WALTER ALTERMANN: Wielkie Oszczędzanie, czyli jedna telewizja

Fot. archiwum/ re/ h/ e

Żyjemy w dobie potężnego kryzysu, tak mówią politycy. Tak mówią też wszystkie media. Ale jakoś tego kryzysu nie widać. No, może poza cenami w sklepach, bo tam widać, jak rosną. Zdaniem mediów mamy też potężne problemy z dostępnością gazu, węgla, ropy naftowej, w sumie z energią. Choć, jak na razie, światło jest, bloki i domy są ogrzewane, samochody i tramwaje jeżdżą…

Myślę jednak, że do zwykłych ludzi prawda o tym kryzysie jakoś nie dociera. Dlaczego? Ano dlatego, że nie widać, żebyśmy brali się za oszczędzanie. A jest ono konieczne. Tak ze względu na braki surowców, jak i ceny. I dopóki władze państwowe nie wykonają przynajmniej kilku spektakularnych ruchów w sprawie oszczędzania, to wszyscy będziemy żyli w błogim przeświadczeniu, że wszystko jest dobrze, że nie musimy oszczędzać w ogóle.

Żywiąc przekonanie o konieczności otrzeźwienia narodu, pozwalam sobie podsunąć władzy jeden duży pomysł, zwany obecnie bardzo modnie „projektem”, który wstrząsnąłby społeczeństwem, ocuciłby nas wszystkich i zmusił do opamiętania, czyli do oszczędzania.

Żeby jednak wziąć się za problem, trzeba uprzednio wyzbyć się starego, klasycznego myślenia. Bo nasze dotychczasowe przywiązanie do starego stylu bycia, musi ulec drastycznej zmianie. Idea wolności w wielości, kapitalistyczne przyzwyczajenie do tego, że wielość form służy rozwojowi – musi ulec zapomnieniu. Ja widzę możliwość wielkich oszczędności właśnie w scalaniu w jedno, tego co dotychczas było naszą pseudo chlubą.

Pora zacząć oszczędzanie

Po co komu na rynku siedemnastu producentów pasty do butów? Wystarczyłaby jedna marka, byle dobra. Ale co tam buty, w końcu w kryzysie można chodzić w butach, które nie muszą błyszczeć. Naprawdę są ważniejsze dziedziny, w których możemy sporo zaoszczędzić.

Co prawda jakaś pani twierdzi, że przy 17 stopniach Celsjusza i tak jest jej gorąco, ale przecież nie chodzi o jedną czy nawet trzy gorące kobiety! Bo one całej Polski nie ogrzeją. Poza tym gorące kobiety bywają najczęściej bardzo wymagające, a tego nam jeszcze trzeba w kryzysie, żeby mitrężyć energię, która jest potrzebna do ważniejszych działań. Naprawdę nie chodzi drobiazgi, nadszedł czas na Wielkie Oszczędzanie!

Zacząłbym od telewizji. Przede wszystkim dlatego, że telewizja jest dobrem powszechnym codziennego użytku. Znacznie bardziej codziennym niż pasta do zębów. Właściwie – telewizja jest naszym wielkim uzależnieniem, dlatego właśnie od jej reformy oszczędnościowej należy zacząć Wielkie Oszczędzanie. Zmiany, jakie proponuję poniżej z całą pewnością zauważą wszyscy, tym samym do wszystkich Polaków dotrze poważna prawda, że jednak, i to już, należy zacząć oszczędzanie.

Stan obecny naszych telewizji

Zauważmy, że w Polsce mamy obecnie trzech dużych nadawców: TVP, Polsat i TVN. I to te stacje dominują w naszych telewizorach. Są też telewizje pomniejsze, są telewizje internetowe, ale to płotki przy wielorybach. Zauważmy też, że te trzy duże stacje właściwie powtarzają konkurencję. W święta narodowe i kościelne wszystkie te trzy stacje emitują te same filmy: „Potop”, „Krzyżaków”, „Ogniem i mieczem”, „Chłopów”, „Ziemię obiecaną”, „Lalkę”, „Karierę Nikodema Dyzmy” i „Samych swoich”. Te wielkie nasze klasyki oczywiście nie są emitowane przez trzy główne stacje w tym samym czasie i nie w te same święta, ale w rozliczeniu rocznym – stacje główne ciągle nadają te filmy właśnie.

Na marginesie… od 1989 roku trochę lat już minęło, a wszystkie nasze telewizji ciągle żerują na produkcji filmowej z PRL-u. Zaprzeczając jednocześnie tezie, że komuna nie była jakoby patriotyczna. Jeżeli wymienione wyżej pozycje filmowe nie są patriotyczne, to co jest patriotyczne? Komuna rządziła przez 44 lata, od czasu wolnych wyborów w 1989 roku minęły 33 lata. Obawiam się, że porównanie dorobku artystycznego, w tym filmowego, lat 1945 – 1989 z latami 1989 – 2022 wypadłoby jednak na korzyść czasów, skądinąd, słusznie minionych.

To co właśnie przedstawiłem dowodzi ukrywanego skrzętnie faktu, że mając trzy telewizje, mamy właściwie jedną. Jeżeli ktoś nie wierzy, to proszę w niedzielę przed południem przełączać z TVP na TVN, a potem na Polsat. I tak kilka razy. Okaże się, że w każdej z trzech telewizji, w tym samym czasie, siedzą przy podobnych stołach identyczni politycy i wygłaszają te same herezje. A są to „mądrości” znane już wcześniej. Gorzej, bo reprezentanci każdej z dużych partii mówią – na przykład w TVN – to samo, co w tym samym prawie czasie, mówią ich koledzy w TVP czy Polsacie.

Czy nie sądzicie Państwo, że jest to ogromna utrata energii? I to zarówno ludzkiej jak też elektrycznej. Przecież wystarczyłaby jedna audycja w jednej stacji! Pozostali uczestnicy dyskusji, z dwóch pozostałych stacji, mogliby w tym czasie tłuc schabowe na niedzielny obiad, pójść na mszę, wyjść z dziećmi na spacer… A w skrajnych przypadkach pokłócić się z druga połową – to w końcu też rozrywka.

A prąd? Ileż to energii elektrycznej marnuje się na taką wielość stacji telewizyjnych.  A energię w Polsce mamy z węgla, a węgiel zatruwa atmosferę, z czego biorą się najgorsze choroby. A marnowanie ciężkiej pracy górników, kolejarzy, którzy wiozą ten węgiel, a trud pracowników elektrociepłowni? A węgiel coraz droższy, więc trzeba oszczędzać.

Weźmy jeszcze taksówki, którymi uczestnicy dyskusji politycznych zjeżdżają do studiów? I nawet jeżeli jeżdżą elektrykami, to prąd – u nas – też rodzi się z węgla. A węgiel? Racja, o węglu już pisałem…

Dlatego mój pomysł wygląda tak:

Jedna Telewizja Państwowa

Powinniśmy dążyć do tego, żeby – z oszczędności – w naszym kraju istniała tylko jedna telewizja. I powinna to być telewizja państwowa. Przyszłość pozostałych stacji widzę tak, że same się zlikwidują. Po wdrożeniu mego projektu. Gdyby się nierozsądnie upierały, zlikwiduje się je ustawą sejmową. I już. Jak jest chęć, to i sposoby się znajdą. To ostatnie zdanie napisałem z rozpędu, bo w tej sprawie mamy przecież bogatą praktykę.

Zatem – jak powinna wyglądać ta jedna telewizja państwowa? Ujmijmy to naukowo, czyli w punktach.

  1. Nie powinna być, w żadnej mierze, kontynuacją obecnej TVP. Obecna TVP ma zbyt jasno określony profil społeczny i polityczny. Poza tym zawsze była w rękach aktualnych władz. Zmieniamy więc nazwę. Podsuwam prostą, która się sama narzuca – Jedna Telewizja Państwowa.
  2. Statut telewizji. Powinna być kierowana przez co najmniej pięciu współdyrektorów, z których każdy ma jeden głos, równie ważny, co pozostali dyrektorzy. W przypadku różnicy zdań decyduje większość.
  3. Dyrektorów powołuje Sejm i Senat, bo sprawa jest najwyższej wagi państwowej. Dyrektorzy są mianowani na czas trwania kadencji parlamentu.
  4. Każdy z dyrektorów reprezentuje jedną z partii sejmowych. Tak jak startowały w wyborach. A to, że potem, różni posłowie występują, przestępują, wstępują do innych partii, lub tworzą nowe -– to już by przy podziale telewizji nie miało znaczenia. Pod uwagę brane byłyby tylko partie wyborcze, a właściwie listy. Nie przewiduję bowiem, żeby w najbliższych dziesięcioleciach było w polskim parlamencie więcej niż pięć partii.
  5. I tu novum. Każda z partii ma taki sam głos w telewizji. Żadnych tam układów z panem D’Hondt’em. Ten pan, który tak króluje u nas w liczeniu głosów i decyduje o miejscach w polskim parlamencie, przypomina mi pewnego kelnera z dawnej restauracji łódzkiego SPATiF-u. Osobnik ten przy rachunku postępował podobnie i na zakończenie biesiady tak podliczał:

– A zatem było tak: dwa razy pół litra, trzy razy schabowy z kapustą, tatar, pieczywo, popitek, trzy kawy… co czyni razem 282 złote. Ale zaokrąglijmy tę sumę. I płacą panowie, jedynie 300 złotych.

  1. Tych pięciu dyrektorów decyduje o wszystkim. O angażowaniu i zarobkach kierowców, sprzątaczek, redaktorów każdej rangi i dziennikarzy. O wszystkim. Żadnych tam pośrednich dyrektorów i kierowników. Oczywiście ciężko im będzie się dogadać, ale batem na nich będzie to, że jeżeli nie przegłosują skutecznie jakiejś sprawy, to parlament natychmiast ich wyrzuca – bez odprawy – i wybiera następnych.
  2. O programie też decydują dyrektorzy. Na przykład, którego dnia ma iść kolejny odcinek „Korony królów”, czy też „Komisarza Aleksa”. O wszystkim.
  3. Programy polityczne będą przydzielane poszczególnym partiom. Po równo, bez uwzględnienia faktu, ile głosów ma jakaś partia w parlamencie. I tak. Niedzielne dyskusje polityczne są obsadzane w ten sposób, że pierwsza niedziela miesiąca przypada partii A, druga partii B, trzecia partii C i tak dalej. Jeżeli miesiąc ma tylko cztery niedziele, to pierwsza następnego miesiąca jest traktowana jako piąta poprzedniego.
  4. Wiadomości, które dzisiaj we wszystkich stacjach nie tyle informują, co komentują, również obsadzane byłyby sposobem niedzielnych dyskusji politycznych. Codziennie inna partia ma swojego prowadzącego komentatora, serwisantów, dziennikarzy ze stolicy i terenu… Nawet realizatorzy musieliby się zmieniać partyjnie. Bo realizator z partii B może w niekorzystnym świetle ukazywać posła z partii D.

Błogosławione korzyści

Po pierwsze – osiągniemy efekt opamiętania się u widzów, do których dotrze wreszcie prawda o potężnym kryzysie.

Po drugie – skończymy wreszcie z ględzeniem i okłamywaniem się, co do niezależności dziennikarskiej, obiektywizmu i rzetelności. Skoro wszystko w Polsce jest już partyjne, to bądźmy dorośli i szczerzy do bólu.

Po trzecie – znajdą się wreszcie pieniądze na działalność państwowej telewizji i żadna partia nie będzie już mówić o marnowaniu publicznego grosza.

Po czwarte – uwolnimy dziennikarzy od udawania, że nikomu nie sprzyjają. Prowadzący program, każdy z dziennikarzy może mówić co mu się żywnie podoba, nawet i kłamać może, jak tam wola. Ale za facetem jest plansza, i pasek płynie na dole, czyli widz ma świadomość, że ten dzień należy do partii „Wolność dla kanarków” – dla przykładu. I właśnie ta partia bierze za niego odpowiedzialność. Poza tym, następnego dnia, kolejna partia – powiedzmy – „Partia Doczesnej Szczęśliwości”, ma prawa tego kłamcę z poprzedniego dnia objechać jak Turczyna. I kłamać po swojemu.

Przesłanie

Wiem, że droga do realizacji mojego pomysłu może być długa i wyboista. Ale wszystkie wielkie idee z początku wydawały się głupie.

A tak serio… Czy wierzę w realizację tego pomysłu?  Nie, nie wierzę. Ale przynajmniej jestem szczery. I napisałem, co powyżej, z wrodzonej złośliwości.