TADEUSZ PŁUŻAŃSKI: Zdrajcy z PKWN i bohaterowie z Londynu

W 1944 r. bolszewicy pisali do Stalina, że wkroczenie Armii Czerwonej Polacy uznają za „początek rosyjskiej okupacji”. Wiedzieli, że nie mają poparcia, dlatego władzę przejmowali bezprawnie. Kłamali, że to rząd w Londynie działa na podstawie „nielegalnej” konstytucji kwietniowej z 1935 r. Rządząc przez następne dekady niszczyli i dyskredytowali legalne polskie władze na uchodźstwie.

Bolszewicy kłamali także, że walczą z polskimi „faszystami”. W 1944 r. wkraczającej Armii Czerwonej towarzyszył Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Bolszewicy utworzyli go 22 lipca 1944 r. w Chełmie (faktycznie w Moskwie – tu odbyły się pierwsze trzy posiedzenia), w składzie, m.in.: Edward Osóbka-Morawski, Wanda Wasilewska, Andrzej Witos, Michał Rola-Żymierski, Wincenty Rzymowski. „Doradzał” sowiecki gen. Nikołaj Bułganin, który według Nikity Chruszczowa „miał uprawnienia specjalne, włączając w to władzę nad [polskim] wojskiem”.

Podobnie było w 1920 r. Wtedy, 23 lipca w Smoleńsku (faktycznie w Moskwie), bolszewicy stworzyli Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski, zwany Polrewkomem, jako zalążek przyszłej komunistycznej władzy. Towarzysze – m.in. Feliks Dzierżyński, Julian Marchlewski, Feliks Kon, Józef Unszlicht – przemieszczali się pociągiem pancernym za frontem wkraczającej Armii Czerwonej. „Manifest do polskiego ludu roboczego miast i wsi”, autorstwa Dzierżyńskiego, mówił wprost o likwidacji II Rzeczypospolitej i powstaniu Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad. „Doradzał” sowiecki komisarz Iwan Skworcow-Stiepanow.

Na zdobytych terenach Podlasia i części Mazowsza bolszewicy bez powodzenia tworzyli Polską Armię Czerwoną, wydawali w języku polskim „Gońca Czerwonego”, a przede wszystkim, w ramach terroru rewolucyjnego, represjonowali, grabili i mordowali Polaków – np. w Białymstoku rozstrzelali przedstawicieli miejscowej elity, w tym prezydenta miasta. Wobec klęski Armii Czerwonej Polrewkom musiał uciekać z Polski i ostatecznie został rozwiązany.

Odpowiednikiem „Manifestu do polskiego ludu roboczego miast i wsi” był „Manifest PKWN”. Odpowiednikiem Polskiej Armii Czerwonej było ludowe Wojsko Polskie, a „Gońca Czerwonego” „Trybuna Ludu”.

Manifest stwierdzał, że jedynym legalnym źródłem władzy w Polsce jest komunistyczna, uzurpatorska Krajowa Rada Narodowa, a powołany przez nią PKWN „legalną tymczasową władzą wykonawczą”. Tymczasem jedyny legalny rząd emigracyjny w Londynie, działający na podstawie przedwojennej konstytucji kwietniowej, owi czerwoni przestępcy określili jako „władzę samozwańczą”. Następował kolejny krwawy etap rozprawy z polskimi niepodległościowcami.

Błędem byłoby twierdzenie, że PKWN to tylko przeszłość, że odszedł razem z klęską komuny. No bo przecież komuna wcale od nas nie odeszła, ona trwała w najlepsze rozkradając nasz kraj. Dzieci i wnukowie owych PKWN-owców, dzięki Okrągłemu Stołowi, do niedawna rządziły Polską.

O tym, że ludzie PKWN nie zniknęli, tylko zachowali, a nawet zwielokrotnili wpływy (także zyski), najlepiej świadczył uroczysty pochówek – w 2014 r. – Wojciecha Jaruzelskiego w miejscu, gdzie nigdy nie miał prawa być pochowany, czyli na warszawskich Powązkach Wojskowych – nekropolii polskich bohaterów. Przywódcę komunistów polskich władze III RP pożegnały z najwyższymi honorami państwowymi, wojskowymi i kościelnymi.

Z drugiej strony – za czasów PO-PSL – zablokowano prace ekshumacyjne polskich bohaterów na cmentarzu na Służewie i na „Łączce” Powązek Wojskowych. W prawdziwie wolnej, niepodległej Rzeczpospolitej taka postawa byłaby niemożliwa, wręcz piętnowana. Tak jak niemożliwe byłoby dalsze trwanie Pałacu Stalina (pod kamuflującą nazwą Pałacu Kultury i Nauki). II RP kazała rozebrać okupacyjnego kolosa – sobór Aleksandra Newskiego na ówczesnym Placu Saskim.

Współczesne pseudoelity rodem z PKWN nie chciały też rozliczać komunistycznej przeszłości. Nie sądziło się oprawców za stosowanie drakońskiego prawa, lecz za jego naruszenia. A zatem całkiem prawomocne i legalne było ściganie, strzelanie do AK-owców i WiN-owców, a jedynie odrobinę nieprawomocne było wyrywanie im paznokci podczas ubeckich śledztw. Takie podejście do stalinowskiej przeszłości powodowało, że w Polsce nie nastąpiła moralna odnowa, odbudowa wartości narodowych. W świetle dzisiejszego prawa i aktywności lobby broniącego oprawców z UB, czy Informacji Wojskowej (później znana pod nazwami WSW i WSI), haniebny proces rotmistrza Witolda Pileckiego był całkiem praworządny. Bo przecież sędziowie w polskich mundurach (nie było istotne, że naprawdę byli przebierańcami, ludźmi sowieckimi) sądzili szpiega i bandytę. A dziś postkomunistyczne media (prym wiedzie tygodnik Polityka) kłamią, że Witold Pilecki poszedł na współpracę z oprawcami z UB.

Przedwojenna Polska została wymordowana przez PKWN-owców. Ci, którzy zdecydowali się wrócić z Londynu – wojskowi, politycy, twórcy – w najlepszym razie byli represjonowani i inwigilowani. Przedwojenne elity Rzeczpospolitej zostały poddane cenzorskiej obróbce i bolszewickiej propagandzie. Komuniści zastosowali wobec wolnych Polaków jeszcze potworniejszy oręż – zapomnienie. Stąd obywatele współczesnej Rzeczpospolitej zdecydowanie bardziej kojarzą takich niegodziwców i zbrodniarzy, jak Jaruzelski, Kiszczak, Urban, Bierut czy Gierek, niż wspaniałych przedstawicieli polskich elit wojskowych i cywilnych, by wymienić tylko Naczelnego Wodza gen. Kazimierza Sosnkowskiego, gen. Stanisława Sosabowskiego, czy gen. Stanisława Maczka (wyzwoliciel Bredy jest w tym gronie ciut bardziej rozpoznawalny), pisarza Józefa Mackiewicza, Ferdynanda Goetela, Sergiusza Piaseckiego…

Mamy jeszcze smutny aspekt międzynarodowy. Niestety, nasi wojenni sojusznicy uznali (w lipcu 1945 r.) emanację PKWN – Tymczasowy Rząd Jedności Narodowej za legalną władzę w Polsce, odmawiając poparcia jedynemu legalnemu rządowi w Londynie.

Teraz sprowadziliśmy z Cmentarza Lotników Polskich w Newark w Wielkiej Brytanii i pochowaliśmy w Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie prochy trzech prezydentów Najjaśniejszej Rzeczpospolitej na uchodźstwie: Władysława Raczkiewicza, Augusta Zaleskiego i Stanisława Ostrowskiego. To ważna dla Polaków symbolika, bo większość z nas dba o groby. I mam nadzieję, że godne, państwowe uroczystości wywołały refleksję, że ci nasi krajanie, mężowie stanu wrócili do Ojczyzny po latach przymusowego wygnania. A ich nazwiska choć na moment stały się trochę bardziej bliskie.

Ale czy ten uroczysty pochówek najwyższych reprezentantów Polski pociągnie za sobą coś więcej? Restytucję polityczną, prawną i moralną prawdziwie wolnej i niepodległej Ojczyzny, jaką była II RP? Napisanie nowej konstytucji – odwołującej się nie do tej stalinowskiej, z 1952 r., ale kwietniowej z 1935 r.?

Dopiero wtedy będziemy mogli bez wahania powiedzieć, że wybór prezydentów Raczkiewicza, Zaleskiego i Ostrowskiego (a także Edwarda Raczyńskiego – spoczywa w rodowym mauzoleum w Rogalinie, oraz Kazimierza Sabbata – pozostał wolą rodziny na cmentarzu Gunnersbury w Londynie) przyniósł wymierne efekty. Że ci wybitni Polacy wygrali swoją batalię! A skoro oni wrócili, „prezydenta” Bieruta i innych komunistów powinniśmy odesłać tam, gdzie ich miejsce – do Moskwy.