóz w Mielnicy, tam współpracowałam z nim dosyć blisko, jeździliśmy, przekonywaliśmy ludzi. To było ważne. A potem zginął w wypadku samochodowym. I bardzo mi go brakuje. Ale on z kolei tę swoją pasję przekazał córkom. I nieraz się z nimi spotykam, ponieważ one też prowadzą taką bardzo szeroką działalność na rzecz niepełnosprawnych.
A dziś Grażyna Wrońska otrzymała kolejne wyróżnienie – Laur Wielkopolskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich…
To za wytrwałość (śmiech). Ale mam jeszcze bardzo dużo rzeczy do zrobienia.
Czyli, są plany na przyszłość?
Najpierw muszę uporządkować moje archiwum radiowe, mnóstwo rzeczy, które powinny być profesjonalnie opisane. Aczkolwiek niektórzy mówią, że mam bardzo dobrze zdokumentowaną swoją pracę. Chciałabym także nadal współpracować z Kroniką Miasta Poznania. Ale na razie powiedziałam sobie: żadnych nowych tematów. Zrób to, co ci tutaj zalega.
Porządnie, po poznańsku.
Ja nie jestem taka porządna. Wszystko robię na ostatnią minutę. Wciąż mi się coś nie podoba, coś poprawiam, przestawiam. Pewnie dlatego, że bardzo długo pracowałam razem z Ireną Goszczyńską – najwięcej z nią i z Jurkiem Kamyszkiem. Oni zwracali uwagę na te wszystkie szczegóły techniczne. A ja montowałam na ostatnią minutę, tuż przed terminem emisji i wtedy rzucałam się na głęboką wodę. Piotr Frydryszek nigdy nie mógł pojąć, że przychodzę do studia, mam coś powiedzieć, a wokół mnie pełno kartek, rozgardiasz. A ja się po prostu wtedy mobilizuję. Jak jest już Godzina Zero.
LAUR
WIELKOPOLSKIEGO ODDZIAŁU
STOWARZYSZENIA DZIENNIKARZY POLSKICH 2023
DLA
Red. Grażyny Wrońskiej – Walczak
laudacja
wygłoszona przez red. Barbarę Miczko-Malcher, wiceprezesa Zarządu WO SDP
GRAZYNA WROŃSKA -WALCZAK całe swoje blisko 60 letnie życie zawodowe związała z radiem. Pracę w Polskim Radiu Poznań rozpoczęła w 1965 roku. Przechodziła przez różne redakcje i uprawiała wiele form dziennikarskich. Z racji polonistycznego wykształcenia wsparta też profesorską wiedzą męża Bohdana Walczaka, znakomitego językoznawcę, wprowadziła na antenę cykliczną audycję „Język na zakręcie”. Ma ona charakter lekkiej rozmowy i niewątpliwy walor edukacyjny. W dorobku Grażyny Wrońskiej są tez audycje i rozmowy poświęcone wybitnym Wielkopolanom, historycznym postaciom, omówienia książek, informacje o bieżących wydarzeniach kulturalnych. W 1982 roku, kiedy w telewizji pojawił się świetny serial „Najdłuższa woja nowoczesnej Europy” Grażyna Wrońska wspólnie z Małgorzata Jańczak zrealizowały cykl audycji „Bohaterowie najdłuższej Wojny” przybliżając ludzi i miejsca związane z filmem i walką Polaków z germanizacją w Wielkopolsce. W Telewizji Poznańskiej wspólnie z Piotrem Libickim Grażyna pracowała przy cyklu dokumentalnych filmów prezentujących Wielkopolskę w ujęciu historycznym i kulturalnym. Cykl ten zatytułowany był ”Poza horyzontem”.
I w końcu w Wydawnictwie św. Wojciecha w serii „Poznaj Poznań” redaktor Wrońska wydała książkę zatytułowaną „…do niepodległości”. Opisuje tam znaczące dla walki o niepodległość postaci i wydarzenia. Grażyna od lat też współpracuje z Wydawnictwem Miejskim zamieszczając w „IKS-ie” i w Kronice Miasta Poznania” wywiady i felietony. Wymieniłam tylko część osiągnięć Grażyny, ale łatwo zrozumieć, że po tak długiej, intensywnej pracy zawodowej nie da się streścić wszystkiego w kilku zdaniach. Trzeba tu jednak podkreślić rzecz bardzo istotną, a mianowicie – etykę dziennikarską.
Redaktor Grażyna Wrońska była i jest wierna zasadom uczciwości i rzetelności tak wobec swoich rozmówców jak i kolegów dziennikarzy.
Laur jest wyrazem naszego wielkiego szacunku i uznania za Jej wieloletnią, znakomitą pracę dziennikarską.
Wywiad z uhonorowanym Laurem WO SDP red. Piotrem Lisiewiczem z-cą red. nacz. Gazety Polskiej:
Relacja z uroczystości wręczenia nagród WO SDP: