Katastrofę językową zapowiada WALETR ALTERMANN: Masakryczny generał

Wielu dziennikarzom wydaje się, że tworzą neologizmy, ale w 99 procent przypadków to psaskudne błędy językowe, które w przyszłości będą porównywane z niektórymi wątkami sztuki. Albo kiczu

Relacjonujący sprawę masowego zabójstwa w USA, gdzie jeden uzbrojony szaleniec zabił około 20 osób, a 60 ranił, dziennikarz TVN mówi: „Rozgrywały się masakryczne sceny”. Osłupiałem, bo „masakryczny” jest żartobliwą kontaminacją dwóch słów: makabryczny i masakra. Tak się mówiło przed laty w środowiskach młodzieżowych o złej sztuce teatralnej, marnej książce czy nieudanym filmie. Ale żeby takim językiem mówić o prawdziwej ludzkiej śmierci i tragedii bliskich?

Dziennikarz jednak brnął dalej, bo w chwilę po tym, stojąc na tle palm w Los Angeles, mówi: „Mieszkańcy są objęci jakąkolwiek pomocą, jaką potrzebują”. I co takiemu gościowi zrobić? Kary boskiej na takiego nie ma?

Ja wiem, że TVN promuje wszystkie odmęskie feminizmy językowe, łącznie z hydrauliczynią i kierowczynią, ale żeby być aż tak postępowym, żeby wysyłać jegomościa słabo mówiącego po polsku aż do Kalifornii? Chyba, że pojechał tam w nagrodę za zajęcie pierwszego miejsca – w wewnętrznym konkursie stacji – ze znajomości języka polskiego.

Generał pacyfista

Ze sporym zdumieniem przyjąłem wypowiedź generała Różańskiego, który powiedział: „Dzisiaj większość wojskowych to pacyfiści…” Tę rewelację obwieścił 26 października w TVN24.

Gdyby taką „pogłębioną refleksję” wydobył z siebie jakiś major, a niechby i pułkownik, powiedziałbym – trudno, zdarza się w najlepszej rodzinie, tym bardziej, że każda służba w mundurze jest nerwowa. Żołnierze – nawet w czasach pokoju – działają zawsze pod presją, więc zdarza się, że niektórym nerwy puszczają.

Jednakże generałowi broni Mirosławowi Różańskiemu, w niedalekiej przeszłości,  powierzano bardzo odpowiedzialne stanowiska. Był przecież w latach 2015-2017 dowódcą generalnym sił zbrojnych. A od człowieka na takim stanowisku można chyba oczekiwać, że potrafi zapanować nad własnymi emocjami, a jego przemyślenia będą dotyczyły doktryn wojennych, strategii i stanu naszych Sił Zbrojnych. Tymczasem generał Różański doszedł do wniosku, że wojny są bez sensu i należy je ignorować, odmawiając w nich udziału – bo do tego przecież sprowadza się w praktyce pacyfizm.

Mnie się zdaje, że Polacy nie oczekują od swoich generałów agresji i chorobliwej wojowniczości, ale generał-pacyfista to już przekroczenie granic. No i najważniejsze, jeżeli – jak mówi generał Różański – „Dzisiaj większość wojskowych to pacyfiści…”, to może zamiast kupować w świecie drogi sprzęt militarny, zamiast samemu podejmować się produkcji czołgów, rakiet i innych takich, należałoby zacząć zmiany w armii od poszukiwania takich generałów, którym wojna nie będzie straszna.

Komentariat

W dyskusji politycznej TVN 27 października 2023 r.. młody – to ważne, że młody – politolog stwierdza: „Obecnie cały polski komentariat zajmuje się wynikami wyborów”.

Zdumiało mnie to nowe dla mnie pojęcie „komentariat”. Sprawdziłem w słownikach z lat dziewięćdziesiątych – nie ma. Sprawdziłem w internetowym słowniku PWN – też nie ma. Ale już w Wikipedii jest, bo słownik Wikipedii po prostu – jak ludzie mówią –  nie bawi się w analizy: skąd się wzięło, czy jest sensowne i poprawne.

Skąd zatem wzięło się pojęcie „komentariatu”? Pewności nie mam, ale na 99 procent słówko to zostało przeniesione z zachodnich pracowni politologicznych. I przez naszych politologów, socjologów zostało kupione, przyswojone i szybko wdrożone.  I teraz głównie posługują się nim ludzie młodzi – jak ów przytoczony przeze mnie na początku politolog. Młodość chce być bowiem dynamiczna i aktywniejsza niż starość. No i najważniejsze – komentariat brzmi naukowo, a to już widza i słuchacza ma rzucać na klęczki.

Moim zdanie należałoby „komentariat” rozbudować, poprzez podział, co mogłoby wyglądać tak: zawodowy komentariat, amatorski komentariat, społeczny komentariat, internetowy komentariat – niby poprzednie trzy kategorie mogą działać również w internecie, ale przecież daleko nie wszystkie. I wreszcie najważniejsze z komantariatów – komentariat fałszywy, czyli działający na zlecenie poszczegółnych partii.

I tak to nam rośnie, rozszerza swój zakres działania paranoja językowa, jak perz w ogrodzie, którego zniszczyć nie sposób. Co robić? Nie używać, nie być na siłę nowoczesnym, bo komentariat, to nie akcjonariat. I mówmy po polsku. Zamiast „komentariat” mówmy: wszyscy wypowiadający się w sprawie…

Oczywiście, tak ceniona przez amatorów naszego języka Wikipedia podaje, że „masakryczny” jest slangowym określeniem czegoś wspaniałego, lub – jak kto woli – czegoś okropnego, odrażającego. I tu mam uwagę do wszystkich uczących się przy pomocy Wikipedii, czerpiących garściami wiedzę z Internetu – daleko na takiej wiedzy nie zajedziecie. Chyba, że deleguje was TVN do jakże przyjemnej Kalifornii.

Konsultacje

W kolejce do lekarza nigdy nie jest wesoło, ale w końcu spotykają się tam sami chorzy. Tym razem jednak rozbawiła mnie pani rejesteratorka, która dyrygowała kolejką. W pewnym momencie zapytała: „Kto z państwa jest kolejny na konsultacje?”

Nikt się ruszył, ani z krzeseł, ani spod ściany. Wtedy rejestratorka zmieniła zdanie i zapytała: „A kto na wizytę?” Teraz kolejka objawiła swoją kolejkową kolejność, bo na wizytę byli wszyscy.    Podjąłem sprawę i zapytałem, co znaczą te jej „konsultacje”.

– Jak to? Konsultacje to to samo co wizyta! – odparła mocno zirytowana rejestratorka.

Podziękowałem za wyjaśnienie, ale dyskusji nad znaczeniem słów nie podjąłem. Nie będę przecież dzielił się wiedzą z rejestratorką, która tego nie oczekuje. Poza tym – mogłaby mnie na przykład w ogóle skreślić z kolejki…

Niemniej zarejestrowałem, że dziwny język panoszy się obecnie nawet w przychodniach, bo każdy chce być brany za „uczonego”, nawet rejestratorki i lekarze. Sobie jednak wyjaśnijmy, że „konsultacje” to: 1. zasięganie opinii u specjalisty; 2. udzielanie rad i wyjaśnień przez specjalistę lub rzeczoznawcę; 3. narada specjalistów lub decydentów przed decyzją w jakiejś sprawie.

Oczywiście przez całe lata „konsultacja” znaczyła potocznie jakieś ustalenia między specjalistami. A ja, idąc do lekarza oczekuję informacji i pomocy, a konsultować to mogą się lekarze między sobą, w jakichś szczególnie trudnych przypadkach.

Niestety coraz więcej ludzi – już nie tylko dziennikarze i politycy – grzebie przy języku. Boże, wybacz im, albowiem nie wiedzą co czynią.