WALTER ALTERMANN: Uwagi o naszym budowaniu. Pieniądze (2)

Czasem politycy radzą wziąć kredyt na mieszkanie. Niektórzy ich koledzy chcą takie zwykłe mieszkania najpierw zobaczyć. Aby nie przepłacić. D. Tusk w Łasku (Łódzkie) - wiosna 2022 r.; Fot. archiwum HB

Ludzkość budowała od wyjścia z pieczar i jaskiń. Chociaż już w jaskiniach spotykamy się z prostymi formami zagospodarowywania przestrzeni – skóry jako łoża, malowidła naskalne, ogniska… dziś powiedzielibyśmy, że był to pierwszy lifting wnętrz.

I tak nam to budowanie zostało, jako podstawowy odruch człowieka, w ochronie przed żarem słońca, skwarem, deszczem, śniegiem i mrozem. Bez budowania nie przetrwalibyśmy.

Niech buduje kapitał

Wszystkie władze, po roku 1990, mają cudowną wymówkę: „Rząd nie jest od budowania. Nie możemy wchodzić w drogę prywatnym inwestorom”. Tą samą wymówką posługują się samorządy. Niestety rząd i samorządy „nie zauważają” zapisu w prawie, który pozwala interweniować państwu i gminom, w przypadkach poważnych problemów społecznych. Jeżeli zaś brak mieszkań, niewydolność systemu energetycznego nie są takimi problemami, to co nimi jest? Huczne urządzanie przez gminy FFF, czyli festynów, festiwali i fajerwerków?

U źródeł takiego niefrasobliwego myślenia władz gmin, a i rządów, leży liberalna doktryna, której pierwszym przykazaniem jest idea „wolności gospodarczej” oraz przykazanie drugie, które głosi, że wszystkie podmioty gospodarcze są sobie równe i mają te same prawa. Piękna to myśl, wykuta nawet na ogromnym głazie ustawionym przed Rockefeller Center w Nowym Jorku.

Myśl ta jednak niefrasobliwie przenosi prawa wolności jednostki na prawa gospodarcze. Że też pomysłodawcom kucia takich myśli w kamieniu nie przyszło do głowy, że fortuna Rockefellerów powstała w nader podejrzanych okolicznościach, i teraz zmierzenie się z siłą polityczną tej fortuny – przez przeciętnego Amerykanina – jest niemożliwe.

Myśl liberalna teoretycznie może i jest dobra, tyle, że nie sprawdziła się w żadnym państwie. Bo nie ma na całym świecie ani jednego państwa, które stosowałoby literalnie doktrynę liberalną. No, może poza Polską, której liberałowie zgotowali trudne przejście z socjalizmu na kapitalizm. A w ojczyźnie liberalizmu, czyli w USA? Gospodarka tego mocarstwa w dużej mierze oparta jest na zamówieniach rządowych, głównie zbrojeniowych, więc w ojczyźnie liberałów liberalizmu też nie ma.

Ciekawe zresztą, że w Polsce burmistrzowie, prezydenci miast pod żadną groźbą nie chcą się przyznać, że są twardymi liberałami. Oni startują z grup towarzyskich, typu: „Przyjaciele Zdzisia”, „Znajomi Ewuni”. Partie ogólnopolskie – poza lewicą – również unikają nazywania się po imieniu. Widać mają coś do ukrycia. Co prawda istniał kiedyś Kongres Liberalno-Demokratyczny, ale zorientowawszy się, że nazwa jest przykra, szybko się zmienił, połączył i teraz jego założyciele występują pod sztandarem Platformy Obywatelskiej, bo nazwa ta nic nie znaczy.

Za czyje pieniądze budujemy?

Przykra prawda jest taka, że każdy inwestor musi mieć na swoją budowę pieniądze, zwane dla niepoznaki środkami. Liberałowie polscy zakładali, że wszyscy inwestorzy świata rzucą się na Polskę, pragnąc ją maksymalnie gęsto zabudować. Oczywiście w marzeniach liberałów miały to być budowle nowoczesne, według najwyższych światowych standardów. I tak stało się w jednym, jedynym miejscu w kraju, w Warszawie.

Jednak poza Warszawą nasza ludność zamieszkuje inne miasta, a nawet wsie. Tutaj już tak wesoło nie jest. Każdy inwestor bowiem, patrzy zysków – jak mawiano przed laty. A w przypadku większych i małych miast o dobrych zyskach można jedynie pomarzyć.

W  Polsce buduje obcy kapitał, kierując się nie sentymentem do krajobrazu czy ludzi, a właśnie zyskiem. Przy czym kapitaliści umieją liczyć. I nie wzrusza ich potężny głód mieszkań w Polsce, nie płaczą nad faktem, że młode małżeństwa gnieżdżą się w w dwóch małych pokojach, albo w kawalerce. Powtarzam – liczy się jedynie zysk.

Oczywiście wyjściem byłyby środki państwowe i gminne. Ale ani rząd – tak naprawdę, ano gminy nie palą się do zaciągania kredytów na budownictwo mieszkaniowe. Czasem przepłynie przez kraj szeroka fala dyskusji, której wynikiem są stwierdzenia, że jednak trzeba by zacząć budować pod wynajem. I w sumie na tym się kończy. W dyskusjach, w wysnuwaniu wniosków jesteśmy mocni – odwrotnie proporcjonalnie do realnych działań.

Kolejne partie – najczęściej przed wyborami – ogłaszają potężna programy budowy mieszkań pod wynajem, ale po wyborach mają jakieś pilniejsze sprawy, skoro programy  nie ruszają. A kłopot jest, bo mieszkań mamy w Polsce za mało.

Inwestycje w mieszkania, czyli patologia

 Choć nie jest prawdą, że mieszkań w kraju się nie buduje w ogóle. Powstają budynki, w których mieszkania na pniu wykupywane są przez wyspecjalizowane firmy, zajmujące się wynajmem mieszkań. Firmy te traktują własne inwestycje w mieszkania jak każdy inny interes. Skoro bowiem z wynajmu mogą uzyskać kilka razy przychodu, niż z bankowych lokat, to kupują mieszkania, żeby je wynająć i zarobić. Są też firmy kupujące mieszkania, grając na zwyżkę cen i sprzedają je dalej, w momencie gdy wartość lokali przyzwoicie / nieprzyzwoicie wzrośnie. W ten sposób rynek mieszkań – głównie w stolicy – ma się całkiem dobrze. Zarabiają inwestorzy, zarabiają budujący, zarabia rynek materiałów budowlanych i ci, którzy kupują mieszkania spekulacyjnie.

I jedynie wynajmujący mieszkania mają powody do płaczu, bo dzisiaj wynajęcie kawalerki w Warszawie to koszt od 2 do 3 tys. miesięcznie. Zakładając, że młodzi ludzie, a to oni są klientami właścicieli mieszkań zarabiają w Warszawie około 4,5 tys. złotych miesięcznie, to perspektywy tych osób nie są różowe,  bo pracują, na mieszkanie i jedzenie. A gdzie tak upragnione przez rodziców i rząd dzieci? Na rynku mieszkaniowym pojawiają się też nowo-budowane mieszkania, które mieszkaniami de facto nie są, bo maja po 10 metrów kwadratowych powierzchni.

Był taki polityk, który znalazł radę dla tych, co chcieliby kupić sobie mieszkanie. Tym politykiem był Bronisław Komorowski, ówczesny prezydent. Indagującemu go człowiekowi, który skarżył się, że siostra nie wie jak zdobyć mieszkanie, Pan Prezydent tubalnym głosem oświadczył:

– Niech siostra zmieni pracę na lepiej płatną i niech weźmie w banku kredyt i sobie to mieszkanie kupi!

Ciekawe co teraz powiedziałby Prezydent Komorowski, w sytuacji ogromnego skoku wysokości opłat kredytowych. Niestety, Bronisław Komorowski milczy, czego osobiście żałuję, bo ma on niewykorzystywany talent komiczny. Choć sam o tym nie wie.