WALTER ALTERMANN: Granie pod publiczkę i kontrowanie Scholza

Niemcy to taki kraj, który boi się i kocha Rosję jednocześnie. Takie pamiątki są do kupienia we Frankfurcie nad Menem. I to na międzynarodowym lotnisku. Fot. HB

W teatrze i polityce jest niedopuszczalne właśnie tzw. granie pod publiczkę. W teatrze jest to popis złego gustu, gdy aktorzy zniżają się do wygłupów, żeby tylko rozśmieszyć widzów, żeby mieć kilka oklasków i śmiechów. W polityce krajowej natomiast skutkiem „gry pod publiczkę” jest rozbudzanie niezdrowych namiętności elektoratu, podsycanie oczekiwań ponad miarę sytuacji ekonomicznej kraju. Mężem stanu jest ten, kto stawia przed narodem sprawy jasno, wytycza mu nowe cele. I nie schlebia. Ci, którzy tylko wyborcom schlebiają to tylko politycy.

Prowadzenie polityki jest w ogóle subtelną grą, która powinna toczyć się w ciszy gabinetów. Chyba, że chodzi o Rosję Putina. Jego to nie dotyczy, bo ten osobnik w nic nie gra, ograniczając się jedynie do brutalnej wojny. Tak zresztą Rosja od wieków rozumiała i rozumie współżycie z innymi narodami. Teraz do wąskiego repertuaru rosyjskiej polityki doszło też przekupstwo szantaż – jak z gazem, na użytek Niemiec i całego zachodu Europy. Mordowanie obywateli Ukrainy i wystawianie na śmierć własnych obywateli, to wszystko, co Rosja umie. To już nie jest gra pod publikę. To jest granda i hucpa, czyli bezczelność mordercy.

Kontra kontrze

Ostatnimi laty nasila się u nas używanie języka filozofów – głównie niemieckich – w debacie publicznej. Jednym z objawów nierozumnego używania pojęć, właśnie rodem z filozofii, jest słówko „kontra”, dodawane, gdzie tylko się da. Słyszałem już, że coś jest kontr-skuteczne. Teraz jednak usłyszałem od dziennikarki, że ktoś tam jest kontr-celebrytą.

Oczywiście dziennikarka mogła powiedzieć, że pan, o którym mówiła, nie jest celebrytą, że nie zachowuje się jak przeciętny celebryta. Ale dziennikarka chciała błysnąć znajomością najnowszych trendów, najbardziej „gorącego” języka i palnęła jak palnęła. Gdyby jeszcze chodziło jej o to, że ktoś zwalcza celebrytów i celebrytyzm, że postawa szpanowania, stroszenia się w przerzedzone piórka i udawanie osoby ważnej społecznie, która ma coś istotnego do powiedzenia światu – jak to u celebrytów jest w normie – zrozumiałbym wywód. Ale co znaczy kontr-celebryta? Tego chyba sama dziennikarka nie wie.

Są też w obiegu takie słówka jak a-skuteczny, zamiast nieskuteczny. Natomiast powszechne już określenie, że coś jest kontr–skuteczne oznacza po prostu, że jakieś działanie przynosi skutki przeciwne do zamierzeń. Ja wiem, że na tłumaczenie wytrychów językowych z angielskiego, niemieckiego trzeba mówiąc po polsku dwóch trzech słów więcej. Ale wyboru nie ma, jeśli chce się być politykiem, lub dziennikarzem polskim. Nie to, że działającym i zarabiającym w Polsce, ale po prostu polskim. To jest właśnie kwestia narodowej dumy.

Niemcy w Radzie Bezpieczeństwa ONZ

Niemcy są gotowe do bycia stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ – oznajmił kanclerz Olaf Scholz. Kilka dni wcześniej powiedział też, że Niemcy są gotowe do bycia siłą przywódczą Unii Europejskiej. Zastanówmy się nad tymi dwoma oświadczeniami.

Pierwszym wnioskiem, płynącym z najprostszej interpretacji słów kanclerza Niemiec, jest to, że Niemcy uznały, iż czas rozliczeń II wojny światowej już minął, że nie ma już co wracać do sprawy rozpoczętej 83 lata temu, a zakończonej 5 lat później.

Pozwolę sobie mieć inne zdanie niż kanclerz Scholz. Uważam, że jego nerwowość, jego oczekiwanie, że świat już zapomniał i mówi Niemcom: „Ach, co było to było, nie ma sprawy, w sumie drobnostka…” To oczekiwanie kanclerza jest niestosowne i typowe dla niemieckiej polityki ostatnich lat. Spróbujmy jednak zrozumieć skąd takie postawy w Niemcach się biorą.

Przede wszystkim nie było jednej II wojny światowej dla wszystkich.

  1. Inna była ta wojna dla Polaków, Białorusinów, Ukraińców i Rosjan.
  2. Jeszcze inna natomiast była II wojna światowa dla Francuzów, Holendrów i Duńczyków. Oni nie zaznali takiego okrucieństwa i bestialstwa jak ta „pierwsza grupa”. Niemcy zaliczyli obywateli tych państw do grupy nordyckiej i niejako na siłę uczynili z nich swoich ludzi, których da się oswoić.

III. Trzecią grupę tworzą ci, którzy przeżyli wojnę jak Słowacy i Czesi. Tam również nie było wielkich zbrodni niemieckich, rujnowania miast, przemysłu i infrastruktury.

  1. Inaczej też niż my, będą wspominać wojnę obywatele Węgier i Rumunii. których rządy kolaborowały z Hitlerem i wysłały swych obywateli na wojnę z Rosją.
  2. Mamy jeszcze w Europie Austrię i Włochy. Austriacy zostali wcieleni do Rzeszy, nie bez entuzjazmu większości obywateli Austrii. Włosi natomiast stworzyli faszyzm i byli, póki mieli siły, wspólnikami Hitlera.
  3. Mamy także w Unii Europejskiej Hiszpanów i Portugalczyków, którzy nie brali udziału w wojnie, ale gospodarczo i politycznie wspierali Niemców.

Są zatem tak różne obrazy jednej wojny i mamy sytuację, w której podświadomie obywatele tych państw będą myśleć, że wojna była taka sama jak u nich. I większość z nich powie, jak na przykład Francuz: „Tamta wojna była straszna, kraj podzielony na dwie strefy, te braki w zaopatrzeniu, ten widok Niemców w mundurach. Dobrze, że działały teatry, że kręcono francuskie filmy. Ale w sumie naprawdę było przykro.”

I zauważmy też, że przez prawie czterdzieści powojennych lat zachodni Niemcy mieli do czynienia jedynie z państwami, które hitlerowcy nie potraktowali tak brutalnie jak nas. Żyli ci powojenni Niemcy coraz bardziej wśród przyjaciół z Unii Europejskiej, która stawiała interesy nad wszystko.

Trzeba tu też wspomnieć, że to USA odstąpiły od denazyfikacji, od ścigania zbrodniarzy hitlerowskich i wsparły powojenną odbudowę Niemiec. I dość szybko się zaprzyjaźniły z Niemcami. Miały w tym interesy gospodarcze i polityczne. Pomoc gospodarcza dla Niemiec nie była bezinteresowna. Polityczna również. USA zobaczyły w Niemcach potencjał gospodarczy i militarny na przypadek wojny w ZSRR.

Czy możemy zatem tak oczywiście dziwić się, że kanclerz Olaf Scholz zgłasza teraz Niemcy na stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ, że stwierdza również, iż Niemcy są gotowe przewodzić Unii Europejskiej?

No i mamy poważny problem. Czy UE ma być związkiem wolnych państw, czy też ktokolwiek ma jej przewodzić? Kanclerz widzi Unię jako kontynuację Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Nie bardzo mi się to widzi. Tym bardziej, że to właśnie Niemcy chcą być cesarzem.

A my? Co my na to? Trochę późno, ale dobrze, że przypominamy Niemcom czego dokonywali w Polsce. No i najważniejsze. Jakie to zasługi dla bezpieczeństwa Europy i świata mają współczesne Niemcy, żeby teraz przewodzić UE i być członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ? Czyżby miała to być polityka wobec Rosji? Niemiecka zgoda na uzależnienie się od rosyjskiego węgla i gazu? To naprawdę nie są przyzwoite rekomendacje.

Musimy też pamiętać, że ogromna część Polaków, urodzonych po 1945 roku, doznała jednak jej skutków. Odbudowa kraju kosztowała nas ogromne sumy, bo było zniszczonych 60 procent majątku narodowego. Po wojnie płaciliśmy za odbudowę nędznym poziomem życia i powszechnymi brakami.

Tu warto dodać i to, że bez Niemców nie byłoby w Polsce prawdopodobnie, rządów komunistów i dominacji sowieckiej. Być może Polacy do rządzenia wybraliby partie lewicowe, ale demokratyczne. A w systemie moskiewskim nie mieliśmy na to nawet szansy.

I nie chodzi mi o odszkodowania, o reparacje wojenne – naprawdę. Mnie chodzi o zwykłą przyzwoitość. Bo ciągle jeszcze mam w oczach przerażający widok ruin Warszawy, Wrocławia i Gdańska. Dla moich rodziców nie były to również widoki oczywiste, ale oni przeżyli wojnę, więc w dużym stopniu wiedzieli skąd się to wzięło, kto to zrobił, kto był tych makabrycznych widoków sprawcą. Jednak dla mnie, kilkulatka były to przeżycia wstrząsające i dlatego ciągle mam je w oczach.

Może zatem trzeba jeszcze poczekać, aż zamknę oczy ja, aż pomrą wszyscy ci, którzy urodzili się zaraz po wojnie, ale latami odczuwali jej skutki?