Ilustracja zamiast informacji – rozmowa z LUDMIŁĄ MITRĘGĄ prezesem Stowarzyszenia Fotoreporterów

Potrzebne są mechanizmy, które ochronią zawód fotoreportera, wraz z jego kodeksem etycznym, bo tylko to zapewni odbiorcom pewność autentycznego przekazu. To ostatni moment na zatrzymanie likwidacji tej profesji – mówi Ludmiła Mitręga, prezes Stowarzyszenia Fotoreporterów, w rozmowie ze Zbigniewem Brzezińskim.

 

Artykuł Czy zawód fotoreportera znika”, który ukazał się na portalu sdp.pl 2 marca 2020 roku (czytaj tutaj), wywołał spore poruszenie. Na ten temat wypowiedzieli się Sławomir Jastrzębowski, stając w obronie paparazzich (tutaj) i Jacek Herok (tutaj), który stwierdził wprost, że zawód fotoreportera przestał istnieć.

 

Czy zawód fotoreportera istnieje?

 

Zdania nawet wśród nas są podzielone. Nie wszyscy podpisalibyśmy się pod artykułem Jacka Heroka. Odpowiedź zależy od tego jak definiujemy „zawód fotoreportera”. Jeśli jako wpis w umowie o pracę, to można powiedzieć, że zawodu nie ma. W Polsce jest zalewie kilka, kilkanaście etatów. Żyją za to ludzie, którzy są fotoreporterami i za wykonawców tego zawodu się uważają, bo nadal powstają fotografie reporterskie, informacyjne. Redakcje nadal wydają legitymacje fotoreporterskie. Tylko teraz to fotoreporter decyduje co fotografuje i kiedy, by jako jednoosobowa firma lub wykonawca dzieła utrzymać siebie i rodzinę. Coraz częściej fotoreporterem się nie jest, tylko się bywa.

 

Skąd to rozchwianie? Co właściwie w ostatnich latach się zmieniło?

 

Minął czas, w którym większość fotoreporterów miała etaty, redakcje decydowały o materiale do wykonania, a wpływu na konto z chałtur fotograficznych były odrzucane lub wstydliwie skrywane. Potem nastąpiła tzw. „optymalizacja kosztów” w mediach analogowych i cyfrowa rewolucja. Ogromna konkurencja mediów społecznościowych. Czasy łatwego kopiowania. Udoskonalenie, czyli uproszczenie cyfrowych aparatów fotograficznych. Wszystko to spowodowało dużą rotację kadr, pauperyzację zawodu, w którym istotną rolę odgrywały i odgrywają doświadczenie, odpowiedzialność i etyka. Uwierzyliśmy jako społeczeństwo, że fotoreporterem może być każdy. Odbiorcom mediów wydaje się, że właściwie nic się nie zmieniło. Fotografii w przestrzeni publicznej jest więcej, a nie mniej. Tylko coraz częściej nie wiemy co widzimy. Karierę robi wyrażenie #fakenews, a to nic innego jak znane nam od zawsze kłamstwo, manipulacja, niezweryfikowane informacje. Profesjonalny fotoreporter ma obowiązki. W opisie potwierdza, że widział to, co jest na zdjęciu, że to jedno ujęcie opowiada całą historię, a nie jest jak zdanie wyrwane z kontekstu. Dziś bardzo potrzebne są mechanizmy, które ochronią ten zawód, wraz z jego kodeksem etycznym, bo tylko to zapewni odbiorcom pewność autentycznego przekazu.

 

Te zmiany przeszły i przechodzą bez głośniejszych protestów.

 

Nie umiemy się bronić. To co teraz powiem być może wywoła burzę wśród kolegów, ale ten zawód wykonują indywidualiści z silnymi osobowościami, uważają że to co robią jest samo w sobie atrakcyjne i misyjne. Brak związków zawodowych i misyjność zawsze pozostaje w kontrze do protestowania. Coraz trudniej jest być fotoreporterem, kiedy nie ma systemu, który wspiera ekonomicznie etykę i gwarantuje obecność „na temacie”. Bez tego systemu oczekujemy od fotoreporterów heroizmu jak z XIX wiecznych utworów pozytywistów. Dziennikarze fotografujący są gwarantem zachowania jakości i skuteczności kontroli społecznej. Realia są jednak takie, że jak się nie publikuje, to się nie zarabia. Nie ma płacenia „za fotografowanie”, czy pozostawanie w gotowości, ale za efekt. Przez to często zamiast informacji dostajemy ilustrację wielokrotnego użytku, a to bardzo duża różnica, czy materiał jest unikatowy i opisuje tylko ten konkretny moment, czy też ma charakter uniwersalny i jest wzięty z archiwum. Fotoreporter nie powinien być zmuszany do optymalizacji swojej pracy, bo zamiast prawdy któregoś dnia odbiorca dostanie już tylko ilustrację, reklamę lub propagandę. To zresztą nie jest tylko problem świata profesjonalnej fotografii informacyjnej. Jako pierwsi gatunkiem ginącym, stali się dziennikarze śledczy. Okazali się zbyt kosztowni dla „optymalizacji kosztów”. Opinia publiczna, nie zauważyła ich znikania. Gdy wybuchła jedna z dużych afer ostatnich lat, pojawiło się pytanie „gdzie byli dziennikarze śledczy?”. Nie zmieścili się w „optymalizacji kosztów”.

 

Wszystkie winy obecnego stanu rzeczy znajdują się poza środowiskiem?

 

Nie, to jest też nasza wina. Był taki moment, w którym w znacznej części uwierzyliśmy, że jesteśmy bogami, że jak będziemy harować, to się to przełoży na wynik, w tym również na ten finansowy. Może była to kwestia tego, że to był zawód młodych lub młodo się czujących, bystrych, silnych, pracowitych mężczyzn. Koledzy potrafili przejechać z Portugalii do Finlandii w ciągu dwóch dni, żeby zrobić materiały z dwóch różnych imprez. Wówczas można było jeszcze liczyć na kilometrówkę. Gdy te możliwości zaczęły się kurczyć, wielu ludzi odeszło do innych zawodów. Przychodzą nowi, naiwni. Są w tym gronie też tacy, którym kodeks etyczny przeszkadza. O skutkach już mówiłam: ilustracje zamiast informacji.

 

Według danych Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej w połowie ubiegłego roku zarejestrowanych było w urzędach pracy kilkuset przedstawicieli różnych zawodów związanych z fotografowaniem. W tym gronie było tylko dwunastu fotoreporterów. Wygląda, że i tak radzą sobie lepiej niż inni.

 

(Śmiech). To wynika i ze starej definicji zawodu w polskiej Klasyfikacji Zawodów i Specjalności (kod 343102 – przyp. ZB, zob. tutaj) i z faktu, że każdy, kto akurat pozostaje bez pracy, woli mieć szerszy wachlarz możliwości jako fotograf. Przedstawiają się więc jako ci, którzy potrafią robić zdjęcia. A co do samej definicji, to oficjalna jest nieaktualna, a w środowisku chyba już każdy ma własną…

 

Problemem jest też nieautoryzowane rozpowszechnienie zdjęć w mediach społecznościowych?

 

Tak. Profesjonalne materiały często robią gigantyczne zasięgi, ale autor na tym nie zarabia. Nie linkuje się do źródła. Zamiast udostępniać, użytkownicy zapisują pliki i zamieszczają ponownie jak własne. To zwykła kradzież, ale wciąż akceptowana społecznie, nie postrzega się tego jako czegoś szkodliwego. Ponawiamy w tej sprawie apele jako Stowarzyszenie. Internet fair play jest możliwy wyłącznie wtedy gdy wyedukujemy społeczeństwo z respektowania praw autorskich. Tymczasem nawet liderzy opinii mają z tym dziś problem.

 

The National Press Photographers Association zwraca uwagę na inne aktywności fotoreporterów w sieci. W styczniu była to historia pary zdobywającej popularność na Instagramie. Kendrick Brinson i David Banks są obserwowani przez ponad 123 600 osób (zob. tutaj). Literacki noblista Heinrich Böll zauważył, że zawodowcy najlepiej ukryją się wśród amatorów, ale to nie jest najbardziej atrakcyjna perspektywa. Jak wyglądałby świat bez fotoreporterów?

 

To już widać, bo fotoreporterzy zmieniają zawód. Prócz „niewidzialnej ręki rynku”, która zlikwidowała etaty, fotoreporterzy rywalizują o publikacje z masą darmowych zdjęć z różnych źródeł. Następuje „prywatyzacja informacji” Pijarowcy zastępują dziennikarzy. Teraz jeszcze jesteśmy. Kiedy przegramy zdjęcia będą pochodziły wyłącznie od partii politycznych, urzędów, różnej maści związków i organizacji, fotografów zaangażowanych ideowo, słowem od tych wszystkich, którym zależy na przedstawianiu się zawsze z dobrej strony. Czasem uzupełniałby to przypadkowe fotografie amatorów, które nigdy nie dają gwarancji, czy ujęcie opowiada całą historię, czy nie ma na nie wpływu emocjonalny stosunek autora do jakiegoś zdarzenia lub brak wiedzy. Jako społeczeństwo będziemy skazani na balansowanie na granicy między propagandą a niepewnością.

 

Skoro istnieje społecznie uzasadniona potrzeba ocalenia fotoreporterów, a jednocześnie wydarzyło się już tyle złego: od wspominanej kilkukrotnie „optymalizacji kosztów” funkcjonowania redakcji po słabość samego środowiska, czy to zadanie jeszcze wykonalne?

 

Nie zastanawiam się nad tym, działam. Czuję, że to ostatni moment na zatrzymanie likwidacji zawodu fotoreportera. Potrzebujemy fotografów, którzy przestrzegają Kodeksu Etycznego i potrafią jednym ujęciem opowiedzieć historię. Wszyscy potrzebujemy rzetelnych ludzi, którzy robią informacje, a nie tylko ilustracje. Bez nich kontrola społeczne stawać się będzie coraz bardziej iluzoryczna.

 

Rozmawiał Zbigniew Brzeziński

 

Fot. Adam Nurkiewicz