PIOTR TURLIŃSKI: Śmieci nasze jako grzech ciężki

Ziemia tonie w śmieciach. Dotychczas mówiło się, że tylko w Azji tego nie zauważają, ale lekceważenie problemu odpadów to trend, niestety, globalny Fot. HB

Czy śmiecenie jest grzechem? Kanonicznie zapewne nie (chociaż są już kapłani mówiący, że to grzech), ale powinno być. Dzisiaj śmiecenie, lekkomyślne lub zbrodnicze traktowanie odpadów zagraża już życiu na naszej planecie. A przecież piąte przykazanie mówi: nie zabijaj. I wreszcie, proszę zwrócić uwagę, jak często dziennikarze piszący o nielegalnych wysypiskach stają przed sądem, jak często ich się krytykuje, jak często zarzuca im się złą wolę. Młodzi twórcy memów piszą: „Przypadek? Nie sądzę,…” Ja też.

Tym, którzy posądzą mnie o egzaltację, wyjaśniam: obecny stan rzeczy jest naprawdę skrzętnie i głęboko ukrywany przed zwykłymi ludźmi. Powody są dwa – pierwszy to stary fakt, że producenci różności, będący też producentami śmieci i odpadów, chcą za wszelką cenę zarobić, a drugi powód, to fakt, że wszyscy politycy planety Ziemia chcą być nadal wybierani do sprawowania władzy, zatem nie wolno im denerwować wyborców.

W gospodarce naturalnej

W gospodarce naturalnej nie było śmieci. Były odpady, ale niewielkie, bo większość kości spalano, metale przetwarzano – bo miedź, mosiądz, żelazo i stal były cenne. Na wysypiskach pozostawały właściwie tylko skorupy glinianych naczyń, a i to niewiele, bo gliniane garnki drutowano, więc używano ich długo. Tkaniny i skóry, z których wykonywane były ubrania, wykorzystywano do końca, a gdy nadchodził ich koniec trafiały na kompost lub do gnojownika i stawały się cennym nawozem. Resztek pożywienia, poza kościami, również nie wyrzucano na śmietnik – stawały się również cenną częścią nawozu. Pamiętam, że w wielu domach – tak na wsi, jak w mieście – suszono obierki kartofli, żeby po wysuszeniu palić nimi w piecach.

Plastik nasz zabójca

Pojawienie się plastiku, w latach czterdziestych XX wieku, zmieniło świat bardziej niż radio, telewizja i komputery. Plastik bowiem nie podlega naturalnej biodegradacji. Istnieją oczywiście możliwości przetwarzania zużytego plastiku, ale ten proces jest bardzo drogi.

Przestaliśmy już zauważać wszechobecność plastiku. Przyzwyczailiśmy się, że czymś naturalnym są plastikowe butelki, że styropian służy wypełnianiu delikatnych urządzeń w czasie ich transportu, a przecież są naturalne produkty mogące spełniać tę rolę – choćby wióry, pakuły czy słoma. Przez dwa stulecia pakowano płynne towary w szklane butelki, które przetapiano znowu na szkło. Dlaczego teraz pakuje się wszystko w plastik? Bo tak jest taniej dla producentów. Dlaczego właściwie wszystko pakowane jest w plastik, nawet te przedmioty, które mogą być pakowane w papier? A, to dlatego, że plastik wydaje się kupującemu elegancki, ładny i cywilizacyjnie pożądany.

Współczesna ludzkość produkuje też coraz więcej odpadów technicznych, powstających przy produkcji najnowocześniejszych urządzeń. Dzisiaj światem rządzi przemysł chemiczny, który ma ogromny udział w produkcji wszystkich opakowań oraz urządzeń domowego AGD, samochodów, samolotów a także broni. I jesteśmy zalewani coraz bardziej toksycznymi odpadami, powstającymi w wyniku przetwarzania ropy naftowej.

Zbyt łatwo być ekologiem

Ciekawe, że wszystkie ruchy ekologiczne nie zauważają potężnych zagrożeń wynikających z narastającej ilości plastikowych i innych odpadów. Te ruchy walczą o czystość ziemi, wód i powietrza, ale nie wskazują na trucicieli. Protestują przeciwko elektrowniom, ale nie mówią skąd brać energię. Natomiast nie słyszałem o żadnych manifestacjach pod fabrykami plastiku. Ekolodzy są przeciwko zanieczyszczaniu wód, ale nie dociera do nich – lub nie chcą żeby to do nich dotarło –że truciciele wód mają swe fabryczne nazwy, że są konkretnie zlokalizowani. A może większy skutek przyniosłyby manifestacje pod fabrykami, które zrzucają do rzek sól i toksyny?

Do tego, że naprawdę łatwo być ekologiem dochodzi też pierwiastek polityczny. Okazało się bowiem, że zachodnioeuropejskie organizacje ekologiczne są pośrednio finansowane przez przemysł zachodni oraz Rosję. Ci pierwsi są zainteresowani przekierowaniem zainteresowania ekologów na dziedziny, które nie zagrażają interesom przemysłu, a ci drudzy mają do zrobienia, za nieduże pieniądze, sporo zamieszania w stabilnych państwach Zachodu.

Tak więc ruchy proekologiczne naprawdę nie są tak czyste jak woda, powietrze i gleba, o które im chodzi. Chwilami są nawet – jak mawiali niektórzy komuniści – pożytecznymi idiotami.

Kto powinien odpowiadać za toksyczne odpady

Ostatnie tygodnie przyniosły kilka groźnych pożarów nielegalnych składowisk niezwykle toksycznych substancji, powstających w wyniku produkcji przemysłowej. Mną najbardziej wstrząsnęła sprawa odpadów powstających przy produkcji trotylu w Bydgoskich Zakładach Chemicznych.

Przy tej okazji media dumnie donosiły, że jesteśmy potęgą „w trotylu”, że jako jedyni spośród państw NATO produkujemy ten materiał kruszący i wybuchowy. Tak bardzo chcemy być w czymś najlepsi, że te same media pomijają fakt, że jednym z najgroźniejszych odpadów przy tej produkcji są tzw. żółte i czerwone wody, które są niezwykle toksyczne. Trudno je zutylizować, a jeżeli już to jest to bardzo, bardzo kosztowne. Więc może dlatego zostaliśmy sami na świecie z tym trotylem, bo dla innych państw jest to produkcja nieopłacalna, po zsumowaniu wszystkich kosztów, także kosztów utylizacji?

Okazało się, że ten państwowy zakład pozbył się problemu, zawierając z jakimś panem umowę na wywiezienie i zutylizowanie żółtych i czerwonych wód. Pan – po wzięciu zapłaty z góry – jakoś zniknął, rozpłynął się w szerokim świecie. Uprzednio rozstawiając nielegalnie po całej Polsce beczki z trucizną. Zarządzający bydgoskim zakładem stwierdzili, że mają czyste ręce, bo kontrahent miał wszystkie możliwe a konieczne zaświadczenia i poświadczenia, że jest w stanie wody zneutralizować. Mój Boże Jedyny, w dzisiejszych czasach nie można nikomu wierzyć, choćby miał zaświadczenie od papieża, że jest jedynym żyjącym świętym. Takich panów trzeba sprawdzać nie po trzy, ale po trzydzieści trzy razy.

W ostatnich dniach jednak BZC jakoś się opamiętały albo ktoś kazał im się opamiętać, i zakład ma sam usunąć i zutylizować te wody. I to byłoby wzorcowe rozwiązanie sprawy. Szkoda tylko, że dopiero pod naciskiem mediów.

Zastanawiam się jednak, co będzie z gościem, który wziął za te kolorowe wody pieniądze i zniknął? Jeżeli wziął dużo, to łatwo odnaleźć go nie będzie, ale mam nadzieję, że władze go znajdą i stanie przed sądem.

Mdłe prawo a duch słaby

Niestety nasze prawo nie karze szefów firm, którzy byle jak, na pałę i na odczep się pozbywają się niebezpiecznych odpadów. Gdyby takie prawo było, to każdy prezes czy dyrektor mocno by się zastanawiał i sprawdzał „do spodu” swoich kontrahentów zajmujących się odbiorem niebezpiecznych pozostałości po produkcji.

A może należałoby powołać Policję Ekologiczną? A może należałoby stworzyć nawet państwowe przedsiębiorstwa zajmujące się – za pieniądze producenta – utylizacją? Gminy nie dadzą sobie rady, bo są za biedne i nie mają kadr. Polska – jak ostatnio dowodził pewien polityk – jest jedna, nie ma podziału na rząd i samorządy. Myślę zatem, że państwo powinno przejąć we władanie najgroźniejsze z nielegalnych wysypisk. Wtedy mogłoby zrobić porządek. I nie jest to niemożliwe, bo przecież mamy casus przejęcia przez państwo Placu Piłsudskiego w Warszawie, w ważnym interesie społecznym.

Naprawdę trzeba zmienić zasady gospodarki śmieciami i odpadami, a przede trzeba będzie to prawo egzekwować, bezwzględnie i skutecznie. No tak, ale my od wieków jesteśmy mistrzami w tworzeniu dobrego prawa, które niczego nie zmienia, bo nie mamy wystarczająco silnego ducha do egzekucji własnych praw.

Co robią gminy za dodatkowe pieniądze

Drastyczne podniesienie cen za wywóz śmieci, co miało miejsce kilka lat temu, tłumaczono obywatelom tym, że pobierane od nich większe pieniądze pójdą na budowanie bezpiecznych wysypisk śmieci oraz tworzenie instalacji do utylizacji niebezpiecznych odpadów. Mamy też ciągłe podwyżki opłat za opakowania plastikowe, kaucje za szklane i plastikowe butelki – i co się dzieje z tymi podkradanymi nam pieniędzmi? Na co one idą? To trzeba rozliczyć.

Ciekaw jestem, jak gminy wywiązują się z tych deklaracji, czy rzeczywiście te obiecywane instalacje powstały. albo już powstają. W każdej z gmin, w każdym z dużych miast w sejmikach wojewódzkich i radach gmin zasiadają ludzie opozycji – różnej opozycji, bo różne były wyniki poprzednich wyborów – więc pytam: dlaczego zatem wszelkich odcieni politycznych opozycjoniści nie podnoszą tej sprawy?

Zdaje mi się, że tak władza, jak opozycja boi się niekorzystnie wypaść przed wyborami. Stanąć bowiem przed obiektywami kamer na tle wysypisk – legalnych i nielegalnych – nie jest budujące, nie przyciąga „elektoratu”. Lepiej stawać na tle urzędów, w parkach, nad stawami, jeziorami i nad morzem i gadać do znudzenia o demokracji, o tak zwanych pryncypiach, o wartościach, o sprawach orlich i górnych, o duchu i tradycji, o miłości do europejskich wartości. A to, że rzeczywistość skrzeczy nieźle śmierdzi? A kogo to obchodzi…

Mnie się zdaje, że demokracja polega na działaniu na rzecz ludu, tego antycznego „demos”. A wmawia się nam, że chodzi tylko o głosowanie i wolne wybory.

Atom w Polsce

Niewykluczone jest, że przy naszym podejściu do problemu odpadów, z uruchomieniem elektrowni atomowych dojdzie jeszcze jeden – najgorszy z możliwych odpad, czyli pozostałości paliwa atomowego i napromieniowanych urządzeń elektrowni.

Nie możemy wierzyć, że nie pojawią się osobnicy, którzy przejmą te odpady i zakopią gdzieś, w im tylko wiadomym miejscu? Niemożliwe? Dla naszych gangsterów nie ma rzeczy niemożliwych. Oni w odróżnieniu od niektórych władz są naprawdę bardzo sprawni.