WALTER ALTERMANN: Przed wyborami, czyli nowa koalicja parlamentarna. Językowa

Grafika Windows. Fot. z ekranu tv arch.

Obserwując naszą scenę polityczną, głównie pod kątem nieziemskiego wprost języka naszych polityków, nagle odkryłem, że chyba szykuje się zupełnie nowa koalicja. W wielu programach telewizyjnych występują bowiem politycy różnych partii i ruchów, zwalczając się nawzajem z zaciekłością równą tej, która towarzyszyła wojnom religijnym średniowiecznej i renesansowej  Europy.  Ale jednak coś mocno ich łączy! I możliwa  jest – moim zdaniem – koalicja, która połączyłaby PiS z PSL, Solidarną Polskę z Nową Lewicę, Platformę z Konfederacją a Polskę 2050 z wszystkimi wcześniej wymienionym!

Tak zwaną bazą porozumienia dzisiejszych wrogów mógłby być język polski, który politycy wszystkich tych partii dręczą, mordują i który słabo znają. Najpierw powinni oficjalnie, w jednej partii, połączyć swe siły w dziele zniszczenia języka polskiego, a potem już pójdzie łatwo i razem będą mogli się brać za nasze zdrowie, emerytury, zarobki, obronności i takie tam drobiazgi.

Olśnienia doznałem, gdy oglądałem ostatnio jedną z debat telewizyjnych. Pani poseł PiS Anna Kwiecień  powiedziała: To jest kompromitacja dla pana redaktora. Na co odpowiedział jej Jan Łopata, poseł PSL, który rzucił w przestrzeń medialną i społeczną: Ja jestem człowiek spolegliwy i nie lubię awantur.

            Błędy tych dwojga są takie:

  1. Nie można mówić, że kompromitacja jest dla kogoś. Pani poseł powinna powiedzieć: To jest kompromitacja redaktora. Bez tego nieszczęsnego dla.
  2. Pan poseł Łopata natomiast nie rozumie staropolskiego słowa spolegliwy. Otóż spolegliwy to człowiek godny zaufania, szlachetny, przyjazny, życzliwy, rzetelny, spokojny. I dlatego poseł Łopata powinien powiedzieć: jestem człowiekiem dobrotliwym.

Myślę, że tych dwoje powinno już układać się w koalicję. Mają tyle wspólnego, że dogadają się. Może rozmowy będą przykre dla naszego języka, ale oni mają przecież wspólną płaszczyznę, a to jest najważniejsze.

Oznaki i znaki bałaganu językowego

Pewien ekspert od ekonomii mówi w programie telewizyjnym: Widać już pewne odznaki hamowania naszej gospodarki. Nazwiska eksperta, który powinien powiedzieć znaki, zamiast odznaki, ani stacji tv nie podaję, bo stacja jest zacna, a ekspert miły.

Jednak nad tym powszechnym błędem językowy wypada się zatrzymać.  Otóż, mamy w języku polskim dwa podobne, ale bardzo różne co do znaczenia, słowa: odznakaoznaka. Co prawda oba pochodzą od słowa znak, ale różnice ich znaczenia są istotne. Weźmy zatem na warsztat trzy słowa: znak, oznaka i odznaka.

znak – to wszelki przedmiot, właściwość, wydarzenie funkcjonujące w procesie porozumiewania się ludzi (w ramach określonego języka), w którym służy do przekazywania pewnych treści (znaczeń) dotyczących rzeczywistości zewn. bądź wewn., przeżyć emocjonalnych, estetycznych, wolicjonalnych itp. Znamy proste użycie znaków – jak znaki drogowe, znaki przystankowe w pisowni, wszelki piktogramy informacyjne – które od lat 80-tych XX wieku mnożą się i mnożą. Może też być znak z niebios jako zapowiedź wojny, epidemii i innych nieszczęść – ale to już metafizyka.

oznaka –  to symptom, zapowiedź jakichś zjawisk lub procesów, objaw świadczący o czymś.

odznaka –  to graficzny symbol lub znak symbolizujący przynależność do jakiejś grupy, posiadanie specjalnej umiejętności lub specjalnego wyróżnienia – jako odznaczenie. Występuje w formie metalowego znaczka, wstążki, naszywki, medalu bądź innych. Może być nadawana zarówno przez władze państwowe, jak i instytucje społeczne i naukowe oraz powstałe w tym celu komisje nadawcze.

Mam nadzieję, że ekspert ekonomii myli się co do schładzania gospodarki, tak samo jak w języku. Generalnie – nie bardzo wierzę informacjom ludzi, którzy mylą się w języku.

Statyczny statysta

Wojna na Ukrainie jest stateczna – mówi dziennikarz w programie publicystycznym, jednej ze stacji tv.

Otóż dziennikarz nie ma racji, bo każda wojna jest zaprzeczeniem stateczności. Wojna to śmierć, zabijanie, bombardowania, pożary, rozpacz i groza – nie są to zatem sytuacje stateczne. Prawdopodobnie dziennikarzowi chodziło o wojnę statyczną, czyli taką, gdzie żołnierze obu armii siedzą w okopach i mordują się na odległość. Ponieważ dziennikarzy w ciągu dwóch minut mówił jeszcze dwa razy o wojnie statecznej, nie było to przejęzyczenie.

Zatem… wyjaśnijmy co jest czym. Otóż mamy bardzo wiele słów i pojęć, które są do siebie podobne w brzmieniu i pisowni, ale znaczą daleko co innego, i tak w przypadku rdzenia –stat-  mamy:

stateczny –  1. zrównoważony, poważny i odpowiedzialny; też: świadczący o takich cechach; 2. o łodzi, samolocie itp.: mający zdolność samoczynnego odzyskiwania równowagi po jej utracie; 3. zachowujący swoje położenie mimo działających nań sił.

statek – duży obiekt pływający, przeznaczony do przewozu ludzi i ładunków. A okręty to pływające obiekty wojskowe.

statki kuchenne – czyli naczynia do gotowania.

dostatek – dobrobyt lub wystarczająca ilość czegoś.

dostateczny – wystarczający, zadowalający.

status – 1. stan prawny jakiejś osoby, instytucji lub organizacji; 2. pozycja społeczna i zawodowa jakiejś osoby lub grupy; 3. funkcja, ranga lub znaczenie czegoś.

statysta – niegdyś oznaczał męża stanu. Dzisiaj, to pośledni, niewiele znaczący uczestnik plany filmowego, lub bezwolny, mało znaczący  uczestnik ważnych wydarzeń. Dawniej – „Choć nikt to  hetmana nie podejrzewał, okazał się być nader tęgim statystą”.