Po raz czwarty obchodziliśmy 19 października Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Co kryje się za tą dość długą nazwą? Dlaczego jest tak ważne, byśmy na moment zatrzymali się w zgiełku naszej codzienności i uświadomili sobie, jak wielki – jako naród – mamy dług do spłacenia wobec księży i sióstr zakonnych prześladowanych przez współczesne totalitaryzmy – nazizm i komunizm?
W odniesieniu do komunizmu to ciągle jeszcze jest historia pełna luk i białych plam, które mamy obowiązek wypełnić prawdziwą treścią. I koniecznie musimy zdawać sobie sprawę z tego, że jest to historia zapisana przede wszystkim w ludzkiej pamięci, w opowieściach świadków którzy znali, widzieli, rozmawiali z tymi, którzy nierzadko jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności poznali coś, co miało być ukryte. A raczej poprawię się – co ma nadal pozostać ukryte, bo wiele jest środowisk, które zabiegają o to, byśmy nie znali tego elementu naszej historii – bohaterstwa i bezinteresownego poświęcenia dla innych przez naszych polskich duchownych.
Szczególnie dotyczy to właśnie duchownych żyjących w latach stalinizmu i tzw. realnego socjalizmu, którzy nie tylko nie mieli szansy na utrwalanie i opisywanie swojej ówczesnej postawy czy dokumentowanie swoich działań, ale musieli się kamuflować i ukrywać, by przetrwać i móc funkcjonować w czasach, w których przyszło im żyć. Dotyczy to przede wszystkim zafałszowanego ustroju komunistycznego, zakłamanego pod każdym względem.
Komunizm ukrywał prawdę i nią manipulował, po to, by nie tylko zniszczyć człowieka fizycznie, ale także zniszczyć i zatruć pamięć o nim. Nie było przy tym żadnych reguł, które dają się dziś zrozumieć w prosty, logiczny sposób bez znajomości kontekstu i natury sytemu komunistycznego. Posłużę się przykładem losów dwóch wielkich duchownych niezłomnych – prymasa Stefana Wyszyńskiego i arcybiskupa Antoniego Baraniaka, aresztowanych razem, tej samej nocy z 25 na 26 września 1953 r. Ale Prymas był „tylko” – tu oczywiście cudzysłów – internowany co oznaczało, iż np. otrzymywał listy, choć nie wszystkie, paczki, choć nie zawsze i mógł czytać i pisać, pracować intelektualnie w tych tak przecież trudnych warunkach. Mógł dać o sobie świadectwo.
Jego dawny sekretarz bp Antoni Baraniak trafił do zwykłego więzienia, gdzie był bity i torturowany, a żadne listy od niego i do niego nie trafiały, gdzie nie było dostępu do książek i prawa do spaceru po ogrodzie, a rodzina nie tyle że nie mogła go odwiedzić, to nawet w ogóle miesiącami nie wiedziała, czy on żyje, gdzie przebywa, co się z nim dzieje. Mało tego, gdy w grudniu 1955 roku po zmianach politycznych zamieniono mu więzienie na internowanie, gdy wykończonego torturami i więziennymi warunkami przewieziono go z Warszawy do Marszałek w dzisiejszej diecezji kaliskiej, to nadal starannie ukrywano przed światem, gdzie on jest. Do schorowanego człowieka nie dopuszczono nawet lekarza, a szantażem zmuszano do milczenia księdza, w którego parafii umieszczono biskupa – ubecy powiedzieli wyraźnie, że jeśli ktokolwiek się dowie, że „Baraniak przebywa w tym domu”, to go wywiozą tam, „gdzie nikt go nigdy nie znajdzie”.
Ich groźby to nie były puste słowa, dowodem na to są setki bezimiennych polskich bohaterów, na czele z rotmistrzem Pileckim, którzy do dziś nie mają nawet swojego grobu, nie wiemy, kiedy i jak zostali zamordowani. Najbliższy brat arcybiskupa Baraniaka z wykształcenia był księgowym, przez całe życie nie mógł znaleźć pracy w rodzinnym Lesznie gdzie mieszkał, pracował aż w Zielonej Górze, więc cały tydzień go w domu nie było, bo to nie były czasy, w których dało się dojeżdżać do pracy na takie odległości, ktoś inny z rodziny tracił pracę i nie mógł jej znaleźć, a w Poznaniu do sąsiadów siostrzeńca arcybiskupa latami przychodzili ubecy i wypytywali o rodzinne zwyczaje i inne sprawy. Były to pozornie błahe rzeczy, ale przecież dzisiaj widać wyraźnie po co to było robione. Przekaz był prosty – trzymajcie się jak najdalej od tej rodziny, bo nimi interesuje się Urząd Bezpieczeństwa, a po co wam kłopoty. I znowu izolacja, osamotnienie, problemy dnia codziennego…. I jak w takich warunkach przekazać prawdę, mówić o ideałach i moralnych powinnościach, jak opisywać, co się przeszło i co się planuje, gdy ma się świadomość, iż każdym gestem, każdym spotkaniem można przynieść komuś kłopoty? Zostaje milczenie i ukrywanie tego co ważne. To była rzeczywistość duchownych niezłomnych.
Paradoksalnie zachowane donosy i materiały ubeckie są dziś głównym świadectwem niezłomności tych księży, ale to przecież za mało. Dopóki żyją świadkowie ich życia i świadkowie życia tych, którzy ich znali i się z nimi zetknęli – rozmawiajmy z nimi i zapisujmy ich wspomnienia. Nierzadko kontekst danego zdarzenia, te okruchy zebrane w jedną całość wyjaśnią nam więcej niż niejeden podręcznik.
Symbolem polskich duchownych jest oczywiście ksiądz Jerzy Popiełuszko, dlatego Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych obchodzony jest 19 października, w symbolicznym dniu jego śmierci, bo pamiętajmy, że jest to ciągle jeszcze data oficjalna, a do tej pory nie wiadomo, kto i kiedy podjął decyzję o zabiciu księdza ani na jakim szczeblu zapadła decyzja. Wiadomo jedynie, że zabójstwa dokonali trzej pracownicy Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. A przecież ksiądz Popiełuszko to ikona bohaterstwa współczesnych duchownych, a co z tymi innymi, o których wiemy tak mało? Kto potrafi dzisiaj wymienić ich nazwiska? Antoni Baraniak przypominany jest już częściej w kontekście ogromnych zasług, jakie przez swoją postawę ma dla Kościoła i dla państwa polskiego, ale co przeciętny Polak wie o świętej pamięci księżach Sylwestrze Zychu, Stefanie Niedzielaku, Stanisławie Suchowolcu, biskupie Czesławie Kaczmarku czy siostrze urszulance Franciszce Popiel, która zginęła w bardzo dziwnym wypadku samochodowym. Siostra ta to przykład, że obok bohaterskich księży duchownych były też zakonnice, ciche skromne i starannie ukrywające swoją tak cenną działalność, żeby tylko komuniści się o niej nie dowiedzieli, żeby tylko móc ją jak najdłużej prowadzić.
Zapisujmy te historie w parafialnych kronikach, gazetach i portalach, do których mamy dostęp, czy nawet w listach do instytucji zajmujących się historią takich jak np. IPN, możemy wysłać taki list nawet do arcybiskupa w swojej diecezji. Historia duchownych niezłomnych to przede wszystkim ich działalność wśród ludzi i dla ludzi. Naszym obowiązkiem jest tę historię najpierw utrwalić, a potem upowszechniać. Jan Paweł II uczcił pamięć bohaterskich duchownych prześladowanych przez niemieckich faszystów beatyfikując ich jedocześnie w 1999 roku. Może doczekamy wszyscy, że kościół także doceni poprzez wyniesienie na ołtarze tych zapomnianych męczenników komunizmu i ciągle jeszcze fałszowanych i nieznanych historiach.