Przyjęło się mówić i pisać Baltic Pipe a powinniśmy używać pełnego określenia Baltic Pipeline, czyli rurociąg. Mniejsza o nazewnictwo, bo może się wkrótce okazać, że cała nasza nadzieja związana z tą niezwykle ważną inwestycją i świetnie zrealizowaną przez rząd – podkreślmy rząd PiS – pryśnie w powietrze jak bańka mydlana.
Ostatnie wybuchy na Nord Stream 1 i 2 to pokaz siły i szantaż. Oczywiście, że to ruskie dzieło. Najprawdopodobniej całą akcję wymyślono w Rosyjskiej Akademii Nauk w dziale do spraw rurociągów. Kieruje tym wszystkim „mózg” rosyjskich zbrodniarzy prof. Kowalczuk. Jurij syn Walentyna. To na pewno wybitny specjalista w skali światowej, człowiek, na którego Putin stawia. Nic zresztą dziwnego, bo Putin oficjalnie ma doktorat właśnie z zakresu wiedzy o wykorzystaniu zasobów ropy i gazu i o rurociągach, napisany „pod kierunkiem” właśnie profesora Kowalczuka.
W okolicach Bornholmu, bardzo blisko miejsca wybuchów (specjalnie wybranego!) przebiega nasz Baltic Pipeline. Idzie z północy na południe i krzyżuje się z Nord Stream. Ruskie rury leżą na dnie, nasze co najmniej 40 metrów nad nimi. Takie są wymogi techniczne. Te kilkadziesiąt metrów to niewiele. W wypadku wybuchu pod norwesko-polską rurą zostanie ona rozniesiona, a fala uderzeniowa niczym tsunami pomknie z niesłychaną siłą ku polskiemu brzegowi. Wywróci nawet największe statki napotkane po drodze, zniszczy wybrzeże. Taki jest szantaż i ostrzeżenie.
Niebezpieczeństwo, zagrożenie dla naszego rurociągu jest wielkie. Gaz wprawdzie jeszcze nim nie płynie. Za to Nord Streamem 1 i 2 przepływa na pewno i to wielkie ilości. Nord Stream 1 to rocznie do 30 miliardów metrów sześciennych, NS 2 niesie wielkości podobne. Propaganda gospodarcza i wojskowa nigdzie nie ujawnia jak jest naprawdę. Ale tyle może być. Nawet 50 proc. Z tego to bomba o niezwykłej sile rażenia.
Spać spokojnie nie wolno. Tym bardziej, że nie wiadomo kto to wszystko zabezpiecza. Polska przecież praktycznie nie ma okrętów podwodnych, a te „kieszonkowe” mają po 50 lat. To obiekty bardziej muzealne niż bojowe.
Rurarze, gazownicy – módlcie się lepiej do Matki Bożej z Częstochowy! Zdaje się, że znowu potrzebny nam będzie cud jak w 1920 roku, tym razem, aby ocalić rurę i nadzieję na zbawczy norweski gaz.