Zdzisław Rurarz, dyplomata, ekonomista, wykładowca SGPiS, autor książek, ambasador PRL w Japonii. I Romuald Spasowski, ambasador PRL w Argentynie, Indiach i dwukrotnie w Stanach Zjednoczonych. Obaj na wieść o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego poprosili o azyl polityczny. Obaj zmarli w amerykańskim stanie Wirginia.
Zdzisław Rurarz (ur. 24 lutego 1930 w Pionkach), magisterium uzyskał w Szkole Głównej Służby Zagranicznej, a doktorat w Szkole Głównej Planowania i Statystyki (w obu przypadkach kończył Wydział Handlu Zagranicznego). Tytuł jego pracy doktorskiej brzmiał: „Rola zewnętrznych źródeł finansowania rozwoju gospodarczego krajów słabo rozwiniętych”, a habilitacji: „Ekspansja kapitału USA”.
Komu Pan służy?
W 1945 r. wstąpił do Związku Walki Młodych, w 1946 r. do Polskiej Partii Robotniczej. W 1954 r. został członkiem Komitetu ds. Nauki przy Biurze Politycznym KC PZPR. Od 1956 r. pracował w Ministerstwie Handlu Zagranicznego – najpierw jako naczelnik Wydziału Amerykańskiego, później naczelnik Wydziału Północnoamerykańskiego, ostatecznie doradca ministra. W latach 1962-1966 attaché handlowy przy Biurze Radcy Ekonomicznego Ambasady w Waszyngtonie, a w latach 1969-1971 reprezentował PRL przy Biurze ONZ w Genewie. Od września 1971 do grudnia 1972 był członkiem zespołu doradców ekonomicznych Edwarda Gierka. W latach 1976 – 1981 szefował Zespołowi Doradców Ekonomicznych Ministra Spraw Zagranicznych.
6 lutego 1981 r. Rurarz został nominowany ambasadorem PRL w Japonii, akredytowanym także na Filipinach. Po ogłoszeniu stanu wojennego, 23 grudnia 1981 r. schronił się w ambasadzie USA w Tokio prosząc o azyl polityczny. Kiedy informacje o jego ucieczce dotarły do Polski, został przewieziony wraz z rodziną do USA, gdzie mieszkał do końca życia.
W liście otwartym do Wojciecha Jaruzelskiego pozostawionym w Tokio napisał: „Panie Generale, wydając rozkaz użycia Wojska Polskiego przeciwko polskiemu narodowi, zapewnił Pan sobie miejsce w naszej krwawej historii jako oprawca tegoż narodu. […] Czyżby Pan, Generale, był tak naiwny, że nie zdaje sobie sprawy z faktu, komu Pan służy?”.
Człowiek niezłomnych zasad
Z powodu ucieczki Rurarza do USA PRL-czycy odebrali mu obywatelstwo, skonfiskowali majątek i… skazali (zaocznie) na karę śmierci „za zdradę ojczyzny”. W USA wystąpił przed komisją Kongresu, potępiając politykę Jaruzelskiego, a wprowadzenie stanu wojennego określił „wypowiedzeniem wojny narodowi przez rząd”. Wzywał polityków amerykańskich do wprowadzenia sankcji ekonomicznych wobec PRL-u.
Po 1989 r. sądy III RP zamieniły Rurarzowi karę śmierci na 25 lat pozbawienia wolności, a potem skasowały wyrok, nie postanawiając jednak o zwrocie majątku. Dyplomata – uciekinier z nieufnością podchodził do przemian w Polsce, dlatego nigdy nie wrócił do Ojczyzny obawiając się o życie. Również po śmierci uhonorowały go nie władze polskie, ale amerykańskie.
Ambasador USA w Polsce Victor Ashe stwierdził: „Ambasador Rurarz był człowiekiem niezłomnych zasad, który w czasie trudnym dla Polski podjął niełatwą decyzję, by twardo bronić swoich przekonań, i zostanie zapamiętany dzięki swojej odwadze”. Zdzisław Rurarz ostatnie lata życia spędził w Reston w Wirginii, gdzie zmarł 21 stycznia 2007 r.
Nie mogę reprezentować
Romuald Spasowski (ur. 20 sierpnia 1921 w Warszawie) był synem marksistowskiego filozofa Władysława, który wpoił mu poglądy komunistyczne. Zapewne dlatego młody Romuald wstąpił w czasie II wojny światowej do Polskiej Partii Robotniczej.
Po zakończeniu wojny i zaliczeniu sowieckich kursów, został współpracownikiem komunistycznego kontrwywiadu wojskowego (bezpieka wojskowa), oddelegowanym m. in. na stanowisko szefa Polskiej Misji Wojskowej ds. Zbadania Niemieckich Zbrodni Wojennych. W ramach funkcji dyplomatycznych, prócz pracy w warszawskiej centrali MSZ, od 1947 r. Spasowski pracował w Düsseldorfie, Londynie i Buenos Aires. W latach 1955–1961 był ambasadorem w Waszyngtonie, potem w Indiach, akredytowanym w Nepalu, Singapurze i Cejlonie.
1 grudnia 1977 r. został po raz drugi ambasadorem w Waszyngtonie. W grudniu 1980 r. odbył z żoną tajną podróż do Watykanu, gdzie spotkał się z papieżem Janem Pawłem II. Spasowski wskazywał później, że wizyta ta miała decydujący wpływ na jego dalsze życie. Spasowski ochrzcił się w 1985 r.
21 grudnia 1981 r. poprosił o azyl polityczny. „Nie mogę dalej reprezentować władzy odpowiedzialnej za akty brutalności i przemocy. Zwróciłem się do rządu Stanów Zjednoczonych o ochronę i udzielenie azylu politycznego mnie i mojej rodzinie” – takie oświadczenie złożył 22 grudnia 1981 w Departamencie Stanu USA.
Parasol Reagana
O decyzji przesądziły informacje o zabiciu 9 górników w kopalni „Wujek”.
– W Polsce panuje junta wojskowa, która wypowiedziała wojnę polskiemu narodowi, która bezceremonialnie i kierując się rozkazami z zewnątrz działa przeciwko narodowi – mówił w wywiadzie z Janem Nowakiem-Jeziorańskim na antenie Radia Wolna Europa. – Jestem absolutnie przekonany, że Jaruzelski odgrywa w tej tragedii narodu polskiego jak najbardziej negatywną rolę.
Prośbę o azyl przyjął prezydent Ronald Reagan, przyjmując Spasowskiego i jego żonę w Białym Domu. Kiedy były ambasador opuszczał budynek w strugach deszczu, Reagan niósł nad głową państwa Spasowskich parasol.
Romuald Spasowski przekazał Amerykanom wiele informacji dotyczących polskiej ambasady w USA, m.in. o zabezpieczeniach i szyfrowaniu informacji. Był również sporadycznie wykorzystywany w charakterze eksperta w sprawach polskich. Utrzymywał się z wykładów.
W odpowiedzi komuniści skazali go zaocznie na karę śmierci za zdradę. 4 października 1982 r. taki wyrok wydała Izba Wojskowa Sądu Najwyższego, pozbawiając go również praw publicznych na zawsze oraz przepadek mienia. 30 października 1985 r. Rada Państwa odebrała mu także obywatelstwo polskie.
Romuald Spasowski został uniewinniony w 1990 r., a trzy lata później przywrócono mu polskie obywatelstwo. Do Polski nigdy nie przyjechał obawiając się o życie. Utrzymywał się z prowadzenia wykładów. Zmarł 11 sierpnia 1995 r. w Oakton w stanie Wirginia.
– Zawiniłem dużo wobec narodu polskiego przyłączając się do komunistów, tak święcie uważam – mówił w wywiadzie dla Jacka Kalabińskiego, amerykańskiego korespondenta RWE.