AGNIESZKA LEGUCKA: Rosyjska i chińska dezinformacja w kontekście wojny w Ukrainie

Wykorzystując dezinformację i propagandę  Rosja i Chiny chcą przekonać międzynarodową opinię publiczną, szczególnie odbiorców z Globalnego Południa, że to siły zewnętrzne sprowokowały konflikt na Ukrainie.

Rosję i Chiny łączy dążenie do zmiany istniejącego porządku międzynarodowego. Według tych dwóch autorytarnych reżimów świat „niesprawiedliwie” zdominowany jest przez Zachód, na czele ze Stanami Zjednoczonymi. Dezinformacja i propaganda są jednym z użytecznych instrumentów, które zarówno Rosja jak i Chiny wykorzystują przeciwko swoim rywalom międzynarodowym, a jednocześnie konsolidują obywateli swoich państw wokół rządzących. Intensyfikacja rosyjsko-chińskiej współpracy została dostrzeżona przez ekspertów od momentu pandemii Covid19, kiedy rosyjska strona powielała fałszywe treści chińskiej dezinformacji dotyczącej m.in. pochodzenia wirusa (rzekomo w laboratoriach amerykańskich, a następnie rozpowszechnionego w Chinach, aby je osłabić i zdyskredytować na arenie międzynarodowej). W przypadku zaś pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie, role się odmieniły i to Chiny często powielają rosyjską dezinformację i propagandę. W lipcu 2021 roku, Chiny i Rosja osiągnęły dwustronne porozumienie dotyczące współpracy w sferze relacji i narracji informacyjnych. W ramach tego porozumienia, podczas wirtualnego szczytu z udziałem przedstawicieli rządów i mediów obu krajów, omówiono szczegółową strategię dotyczącą wymiany treści informacyjnych, rozwoju mediów cyfrowych oraz współprodukcji programów telewizyjnych. Ten krok jest ukierunkowany na wzmocnienie wpływu informacyjnego obu państw na arenie międzynarodowej poprzez koordynowane działania w zakresie propagandy i przekonywania do swoich racji.

Cele Rosji i Chin

Wojna informacyjna prowadzona przez Chiny i Federację Rosyjską przeciwko Zachodowi ma służyć wzmocnieniu ich pozycji międzynarodowej i skuteczniejszemu osiąganiu celów strategicznych. Rosja dąży do uwzględnienia swoich żądań dotyczących bezpieczeństwa w Europie, m.in. w kwestii rozszerzenia NATO na wschód a także uzyskania zwycięstwa na froncie ukraińskim. Poprzez dezinformację i propagandę, deprecjonując Ukrainę, Rosja stara się osłabić poparcie dla niej. Próbuje wpłynąć na debatę w Europie i USA, wywołując antyukraińskie nastroje. Chce także podważyć zasadność zachodnich sankcji, przedstawiając je jako niesprawiedliwy nacisk na Rosję. Chiny, chociaż dążą do osłabienia USA i Zachodu, zmieniały cele w miarę trwania konfliktu. Ich wsparcie dla Rosji staje się bardziej defensywne z uwagi na jedność Zachodu, w tym partnerów z Indo-Pacyfiku. Pragną budować odporność wobec coraz bardziej nieprzyjaznego Zachodu (charm offensive). Przesłanie ChRL o „podziałach i konfrontacji bloków” świadczy o percepcji bloku antychińskiego i antyrosyjskiego. Obecnie Rosja i Chiny dążą do poszerzenia kręgu politycznych sojuszników poprzez kampanie wizerunkowe wobec państw Globalnego Południa. Jednocześnie Chiny usiłują podważyć jedność Zachodu poprzez ” smiling” lub „panda” „diplomacy”, prezentując dystans od Rosji.

Narracje i metody dezinformacji Rosji i Chin

Podstawą rosyjskiej polityki i propagandy w trakcie wojny jest negowanie Ukrainy jako państwa oraz przedstawianie Ukraińców jako pionków w grze mocarstw (najczęściej USA). Po inwazji w 2022 roku rosyjskie władze i prokremlowskie portale częściej używały retoryki takich jak „reżim kijowski”, „marionetki Waszyngtonu”, „faszyści”, „naziści”. Było to czynione po to, aby dyskredytować Ukrainę, dehumanizować Ukraińców i przekonać o amerykańskim wpływie na Ukrainę. Rosja oskarża Zachód o złamanie obietnic nierozszerzenia NATO na wschód. Badania wskazują na wzrost użycia „naziści” i „ludobójstwo” w mediach kremlowskich, by wzniecać nastroje zagrożenia w rosyjskim społeczeństwie.

Natomiast blokada informacyjna i kontrola mediów ze strony Kremla służą manipulacji obrazem konfliktu. Rosja unika odpowiedzialności za wojnę, nazywając ją „specjalną operacją wojskową”. Jednocześnie odrzuca oskarżenia o zbrodnie popełniane przez żołnierzy rosyjskich w Ukrainie, oskarżając zachodnie media o fake news. Jednocześnie Rosja musiała się dostosować do ograniczeń w UE, która od marca 2022 r. zablokowała rosyjskie portale i kanały propagandowe w Europie (m.in RT i Sputnik. Można powiedzieć, że Rosja „zeszła do podziemia” i wykorzystuje fabryki trolli do wzmacniania narracji korzystnych dla Kremla, dostosowując przekaz do różnych grup odbiorców, np. we Węgrzech czy Niemczech – trolle przekonują o bezsensowności sankcji zachodnich przeciwko Rosji. Natomiast w Polsce na Rosja rozpowszechnia dezinformację o ukraińskich uchodźcach i insynuuje roszczenia Polski wobec Ukrainy, próbując poróżnić Ukraińców i Polaków.

W celu omijania blokad w UE, RT zastosowała strategię dostępu do różnych kanałów informacyjnych. Na platformie Telegram utworzono specjalny kanał „Videos in different languages”, gromadzący filmy dotyczące Ukrainy i umożliwiający ich dalsze udostępnianie w innych mediach społecznościowych. Wybierano Twitter jako główny środek dystrybucji, gdzie filmy RT były dostępne w 17 językach. Dodatkowo, treści były publikowane na platformach Gettr, Gab oraz TruthSocial. Ta taktyka umożliwiała rozpowszechnianie materiałów poprzez oficjalne konta rosyjskich ministerstw i ambasad. Szczególnie ciekawym zjawiskiem było zainteresowanie treściami hiszpańskojęzycznymi, zwłaszcza RT en Español, które docierały do latynoamerykańskich odbiorców. W kwietniu 2022 roku, RT en Español zajęła trzecie miejsce wśród najczęściej udostępnianych stron o tematyce inwazji Rosji na Ukrainę na platformie Twitter. Ta adaptacyjna strategia umożliwiała RT skuteczne osiągnięcie swoich celów informacyjnych pomimo ograniczeń w UE.

Analiza chińskiej propagandy i dezinformacji wykazuje istotne różnice w stosunku do rosyjskiego przekazu. Zauważamy celowe omijanie kwestii takich jak zwalczanie ukraińskich nazistów czy denazyfikacja Ukrainy. Chińska narracja dąży do wykreowania wizerunku dystansowania się od Rosji. Oficjalnie prezentowany dyskurs ma ukazać ChRL jako neutralne państwo, zachęcając do bezproblemowej współpracy (bussines as usual). Niemniej sposób, w jaki Chiny traktują wojnę, jednocześnie wskazuje na wspieranie perspektywy Rosji. Gdy chińskie media i przedstawiciele polityczni mówią o Ukrainie, używają określeń takich jak „kwestia ukraińska”, „kryzys ukraiński” czy „spór ukraiński”, z rzadka uznając Ukrainę za podmiot. Chiny nadal widzą Ukrainę w sferze wpływów Rosji. ChRL podziela także rosyjskie argumenty dotyczące „kwestii ukraińskiej”, sugerując, że to Zachód przyczynił się do wybuchu konfliktu. Chińska narracja o Rosji jest odmienna niż o Ukrainie, bo eksponuje częściej suwerenność i uzasadnione obawy o bezpieczeństwo Rosji. Oba państwa podzielają pewne elementy narracji, takie jak „zasada niepodzielności bezpieczeństwa”, która wydaje się być strategicznie wykorzystywana przez Chiny. Innym przykładem jest powielanie rosyjskich oskarżeń o laboratoria biotechnologiczne na Ukrainie. Chiny winią Zachód za kryzysy humanitarne i utrudnienia ekonomiczne, krytykując sankcje nakładane na Rosję. Sugerują, że Stany Zjednoczone zyskują na restrykcjach, czerpiąc zyski z broni i gazu sprzedawanych Europie. Manipulacja objawia się także w narracji o możliwości użycia broni jądrowej przez Rosję. Chiny wyrażają sprzeciw wobec takich gróźb, nie potępiając jednak bezpośrednio Rosji. Ich deklaracje o wspólnym przeciwstawianiu się użyciu broni nuklearnej pomimo wyraźnych wspierających deklaracji dla Rosji, stanowią istotny element strategii chińskiej dezinformacji.

Czy rosyjska i chińska dezinformacja działa?

Trudno jest ocenić skuteczność dezinformacji, bo przykłady rosyjskiej i chińskiej manipulacji wskazują, że ważne są nie tylko metody i treść przekazu, lecz także nastawienie odbiorców do ich adresatów. Kampanie propagandowe i dezinformacyjne prowadzone przez Rosję i Chiny są ukierunkowane na trzy główne grupy odbiorców: Zachód, Globalny Południe oraz ich własne społeczeństwa. Można przypuszczać, że dezinformacja i propaganda Chin okazują się bardziej efektywne w przypadku audytorium zachodniego (szczególnie wśród niektórych decydentów i dziennikarzy, ale mniej w społeczeństwach nastawionych do ChRL negatywnie), podczas gdy w krajach Globalnego Południa przeważa wpływ manipulacyjny Rosji.

Od momentu rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę w 2022 roku, rosyjska propaganda i dezinformacja przynoszą umiarkowane rezultaty na Zachodzie. W tej fazie konfliktu nie zdołały istotnie zmienić polityki UE i USA ani nie osłabiły wsparcia dla Ukrainy. Warto zauważyć, że w maju ubiegłego roku aż 93% europejskich respondentów badanych przez Eurobarometr wyraziło zgodę na udzielanie pomocy humanitarnej osobom dotkniętym konfliktem na Ukrainie, a 88% uznało, że UE powinna przyjmować uchodźców z Ukrainy. Wobec tego narzędzia rosyjskiej dezinformacji, jak trolle internetowe, nie odniosły zatem większego sukcesu. Niemniej jednak mogą wpłynąć na nastawienie niektórych społeczeństw, zwłaszcza węgierskiego i niemieckiego, do potencjalnych przyszłych sankcji wobec Rosji. Na przykład 47% Niemców uważa, że sankcje szkodzą UE bardziej niż Rosji, zaś tylko 12% uważa, że to Rosja jest nimi mocniej dotknięta. W Polsce skuteczną strategią antagonizacji Polaków i Ukraińców jest wykorzystanie kwestii historycznych (np. sprawy Wołynia) i ekonomicznych (np. zarzuty o przywileje Ukraińców w Polsce).

Skuteczność chińskich działań manipulacyjnych jest bardziej złożona. Okazjonalnie liderzy europejscy sugerują, że Chiny powstrzymują się od otwartego popierania Rosji, prezentując neutralne stanowisko i mogą pełnić rolę mediatora między Rosją a Ukrainą. W ten sposób wypowiadał się m.in. szef unijnej dyplomacji, Josep Borrell, oraz prezydent Francji, Emmanuel Macron. To jednakowe oświadczenia mogą wynikać z różnych motywacji, od prób oddalenia Chin od Rosji po chęć zabezpieczenia interesów gospodarczych. Niemniej jednak propagowanie narracji Chin dotyczącej wojny na Ukrainie utrwala fałszywe wyobrażenia o intencjach ChRL. Niektórzy zachodni politycy, eksperci i dziennikarze często uznają chińskie apele o zawarcie rozejmu i rozmowy pokojowe za wiarygodne. Są one traktowane jako oznaka zmiany narracji Chin, ukazującej ich odpowiedzialność i gotowość do powstrzymania działań Rosji. Te apele jednak przede wszystkim służą interesom Rosji i omijają dążenia Ukraińców walczących o wolność i suwerenność. Chiny nie nawołują Rosji do zawieszenia broni ani wycofania się z terytorium Ukrainy.

Natomiast skuteczność rosyjskiej propagandy w Globalnym Południu objawia się na przykład w głosowaniach w Organizacji Narodów Zjednoczonych. Pięć państw Ameryki Łacińskiej (Boliwia, Kuba, Salwador, Nikaragua i Wenezuela) wstrzymało się od głosu lub odmówiło uczestnictwa w głosowaniach Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które potępiały Rosję za inwazję na Ukrainę. Po masakrze w Buczy Meksyk i Brazylia wstrzymały się od głosu w sprawie rezolucji zawieszającej Rosję w prawach członka Rady Praw Człowieka. W maju 2022 roku brazylijski polityk i obecny prezydent, Luiz Inácio „Lula” da Silva, stwierdził, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski jest „tak samo odpowiedzialny za wojnę, jak Putin”. Wśród państw, które zagłosowały za rezolucją, 143 poparły ją, 5 było przeciw (w tym Rosja), a 35 wstrzymało się od głosu. Większość z tych państw stanowiły kraje afrykańskie, a także Chiny i Indie. W tej ostatniej grupie Rosja propaguje antyukraińską dezinformację.

Zamiast podsumowania…

Znajomy dziennikarz powiedział mi kiedyś, że kiedy ogląda się rosyjską telewizję, to ma się wrażenie, jakby Rosja była otoczona ze wszystkich stron Ukrainą. Zgodnie ze znanym w rosyjskim społeczeństwie syndromem „oblężonej twierdzy”, ktoś lub coś od zawsze czyha na Rosję, nie lubi Rosjan (Rusobobia), chce ją otoczyć, zniewolić lub zmienić. Ukraina pozostaje od lat nadrzędnym tematem rosyjskiej propagandy i treści dezinformacyjnych. Ten trend nasilił się w trakcie pełnoskalowej agresji FR na to państwo. W przypadku Chin wojna w Ukrainie skomplikowała jej relacje z UE, którą Chiny chciałby poróżnić z USA. Jednocześnie – wykorzystując dezinformację i propagandę – Rosja i Chiny chcą przekonać międzynarodową opinię publiczną, szczególnie odbiorców z Globalnego Południa, że to siły zewnętrzne sprowokowały konflikt na Ukrainie. Na ten moment – tam Zachód powinien wzmocnić swoje działania informacyjne i dyplomatyczne.

Agnieszka Legucka

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

ALEKSANDRA KUCZYŃSKA-ZONIK: Dlaczego rosyjska propaganda w państwach bałtyckich jest nadal aktywna?

Formalna blokada rosyjskich kanałów telewizyjnych i radiowych w państwach bałtyckich znacznie ograniczyła rozprzestrzenianie propagandy, choć zupełnie jej nie powstrzymała. Jej ton jest agresywny, a propagandziści są coraz bardziej kreatywni w doborze narracji i metod.

Oficjalnie działalność rosyjskich kanałów propagandowych w państwach bałtyckich została zakazana zarówno na poziomie krajowym, jak i europejskim. Wkrótce po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę instytucje odpowiedzialne za regulacje w sferze informacyjnej na Litwie, Łotwie i w Estonii wydały nakazy zaprzestania nadawania dostawcom usług medialnych, m.in. RTR Planeta, NTV Mir, NTV Mir Baltic, Belarus 24, Rossija 24 i TV Centre International. Regulatorzy powoływali się m.in. na fakt, iż 24 lutego 2022 r. dostawcy ci wyemitowali przemówienie prezydenta Rosji Władimira Putina, w którym usprawiedliwiał on inwazję wojskową na Ukrainę, ignorując podstawowe zasady prawa międzynarodowego. Następnie, wskazane wyżej kanały telewizyjne znalazły się na unijnej liście sankcyjnej, bezpośrednio lub za pośrednictwem ich spółek macierzyste. Zablokowano także dostęp do niektórych stron internetowych, które rozpowszechniały prokremlowską propagandę, ze względu na wsparcie dla agresji militarnej oraz nawoływanie do nienawiści. W rezultacie w państwach bałtyckich ograniczano nadawanie ponad 80 rosyjskim i białoruskim kanałom telewizyjnym, które wcześniej były dostępne w tych państwach. Media te cieszyły się znacznym zainteresowaniem wśród odbiorców, szczególnie na Łotwie. Ich popularność wynikała z atrakcyjności, odpowiedniego doboru tematów i sposobów ich prezentowania, które zapewniały rozrywkę i przyjemny sposób spędzania wolnego czasu.

Jak dotąd rosyjskie władze stosowały szereg taktyk w celu rozprzestrzeniania dezinformacji mającej na celu podważenie legitymacji państw bałtyckich i osłabienie spójności społecznej na Litwie, Łotwie i w Estonii. Pomimo formalnych ograniczeń propaganda w dalszym ciągu jest jednak rozprzestrzeniana (np. według opinii litewskiej komisji ds. mediów z rosyjskich kanałów korzysta obecnie około 5% mieszkańców tego państwa). Ze względu na zmianę sytuacji geopolitycznej w regionie (dezinformacja obecna jest przede wszystkim w internecie, szczególnie w mediach społecznościowych), zostały zaadoptowane nowe narracje, metody i kanały, jednak cele propagandzistów pozostały te same. Rosja przedstawia się jako otoczona przez „wrogie siły”, które dążą do osłabienia jej pozycji w regionie i zagrażają jej bezpieczeństwu. Zgodnie z tym podejściem państwa bałtyckie są ważną częścią zachodniego spisku mającego na celu „okrążenie” i powstrzymanie Rosji. Rosyjska propaganda, podobnie jak wcześniej, wykorzystuje podziały społeczne i zróżnicowane postrzeganie władzy przez większość etniczną (Litwinów, Łotyszy i Estończyków) oraz mniejszości rosyjskojęzycznych. W związku z tym narracje, które trafiają do tych grup społecznych mogą się znacząco różnić.

Powszechny komunikat, który pojawił się po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę dotyczy uchodźców. Ukraińscy uchodźcy są rzekomo źle traktowani na Litwie, Łotwie i w Estonii. Te informacje mają trafiać przede wszystkim do większości etnicznych w tych państwach. Z kolei narracja skierowana do mniejszości rosyjskojęzycznej ma je przekonać, że uchodźcy są w rzeczywistości traktowani preferencyjnie w stosunku do mieszkańców – otrzymują większe wsparcie niż obywatele, przez co ci drudzy czują się dyskryminowani przez rząd. Celem tego typu działań jest polaryzacja społeczna, która ma doprowadzić do destabilizacji w państwach. Kolejnym istotnym tematem jest pamięć o żołnierzach Armii Radzieckiej. Aktywizacja tego wątku przypada na rocznice upamiętniające zakończenia II wojny światowej. Od wielu lat dziewiąty maja był okazją do uzasadniania odbudowy pozycji militarnej Rosji i wzmocnienia poparcia dla jej imperialistycznych dążeń. O ile sympatia dla tego typu działań pozostawała stabilna, po 22 lutego 2022 r. zarówno ze względu na regulacje prawne (ograniczenie możliwości organizacji publicznych wydarzeń ze względów bezpieczeństwa), proces usuwania sowieckich memoriałów z miejsc publicznych (najbardziej znanym przykładem było wyburzenie pomnika z placu Zwycięstwa w Rydze oraz przeniesienie czołgu T-34 z estońskiej Narwy), a także samą zmianę świadomości i stosunku do Rosji wśród mieszkańców spowodowała, że rosyjska kampania propagandowa wokół dziewiątego maja nie mogła mieć miejsca w takiej skali jak poprzednio. W tym roku Rosja przygotowała kampanię propagandową w mediach społecznościowych w oparciu o symbole poparcia dla jej celów militarno-politycznych na Ukrainie. Ponadto rosyjskie media państwowe informowały, że obchody upamiętniające zakończenie II wojny światowej organizowane w państwach bałtyckich wspierają rosyjską narrację przeciwstawiania się NATO i nazizmowi, a „operacja wojskowa” na Ukrainie jest wspierana przez rządy tych krajów. Swego rodzaju prowokacja miała miejsce także w Iwangorodzie, rosyjskim mieście położonym na granicy z Estonią. Granicę stanowi tam rzeka, po drugiej stronie której znajduje się miasto Narwa. Z okazji dziewiątego maja władze Iwangorodu zorganizowały koncert ustawiając scenę w taki sposób, aby była ona widoczna dla mieszkańców estońskiej Narwy. Na uroczystości występowali rosyjscy artyści, śpiewano militarne pieści i prezentowano film patriotyczny. Po estońskiej stronie zgromadziły się setki mieszkańców, a porządku pilnowała policja. W odpowiedzi, na murze fortecy, Estonia umieściła plakat z napisem „Putin zbrodniarz wojenny” w taki sposób, aby podczas koncertu jego uczestnicy po rosyjskiej stronie mogli go widzieć. Rosja domagała się usunięcia plakatu, lecz Estonia odmówiła.  Rosja pragnie także zdyskredytować polityki wewnętrzne państw bałtyckich, przedstawiające je jako słabe, niedemokratyczne, pogrążone w chaosie. M.in. w październiku 2022 r. w związku z ćwiczeniami wojskowymi dla Estońskich Sił Zbrojnych i rezerwistów  pojawiły się narracje, zgodnie z którymi ćwiczenia są „bezcelowe”, a żołnierze „nieudolni” i „słabi”. Porównanie armii do cyrku miało także na celu ośmieszenie i obniżenie hartu ducha wśród żołnierzy. Na Litwie propagandziści wykorzystali kwestię ograniczenia tranzytu z Rosji do Kaliningradu będącego częścią sankcji Unii Europejskiej nałożonych po ataku na Ukrainę. Tzw. „blokada Kaliningradu” wywołała wśród rosyjskojęzycznych odbiorców bolesne skojarzenia z oblężeniem Leningradu w czasie II wojny światowej, a w rezultacie przypuszczenie, że Litwini stosują metody nazistowskie.

W odniesieniu do strategii propagandowych możemy zauważyć zarówno nowe taktyki i kierunki, jak i te, stosowane od lat. Rosyjskie media i sympatycy prokremlowscy wykorzystują nagłówki lub fragmenty artykułów z mediów zachodnich, przedstawiając je w odmienny, kontrowersyjny i krytyczny wobec państw bałtyckich sposób. Używają zrzutów ekranu, cytatów bez odwoływania się do oryginalnego tekstu, lub wymagają dodatkowej opłaty za przejście do artykułu źródłowego. W ten sposób czytelnicy nie mają dostępu do pełnego kontekstu, który, w rzeczywistości ma niewiele wspólnego z interpretacją przedstawianą przez propagandzistów. Rosja powołuje się również na autorytety, które mają wspierać i promować prokremlowską narrację. Tego typu działania miejsce także w odniesieniu do najmłodszych odbiorców. Rosja wykorzystuje bowiem kulturę popularną jako instrument własnej polityki imperialistycznej, tzw. „wielkiej kultury” promowanej od czasów sowieckich. Dla przykładu, część obsady pełnometrażowego filmu dla dzieci o przygodach Czeburaszka, który wszedł do kin na początku 2023 r., otwarcie poparło rosyjski arak na  Ukrainę. Film wyświetlany był również w Estonii, a dochody z niego zasiliły rosyjską gospodarkę. Rodzi to wątpliwości natury etnicznej zarówno dla odbiorców produkcji, jak i międzynarodowych dystrybutorów.

W dalszym ciągu efektywnym środkiem przekazu są memy – krótkie, pełne humoru formy przekazu w postaci tekstu lub obrazu. Motywy pozostają te same jak w przypadku tradycyjnych kanałów komunikowania: upamiętnianie osiągnięć Związku Radzieckiego (ZSRR jako państwo bezpieczeństwa, stabilności i dobrobytu) oraz zależność państw bałtyckich od NATO, UE i USA. Do efektywności prokremlowskiej propagandy przyczyniają się także tzw. pożyteczni idioci, który, zwykle nieświadomie i bez zastanowienia, publicznie rozpowszechniają narracje zgodne z linią Moskwy. Wypowiedzi dotyczące rzekomo celowych opóźnień w dostawie broni na Ukrainę oskarżające państwa zachodnie lub te, według których Zachód dąży do przedłużania działań wojennych, aby osłabić militarnie Rosję, a następnie doprowadzić ją do rozpadu lub kontrolować pogrożone w chaosie państwo, bez wątpienia korespondują z narracjami propagandowymi Rosji. Sytuacja taka mogłaby jakoby  wzmocnić  suwerenność i bezpieczeństwo Litwy, Łotwy i Estonii.

Wnioski

Formalna blokada rosyjskich kanałów telewizyjnych i radiowych w państwach bałtyckich znacznie ograniczyła rozprzestrzenianie propagandy, choć zupełnie jej nie powstrzymała. Jej ton jest agresywny, a propagandziści są coraz bardziej kreatywni w doborze narracji i metod. Wykorzystują przede wszystkim media społecznościowe, które dla rosyjskojęzycznych odbiorców są ważniejszym kanałem informacyjnym niż w przypadku osób pochodzenia litewskiego, łotewskiego czy estońskiego. Przy zredukowanej roli mediów tradycyjnych, Moskwa sięgnęła po nowe techniki komunikacyjne, a  w wirtualnym świecie stworzyła pajęczynę fałszywych kont i profili, które służą do zwiększania popularności stron rozpowszechniających dezinformację. Publiczne posty w języku rosyjskim opierają się na oficjalnych rosyjskich narracjach mówiących o pokoju i neutralności. Jednocześnie zamknięte grupy w mediach społecznościowych pozwalają na kreowanie i rozpowszechnianie „alternatywnych”, krytycznych wobec dominującego dyskursu i bardziej radykalnych wersji wydarzeń, przy zachowaniu względnej anonimowości. Po 22 lutego 2022 r. jednym z głównych tematów są uchodźcy z Ukrainy. Chociaż społeczeństwa państw bałtyckich już od pierwszych dni wojny rosyjsko-ukraińskiej angażują się w pomoc uciekającym przed wojną, w mediach społecznościowych rozprzestrzeniane są negatywne komentarze na ich temat. Ich autorzy obwiniają Zachód i ukraińskich przywódców o przyczynienie się do ataku Rosji na Ukrainę, a także zarzucają uchodźcom, którzy przybyli na Litwę, Łotwę i do Estonii zdradę Ojczyzny i  wciągnięcie państw UE w działania militarne. Część mieszkańców państw bałtyckich obawia się także, że rządy koncentrując się na wsparciu dla uchodźców ograniczają politykę społeczną i socjalną skierowaną do uboższych grup społecznych w tych państwach. Niewątpliwie, do takiego sposobu myślenia po części przyczyniły się niepowodzenia dotychczasowych polityk  integracyjnych państw bałtyckich. Na szczęście jednak, narracje te nie znajdują szerszej  publiczności. Nie mniej, platformy internetowe nie wypracowały jeszcze odpowiedniej strategii na tego typu działania, zwykle stosując trwałe lub czasowe usunięcia propagandowych postów. Zdarzają się również przeciwne sytuacje, kiedy algorytmy blokują konta tych, którzy wyrażają niezadowolenie z rosyjskiej agresji lub wzywają do wsparcia Ukrainy. W szczególności, problemy tego rodzaju dotyczą odpowiednich algorytmów w językach małych państw – Litwy, Łotwy, Estonii czy Bałkanów.

Regulacje i procedury administracyjne na Litwie, Łotwie i w Estonii stwarzają znaczne przeszkody w skutecznym oddziaływaniu propagandy na mieszkańców. Litwa planuje utworzenie centrum, którego zadaniem będzie monitorowanie i ujawnianie prokremlowskiej propagandy. Dobrym sygnałem jest także wzrost świadomości o wszechobecności  dezinformacji (media literacy) i umiejętności rozpoznawania fałszywych treści. Zmienia się także sam stosunek do Rosji wśród odbiorców rosyjskojęzycznych w państwach bałtyckich. Badania na Łotwie wykazały, że ponad połowa respondentów (63%) jest przekonana, że polityka zagraniczna kraju powinna być ukierunkowana na Zachód, a nie na Wschód. Wśród rosyjskojęzycznych odsetek ten był nieco mniejszy (41%), jednak różnica w tej kwestii na przestrzeni ostatnich lat jest widoczna. Podczas gdy w 2010 r. faworyzujących politykę zagraniczną ukierunkowaną na Wschód było 46%, obecnie jest ich już tylko 18%.

Co ciekawe, rosyjskiej propagandzie w państwach bałtyckich coraz częściej zaczyna towarzyszyć  dezinformacja ze strony Chin. W ostatnim czasie sprzeciw opinii publicznej wzbudziła wypowiedź chińskiego ambasadora we Francji Lu Shaye, który zakwestionował  suwerenność byłych republik radzieckich i przynależność Krymu do Ukrainy. Ambasador wyraził wątpliwości wobec statusu państw bałtyckich jako suwerennych państw. Nie jest to pierwszy przypadek fałszowania historii i podważania integralności terytorialnej państw bałtyckich przez autorytarne reżimy. Wcześniej w rosyjskiej Dumie zainicjowano proces rozważenia anulowania uznania niepodległości Litwy. Szerzenie dezinformacji staje się więc kolejnym instrumentem agresywnej polityki Chin wobec państw bałtyckich. Służby bezpieczeństwa Litwy, Łotwy i Estonii sukcesywnie informują o działalności szpiegowskiej próbach rekrutacji przez rosyjskie, białoruskie i chińskie agencje wywiadowcze. Odnotowuje się także intensywność działań chińskich służb wywiadowczych w zakresie operacji informacyjnych i cyberwywiadu. Oznacza to, że aktywność propagandowa Chin staje się coraz większym wyzwaniem dla rządów Litwy, Łotwy  Estonii.

Aleksandra Kuczyńska-Zonik

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

 

 

AGNIESZKA LEGUCKA: Rosyjska „zasłona” dezinformacyjna wobec Ukrainy

Rosyjskie kampanie dezinformacyjne były podporządkowane potrzebie dyskredytacji Ukrainy i Ukraińców wobec trzech grup odbiorców: Zachodu, Globalnego Południa oraz rosyjskiego społeczeństwa.

Nie można powiedzieć, że nie przygotowywaliśmy się do wojny z Rosją. Kilka dni przed wybuchem pełnoskalowej rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie byłam w Donbasie, między innymi w „przyfrontowych” miastach – Siewierodonieck, Krematorsk i Słowiańsk. Od kilku miesięcy przy granicy z Ukrainą gromadziły się dziesiątki tysięcy rosyjskich żołnierzy. Jednak większość spotkanych osób, z którymi rozmawiałam było przekonanych, że jest to rosyjska wojna informacyjna, dzięki której uda się Rosji wywrzeć presję na rząd ukraiński lub na Zachód, aby Rosja mogła zrealizować swoje cele polityczne (np. zatrzymać rozszerzenie NATO na wschód). Mieszkańcy przekonywali mnie, że wojna kinetyczna trwa od 2014 r. w Donbasie, a z wojną psychologiczną i informacyjną Ukraińcy mierzą się od lat. Byli więc przyzwyczajeni do wojny informacyjnej, bo Ukraina była i jest nadal obiektem największych wysiłków dezinformacyjnych i propagandowych Kremla.

Na Zachodzie świadomość rosyjskiego zagrożenia przychodziła z opóźnieniem, ale w końcu zarówno w UE, jak i USA zidentyfikowano Rosję jako aktora prowadzącego wojnę informacyjną przeciwko Zachodowi. Przygotowywano się do „wojny hybrydowej” z Rosją (choć precyzyjniej jest mówić o „działaniach hybrydowych”). Jednak Mark Galleotii w książce pt Russian Political War: Moving Beyond Hybrid, Routledge, London and New York, wydanej w 2019 przekonywał, że zachodni analitycy i naukowcy nie rozumieją rosyjskiej wojny hybrydowej, bo kojarzą ją z atakiem (dez)informacyjnym, psychologicznym, zasadniczo – wielowymiarową, głównie ale przede wszystkim – pozamilitarną. Tymczasem, Rosjanie – zdaniem Galeottiego – stosują zasłonę dymną w postaci gibridnoj wojny, o której chętnie teoretyzują, ale w praktyce wydają pieniądze na dywizje, przezbrojenie i rakiety, a na uczelniach wojskowych szkolą się do stosowania środków wojskowych, a nie hybrydowych. Władimir Putin i jego otoczenie – twierdził Galeotti – wykorzystuje pojęcie hybrydowości na określenie znanej metody działania rosyjskich służb specjalnych tzw. maskirowki, czyli zaciemnienia obrazu rzeczywistości dla zmylenia przeciwnika. Galeotti powołuje się na opinię łotewskiego analityka Jānisa Bērziņša, który zauważył, że „słowo <hybrydowe> jest chwytliwe, ponieważ jest znakomitą mieszanką niczego”.

Przebudzenie na Zachodzie

Unia Europejska zaczęła podejmować wysiłki w celu zwalczania dezinformacji jeszcze w marcu 2015 roku, po aneksji Krymu przez Rosję rok wcześniej. Rada Europejska zaapelowała do Wysokiego Przedstawiciela ds. Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa o stworzenie planu działania dotyczącego strategicznej komunikacji w celu przeciwdziałania kampaniom dezinformacyjnym prowadzonym przez Rosję. W efekcie tego apelu, powołano grupę zadaniową w ramach Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych (ESDZ) nazwaną East StratCom. Grupa ta miała za zadanie monitorować, analizować i reagować na rosyjską propagandę i dezinformację. W ciągu następnych lat, w 2017 roku, utworzono dwie kolejne grupy zadaniowe StratCom: jedną dla południowego sąsiedztwa UE oraz drugą dla Bałkanów Zachodnich.

W 2018 roku Komisja Europejska, wraz z grupą ekspertów, opracowała dokument pt. „Zwalczanie dezinformacji w internecie: podejście europejskie”, w którym określiła zasady i cele walki z tym zagrożeniem. Głównym celem tego wysiłku było zwiększenie świadomości publicznej na temat dezinformacji. W 2018 roku Komisja opublikowała unijny plan działania przeciwko dezinformacji, który skupiał się na czterech priorytetowych obszarach działań: Zwiększanie zdolności instytucji UE do wykrywania, analizowania i ujawniania dezinformacji. Wzmocnienie skoordynowanej i wspólnej reakcji na dezinformację. Monitorowanie sektora prywatnego w celu zwalczania dezinformacji. Podnoszenie świadomości i zwiększanie odporności społecznej. Cały ten wysiłek miał na celu polepszenie demokracji oraz zabezpieczenie europejskich procesów wyborczych poprzez przeciwdziałanie wpływom dezinformacji i manipulacji.

Niemniej jednak, mimo dostrzeżonego zagrożenia ze strony dezinformacji rosyjskiej, UE napotykała na ograniczone zasoby, aby skutecznie przeciwdziałać temu problemowi. Początkowo grupa East StratCom składała się zaledwie z trzech osób i nie miała wydzielonego budżetu. Pomimo wykorzystywania przez Rosję aparatów dezinformacyjno-propagandowych w celu destabilizacji, ingerencji w procesy polityczne i atakowania demokratycznego systemu wartości w wielu państwach UE, brakowało jednomyślności i woli politycznej, by skutecznie temu przeciwdziałać. Niektórzy europejscy przywódcy obawiali się oskarżeń o cenzurę i łamanie wolności słowa przy próbach ograniczania działalności kanałów rosyjskiej propagandy. Brak wystarczającego przygotowania i odpowiedzi ze strony UE prowadził do tego, że w okresie od listopada 2016 r. do kwietnia 2019 r. rosyjskie ingerencje w procesy polityczne dotyczyły 16 z 20 wszystkich takich przypadków na świecie (miały miejsce m.in. w Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech i Hiszpanii). Przyjęły one postać przede wszystkim kampanii dezinformacyjnych i cyberataków, m.in. włamań na strony internetowe i zmieniania ich treści, atakowania infrastruktury wyborczej czy wykradania i publikowania informacji (hack and leak) w celu manipulowania opinią publiczną. Dlatego Komisja Europejska podkreślała, że działania dezinformacyjne Federacji Rosyjskiej wyróżniały się systematycznością i długofalowością oraz imponującym zestawem narzędzi. W porównaniu z innymi państwami stosującymi dezinformację, takimi jak Chiny, Iran czy Korea Północna, Rosja wykazywała się wyjątkową determinacją w szerzeniu swoich wpływów.

Dezinformacja w trakcie wojny Rosji z Ukrainą

Od rozpoczęcia pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie władzom rosyjskim nadal zależało, aby wpływać na debatę publiczną w państwach europejskich, m.in. szantażując Europejczyków użyciem broni jądrowej, wysokimi cenami energii, destabilizacją wynikającą z przedłużającego się konfliktu zbrojnego na Ukrainie (perspektywą masowej migracji, handlu bronią, wzrostu przestępczości). Celem tych działań była chęć skłonienia państw UE do osłabienia wsparcia dla Ukrainy, zasianie strachu wśród europejskich społeczeństw i elit politycznych, aby te następnie przekonały ukraińskie władze do ustępstw terytorialnych wobec Rosji. Towarzyszyły temu kampanie dezinformacyjne wymierzone w Zachód, oczerniające Ukrainę i budujące obraz Rosji jako państwa, który broni się przez „imperialnym ekspansjonizmem” USA, „zagrożeniem ze strony” NATO. Rosyjska propagadna i dezinformacja była skierowana na podważenie zasadności wprowadzania zachodnich sankcji, które rosyjskie władze chciałby ograniczyć i znieść. Dla przykładu w Niemczech trolle wykorzystywali nastroje społeczne związane z rosnącą inflacją i wzniecali dyskusje na temat sankcji, sugerując, że są one bardziej dotkliwe dla Zachodu niż dla Rosji. Prokremlowskie media przekonywały, że sankcje sprzyjają rozwojowi rosyjskiej gospodarki. Ostatnim celem rosyjskiej dezinformacji podczas konfliktu z Ukrainą jest podważanie obecnego porządku międzynarodowego i pokazywanie Rosji jako ofiary „zmowy” Zachodu, motywowanego Rusofobią.

Rosyjskie kampanie dezinformacyjne były podporządkowane potrzebie dyskredytacji Ukrainy i Ukraińców wobec trzech grup odbiorców: Zachodu, Globalnego Południa oraz rosyjskiego społeczeństwa. W retoryce rosyjskich władz i kremlowskich mediów z większą intensywnością prokremlowskie media i politycy zaczęły używać takich pojęć, jak „reżim kijowski”, „marionetki Waszyngtonu”, „faszyści” „banderowcy”, a przede wszystkim „naziści” i „neonaziści”, a nawet „sataniści”. Według badań EU East StratCom Task Force w rosyjskich prokremlowskich mediach między lutym a kwietniem 2022 r. nastąpił wzrost użycia słowa „naziści” o 290% i o ponad 500% – słowa „ludobójstwo”. Miało to z jednej strony zdehumanizować Ukraińców w oczach Rosjan, z drugiej – przekonać międzynarodową opinię publiczną, że Ukraina nie jest samodzielnym podmiotem, a jedynie instrumentem amerykańskich interesów w Europie wykorzystywanym przeciwko Rosji w międzynarodowej rywalizacji (do budowania na jej terytorium „anty-Rosji”). Ponadto propaganda rosyjska i władze FR insynuowały, że Amerykanie instalują na Ukrainie laboratoria biotechnologiczne i odpowiadają za rozsiewanie wirusów, co może zagrozić bezpieczeństwu międzynarodowemu. Treści takie Rosja przedstawiała na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ m.in. w marcu oraz październiku 2022 r.

Na podstawie kilkuletniej obserwacji rosyjskiej dezinformacji unijny zespół zadaniowy EU East StratCom Task Force opisał model wzorców oddziaływania informacyjno-psychologicznego, którego celem jest wpływanie na dyskusję na ważne tematy polityczno-społeczne w państwach demokratycznych i nazwał go mianem – „ZASŁONA” (od pierwszych liter). Została ona zastosowana przeciwko Ukrainie.

Zasłona jest wykorzystywana kontekście wojny w Ukrainie w sposób bezprecedensowy i jest to:

Zaprzeczenie, czyli poddanie w wątpliwość wszelkich dowodów na istnienie dezinformacji, które było wykorzystywane np. przy okazji podważania dowodów na zbrodnie popełnianie przez rosyjskich żołnierzy m.in. w Buczy i Irpieniu.

Aczemunizm technika odpowiadania na oskarżenie lub trudne pytanie poprzez postawienie kontroskarżenia lub podniesienie innej kwestii np. dotyczące porywania ukraińskich dzieci przez Rosję na terytoriach okupowanych odrzucając argumenty pytaniami „a czemu nie zajmujecie się żółtymi kamizelkami we Francji lub protestami powyborczymi w USA”.

Satyra, czyli użycie sarkazmu, aby umniejszyć przeciwnika np. rzeczniczka Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Maria Zacharowa, wykorzystuje tę technikę jako podstawowy element swoich cotygodniowych przemówień. W dniach poprzedzających pełnoskalową inwazję wyśmiewała zachodnie informacje wywiadowcze wskazujące na konkretne daty jej rozpoczęcia, zaprzeczając jakimkolwiek przygotowaniom Rosji do wojny.

Łgarstwo polegający na ataku na oponentów za poglądy, których nigdy nie wyrazili np. nieuzasadnione i nieudowodnione przypisywanie osobom krytykującym  politykę Kremla sympatii faszystowskich/nazistowskich, oskarżanie o rusofobię lub bycie „agentem obcych służb specjalnych”.

Oskarżenie, czyli stosowanie zarzutów tak samo prowokacyjnych, jak bezpodstawnych np. formułowanie oskarżeń wobec państw zachodnich o przygotowanie prowokacji z użyciem broni biologicznej na Ukrainie lub tego, że na Ukrainie są biolaboratoria, w których USA prowadzą badania nad wirusami do zaatakowania Rosji.

Niuanse polegające na zalewaniu oponenta szczegółami i technikaliami np. w związku z zajęciem Zaporoskiej Elektrowni Atomowej w marcu 2022 r., kiedy Rosjanie przekonywali, że to Ukraińcy strzelali do elektrowni atomowej i podawali dużo argumentów za tym, aby uzasadnić swoje oskarżenia.

Atak. Charakteryzuje się tym, że używa się ostrego języka, aby zniechęcić oponenta (np. określanie przez kremlowskie media Ukraińców mianem „faszystów”, „banderowców”, „satanistów” a prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego – mianem „narkomana”).

Rosja się wobec blokady informacyjnej w UE

Jednocześnie Rosja musiała się dostosować się do nowych ograniczeń w międzynarodowej przestrzeni informacyjnej. W marcu 2022 r. po zablokowaniu medium RT (dawnego Russia Today) na terytorium Unii Europejskiej propagandyści utworzyli na Telegramie specjalny kanał „Videos in different languages”, na którym umieszczano filmy dotyczące Ukrainy, co umożliwoało innym rozpowszechnianie fałszywych treści w innych mediach społecznościowych. Najczęściej udostępniano materiały na Twitterze (gdzie RT umieszczała swoje filmy w 17 językach), a także na Gettr, Gab oraz TruthSocial. Dzięki temu udawało się oczerniać stronę ukraińską za pośrednictwem kont rosyjskich ministerstw i ambasad. Największe zainteresowanie na Twitterze zyskała hiszpańskojęzyczna RT, która trafiała m.in. do społeczności latynoamerykańskiej. W kwietniu 2022 r. RT en Español była na Twitterze trzecią najczęściej udostępnianą stroną z hiszpańskojęzycznymi informacjami na temat inwazji Rosji na Ukrainę.

Z pierwszego raportu ESDZ poświęconego dezinformacji, manipulacjom i operacjom wpływu w UE z lutego 2023 r. wynikało, że Rosja przede wszystkim stara się stosować technikę aczemuizmu, niuansowaniu, atakowaniu (42% przypadków „rozpraszania uwagi” odbiorców europejskich), które były ukierunkowane m.in. na przypisywanie odpowiedzialności za wybuch wojny na Ukrainie państwom Zachodu. W 35% przypadków intencją rosyjskiej propagandy było „zniekształcanie obrazu” poprzez narzucanie własnej, niezgodnej z rzeczywistością, interpretacji przebiegu działań wojennych i przyczyn konfliktu. Manipulacje informacyjne często opierają się na fałszowaniu obrazu i materiałów video (np. deep fake z udziałem prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego).

Wnioski

Zachód nie zrozumiał na czas, że Rosja nie tylko prowadzi wojnę informacyjną, ale jest gotowa do wojny konwencjonalnej. Należy zgodzić się z Markiem Galeottim, że przygotowywaliśmy się do innej wojny z Rosją. To oczywiście nie oznacza, że w momencie pełnoskalowej agresji na Ukrainę władze rosyjskie zrezygnowały z działań hybrydowych, w tym dezinformacji. Rosja dostosowała się do zmienionej sytuacji związanej z blokadą niektórych jej mediów w UE, działa za pomocą pośredników i w pewnym sensie „zeszła do podziemia”. Konfrontacja z takim aktorem, jakim jest Rosja wymaga więc nie tylko przygotowania militarnego, ale także budowania odporności społecznej w odniesieniu do stosowanych metod przez autorytarny reżim Putinowski w sferze propagandowej i dezinformacyjnej.

Agnieszka Legucka

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

Fot. Pixabay

ALEKSANDRA KUCZYŃSKA-ZONIK: Chińskie działania dezinformacyjne wobec państw bałtyckich

Podobnie jak w przypadku Rosji, ważnym narzędziem oddziaływania Chin w państwach bałtyckich jest sfera informacyjna. Jednakże, o ile rosyjskie kampanie dezinformacyjne prowadzone była przez lata, chińskie działania tego typu są zjawiskiem stosunkowo nowym.

Kluczową rolę pełnią tu ambasady Chin oraz Instytuty Konfucjusza zlokalizowane zwykle przy uniwersytetach, których zadaniem jest zbieranie informacji i nawiązanie kontaktów z elitą polityczną i gospodarczą oraz rozpoznawanie rynku, w tym możliwości inwestycyjnych. Ponadto ambasady inicjują współpracę w  środowisku akademickim i w sferze kulturalnej. Celem jest przede wszystkim tworzenie pozytywnego wizerunku Chin lub neutralizacja informacji krytycznych wobec Chin. W pewnym sensie chińskie strategie komunikacyjne, mające na celu dyskredytację NATO i UE pokrywają się z rosyjskimi strategiami informacyjnymi.

Przykładem tego typu podejścia była szeroko komentowana wypowiedź ambasadora Chin we Francji Lu Shaye w kwietniu 2023 r., który zakwestionował suwerenność państw bałtyckich i przynależność Krymu do Ukrainy. Według Ambasadora „w prawie międzynarodowym nie ma normy ani porozumienia, które określałyby status państw byłego Związku Radzieckiego”. Ostatecznie Ambasador wycofał się ze swoich słów, stwierdzając, że jest to jego osobista opinia, niemniej mógł powtarzać linię partii komunistycznej, której jest członkiem. Co ciekawe, Ambasador Lu Shaye jest uważany za jednego z aktywniejszych chińskich dyplomatów, i znany z szerzenia dezinformacji podczas pandemii Covid-19. Oficjalnie chińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych potwierdziło, że Pekin „szanuje suwerenność, niezależność i integralność terytorialną wszystkich krajów oraz przestrzega celów i zasad Karty Narodów Zjednoczonych”. Co ciekawe, w czerwcu 2022 r. jeden z posłów rosyjskiej Dumy Państwowej poddał pod rozwagę możliwość unieważnienia uznania niepodległości Litwy. Stwierdził, że oświadczenie o niepodległości Litwy jest niezgodne z Konstytucją ZSRR. Teoretycznie unieważnienie uznania suwerenności państw bałtyckich dałoby Rosji pretekst podważania ich podmiotowości na arenie międzynarodowej i wysunięcie wobec nich roszczeń terytorialnych. Ministrowie spraw zagranicznych trzech państw bałtyckich potępili oświadczenie ambasadora Francji w Chinach. Była to dla nich okazja do wyrażenia swoich obaw w stosunku do Chin. Najbardziej krytyczna była Litwa i jej minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis.

Komentarze przedstawiciela Chin jest przykładem szczerzenia dezinformacji i błędnej interpretacji faktów historycznych. Zgodnie z prawem międzynarodowym państwa bałtyckie są suwerenne od 1918 r., ale były okupowane przez 50 lat przez ZSRR. Co istotne, w 1967 r. ChRL oświadczyła, że nie uznaje aneksji państw bałtyckich. Stosunki dyplomatyczne między Chinami a państwami bałtyckimi nawiązano na początku lat 90. XX wieku. Chińscy urzędnicy i dyplomaci wielokrotnie potwierdzali, że Chiny szanują wybory polityczne na Litwie, Łotwie i w Estonii, a także zmiany demokratyczne w tych państwach. Z kolei państwa bałtyckie uznały Tajwan za integralną część ChRL.

Chiny wykorzystują także różne organizacje pozarządowe do zwiększania swoich wpływów i budowania relacji ze stowarzyszeniami reprezentującymi inne państwa. Jednym z celów takiej współpracy jest pozyskiwanie informacji z danego kraju, które mogą być istotne dla realizacji interesów Chin. Podobne funkcje w tym kontekście pełnią biura ekonomiczno-handlowe ulokowane w państwach bałtyckich, które zajmują się promocją handlu i nawiązywaniem relacji z elitą polityczną i biznesową.

W corocznych raportach bezpieczeństwa wskazuje się, że w państwach bałtyckich chińskie służby wywiadowcze i bezpieczeństwa są coraz bardziej aktywne, głównie w obszarze gospodarczym. W zasadzie jednak ich działalność nie stwarzała do tej pory poważnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego Litwy, Łotwy i Estonii, ani nie była widoczna dla mieszkańców tych państw. Na Łotwie zauważono, że podczas gdy działalność rosyjskich agentów wpływu w ostatnich latach malała, w tym samym czasie wzrosła aktywność chińskich grup interesu. Szczególną rolę pełnili tu przedstawiciele ośrodków akademickich i badawczych organizując konferencje i prowadząc projekty promujące kulturę Chin. W Estonii pojawiły się obawy o możliwość tzw. szpiegostwa naukowego. W szczególności zarzuty kierowano do Instytutów Konfucjusza w związku z włączaniem się chińskich władz w dyskurs akademicki. Na Litwie rosnącą rolę chińskich GONGO (government-organized NGO) oraz ryzyko dezinformacji w przestrzeni publicznej zauważano w szczególności w czasie organizowanych społecznych akcji pomocy dla Hongkongu i Tajwanu. Jednocześnie w raportach wyjaśniano, że mniejszości narodowe i etniczne mogą być bardziej narażone na kampanie dezinformacyjne prowadzone przez Chiny w mediach rosyjskich i/lub polskich, gdyż uwarunkowania kulturowe, społeczne i ekonomiczne mogą stwarzać dodatkowe zagrożenia i podatność na manipulację w przestrzeni informacyjnej.

Poza przestrzenią informacyjną, coraz częściej wskazuje się na inne wyzwania związane z rosnącymi globalnymi ambicjami Chin. Wybrany w październiku 2022 r. na trzecią kadencję jako sekretarz generalny Komunistycznej Partii Chin Xi Jinping, wyeliminowawszy przeciwników politycznych pojął kolejne wysiłki w kierunku centralizacji władzy i ograniczenia autonomii społeczeństwa. Nowo sformułowane cele jasno pokazują, że w nadchodzących latach Chiny będą starały się budować wspólnotę państw o podobnych poglądach, takich jak BRICS i Szanghajska Organizacja Współpracy. Wskutek tego przewiduje się, że stosunki Chin z Zachodem będą się pogarszać. Chińska retoryka wyraźnie się jednak zmieniła. Podczas gdy Chiny wcześniej prezentowały się jako mocarstwo regionalne, zaprzeczając zachodnim zarzutom dotyczącym własnych ambicji globalnych, obecnie nie ukrywają już planów w kierunku budowania supermocarstwa. Chiny forsują także własną wizję uniwersalnych praw człowieka będącą nową, rzekomo bardziej sprawiedliwą i praktyczną koncepcją humanizmu. Z perspektywy państw bałtyckich najbardziej niepokojąca jest współpraca Chin i Rosji. Do tej pory Pekin bowiem wspierał Moskwę dyplomatycznie i informacyjnie oraz pomagał łagodzić skutki sankcji nałożonych na Rosję po pełnoskalowym ataku na Ukrainę w 2022 r. Chiny akcentowały także konieczność przekształcenia europejskiej architektury bezpieczeństwa z uwzględnieniem interesów Rosji. Podczas gdy w perspektywie krótko- i średnioterminowej ich relacje będą się zacieśniać, dominacja Chin względem Rosji będzie się jednak powiększać.

Mimo wzrostu świadomości znaczenia Chińskiej Republiki Ludowej, w państwach bałtyckich kwestie związane z ChRL nie należą do najważniejszych priorytetów polityki zagranicznej. W zasadzie jedynie na Litwie kontynuowana jest debata na temat roli i miejsca Chin w polityce międzynarodowej, a w szczególności ich wpływu na bezpieczeństwo na Litwie. Z kolei na Łotwie, Chiny rozpatrywane są głównie przez pryzmat roli USA i NATO. USA są głównym gwarantem bezpieczeństwa narodowego, dlatego uznanie ChRL przez USA za rywala czy też zagrożenie, wpływa także na perspektywę bezpieczeństwa nie tylko na Łotwie, ale także w pozostałych państwach bałtyckich. Oprócz kwestii bezpieczeństwa, Litwa, Łotwa i Estonia kształtują relacje z ChRL w oparciu o normy i wartości.

W szczególności krytyczna ocena rosnącej globalnej potęgi gospodarczej i militarnej Chin ugruntowana jest w litewskiej polityce zagranicznej „opartej na wartościach”. Litwa uważa, że  Chiny prowadzą coraz bardziej ekspansywną politykę zagraniczną mającą na celu projekcję swojej potęgi. Chińskie lekceważenie praw człowieka, porządku międzynarodowego i reguł kształtowanych przez organizacje międzynarodowe, w oczach Litwy, stanowi istotne wyzwanie dla społeczeństw demokratycznych. Ponadto, ocieplenie stosunków między Pekinem a Moskwą, ilustruje stanowisko Chin wobec agresji Rosji na Ukrainę. Tym samym celem Litwy w obszarze bezpieczeństwa i ochrony jest zwiększenie współpracy z państwami demokratycznymi oraz budowanie odporności na zagrożenia hybrydowe, w tym informacyjne.

Wnioski

Agresja Rosji na Ukrainę dominuje obecnie w dyskursie politycznym państw bałtyckich. Oficjalne wsparcie militarne Chińskiej Republiki Ludowej dla Rosji niewątpliwie wpłynęłoby na pozycję Rosji nie tylko na Ukrainie, ale także w regionie Morza Bałtyckiego. Jednakże kolejne kroki Chin i ich przyszłe zaangażowanie w wojnie jest trudne do przewidzenia. O ile ChRL wspiera Rosję militarnie, finansowo i ekonomicznie, w przyszłości będą starały się zdominować pozostałych aktorów w regionie, w tym Rosję, i narzucić własny dyskurs.

W przeciwieństwie do Litwy, podejście rządu łotewskiego do ChRL jest ambiwalentne. Z jednej strony taką postawę kształtuje konfrontacja Rosji z Ukrainą i współpraca z USA i w ramach NATO. Z drugiej strony, część łotewskiej elity politycznej nie wyklucza dalszej współpracy z Chinami, głównie w obszarze transportu i logistyki. Jeżeli stanowisko to będzie kontynuowane, dyskusja na temat przyszłej współpracy z Chinami zostanie wznowiona. Taka sytuacja znajduje odzwierciedlenie w kontencie medialnym: informacje na Łotwie (zarówno w języku łotewskim i rosyjskim) dotyczące stanu gospodarki Chin są zbieżne z oficjalną narracją Chin.  Jednocześnie badania ujawniają, że zbieżność łotewskiego dyskursu medialnego z ramami chińskimi nie jest powiązana z lokalnymi działaniami Chin w regionie. Jest to w dużej mierze efekt globalnej strategii Chin i komunikacji międzynarodowej, w tym informacyjnej.

Obecnie chiński wpływ informacyjny w państwach bałtyckich jest niewielki. Jednakże, wraz z popularnością zagranicznych platform medialnych i mediów społecznościowych, a co za tym idzie – ograniczonymi możliwościami regulowania treści, rozpowszechnianie dezinformacji staje się bardziej problematyczne. Fałszywe i zmanipulowane treści mogą być bowiem powielane niezauważenie przez dłuższy czas, unikając bezpośredniej konfrontacji lub konfliktu. Podczas gdy zróżnicowanie między grupami etnicznymi w państwach bałtyckich powoli się zaciera, wzrasta polaryzacja i radykalizacja wokół wartości konserwatywnych, zwłaszcza ze względu na obecność tzw. mediów alternatywnych. Nowe wyzwania – agresywni aktorzy szerzący dezinformację, transpozycja narracji oraz brak świadomości społecznej istniejących zagrożeń – uzasadniają potrzebę systematycznej analizy przestrzeni informacyjnej i zapobieganie szkodliwym działaniom w infosferze.

Dane pochodzące z badań opinii publicznej dotyczące postrzegania Chin przez mieszkańców państw bałtyckich pokazują wspólny neutralny wizerunek Chin w całym regionie. Pod koniec 2022 r. ponad 40% respondentów w państwach bałtyckich stwierdziło, że ma neutralną opinię o tym kraju. Odsetek mieszkańców opowiadających się za tym stwierdzeniem był najwyższy na Łotwie – 55%. Litwini i Estończycy byli bardziej negatywnie nastawieni do Chin. Prawie połowa litewskich respondentów postrzegała Chiny jako zagrożenie, co było znacznie częstszym przypadkiem niż na Łotwie i w Estonii. Tylko około jedna czwarta respondentów we wszystkich państwach bałtyckich uznała Chiny za „państwo szerzące autorytaryzm”, a w przeważającej mierze wskazano, że Chiny są „potęgę gospodarczą i technologiczną” oraz „kultura starożytną”. Oznacza to, że za społecznym postrzeganiem Chin w regionie nadal stoją względy gospodarcze i kulturowe, a nie bezpieczeństwo czy wartości. ChRL jest nadal czymś „egzotycznym” dla bałtyckich odbiorców, co w zasadzie decyduje o „neutralnym” postrzeganiu Chin. Jest to raczej efekt braku strategicznej komunikacji pomiędzy władzą a społeczeństwem, a nie celowego działania Chin w tych państwach. Co więcej, ludność rosyjskojęzyczna jest bardziej przychylna ChRL niż etniczni Litwini, Łotysze i Estończycy. Osoby, których językiem ojczystym był litewski, łotewski czy estońsku częściej kojarzyli Chiny z komunizmem i autorytaryzmem, łamaniem praw człowieka i zagrożeniami dla innych państw.

Aleksandra Kuczyńska-Zonik

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

 

Fot. YT

ANDRZEJ SZABACIUK: Białoruska narracja propagandowa po 24 lutego 2022 r. i jej główne nurty

Polska była wielokrotnie oskarżana w białoruskiej propagandzie o prowadzenie wojny hybrydowej przeciwko Białorusi, rzekomo opłacając opozycję, a także przedstawicieli mniejszości polskiej i Kościoła rzymskokatolickiego, którzy są przedstawiani jako „piąta kolumna”.

Uzasadnienie włączenia Białorusi w rosyjską agresję

Początek nowej fazy rosyjskiej agresji na Ukrainę 24 lutego 2022 r. miał istotne znaczenie z perspektywy geostrategicznego położenia Białorusi. Dla reżimu Łukaszenki palącą kwestię stanowiła gwałtowna eskalacja konfliktu i konieczność zajęcia zdecydowanego stanowiska wobec rosyjskich działań. Należy podkreślić, że reżim Łukaszenki otwarcie wspierał Federację Rosyjską od samego początku inwazji, udostępniając infrastrukturę wojskową i cywilną, przez co ułatwił rosyjskie ataki rakietowe na terytorium Ukrainy i inwazję lądową na jej stolicę.

Ponadto Łukaszenka umiejętnie propagował narrację Kremla o motywach rosyjskiego ataku na Ukrainę, zręcznie przeplatając ją z sytuacją na Białorusi. W przemówieniu wygłoszonym 22 lutego 2022 r., tuż przed rosyjską agresją, Łukaszenka oskarżył Zachód o zamiar wywołania wojny i wezwał władze Ukrainy do przeciwstawienia się wpływom zewnętrznym. Insynuował również, że wojska polskie i litewskie mogą potencjalnie zaatakować siły rosyjskie, tym samym deklarując chęć zabezpieczenia granic państwa przed rzekomą inwazją z Zachodu.

Wspomniane bezpodstawne oskarżenia były wielokrotnie powtarzane po wybuchu nowej fazy rosyjskiej agresji. 24 lutego 2022 r. podczas spotkania z przedstawicielami ministerstw Łukaszenka zapewnił, że Białoruś nie pozwoli zaatakować rosyjskich cywilów, sugerując, że Polska i Litwa mogą planować atak na Rosję przez terytorium Białorusi. Podobnie w przemówieniach 27 lutego i 1 marca 2022 roku podkreślał, jak skutecznie udaremnił tzw. „blitzkrieg” w 2020 r., którego celem było rzekomo podważenie białoruskiej niepodległości. Propaganda państwowa eksponowała wyjątkowe zasługi Łukaszenki na rzecz stabilizacji sytuacji w państwie i regionie. On sam niejednokrotnie akcentował, że stłumienie „nacjonalistycznego szaleństwa” w 2020 roku, uchroniło jego kraj przed podzieleniem losu Ukrainy – cynicznie sugerował, że jego represje wobec społeczeństwa obywatelskiego zapobiegły wybuchowi wojny na Białorusi. Przekonywał, że rozwiązanie konfliktu ukraińsko-rosyjskiego może nastąpić wyłącznie bez udziału Zachodu i wezwał Ukraińców do poszukiwania alternatyw dla krwawego rozlewu bratniej krwi, sugerując konieczność pójścia na ustępstwa wobec Federacji Rosyjskiej, zwłaszcza poprzez „demilitaryzację”, deklarację neutralności i rezygnację z ambicji przystąpienia do Sojuszu Północnoatlantyckiego. W innym przypadku Ukraina może podzielić los Japonii, przez co dawał do zrozumienia, że może zostać zaatakowana bronią jądrową.

Rzekome zagrożenie ze strony Ukrainy i Sojuszu Północnoatlantyckiego uzasadnia pośrednie zaangażowanie Białorusi w rosyjską agresję na Ukrainę, co miało zapobiec rzekomemu atakowi ze strony Ukrainy. Zaangażowanie to przejawia się nie tylko we wspomnianym udostępnieniu infrastruktury wojskowej i cywilnej, ale także transferze broni i amunicji do Rosji, remoncie uszkodzonego sprzętu itp. Jednocześnie promowany w mediach białoruskich obraz zagrożenia ze strony NATO służy racjonalizacji niechęci do rozmieszczenia białoruskich wojsk bezpośrednio na Ukrainie. Warto jednak zauważyć, że Łukaszenka wielokrotnie wskazywał, że może rozważyć taki sposób działania, jeśli okoliczności tego będą wymagały. Na przykład 17 czerwca 2022 r. zapewnił o możliwości odpowiedzi na rysujące się na horyzoncie niebezpieczeństwo „otoczenia przez Polaków”, odnosząc się do rzekomej, planowanej przez Polskę aneksji zachodniej Ukrainy.

Widmo aneksji zachodniej Ukrainy i Białorusi oraz skutki wsparcia Ukrainy

 Władze Białorusi od 2020 r. stosują taktykę wzbudzania społecznych obaw w związku z rzekomo agresywnymi zamiarami zachodnich sąsiadów, w tym z jakoby możliwą aneksją zachodniej Białorusi przez Polskę. Propagowanie obaw związanych z rzekomym atakiem Zachodu łączy się z oskarżeniami o imperialistyczne aspiracje Polski. Powracającym tematem białoruskich mediów jest kwestia wzmocnienia polskich sił zbrojnych poprzez pozyskanie nowoczesnego uzbrojenia, przede wszystkim ze Stanów Zjednoczonych i Korei Południowej. Biełta (Białoruska Państwowa Agencja Informacyjna) wielokrotnie publikowała treści poddające w wątpliwość zasadność takich zakupów. Zgodnie z zapewnieniami agencji, zakup przez Polskę zaawansowanego uzbrojenia nie powinien być tłumaczony wyłącznie przez rzekome zagrożenie ze strony Federacji Rosyjskiej, gdyż Polska jest członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego, co zapewnia jej bezpieczeństwo. Prawdziwym motywem wzmocnienia armii ma być chęć aneksji terytoriów zachodniej Ukrainy i potencjalnie Białorusi.

Kolejnym wątkiem obecnym w białoruskiej narracji propagandowej była krytyka wsparcia militarnego okazywanego przez Polskę Ukrainie oraz związane z nią sugestie, że takie działania mogą skutkować bezpośrednim uwikłaniem Polski w wojnę z Federacją Rosyjską. Pomoc wojskowa udzielana przez Polskę jest przedstawiana jako mało efektywna w obecnych warunkach wojennych. Twierdzi się, że Polska wysyła na Ukrainę przestarzały lub wadliwy sprzęt, taki jak np. karabinki Grot oraz że nowoczesne ciężkie czołgi zachodnie nie sprawdzą się w trudnych warunkach terenowych na wschodzie i południu Ukrainy.

Dodatkowo podkreślono finansowy aspekt wsparcia Polski dla Ukrainy, znacząco wyolbrzymiając jego skalę. Sugerowano, że polskie władze przeznaczyły w sumie 103 mld USD na wsparcie Ukrainy, w tym na pomoc ukraińskim uchodźcom w Polsce i wsparcie armii ukraińskiej. Wszystko to dzieje się w czasie rzekomego kryzysu gospodarczego, który miał ulec pogłębieniu na skutek rosnących cen surowców węglowodorowych i wysokiej inflacji. Dodajmy, że wątek trudnej sytuacji ekonomicznej Polski i innych państw Unii Europejskiej, stanowiący bezpośrednią konsekwencje wojny i sankcji nałożonych przez Zachód na Rosję i Białoruś, często przewija się przez białoruskie media. Towarzyszą im materiały o Polakach, których bieda zmusiła do wyjazdu na Białoruś w celu zakupu podstawowych produktów spożywczych.

Oczernianie Polski na arenie międzynarodowej i kontynuowanie działań hybrydowych

 Białoruskie zarzuty o wrogie działania przypisywane Polsce są ściśle związane z toczącym się sporem dotyczącym sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Białoruś od 2021 r. prowadzi działania hybrydowe wymierzone w Polskę i państwa bałtyckie, dodatkowo prześladuje polską mniejszość i Kościół rzymskokatolicki. W odpowiedzi Polska zdecydowała się zamknąć przejścia graniczne w Kuźnicy Białostockiej 9 listopada 2021 r. oraz w Bobrownikach 10 lutego 2023 r. Dodatkowo od 1 czerwca 2023 r. zamknięto polskie przejścia graniczne z Białorusią dla białoruskiego i rosyjskiego ruchu towarowego.

Białoruskie służby w dalszym ciągu są zaangażowane w ułatwianie przemieszczania się migrantów z Bliskiego Wschodu i Afryki w kierunku granicy. Ponadto prowadzona jest kampania dezinformacyjna przedstawiająca konkretną narrację dotyczącą sytuacji na granicy. Warto zauważyć, że kontynuowany jest projekt „Polskie i litewskie zbrodnie wobec uchodźców: fakty i świadectwa” (dostępny na http://whitebook.by), a towarzysząca mu wystawa „Granica między życiem a śmiercią” zainaugurowana w Mińsku w marcu 2023 r., była eksponowana także w innych miastach białoruskich. Jej przesłanie było wyraźnie antyzachodnie i antypolskie. Polska była wprost oskarżana o łamanie praw człowieka i rasizm wobec osób z Afryki czy Bliskiego Wschodu, których rzekomo traktowano jako ludzi gorszej kategorii. Wielokrotnie cytowane były wypowiedzi m.in. Mateusza Piskorskiego, oskarżonego o szpiegostwo na rzecz Rosji, obwiniające Polskę o zbrodnie przeciwko migrantom oraz sugerujące istnienie masowych grobów migrantów wykopanych przez polskie służby w lasach przygranicznych.

Po zamknięciu przejścia granicznego w Bobrownikach obserwujemy eskalację oskarżeń reżimu białoruskiego zarówno pod adresem Polski, jak i Sojuszu Północnoatlantyckiego. Egzemplifikacją tego trendu jest wystąpienie Alaksandra Łukaszenki z 31 marca br. Samozwańczy prezydent po raz kolejny oskarża Polskę o agresywne zamiary, poparte znaczącym wzrostem wydatków na broń w ostatnich miesiącach oraz rosnącą obecnością wojsk sojuszniczych. Co więcej, oskarżenia stają się coraz bardziej osobliwe, obejmując twierdzenia o próbach zorganizowania „pułków, flag lub legionów” z rzekomym celem wywołania zamachu stanu na Białorusi. Dodatkowo, jakoby przygotowywani są w Polsce „terroryści” gotowi do dokonania aktów sabotażu na terytorium Białorusi, a władze Polski tworzą „komórki ekstremistyczne” z zamiarem prowadzenia nielegalnej działalności za wschodnią granicą.

4 kwietnia 2023 r. szef białoruskiego KGB gen. Iwan Tertel po raz kolejny oskarżył państwa bałtyckie, Polskę, Ukrainę oraz Czechy o współudział w próbie destabilizacji Białorusi. Konkretnie insynuował istnienie ośrodków rekrutacyjnych i szkoleniowych działających na terytoriach wyżej wymienionych państw, rzekomo mających przygotować bojowników do inicjowania działań mających na celu destabilizację Białorusi. W kontekście tych podnoszonych zagrożeń z Zachodu, Alaksandr Łukaszenka zwracał się niejednokrotnie z prośbą do Rosji o dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa. Postulaty Łukaszenki wydają się zastanawiające, biorąc pod uwagę, że takie gwarancje są już zapisane w Porozumieniu o utworzeniu Państwa Związkowego oraz w traktacie taszkienckim.

Z problemem gwarancji bezpieczeństwa łączyło się zapowiedziane przez Władimira Putina 25 marca 2023 r. rozmieszczenie na terytorium Białorusi taktycznej broni jądrowej, Mimo deklaracji Łukaszenki mało prawdopodobne jest, by Białoruś miała istotny wpływ na potencjalne wykorzystanie tej broni. Domaganie się gwarancji bezpieczeństwa może wynikać z obaw związanych z potencjalnym użyciem taktycznej broni jądrowej stacjonującej na Białorusi przeciwko Ukrainie, co może mieć istotne reperkusje dla stabilności reżimu Łukaszenki. Ponadto kwestia gwarancji bezpieczeństwa może być również powiązana z kwestią potencjalnego zaangażowania wojsk białoruskich w bezpośrednie działania bojowe na Ukrainie. W ten sposób Łukaszenka może starać się uchronić przed nieprzewidywalnymi konsekwencjami takich decyzji.

Paradoksalnie z tym kontekstem mogą być również powiązane ponawiane przez Łukaszenkę wezwania do zawieszenia broni na Ukrainie i rozpoczęcia negocjacji pokojowych. Niewykluczone, że jego apele służą jako środek do złagodzenia postrzeganego ryzyka eskalacji, co zmusiłoby Białoruś do zajęcia bardziej stanowczego stanowiska. Należy jednak wziąć pod uwagę możliwość, że celowe wyolbrzymianie zagrożenia ze strony państw zachodnich i wezwania do przyznania dodatkowych gwarancji bezpieczeństwa mogą służyć jako taktyka kupowania czasu i dalszego opierania się rosyjskiej presji na większe zaangażowanie Białorusi w trwający konflikt z Ukrainą.

Nową eskalację aktywności białoruskiej propagandy przyniosło rozlokowanie na terytorium Białorusi najemników tzw. Grupy Wagnera, którzy pod koniec czerwca i na początku lipca 2023 r. opuścili terytorium Ukrainy i Rosji po tzw. „marszu sprawiedliwości” na Moskwę. Rozlokowanie ich na Białorusi miało miejsce po poufnych negocjacjach między buntownikami i władzami na Kremlu, w których uczestniczył Łukaszenka. Obawy związane z wykorzystaniem wagnerowców w działaniach hybrydowych przeciwko Polsce i państwom bałtyckim potęgował sam białoruski dyktator, który w czasie spotkania z W. Putinem w Petersburgu 23 lipca 2023 r. stwierdził, że wagnerowcy pragną wyjechać na Zachód, chcą „udać się na wycieczkę do Warszawy i Rzeszowa”, przez co sugerował, że mogą być wykorzystywani przeciwko Polsce, chociaż sam Łukaszenka twierdził, że zatrzymuje ich w centrum kraju, tak jak obiecał. W innych wypowiedziach samozwańczego prezydenta Białorusi brzmiał ton pojednawczy, o chęci porozumienia się z sąsiadami, których się nie wybiera, „gdyż są dani przez Boga”. Jednak intensyfikacja działań hybrydowych i rosnąca liczba migrantów nielegalnie przerzucanych przez granicę do Unii Europejskiej skutkowały decyzją Litwy o zamknięciu 16 sierpnia dwóch przejść granicznych z Białorusią.

Wnioski

Od czasu sfałszowanych wyborów prezydenckich w 2020 roku białoruska propaganda delegitymizuje opozycję demokratyczną poprzez negowanie jej sprawczości. Zarzuca jej zdradę interesów narodowych, próbę destabilizacji państwa i działanie na rzecz „zagranicznych mocodawców”. W tych ramach propagandowych Polska i Litwa obok Stanów Zjednoczonych przedstawiane są jako główni geopolityczni przeciwnicy reżimu Łukaszenki, dążący do siłowego przejęcia władzy na Białorusi i eksploatacji jej zasobów.

Polska była wielokrotnie oskarżana w białoruskiej propagandzie o prowadzenie wojny hybrydowej przeciwko Białorusi, rzekomo opłacając opozycję, a także przedstawicieli mniejszości polskiej i Kościoła rzymskokatolickiego, którzy są przedstawiani jako „piąta kolumna”. Celem Polski jest rzekomo nie tylko przejęcie władzy na Białorusi, ale także aneksja zachodniej Białorusi i powrót do granic z 1939 r. – narracja podobna do propagowanej przez kremlowską propagandę, która rozpowszechnia dezinformację o rzekomych planach aneksji zachodniej Ukrainy przez Polskę.

Sztucznie wywołany kryzys na granicy polsko-białoruskiej ma na celu przede wszystkim wywarcie presji na Unię Europejską, aby złagodziła sankcje gospodarcze wobec Białorusi. Jednocześnie reżim Łukaszenki wykorzystał tę okazję do oczernienia polskich władz na arenie międzynarodowej. Białoruska propaganda obszernie relacjonowała rzekome przestępstwa popełnione przez polskie władze na migrantach próbujących nielegalnie przekroczyć granicę. Polska została oskarżona o łamanie podstawowych praw człowieka i lekceważenie międzynarodowych konwencji dotyczących udzielania ochrony międzynarodowej. Służyło to nie tylko zdyskredytowaniu Polski jako adwokata prześladowanej opozycji demokratycznej na Białorusi i w Rosji, ale także poddaniu w wątpliwość polskich apeli o poszanowanie praw człowieka w tych państwach.

Wyolbrzymiane zagrożenie ze strony Polski, Litwy czy Sojuszu Północnoatlantyckiego służy wielu celom. Po pierwsze, reżim dąży do konsolidacji społeczeństwa białoruskiego wokół Łukaszenki, pozycjonując go jako rzekomego jedynego gwaranta bezpieczeństwa i suwerenności Białorusi. Narracja ta uzasadnia również brutalne represje reżimu wobec białoruskiej opozycji, oskarżanej o działanie na rzecz obcych mocarstw, oraz racjonalizuje poparcie Białorusi dla rosyjskiej agresji na Ukrainę, w tym udostepnienie infrastruktury wojskowej i cywilnej. Ponadto wyjaśnia zwiększoną obecność wojskową Rosji na Białorusi i rozmieszczenie tam broni jądrowej. Dodatkowo, rozdmuchane zagrożenie ze strony Zachodu ma uzasadnić wahania reżimu przed wysłaniem białoruskich wojsk na Ukrainę. Białoruś jest przedstawiana jako bastion rzekomo broniący Rosji przed wojskami Sojuszu Północnoatlantyckiego stacjonującymi w Polsce i państwach bałtyckich, oskarżanymi o planowanie ataku.

Andrzej Szabaciuk

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

Fot. Pixabay

JULIUSZ SIKORSKI: Świat wg Kremla, czy mantry rosyjskiej propagandy i dezinformacji wojennej

Rosja swój arsenał walki informacyjnej rozbudowuje co najmniej od kilkunastu lat. Warto zauważyć, że do dezinformacyjnej machiny na stałe wprzęgła własną służbę dyplomatyczną oraz państwowe media, których przedstawiciele bez zażenowania podporządkowują upowszechniany przekaz oficjalnym cynicznym, kłamliwym i pełnych hipokryzji narracjom.

W bazie narracji dezinformacyjnych East Strat Com, zespołu zadaniowego Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych, unijnej służby dyplomatycznej, na koniec sierpnia 2023 było 15775 odnotowanych wprost fałszywych lub zmanipulowanych przekazów. Bazę zaczęto tworzyć pod koniec 2015 roku zaś jej powstanie wynikało z przekonania, iż oto europejska Wspólnota znalazła się w ogniu szkodliwych informacyjnych przekazów. Przekazów, których nadrzędne cele określają generowanie chaosu w społeczeństwach państw adresatów, ale także pomiędzy państwami adresatami. Wszak stara rzymska zasada divide et impera wciąż stanowić może skuteczne narzędzie walki z przeciwnikami, bo przecież skłóconymi społeczeństwami i ich rządami łatwiej rozgrywać własne interesy.

Owej bezradności wobec kłamliwych doniesień towarzyszyła także bezradność w obliczu hybrydowej agresji jednego państwa wobec innego niepodległego europejskiego bytu. Po bezprawnej aneksji Krymu, na kolejne bezprecedensowe ingerencje w wewnętrzne sprawy obcych państw, nie trzeba było długo czekać. I choć trudno jednoznacznie oszacować efektywność informacyjnej agresji wobec Wielkie Brytanii (referendum ws Brexit) i USA (wybory prezydenckie) w 2016, to badacze są zasadniczo zgodni, iż działania bezpośrednie i zlecone Federacji Rosyjskiej stanowiły naruszenie integralności demokratycznych procesów tych państw. Wszystko w imię swoiście pojmowanej odbudowy własnej mocarstwowości.

Te blisko 16 tys. dezinformacyjnych doniesień nie ilustruje w pełni problemu, ale gdy uświadomimy sobie, iż potencjał dotarcia z manipulacyjną narracją liczony być może w milionach, a nawet w setkach milionów, budzić powinno to w nas przerażenie.

Współczesna przestrzeń oddziaływania informacyjnego, tzw. infosfera, obejmuje całe spektrum obszarów i narzędzi komunikowania, ale to internet jest podstawowym źródłem informacji, a więc i główną przestrzenią dezinformacji. Dość powiedzieć, że przeciętny mieszkaniec naszej planety spędza na przeglądaniu jego zasobów średnio blisko 2,5 godziny dziennie, choć statystyczny Japończyk czyni to, rzec można, zaledwie około 50 minut dziennie, to już Nigeryjczyk, ponad 4 godziny dziennie spędza na przeglądaniu sieci. Co ciekawe to właśnie w Nigerii obawy związane z zagrożeniami wynikającymi z rozpowszechniania mylących informacji są największe, przekraczają 72% dorosłych użytkowników. Niewiele mniejsze obawy z tym związane towarzyszą Kenijczykom i mieszkańcom RPA. W zestawieniu, które obejmuje 47 państw świata, aż 24 z nich to kraje europejskie, ale co interesujące nie ma wśród nich Ukrainy, co zdaje się świadczyć, iż władze i społeczeństwo tego kraju odrobiło lekcję z dezinformacji. Średnio jednak już ponad połowa (53,9%) użytkowników internetu deklaruje takie obawy.

Obecnie niemal 65% populacji świata korzysta z Internetu, i aż niemal 60% z portali społecznościowych, które jak wynika z licznych już badań w czasie pandemii stały się dla wielu podstawowym źródłem informacji, dodajmy w dużym zakresie niezweryfikowanych. I choć wielkie platformy pod presją sukcesywnie choć najczęściej nieudolnie i zbyt mało efektywnie próbują ograniczać szerzoną za ich pośrednictwem dezinformacją, to dezinformatorzy znajdują nowe sposoby skutecznego przekazu, a to poprzez linki w postach, a to manipulując wynikami wyszukiwarek, a to poprzez źródła pośredniczące (proxy source), w tym także influenserów i  polityków mniej lub bardziej świadomie wpisujących się w narracje dezinformacyjne, a to przez doppelganger (tzw. strony sobowtóry), czy fikcyjny fact checking.

Ale nawet jeśli ktoś nie jest użytkownikiem internetu, to zapewne zna kogoś, kto doniesie mu sensacyjną wiadomość, choć niekoniecznie prawdziwą.

To wszystko sprawia, że żyjemy w świecie splątania informacyjnego, w którym nic nie jest pewne, poza tym, że nic nie jest pewne i że są tacy, którzy starają się to wykorzystywać do własnych niecnych celów. W wymiarze geopolitycznym przoduje w tym, w naszym regionie, oczywiście Rosja, ale nie powinniśmy zapominać o aktywności w tym zakresie takich państw, jak chociażby Chiny, Iran i Korea Północna.

Rosja swój arsenał walki informacyjnej rozbudowuje co najmniej od kilkunastu lat. Warto zauważyć jednak, iż do dezinformacyjnej machiny na stałe wprzęgła własną służbę dyplomatyczną oraz państwowe media, których przedstawiciele bez zażenowania podporządkowują upowszechniany przekaz oficjalnym cynicznym, kłamliwym i pełnych hipokryzji narracjom. Tzw. ekosystem rosyjskiej propagandy i dezinformacji jest oczywiście bardziej złożony, ale instrumentalizowanie instytucji publicznych, podmiotów przynajmniej z założenia zaufania społecznego, manipulujących odbiorcami, uznać należy za wyjątkowo haniebne, choć oczywiście nie jest ten problem obcy zachodnich demokracjom, te jednak generalnie podejmują wysiłki, by się tym nadużyciom przeciwstawiać. Gdy jednak w grę wchodzą wielkie ambicje, którym nie dorównuje potencjał lub umiejętność jego rozwoju, pojawia się mało wyszukane cwaniactwo, bezczelność i awanturnictwo, które w dobie informacyjnej musi zostać obudowane odpowiednim opisem. Nie od dziś w bowiem wiadomo, iż to jak postrzegamy świat ma realne konsekwencje w rzeczywistości.

Rozpad Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich i bloku wschodniego, a w konsekwencji utrata kontroli nad częścią dotychczasowej strefy wpływu, ostatecznie wykreowane w Rosji jako jej wielkie upokorzenie, legły u podstaw koncepcji odzyskania pozycji mocarstwowej, tj. należnego jej, jak się dość powszechnie uważa w Rosji, miejsca w świecie. Tęsknota ta wraz z kreacja Zachodu jako wyimaginowanego cywilizacyjnego zagrożenia dla własnej kultury stały się mantrą beneficjentów systemu stworzonego przez Putina i jego środowisko. Służy zresztą także utrzymaniu stworzonego reżimu. Za emanację owego niebezpieczeństwa uznano tam rozszerzanie struktur terytorialnych NATO oraz kolorowe rewolucje w Gruzji i Ukrainie wyrażające społeczne dążenia do demokratyzacji i westernizacji. W obu wspomnianych przypadkach Rosja uznając, iż staje w obliczu potencjalnego pogłębiania lub nawet trwałego uszczuplenia strefy własnych wpływów posunęła się do fizycznej agresji.

Jednak w przypadku agresji wobec Ukrainy, po doświadczeniach gruzińskich, znacznie większe znaczenie przypisano działaniom pozamilitarnym, które w ramach tzw. wojny hybrydowej dużą wagę przywiązują również do oddziaływania informacyjnego. Kierowane było ono niejako do kilku grup odbiorców, przede wszystkim na zewnętrz i do wewnątrz, ale istniała jeszcze trzecia grupa znajdująca się niejako po środku, na granicy oby stref. Tą granicę stanowiła Ukraina właśnie, której kulturowa bliskość oraz znaczna liczba (< 17%) zamieszkujących jej obszar etnicznych Rosjan sprawiały, iż stanowiła ona potencjalnie przynajmniej łatwiejszy cel.

Oczywiście to pewne uproszczenie nie oddaje złożoności sprawy. Pamiętać musimy o tym, iż technologie informacyjne pozwalają docierać do odbiorców różnorodnych doniesień, ci zaś najczęściej kierowani ograniczeniami własnej percepcji, wynikającymi chociażby z oszczędności poznawczej, wybierają spośród nich te, które utwierdzają ich w dotychczasowych przekonaniach, a te mogą być przecież odległe od fatycznego stanu rzeczy. Dość powiedzieć, że z prowadzonych na całym świecie badań wynika, iż około połowy populacji wierzy teorie spiskowe.

Rosyjskie kampanie informacyjne wobec Ukrainy mają już dość długą tradycję. Wiktora Janukowycza wspierano nie tylko w wygranych przez niego wyborach w 2010, ale także wcześniejszych, których obnażone manipulacje stały się katalizatorem społecznych protestów zwanych „pomarańczową rewolucją”. Jego przegrana i ucieczka z kolei sprowokowały Rosję do aneksji Krymu, najpierw, zaś kilkanaście tygodni później stymulowała proklamacje dwóch separatystycznych republik na wschodzie Ukrainy.

Jak wspomniano na wstępie europejska baza dezinformacyjna prowadzona przez East StratCom nie obejmuje okresu sprzed 2015. Zresztą ten rok, ale i kilka kolejnych lat, to okres rozbudowy potencjału zespołu, co oczywiście musiało mieć przełożenie na efektywność jego pracy. Przyjąć jednak możemy, iż w przededniu wyborów europejskich w 2019 były one wystarczająco dojrzałe, a doświadczenie brytyjskie i amerykańskie tylko to dojrzewanie przyspieszyły. Wielkie obawy o zachowanie ich integralności, a co za tym idzie i wysiłki podjęte by jej nie naruszono sprawiły, iż Rosji nie udało się istotnie wpłynąć na procesy demokratyczne w Unii. Dość powiedzieć, że we wspomnianej bazie dezinformacyjnej odnotowanych zostało nieco ponad 40 doniesień dezinformacyjnych. Jednak już rok później, nie tylko europejska Wspólnota, ale i cały świat stanął wobec totalnego wyzwania, także informacyjnego. Pandemia i towarzysząca jej infodemia, dezinformacyjnie podsycana przez Rosję, wyrażona jest w owej bazie ponad tysiącem doniesień, uwzględniających również podsycane kontrowersje wokół szczepionek. Bezprecedensowo przebijają je jednak narracje dezinformacyjne dotyczące wojny w Ukrainie. Na przestrzeni ośmiu ostatnich lat odnotowano tam blisko 2,5 tysiąca fałszywych bądź zmanipulowanych doniesień, z których niemal połowa wygenerowana została na przestrzeni minionego i obecnego roku. Jednak ogółem narracji dezinformacyjnych na temat samej tylko Ukrainy w bazie jest ponad 5 tys.

Musimy mieć jednak świadomość, iż w tej mnogiej liczbie doniesień rezonuje zaledwie kilka metanarracji, których różnorodne odsłony mają zakorzeniać się w świadomości odbiorców coraz głębiej. I nawet jeśli pojawiają się w nich nowe quasifakty, to i tak ich rola sprowadza się najczęściej do potwierdzania już wprowadzonych i funkcjonujących w przestrzeni informacyjnej kłamliwych bądź mylących tez lub takich którym nadrzędnym zadaniem jest odciągnięcie uwagi od rzeczywistych problemów.

Źródło: obliczenia własne na podstawie danych zgromadzonych w bazie EUvsDisifino, stan na 29.8.2023.

 

Niemniej jednak wspomniane dane znakomicie odzwierciedlają intensyfikacje przygotowań do napaści. Szczególnie widać to w roku poprzedzających kolejną po 2014 napaść, gdy na przełomie marca i kwietnia 2021 wielkiej koncentracji rosyjskiego wojska i sprzętu przy granicy z Ukrainą towarzyszyła informacyjna ofensywa temu przecząca. Narracje te zresztą podsycano przez kolejnej miesiące mimo, iż fakty doniesieniom tym ewidentnie przeczyły. Mało tego permanentnie podkreślany brak agresywnych zamiarów oraz oskarżenia o ich posiadanie wobec separatystycznych republik przez rzekomo neonazistowską Ukrainę, popychaną do wojny przez rzekomo rusofobiczne USA i NATO, które wykorzystują ją jedynie do realizacji własnych celów. Takie przedstawienie sprawy miało kreować w świadomości obywateli Federacji Ukrainę jako wroga, co uznać należy za fiasko koncepcji jednego narodu, w łonie samych Ukraińców miało pogłębiać wewnętrzne podziały, zaś dla opinii międzynarodowej stanowić dobitne uzasadnienie rosyjskich działań.

Źródło: obliczenia własne na podstawie danych zgromadzonych w bazie EUvsDisifino, stan na 29.8.2023.

 

Kreację Rosji jako ofiary zachodniego wyrachowania wzmacniano przekazami o jakoby złamanych zobowiązaniach do nierozszerzania NATO, których nikt nigdy Rosji nie składał. Tymi bezpodstawnymi oskarżeniami Kreml próbuje rozmywać własną porażającą hipokryzję i bezczelne łamie traktatów i układów międzynarodowych, w tym także tych, w których dał Ukrainie gwarancje bezpieczeństwa. Zamiast tego pogłębiając kreację schizofrenicznej rzeczywistości rosyjski MSZ wystąpił z propozycją podpisania dwóch dokumentów mających Federacji Rosyjskiej, która czuje się oblężona przez swoich wrogów, zapewnić bezpieczeństwo. Ta quasi pokojowa inicjatywa bez zażenowania wykorzystywana w rosyjskich narracjach jako najlepszy dowód koncyliacyjnych intencji, w istocie artykułował groźby pod adresem NATO, które w odpowiedzi zaproponowało rozmowy. Rzecz jasna, w obliczu kompletnego braku woli i roszczeniowej postawy rosyjskich przedstawicieli, nie mogły one przynieś deeskalacji napięcia, które jak chcieliby prokremlowscy propagandyści stanowiło pokłosie obrony rosyjskich interesów, ochrony rosyjskojęzycznej ludności przez masowymi mordami, czy stosowanie przez Ukrainę broni chemicznej w na terytoriach samozwańczych republik.

Wszystkie wspomniane uprzednio narracje Putin powtarzał w uporem maniaka w orędziach i wystąpieniach, poczynając od tego wygłoszonego w dniu napaści, 24 lutego. Zakrzywiając rzeczywistość nazwał ją wówczas „operacją specjalną” w obronie Rosji oraz powołanych pod jej auspicjami separatystycznych republik przed „neonazistowskim reżimem” szykującym atak bronią biologiczną tworzoną w amerykańskich laboratoriach w Ukrainie. Prokremlowscy propagandyści szli jednak znacznie dalej twierdząc, iż Zachód dozbraja ją w broń atomową, co bez wątpienia usprawiedliwiać miało buńczuczne groźby użycia takiej borni w obronie własnych interesów zagrożonych rzecz jasna przez ekspansję NATO, UE i USA.

Szybka odpowiedzieć Zachodu na tę bezpardonową agresję, w postaci kolejnych pakietów sankcji wobec Federacji Rosyjskiej, których celem było i jest osłabienie jej potencjału ekonomicznego, a przez to ograniczenie możliwości finansowania wojny, sprawiają jej coraz większe faktyczne trudności. Ponieważ Rosja jest ważnym producentem żywności i nawozów sztucznych z objętych embargami sektorów wyłączono te, których blokady generować mogłyby kryzys głodu. Rosyjska propaganda jednak, a w ślad za nią i chińska, uczyniły z nich przyczynę światowego niedoboru i wzrostu cen żywności, choć sama stosuje na nie cła. W istocie jednak, w obliczu fiaska rosyjskiego „blitzkriegu” i w konsekwencji celowych działań uderzających w ukraińskie rolnictwo, będące także ważnym światowym producentem zbóż, w tym efekcie blokady ich eksportu (o co zresztą oskarżała Ukrainę), Rosja z premedytacją postawiła świat w obliczu kolejnego kryzysu destabilizując światowe rynki żywności. Swoimi narracjami zaś permanentnie obarcza odpowiedzialnością za ten stan rzeczy Ukrainę, a podsycając strach przed głodem próbuje osłabiać globalne wsparcie dla niej.

Na tej kanwie kreowane są także rozmaite zarzuty wobec Ukrainy kierowane do dotychczasowych odbiorców produkowanych przez nią zbóż, ale także szerzej, do państw zmagających się z problemem głodu, oraz samego Zachodu, o wykorzystywanie ich w rozliczeniach za zakup broni. Przy tej okazji także Zachód i szczególnie UE są wmontowywane w narracje obarczające je winą za ten kryzys. Do samych Ukraińców zaś adresowano narracje grożące powtórką wielkiego głodu z początku lat 30. minionego stulecia, który pochłoną, jak się szacuje około 6 milionów ofiar, a który zgotował Ukraińcom Stalin, o czym oczywiście kremlowskich doniesieniach się już nie wspomina. Z kolei dla odbiorców wewnętrznych w Rosji, choć dotąd konsekwentnie, mu zaprzeczano, kreowano narracje, w których rosyjska blokada portów czarnomorskich udaremnia powtórkę z historii, do której zmierzają władze w Kijowie.

Jednocześnie okrucieństwa wojny i bestialskie rosyjskie ataki na infrastrukturę i ludność cywilną przez aparat propagandowo-dezinformacyjny Kremla są z reguły negowane i wykorzystywane do obarczania winą za nie sił ukraińskich, którym zarzuca się nieudolność. Sprzyjają temu nieszczęśliwe wypadki, jak ten, gdy jeden z ukraińskich pocisków spadł na terytorium Polski zabijając dwie osoby. Zbudowane na ten niwie narracje kreować miały w Polsce nastroje antyukraińskie, ale wykorzystywane były również szerzej do zniechęcania Zachodu do zaopatrywania Ukrainy w broń.

Wbrew faktom Rosja nieustanie kreując się na obrońcę tradycyjnych wartości i świata bez nazizmu stymulowanego przez Zachód zdaje się dowodzić, iż do konfliktu została sprowokowana przez jej osaczanie, a także w obliczu dziejącego się na ludności rosyjskiej w Ukrainie ludobójstwa. Mało tego zmierza do sakralizacji swoich bestialskich działań, czyniąc z nich niemal chrześcijańską krucjatę przeciw szerzącym się siłom zła, które pchają świat także w objęcia kryzysu żywnościowego i energetycznego w imię własnych partykularnych interesów, co szczególnie uderza w najbiedniejsze regiony świata. Sama Rosja stojąc w obliczu nielegalnych sankcji radzi sobie doskonale, jednak destabilizują one światową gospodarkę i istotnie pogarszają standard życia ludzi na świecie. Rosja w obronie świata tradycyjnych wartości faktycznie walczy z zachodnim imperializmem, który rękami sztucznego państwowego tworu jakim jest Ukraina próbuje ją unicestwić. Jej ziemie zresztą stanowią historyczne dziedzictwo się Rosji.

Cyniczny i bezbożny Zachód w swoich dążeniach gotów jest do użycia wszelkich środków, w tym niekonwencjonalnych produkowanych w tajnych laboratoriach w Ukrainie, zatem użycie przez Rosję w obronie własnej broni atomowej jest jak najbardziej uzasadnione, a tym bardziej rozmieszczenie jej na terytorium sojusznika, Białorusi. Taki konflikt zakończyć może jedynie absolutne zwycięstwo Rosji lub wojna światowa, Owa konfrontacja niesie jednak światu nadzieję na nowy lepszy porządek.

W całej tej masie niedorzeczności zwrócić należy uwagę choćby na jedną wyjątkowo perfidną, oskarżenia Ukraińców o nazim, czy neonazizm, których popularność w Ukrainie była niszowa, a których zwalczanie ma stanowić usprawiedliwienie rosyjskiego bestialstwa wojennego. W istocie jednak, sam Putin jest przecież orędownikiem nacjonalizmu, fetując „Nocne wilki”, obnoszący się z symbolami nazistowskimi przestępczy gang motocyklowy, czy wspierając realizację własnej polityki na prywatnej armii, którą dowodził neonazista o niezwykle wymownym pseudonimie „Wagner”.

Mimo ogromnego zaangażowania instytucjonalnego, społecznego i finansowego, rosyjskiej wizji świata społeczeństwa zachodnie się opierają. Choć ich postawy w poszczególnych państwach są zróżnicowane, to jednak w połowie roku generalnie 2/3 Europejczyków i Amerykanów popierało zakup sprzętu wojskowego dla Ukrainy. Niemal tyle samo tych ostatnich wspierało idee odzyskania przez Ukrainę całego utraconego terytorium, nawet jeśli konflikt będzie się przedłużał. Ponadto według najnowszych sondaży Eurobarometru 72% Europejczyków popiera nałożone na Rosję sankcje gospodarcze, 88% uważa, że należy zapewnić pomoc humanitarną osobom dotkniętym wojną, zaś 86% akceptuje przyjęcie uchodźców wojennych w UE.

Z kolei w samej Rosji, jak podaje w raporcie z 20 lipca Public Opinion Monitoring Unit, dostrzegalne zaczyna być zmęczenie konfliktem. Spada liczba zwolenników jego kontynuacji, teraz to zaledwie co czwarty badany, a większość Rosjan (53%) uważa, iż należy podjąć negocjacje pokojowe.

To krzepiące doniesienia. Nie powinniśmy jednak zasypiać gruszek w popiele. Dezinformacyjna hydra nie śpi.

Juliusz Sikorski

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

 

Fot. Pixabay

ANDRZEJ SZABACIUK: Okultyzm, magia i „desatanizacja” Ukrainy w rosyjskiej propagandzie wojennej

Demonizowanie i dehumanizacja przeciwnika oraz przypisywanie mu posługiwania się czarną magią czy wyznawanie satanizmu mają na celu usprawiedliwienie brutalnych ataków wymierzonych w ludność cywilną i w kluczowe obiekty infrastruktury krytycznej.

 

 Rosyjska propaganda i demonizacja Ukrainy po 2014 r.

Jednym z kluczowych elementów rosyjskiej propagandy jest jej wymiar aksjologiczny. Uległ on wyraźnemu wzmocnieniu wraz z rosyjską agresją na Ukrainę w 2014 r. i towarzyszyły mu liczne antyzachodnie wypowiedzi czołowych polityków rosyjskich. Eksponowanie moralnej wyższości nad „zepsutym Zachodem” i rzekomo kontrolowaną przez niego Ukrainą było ważnym elementem usprawiedliwiania rosyjskiej agresji. Jak przez stulecia, pretekstem do ekspansywnych działań Rosji na zachodnich kresach imperium była obrona ludności „odwiecznie ruskiej i prawosławnej” oraz roztoczenie opieki nad obszarami „prawdziwie ruskimi”. Walka „Świętej Rusi” z zdemoralizowanym i „zepsutym Zachodem” jest przedstawiana jako jedna z kluczowych misji Rosji, rzekomej obrończyni „prawdziwego chrześcijaństwa”. Dodajmy, że zajmuje ona także ważne miejsce w publicznych wystąpieniach Władimira Putina czy patriarchy Cyryla po 24 lutego 2022 r.

Dehumanizacja Ukraińców i armii ukraińskiej wpisuje się w ową retorykę. Po rosyjskim ataku z 2014 r. oskarżeniom o wsparcie przez Zachód „neonazistowskiego przewrotu” w Ukrainie towarzyszyły sugestie o pielęgnowaniu kultów neopogańskich oraz praktykowaniu czarnej magii. Dotyczyło to przede wszystkim demonizowanego przez rosyjskie media państwowe ochotniczego pułku Azow. Przykładowo w prasie pojawiały się informacje, że w 2014 r. w Mariupolu bojownicy tego pułku oddawali cześć posągowi słowiańskiego bóstwa Perkuna oraz innym pogańskim bożkom. W okresie starań o uznanie autokefalii Cerkwi Prawosławnej Ukrainy rosyjskie media oskarżały „pogański pułk” Azow o szerzenie antyprawosławnych nastrojów w Ukrainie i wspieranie „raskolników”, chcących usamodzielnić się od patriarchatu moskiewskiego.

Klasycznym przykładem pozycjonowania prozachodnich Ukraińców jako osób prześladujących chrześcijan była informacja o rzekomym „ukrzyżowaniu” chłopczyka-separatysty w Słowiańsku, rozpowszechniona w lipcu 2014 r. na Pierwszym Kanale rosyjskiej telewizji państwowej. Historia okazała się całkowicie wymyślona, a głównym celem jej propagowania było potęgowanie nastrojów separatystycznych wśród rosyjskojęzycznych Ukraińców, wzrost nastrojów antyukraińskich w Rosji, oraz wzmocnienie poparcia społecznego dla neoimperialnej polityki Rosji w Ukrainie.

Należy podkreślić, że nie była to jedyna tego typu historia. W kwietniu 2015 r. w internecie pojawił się film, na którym rzekomi „azowcy” mieli ukrzyżować i spalić na krzyżu separatystę. Film ten był rozpowszechniany na masową skalę również po 24 lutego 2022 r.

 Okultyzm i magia w czasie wojny

Wraz początkiem nowej fazy rosyjskiej wielopłaszczyznowej agresji przeciwko Ukrainie temat demonicznej aktywności wojsk ukraińskich powrócił z nową siłą. Już na początku rosyjskiej inwazji kremlowska propaganda szerzyła fałszywe informacje o stosowaniu diabolicznych praktyk przez Ukraińców. Po raz kolejny jednym z głównych obiektów ataków stał się pułk Azow. „Komsomolskaja Prawda” 27 kwietnia 2022 r. opublikowała artykuł szkalujący członków pułku Azow. Znany, rosyjski, prokremlowski historyk Aleksiej Koczetkow – autor pracy „Czarne słońce. Historia neonazistowskiego ruchu Azow” – twierdził, że „azowcy”, podobnie jak inni europejscy neonaziści, są ruchem antychrześcijańskim, kultywującym pogaństwo połączone z „niemieckim okultyzmem”, co w jego opinii oznacza de facto kultywowanie satanizmu, w tym rytuałów krwi czy nawet ofiar z ludzi. Prokremlowski „ekspert” uważał również, że można obecnie postawić znak równości między „ukraiństwem”[1] i „współczesnym nazizmem”.

Szeroko rozpowszechniany artykuł stanowił element szerszej akcji propagandowej, której celem było dyskredytowanie i demonizowanie obrońców Ukrainy. Oskarżenia takie kierowano także pod adresem samego prezydenta Zełenskiego. Znana południowoafrykańska korespondentka wojenna Lara Logan, która relacjonowała wojnę przeciwko Ukrainie m.in. dla amerykańskiej stacji Fox News, na antenie tej stacji sugerowała, że Zełenski wystąpił w „Tańcu z gwiazdami”, w skórzanym stroju w rytm satanistycznej, okultystycznej muzyki, co miało dyskredytować go jako polityka. Jej oskarżenia pod adresem Ukrainy i jej przywódców szeroko rozpowszechniały rosyjskie media państwowe i profile społecznościowe władz Federacji Rosyjskiej. Konsekwencją tej kontrowersyjnej wypowiedzi było zwolnienie korespondentki przez Fox News.

Duży rozgłos zyskała informacja rozpowszechniana przez rządową agencję informacyjną RIA Novosti z 4 maja 2022 r. o znalezieniu w okolicach sztabu wojsk ukraińskich nieopodal miejscowości Trechizbienka w obwodzie ługańskim śladów świadczących o praktykowaniu czarnej magii. W ten sposób, według rosyjskich propagandystów, Ukraińcy chcieli rzekomo wzmocnić siłę własnej broni lub prosić o zwiększenie jej dostaw. Poza symbolami związanymi z okultyzmem, wykonywano także jakoby znaki ludzką krwią. 3 czerwca 2022 r. ta sama agencja informowała, że na „oswobodzonych” przez rosyjską armię terytoriach Ukrainy znaleziono dowody na odprawianie satanistycznych i okultystycznych rytuałów przez pułki ochotnicze z wykorzystaniem m.in. maski z twarzą szatana.

 Desatanizacja Ukrainy

Propaganda rosyjska podkreślała również związki Ukraińców z satanizmem. W marcu 2022 r. propaganda kremlowska popularyzowała informację, że po stronie Ukrainy walczą amerykańskie jednostki specjalne tworzące Czołową Grupę Zwiadowczą (Forward Observations Group), której członkowie wyznają satanizm. 15 kwietnia 2022 r. rosyjskie media państwowe szeroko rozpowszechniały informację, że rosyjską agresję na Ukrainę potępił amerykański Kościół Szatana, który zadeklarował gotowość niesienia pomocy członkom swojej wspólnoty w Ukrainie.

We wrześniu, wraz z sukcesami kontrofensywy ukraińskiej i poważnymi porażkami wojsk rosyjskich, część polityków rosyjskich coraz głośniej mówiła o potrzebie „desatanizacji” Ukrainy. Jako pierwszy w tym duchu wypowiadał się sam Władimir Putin w orędziu do narodu z 30 września br. z okazji aneksji Donbasu i obwodów chersońskiego i zaporoskiego. W emocjonalnej mowie obwiniał Zachód o wywołanie wojny na Ukrainie, oskarżał go o eskalację konfliktu, ręczne sterowanie władzami Ukrainy oraz demoralizację, poprzez odrzucenie podmiotowości człowieka, wiary i tradycyjnych wartości, co jest „otwartym satanizmem”. W ten sposób sugerował, że za wojskami ukraińskimi stoi zdemoralizowany, antychrześcijański Zachód.  24 października br. w analogiczny sposób wypowiadał się Ramzan Kadyrow, głowa Republiki Czeczeńskiej. W konsekwencji poważnych strat poniesionych przez lojalne przywódcy Czeczenii oddziały wzywał do „starcia z powierzchni ziemi” ukraińskich miast, przeciwstawienia się Zachodowi, który chce zmusić Rosjan do uległości, „abyśmy się stali niewolnikami tych szatanów”.  Podkreślał, że mamy do czynienia nie z „operacją specjalną”, a z wojną chrześcijan, muzułmanów z satanizmem w celu ochrony religii i wartości rodzinnych.

W podobnym tonie wypowiadał się asystent sekretarza Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej Aleksiej Pawłow, który 25 października br. stwierdził, że Ukraina przeistoczyła się w „totalną hipersektę”, w efekcie jej obywatele odwrócili się od prawosławnych wartości, dlatego konieczna jest „desatanizacja” Ukrainy. W tym samym dniu Aleksandr Dugin w czasie XXIV Ogólnoświatowego Rosyjskiego Zgromadzenia Ludowego – w otoczeniu czołowych rosyjskich polityków i duchownych, w tym głowy Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej – nawiązując do słów W. Putina twierdził, że obecnie mamy do czynienia z wojną „nieba przeciwko piekłu”, starciem „aniołów i diabłów”, a przeciwko Rosji walczą siły „absolutnego światowego historycznego zła”, z „otwarcie satanistyczną, antyludzką cywilizacją”. Myśl Putina rozwinął również patriarcha Cyryl w swojej mowie z 26 października br., określając globalizację jako zamysł szatana, a prezydenta W. Putina, „jawnie świadczącego o swoje wierze”, stawiając jako przykład lidera państwa, który sprzeciwia się tendencjom globalizacyjnym i forsowaniu małżeństw jednopłciowych, eutanazji i eksperymentów genetycznych.

W okresie masowych przeszukiwań w obiektach UCP PM w listopadzie i grudniu, kanał telewizyjny „Zwiezda” 16 grudnia 2022 r. przygotował materiał o satanizmie w Ukrainie i sugerował, że wojna z Ukrainą była wywołana przez służby specjalne „ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Polski, Kanady, państwa bałtyckich oraz Niemiec i stała się laboratorium skrajnie prawicowego terroryzmu, w którym tysiące nazistowskich satanistów z 35 krajów przygotowuje się do globalnej wojny o triumf nowego porządku świata”.

Ukraińska Cerkiew i satanizm

Kolejna fala oskarżeń Ukrainy o satanizm pojawiła się w kontekście dyskusji na temat delegalizacji Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego i sporu wokół statusu Ławry Peczerskiej w Kijowie. Przeciwników Cerkwi pozostającej w więzi kanonicznej z Moskwą określano jako faszystów, raskolników i satanistów. 29 marca 2023 r., tj. w dzień, do którego przedstawiciele UCP PM mieli opuścić budynki Ławry Peczerskiej, Rada Federacji wystąpiła z pismem krytykującym władze Ukrainy za prześladowanie ludności prawosławnej, które rozesłano do różnych podmiotów broniących praw człowieka na całym świecie. Przewodnicząca Rady Walentina Matwijenko stwierdziła: „Organizacje międzynarodowe nie mogą milczeć. Cały prawosławny świat musi walczyć z tym ateizmem, z tym satanizmem, który ma miejsce na Ukrainie”. Do krytyki przyłączyli się także przedstawiciele innych wyznań lojalnych wobec Kremla. 28 marca 2023 r. Przewodniczący Rady Muftich Rosji Rawil Gajnetdin stwierdził: „To, co dzieje się teraz na Ukrainie z Ławrą Peczerską, jest prawdziwą walką satanistów z Cerkwią prawosławną”.

31 marca 2023 r. Ria Novosti poinformowała, że przedstawiciele UCP PM oświadczyli, że wśród osób zgromadzonych w Ławrze Peczerskiej i domagających się przepędzenia z niej duchownych UCP PM są sataniści. 1 kwietnia 2023 r. na Pierwszym Kanale Sewastopolskim politolog Iwan Skorikow stwierdził, że Ukraina promuje ideę satanizmu, zgodnie z którą wiara w Boga i Chrystusa powinna być zastąpiona wiarą w państwo, w bezbożną ideę Ukrainy, odrzucającą wszystko co ruskie i prawosławne.

Szerokim echem w rosyjskich mediach odbiło się dopuszczenie przedstawicieli Cerkwi Prawosławnej Ukrainy do odprawiania nabożeństw wielkanocnych w Ławrze. 9 kwietnia w programie rosyjskiego propagandysty Dmitrija Kisielowa na Pierwszym Kanale państwowej telewizji rosyjskiej relacjonowano, jak wierzący kanonicznej Cerkwi muszą się modlić rzekomo w niegodnych warunkach, często przebywając na zewnątrz, a „raskolnicy” odprawiają nabożeństwa w głównych świątyniach kompleksu. W kontekście tej relacji podnoszono problem rzekomej satanizacji społeczeństwa ukraińskiego, co obrazowano materiałem analizującym „pogańskie” tatuaże przesłuchiwanych ukraińskich jeńców wojennych oraz komentując ich wypowiedzi na tematy neopogańskich wierzeń czy ofiar składanych pogańskim bożkom.

12 kwietnia 2023 r. na portalu Bloknot pojawił się artykuł o amerykańskich satanistach, którym jakoby udało się przywołać szatana. Podkreślano, że kościół szatana wspiera finansowo „banderowską Ukrainę”, a wśród osób atakujących promoskiewskie cerkwie prawosławne są neonaziści i sataniści. W artykule w gazecie „Wzgliad” z 14 kwietnia 2023 r. pisarz Dmitrij Gruniuszkin przytaczał przykłady tajemniczych przypadków śmierci osób, które atakowały prawosławnych broniących dostępu do Cerkwi wiernych UCP PM, w tym do Ławry Peczerskiej, sugerując, że przyczyną takiego zachowania oraz przedwczesnych zgonów był satanizm, który mógł skutkować „karą Bożą”. Z tego względu, w jego opinii, nasuwa się refleksja, że na Ukrainę poza rakietami Kalibr należy wystrzeliwać także pociski wypełnione wodą święconą.

Komentarze oskarżające władze Ukrainy o satanizm pojawiały się dość często w rosyjskich mediach państwowych. 19 czerwca 2023 r. rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa stwierdziła, że wyświęcenie ikony z wizerunkiem S. Bandery i R. Szuchewycza jest satanizmem. 8 lipca 2023 r. ukazał się artykuł w „Komsomolskiej Prawdzie” o podpaleniu kaplicy przy źródełku w miejscowości Budziatycze w obwodzie wołyńskim, i uszkodzeniu w pożarze ikony Matki Boskiej, co autor artykułu Aleksndr Griszin łączył z polityką wyznaniową władz Ukrainy, którą określił jako „całkowity triumf satanizmu”, przejawiający się w prześladowaniu „kanonicznej” Cerkwi prawosławnej. 28 lipca 2023 r. znany rosyjski działacz z Krymu Siergiej Aksionow stwierdził, że „sataniści okupują Ukrainę”.

Jak informuje portal Meduza, w przeddzień kolejnej rocznicy chrztu Rusi 28 lipca 2023 r., administracja prezydenta Federacji Rosyjskiej rozesłała do państwowych mediów instrukcję, jak należy prezentować ten jubileusz opinii publicznej. Znalazły się tam takie fragmenty: „Dzisiaj nasz kraj walczy z nowym satanistycznym reżimem. Reżim w Kijowie celowo niszczy prawosławie na terytorium Ukrainy, wywierając bezpośredni nacisk na duchownych i odbierając cerkwie. […] Nazistowscy sataniści okopali się w świętym rosyjskim mieście Kijowie, gdzie Rosja została ochrzczona. Rosja broni wiary prawosławnej i rozbija neonazistów czczących okultystyczne idee Hitlera i Bandery”.

Wnioski

Akcentowanie przez propagandę rosyjską w coraz większej mierze aksjologicznego charakteru wojny przeciwko Ukrainie jest próbą zmobilizowania społeczeństwa rosyjskiego do walki nie tylko z Ukrainą, ale również z zepsuciem, które jakoby chce Rosji narzucić Zachód, dążąc do rozpadu i przejęcia rosyjskich zasobów naturalnych. Uciekanie się do tego typu wybiegów propagandowych jest konsekwencją niewielkiej skuteczności narracji o walce z faszystami na Ukrainie oraz problemów związanych z niskim morale rosyjskiej armii, chaosem organizacyjnym i problemami związanymi z tzw. „częściową mobilizacją”.

Demonizowanie i dehumanizacja przeciwnika i przypisywanie mu posługiwania się czarną magią i wyznawanie satanizmu mają na celu usprawiedliwienie brutalnych ataków wymierzonych w ludność cywilną i w kluczowe obiekty infrastruktury krytycznej, które pozbawiły dostępu do energii elektrycznej, ogrzewania, bieżącej wody czy łączności telefonicznej miliony osób.

W pewnym sensie jest to również próba usprawiedliwienia rosyjskich porażek w czasie walk w Ukrainie, poprzez sugestie, że za Ukraińcami stoją siły nieczyste czy światowy spisek globalistów, który dąży do zniszczenia Rosji. W tej fundamentalistycznej retoryce nie ma miejsca na realny kompromis czy negocjacje z Ukrainą. Zło należy pokonać, wykorzystując wszelkie dostępne metody.

Dodajmy, że w tej narracji jednym z przejawów tego zła jest Cerkiew Prawosławna Ukrainy, której zwolenników określa się jako „raskolników”, neonazistów czy satanistów. W Ukrainie może funkcjonować tylko jedna Cerkiew kanoniczna, lojalna Patriarchatowi Moskiewskiemu, a wszelkie próby ograniczania jej wolności wywołają gniew Boży.

Andrzej Szabaciuk

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

[1] Termin ten wywodzi się z dziewiętnastowiecznej propagandy rosyjskiej. W ten sposób władze carskie określały zwolenników niepodległości Ukrainy. Stronnicy separacji od trójjedynego narodu ruskiego byli piętnowani i prześladowani przez rosyjską policję polityczną. Wspierany był ruch „małoruski”, traktujący Ukrainę jako część imperium rosyjskiego.

Fot. Pixabay

ALEKSANDRA KUCZYŃSKA-ZONIK: Cyberbezpieczeństwo w państwach bałtyckich w obliczu wojny rosyjsko-ukraińskiej

W większości przypadków źródłem cyberzagrożeń w państwach bałtyckich jest Rosja. Odmowa dostępu czy ataki DDoS przeprowadzane przez haktywistów wspierających agresywny reżim Władimira Putina w ostatnim czasie stały się bardziej intensywne.

Wojna rosyjsko-ukraińska boleśnie pokazała, że cyberbezpieczeństwo jest jednym z kluczowych aspektów zapewniania bezpieczeństwa narodowego. Wrogie działania w cyberprzestrzeni ze strony Rosji mają miejsce nie tylko przeciwko Ukrainie, ale także państwom niezaangażowanym w konflikt, choć militarnie, finansowo i humanitarnie wspierającym Ukrainę, w tym przeciwko Litwie, Łotwie i Estonii. Nie bez przyczyny rok 2022 można  uznać za jeden z najbardziej intensywnych pod względem cyberataków przeciwko państwom bałtyckim.

Skala zagrożeń w cyberprzestrzeni

Państwa bałtyckie utrzymują wysoki poziom czujności ze względu na liczbę i charakter wykrywanych incydentów, które wykazały ciągłą aktywność i różnorodne środki stosowane  w cyberprzestrzeni. W 2022 r. litewskie instytucje odnotowały łącznie 4080 incydentów cybernetycznych, czyli o 8 incydentów mniej niż w roku poprzednim. Z ogólnej liczby zdarzeń zarejestrowanych w 2022 r. 33 należały do kategorii średniej i były związane z atakami DDoS. W porównaniu do 2021 r. liczba zdarzeń średniej kategorii w 2022 r. spadła o 35 proc.
(2021 r. – 93 incydenty). W 2022 r. większość incydentów związana była z rozprzestrzenianiem się złośliwego oprogramowania (phishing, rozprzestrzenianie niechcianych informacji, próby włamań). Pod koniec czerwca 2022 r. litewski CERT zespół powołany do reagowania na zdarzenia naruszające bezpieczeństwo w sieci odnotował ogromną falę ataków DDoS na publiczne strony internetowe i sektor prywatny. Do ataku przyznała się rosyjska grupa hakerska. Ataki nie uszkodziły systemów informatycznych firm, ale paradoksalnie miały pozytywne skutki bowiem administratorzy systemów informatycznych podjęli dodatkowe wysiłki i inwestycje mające na celu poprawę cyberbezpieczeństwa. Z kolei w pierwszym kwartale 2023 r. odnotowano 573 incydenty cybernetyczne, czyli 1,8 razy mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. W szczególności, do ataków doszło w pierwszej połowie lipca ze względu na przygotowania do szczytu NATO w Wilnie, i w jego trakcie. Litewskie Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cybernetycznego odnotowało szereg incydentów cybernetycznych w tym czasie. W regionalnej stacji radiowej i w centrum handlowym wyemitowano propagandowe hasła po włamaniu do usługi strumieniowego przesyłania muzyki. Ich treść miała na celu zdyskredytowanie  NATO i zaprzestanie dostaw broni na Ukrainę. Oba zdarzenia zostały szybko wykryte, a nielegalne transmisje przerwano. Ataki DDoS dotknęły także niektóre strony internetowe i aplikację transportową w Wilnie (m.Ticket i GoVilnius.lt) z których korzystali goście przybyli na szczyt NATO w Wilnie. Tego typu ataki zdarzały się już wcześniej, m.in. w 2022 r. do serii rozproszonych ataków typu DDoS przyznała się rosyjska grupa hakerska Killnet. Dodatkowo, już po zakończeniu szczytu doszło do cyberataku, w którym hakerzy podający się za grupę „Z pozdrowieniami z Rosji”, uzyskali dostęp do danych uczestników szczytu NATO. Dokumenty zawierające wrażliwe informacje na temat organizacji szczytu, w tym nazwisk osób odpowiedzialnych za utrzymanie bezpieczeństwa, tras przemieszczania się delegacji, a także protokoły posiedzeń grup bezpieczeństwa w okresie poprzedzającym szczyt, wyciekły do mediów społecznościowych Telegramu. Służby litewskie informowały, że wyciek nie miał dużego znaczenia dla bezpieczeństwa. Do kilku cyberataków doszło także, kiedy włamano się na konta w mediach społecznościowych litewskich ekspertów wojskowych oraz urzędników komentujących wojnę na Ukrainie. Hakerzy opublikowali tam zdjęcia terrorystów i dziecięcą pornografię. Tego typu próby przejęcia kont mają prawdopodobnie związek z komentowaną przez ich właścicieli wojną na Ukrainie, a atak ten był przeprowadzony przez rosyjskie służby specjalne, mające na celu osłabienie litewskich instytucji publicznych.

Na Łotwie, całkowita liczba cyberataków w 2022 r. wzrosła o 40%, przy czym sama liczba ataków na organy publiczne wzrosła czterokrotnie. W badaniach Microsoftu na temat cyberataków związanych z rosyjską inwazją na Ukrainę Litwa i Łotwa uplasowane zostały odpowiednio na 4. i 5. miejscu za Stanami Zjednoczonymi, Polską, Wielką Brytanią. Z kolei łotewski CERT podał, że instytucje łotewskie znalazły się na drugim miejscu za Polską pod względem ataków na różne podmioty w UE. Najczęstszymi atakami były te o charakterze DDoS, polegające na zalewaniu witryn internetowych niepotrzebnymi informacjami lub zamieszczaniu wiadomości z groźbami na stronach głównych witryn internetowych w ramach tak zwanych ataków polegających na zniekształceniu danych. Odmowa dostępu do konkretnej witryny internetowej zajmowała średnio 10 godzin, ale zdarzały się również przypadki długotrwałej odmowy dostępu, trwające siedem dni lub nawet dwa miesiące.  Tak wysoka liczba statystyk ataków na Łotwie nie wynika ze słabej infrastruktury bezpieczeństwa IT bowiem dzięki monitoringom i odpowiednim systemom oraz zasobom ludzkim wiele ataków pozostało niezauważonych przez opinię publiczną. Większość incydentów należy wiązać z wydarzeniami politycznymi w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej – z dużą pomocą, jaką wysyła Łotwa Ukrainie. Ataki w cyberprzestrzeni były mocno powiązane m.in. z decyzją łotewskiej Saeimy o uznaniu Rosji za państwo wspierające terroryzm czy zaprzestaniu wydawania wiz wjazdowych obywatelom Rosji. Bowiem, podczas gdy przed pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę większość cyberataków wymierzonych w podmioty łotewskie miała motywy finansowe, obecnie celem prorosyjskich haktywistów są instytucje państwowe, infrastruktura krytyczna i przedsiębiorstwa prywatne. Często jednak ataki te nie były dobrze zorganizowane, a cele wybierane przypadkowo. Na przykład jeden z ataków w 2022 r. dotyczył nieaktywnego lotniska, gdzie obecnie pozostało tylko muzeum. Inny tego typu miał miejsce, kiedy włamano się do łotewskiej agencji odpowiedzialnej za parki i rekreację, myląc ją zapewne z Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Dodatkowo, grupa FuckNet twierdziła, że włamała się na stronę internetową prezydenta Egilsa Levitsa i ukradła poufne dane, podczas gdy były to publicznie dostępne informacje dotyczące zamówień. W sierpniu 2022 r. prorosyjscy hakerzy z grupy Killnet przeprowadzili atak DDoS na stronę internetową łotewskiego parlamentu wyłączając  witrynę na kilka godzin, ale ostatecznie nie zakłóciło to pracy decydentów. Ponadto, w lipcu fala ataków została wywołana decyzją łotewskiego rządu o zburzeniu prawie 300 sowieckich pomników. Działania hakerów zakłóciły działanie niektórych usług sprzedaży biletów transportu publicznego oraz organizacji charytatywnej Ziedot.lv, która zbierała środki na rozbiórkę pomnika w parku Zwycięstwa w Rydze oraz dla  Ukrainy. Tego rodzaju cyberataki zwykle nie mają poważnych konsekwencji. Istnieją jednak bardziej wyrafinowane operacje cybernetyczne przeprowadzane przez zorganizowane grupy rosyjskich hakerów, powodujące tzw. zaawansowane trwałe zagrożenia (APT), których działalność może być powodem do niepokoju ze strony państwa łotewskiego. Do najczęstszych celów APT należą usługi państwowe, obiekty infrastruktury krytycznej i przedsiębiorstwa współpracujące z rządem.

Także Estonia doświadczyła gwałtownego wzrostu intensywności cyberataków w ostatnich miesiącach. W 2022 r. miały tam miejsce 2672 incydenty cybernetyczne (o około jedną piątą więcej niż w 2021 r.), które dotknęły obywateli, przedsiębiorstwa i sektor usług publicznych. Najczęściej identyfikowane i zgłaszane były działania phishingowe gromadzące dane (1206), przerwy w świadczeniu usług (344) i przejęcia kont (236). Oszustwa zgłoszono 224 razy, a naruszenie bezpieczeństwa danych 164 razy. W wielu przypadkach stanowiły one narzędzie polityki zagranicznej Rosji przeciwko Estonii. Podobnie jak na Łotwie, ataki mające na celu zakłócenie usług zostały zintensyfikowane po decyzji rządu o usunięciu sowieckich pomników z przestrzeni publicznej. W sierpniu 2022 r., kiedy z przedmieścia Narwy przeniesiono pomnik czołgu, przeciwko Estonii przeprowadzono rekordową liczbę 66 ataków typu „odmowa usługi”. Sytuacja taka miała również miejsce, gdy estoński parlament uznał Rosję za państwo terrorystyczne i gdy ukraiński prezydent przemawiał do parlamentarzystów za pośrednictwem platformy wideo. Do kolejnej dużej fali ataków doszło 23 stycznia 2023 r., a ich celem były sektory finansowy i ubezpieczeniowy. Wpływ ataków na organizacje, instytucje i przedsiębiorstwa był jednak marginalny.

Działania na rzecz poprawy bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni

  1. Współpraca międzynarodowa. Państwa bałtyckie posiadają duże doświadczenie w kierowaniu unijnymi zespołami szybkiego reagowania na incydenty w cyberprzestrzeni. W celu wzmocnienia bezpieczeństwa w cyberprzestrzeni litewskie Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa współpracuje z organami wywiadu i policją, a także partnerami zagranicznymi. Stała współpraca z Ukrainą, Gruzją i Polską odbywa się za pośrednictwem litewskiego Regionalnego Centrum Obrony Cybernetycznej utworzonego w 2021 r. Ponadto, co najmniej kilka razy w tym roku amerykańskie siły cybernetyczne wsparły Litwę w związku z utrzymującymi się obawami dotyczącymi potencjalnych cyberataków ze strony Rosji. W ramach dwumiesięcznej operacji wraz z litewskimi zespołami cybernetycznymi monitorowały sieć w poszukiwaniu szkodliwej aktywności i potencjalnych luk w zabezpieczeniach sieci litewskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Obawy dotyczące możliwej rosyjskiej aktywności cybernetycznej zintensyfikowały również współpracę między łotewskimi, amerykańskimi i kanadyjskimi instytucjami cybernetycznymi.
  2. Wzmacnianie systemu krajowego. Cyberbezpieczeństwo jest integralną częścią kompleksowej obronności narodowej, a wojna na Ukrainie pokazuje, że aby państwo mogło funkcjonować nawet w najbardziej krytycznych sytuacjach, należy chronić istotne systemy informatyczne, które zapewniają m.in. zaopatrzenie w wodę, zasięg telefonii komórkowej lub ogrzewanie. By przeciwdziałać tym zagrożeniom, na Łotwie działają dwa zespoły CERT – jeden odpowiedzialny za cyberprzestrzeń Łotwy ze szczególnym uwzględnieniem rządowych systemów komputerowych i infrastruktury krytycznej, a drugi za ochronę sieci wojskowych. Obydwa podlegają Ministerstwu Obrony Łotwy. Bezpieczeństwo zasobów teleinformatycznym infrastruktury państwowej i krytycznej jest zapewnione dzięki współpracy szeregu instytucji krajowych. Ponadto, w niektórych przypadkach ataki były możliwe ze względu na luki w zabezpieczeniach instytucji. Dlatego wzmocniono działania na rzecz kontroli istniejących systemów oraz wymaganych inwestycji w tym zakresie. W rezultacie wzrasta znaczenie różnorodnych systemów monitorowania, co w połączeniu ze skoordynowaną polityką bezpieczeństwa IT pozwala stawić czoła nowym wyzwaniom cyberbezpieczeństwa.
  3. Współpraca z sektorem prywatnym. Zdolność współpracy przedsiębiorstw i władz do budowy scentralizowanej infrastruktury komunikacji internetowej odgrywa ważną rolę w zabezpieczaniu cyberprzestrzeni. Według szacunków Banku Litwy, od rozpoczęcia przez Rosję wojny z Ukrainą liczba incydentów cybernetycznych znacząco wzrosła, a celem ich ataków w coraz większym stopniu staje się sektor finansowy. W 2022 r. uczestnicy rynku finansowego zgłosili do Banku Litwy 23 incydenty cybernetyczne (ataki DDoS i ransomware oraz inne szkodliwe działania). Za część z nich odpowiadały ugrupowania prorosyjskie. Prawdopodobieństwo ataków pozostaje wysokie, a z badań wynika, że instytucje finansowe przywiązują coraz większą wagę do tego ryzyka. Co piąty respondent twierdzi ponadto, że w 2022 r. spotkał się z cyberatakami. Dlatego, aby zwiększyć odporność litewskiego sektora bankowego, Bank Litwy, Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa oraz Litewskie Stowarzyszenie Banków rozpoczęły współpracę w celu wzmocnienia bezpieczeństwa w cyberprzetrzeni. Na pilotażowej platformie utworzonej przez Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa uczestnicy rynku finansowego mogą wymieniać informacje na temat różnych aspektów cyberbezpieczeństwa, w tym procedur, ostrzeżeń, narzędzi konfiguracyjnych i danych technicznych dotyczących cyberataków. Informacje te mają być analizowane i wykorzystywane w celu zapobiegania zagrożeniom. Podobnie, w styczniu 2023 r. na Łotwie utworzono Centrum Cyberbezpieczeństwa Operatorów Infrastruktury Energetycznej, które jest ważnym krokiem w kontekście rosnącej liczby incydentów związanych z bezpieczeństwem infrastruktury krytycznej. Jego celem jest wymiana informacji związanych z bezpieczeństwem energetycznym.

 

  1. Edukacja. Ważnym kierunkiem działań instytucji państwowych w dziedzinie bezpieczeństawa cybernetycznego w państwach bałtyckich pozostają szkolenia z zakresu cyberbezpieczeństwa dla pracowników sektora publicznego, personelu wojskowego, przedstawicieli firm infrastruktury krytycznej. M.in. w szkoleniu Cyber Shield przeprowadzonym w tym roku przez litewskie Narodowe Centrum Cyberbezpieczeństwa wzięło udział 300 organizacji.

Wnioski

W większości przypadków źródłem cyberzagrożeń w państwach bałtyckich jest Rosja. Odmowa dostępu czy ataki DDoS przeprowadzane przez haktywistów wspierających agresywny reżim Władimira Putina w ostatnim czasie stały się bardziej intensywne. Podczas gdy wiele z nich nie miało widocznych konsekwencji i nie były zauważalne dla społeczeństwa, ataki na państwowe systemy informacyjne i infrastrukturę krytyczną są bardziej znaczące i mogą mieć skutki długoterminowe. Ich celem jest pozyskanie informacji mogących zapewnić korzyści polityczne, militarne czy gospodarcze, a także przygotowanie środowiska do realizacji w przyszłości destrukcyjnych operacji cybernetycznych. Rosja w swojej agresywnej wojnie z Ukrainą wyraźnie pokazała próby wykorzystania operacji cybernetycznych nie tylko do gromadzenia informacji, ale także do wspierania operacji wojskowych.

Kontynuowane przez Rosję ataki w cyberprzestrzeni potwierdzają, że nie zrezygnowała ona z wrogich działań wobec państw NATO i UE, niemniej świadomość wyzwań hybrydowych powoduje, że państwa członkowskie są coraz bardziej przygotowane i odporne na tego rodzaju zagrożenia. W obliczu zwiększonych zagrożeń w cyberprzestrzeni UE podjęła działania obejmujące zarówno wsparcie Ukrainy dostarczając jej niezbędny sprzęt i oprogramowanie, ale również prace legislacyjne w obszarze cyberbezpieczeństwa. Ponadto, Litwa, Holandia, Polska, Estonia, Rumunia i Chorwacja aktywowały tzw. zespoły szybkiego reagowania UE w odpowiedzi na wniosek Ministra Spraw Zagranicznych Ukrainy Dmytro Kuleby dotyczący wsparcia w dziedzinie cyberbezpieczeństwa. Opracowano także pilotażowy program szkolenia Sił Zbrojnych Ukrainy, który pozwoli żołnierzom zdobyć cenną wiedzę z dziedziny cyberbezpieczeństwa i wykorzystać ją w praktyce.

Wojna w bliskim sąsiedztwie państw bałtyckich ma także konsekwencje ich bezpieczeństwa w  cyberprzestrzeni. Pomimo licznych ataków, wyciągnęły one cenne lekcje, wzmacniając własne systemy i stając się bardziej odpornymi na zagrożenia. Instytucje publiczne monitorują sytuację w cyberprzestrzeni, reagują na ataki oraz wspólnie z sektorem prywatnym i społeczeństwem zapobiegają zagrożeniom.

Aleksandra Kuczyńska-Zonik

Instytut Europy Środkowej

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

 

Fot. Pixabay

 ANDRZEJ SZABACIUK: „Polscy najemnicy” w Ukrainie w propagandzie kremlowskiej

Informacje o zaangażowaniu ochotników z Polski w walki w Ukrainie pojawiały się w kremlowskiej propagandzie wielokrotnie od 2014 r., jednak początek pełnowymiarowej wojny istotnie zwiększył ich liczbę. Kluczowym celem działań kremlowskiej machiny propagandowej w tym aspekcie jest usprawiedliwienie rosyjskich porażek w wojnie przeciwko Ukrainie.

Jedną z kluczowych narracji dotyczących obecności polskich ochotników walczących w Ukrainie są doniesienia o ogromnych stratach ponoszonych przez polskie oddziały w czasie walk w obwodzie charkowskim i chersońskim. 29 lipca 2022 r. Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej wydało komunikat o likwidacji obozu „zagranicznych najemników” walczących pod Mikołajowem, w wyniku której zginęła bliżej nieokreślona liczba żołnierzy z Polski. W innym komunikacie z 25 listopada informowano o „likwidacji” ok. 200 „polskich najemników” rozlokowanych trzech punktach pod Charkowem, w okolicach miejscowości Wielkie Chutory. Według artykułu na portalu Lenta.ru z 29 listopada 2022 r., od początku wojny w Ukrainie miało zginąć ok. 1200 „polskich najemników”.

Tego samego dnia Ria Novosti opublikowało wypowiedź oficera tzw. Ługańskiej Republiki Ludowej Andrieja Maroczko, który twierdził, że „polscy najemnicy” w Ukrainie giną na masową skalę, przez co polskie władze mają problem ze zorganizowaniem im pochówków. Ten sam oficer informował 30 listopada, że między „polskimi najemnikami” i żołnierzami sił zbrojnych Ukrainy stale dochodzi do awantur z powodu przywilejów polskich żołnierzy. W gazecie internetowej „Argumenty i Fakty” 26 października 2022 r. ukazał się artykuł o rzekomym ataku „polskich najemników” na bojowników „Prawego Sektora”. Przyczyną miał być jakoby sprzeciw obcokrajowców, którzy odmówili wykonania rozkazu, obawiając się o swoje życie i argumentując, że na pierwszej linii powinni walczyć żołnierze obrony terytorialnej, a nie oni. W opinii gazety nie jest to pierwszy taki przypadek. „Polscy najemnicy” nie tylko dostają wyższy żołd, rzekomo nawet ponad 1000 dol. dziennie, ale także są lepiej wyposażeni w broń i środki ochrony osobistej przez „zachodnich sponsorów”, a żołnierze ukraińscy sami muszą kupić wszystko za swoje pieniądze. Dodatkowo Polacy mają rzekomo odnosić się do Ukraińców z wyższością, jak do osób gorszej kategorii.

W kolejnych miesiącach wojny ta narracja była kontynuowana i powielane były podobne informacje. Do kwestii strat „polskich najemników” odnosił się m.in. sam Władimir Putin w wypowiedzi z 13 czerwca 2023 r. (Ria Novosti) „Polscy najemnicy naprawdę tam walczą, […] oni ponoszą ciężkie straty. Naprawdę je ukrywają [władze Polski], ale straty są poważne”. Rzekomym potwierdzeniem strat wspominanych przez Putina miał być komunikat Ministerstwa Obrony RF z 25 czerwca 2023 r. o likwidacji 80 „polskich najemników”.

Ministerstwo Obrony Federacji Rosyjskiej szacowało w grudniu 2022 r., że w Ukrainie walczy ponad 1800 osób z Polski. Według władz tzw. Donieckiej Republiki Ludowej polscy żołnierze obecni byli praktycznie w każdym sztabie ukraińskim, co więcej, jak donosiła „Komsomolskaja Prawda” w artykule z 4 listopada 2022 r., są oni również członkami oddziałów, które strzelają do wycofujących się z pierwszej linii żołnierzy ukraińskich. W opinii gazety przyczyną masowego wstępowania Polaków do Międzynarodowego Legionu Obrony Terytorialnej Ukrainy jest agitacja polskich mediów zachęcających do udziału w walkach.

Warto zauważyć, że z kolejnymi miesiącami i coraz mniej oczywistymi rosyjskimi „sukcesami” na froncie, liczba „polskich najemników” stale rosła, a ich znaczenie z punktu widzenia działań zbrojnych było wręcz kluczowe. W rosyjskiej telewizji Ren 24 sierpnia 2023 r. ukazał się materiał charakteryzujący „polskich najemników” jako najliczniejszych i najbardziej „ideowych” wśród zagranicznych ochotników walczących w Ukrainie. Jak podkreślano, chociaż w Polsce grozi surowa kara za udział w formacjach najemniczych, to nikt nie ma zamiaru prześladować takich osób i plakaty zachęcające do wyjazdu na Ukrainę są rozwieszone m.in. w warszawskim Metrze. W rekrutację mają być rzekomo zaangażowani urzędnicy Ministerstwa Obrony RP. Według przytaczanej w programie wypowiedzi politologa Wadima Truchaczewa z Rosyjskiego Państwowego Uniwersytetu Humanistycznego w Moskwie, działania władz Polski to de facto wojna zastępcza (Proxy war): „Wojna zastępcza już trwa. Zbyt wielu Polaków, dziesiątki tysięcy, już walczy w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy. Polacy masowo, rzeczywiście, boją się Rosji, nie ufają Rosji oraz po prostu jej nienawidzą”. Inny „ekspert” w Dymitr Suchotnik sugerował, że jedną z przyczyn masowych zakupów uzbrojenia przez Polskę jest plan utworzenia przynajmniej polskiej strefy wpływów na Białorusi i Ukrainie. A dodatkowo „Warszawa nie ukrywa zamiaru rozmieszczenia baz wojskowych w pobliżu Charkowa, Zaporoża i Odessy przy wsparciu NATO. Nawet jeśli nie dojdzie do konfliktu między Polską a Rosją, Warszawa, przy wsparciu Sojuszu, będzie stwarzać zagrożenia polityczne i militarne w pobliżu rosyjskich granic”.

Propaganda rosyjska podkreślała rzekomo kluczowe zaangażowanie „najemników z Polski i Gruzji” w obronę Bachmutu. Artykuł o tym ukazał się m.in. w „Izwiestiach” 31 marca 2023 r. Powoływano się w nim na informacje od najemników Grupy Wagnera. Przytoczono m.in. wypowiedź Jewgienija Prigożyna, że pod Bachmutem siły rosyjskie walczą nie tylko z Ukrainą, ale z całym „kolektywnym Zachodem”. Na portalu „Komsomolskiej Prawdy” 14 kwietnia 2023 r. opublikowano film pokazujący „polskich najemników” w Bachmucie, którymi byli ochotnicy sformowanego przez Damiana Dudę zespołu medyków pola walki „W międzyczasie”. Z kolei 28 kwietnia 2023 r. „Rossijskaja Gazieta” opublikowała tekst o rzekomym masowym przerzucaniu przez armię ukraińską „polskich najemników” pod Bachmut. W opinii autora artykułu Michaiła Suchariewa było ich tam ok. 20 tys. (powoływano się na płka Douglasa McGregora[1]) i pełnili kluczową rolę w walkach o miasto, gdyż obsługiwali skomplikowany zachodni sprzęt dostarczony przez państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Tekst ukazał się w czasie najcięższych walk o to miasto i zapewne miał uzasadnić trudności armii rosyjskiej z przełamaniem ukraińskiej obrony w tym regionie.

Drużyna „polskich najemników” miała wziąć udział także w głośnym ataku Rosyjskiego Korpusu Ochotniczego i Legionu „Wolna Rosja” na obwód biełgorodzki 22 maja 2023 r. W artykule w „Komsomolskiej Prawdzie” z 24 maja 2023 r. pt. „Niech Warszawa zabierze swoje trupy”: co polscy najemnicy robią w Rosji” oskarżono Polaków o współudział w ataku oraz o torturowanie, a potem zabicie rosyjskiego rezerwisty. Dodatkowo przywoływany przez gazetę emerytowany oficer armii USA Stanisław Kropiwnik twierdził, że po stronie Ukrainy walczy 10 tys. polskich najemników, byłych żołnierzy, którzy oficjalnie odeszli ze służby. Przy czym w walkach zginęło ich już ponad 3 tys. Sugerował on także, że ciała poległych pod Biełgorodem Polaków należy ułożyć przed ambasadą Polski w Moskwie – „niech zabierają swoje mięso”.

Często pojawiającą się narracją propagandową jest rzekome przechwytywanie przez rosyjskich wojskowych rozmów „zagranicznych najemników”, w tym tych z Polski. Ciekawym przykładem jest również kwestia rzekomego wywieszania przez Polaków „polskiej flagi” na ukraińskich pozycjach, o czym pisała agencja Ria Novosti 2 sierpnia 2023 r. W odpowiedzi siły rosyjskie miały bezzwłocznie ich zlikwidować.

„Pacyfikatorzy”

Kolejna występująca narracja odnosi się do rzekomych zbrodni wojennych, jakich mają dopuszczać się Polacy walczący w Ukrainie wobec ludności prorosyjskiej. 3 grudnia Ria Novosti informowała, że do miasta Marganiec w obwodzie dniepropietrowskim przybyli żołnierze polskich jednostek specjalnych, ubrani w mundury ukraińskie, którzy mieli wyłapywać wśród mieszkańców osoby sprzyjające Rosji. Oddziały te były jakoby bezpośrednio podporządkowane dowództwu Sojuszu Północnoatlantyckiego. 14 października 2022 r. na portalu Life.ru pojawiły się podobne informacje o polskich „pacyfikatorach” (ros. „карателях”)[2], którzy jakoby zaatakowali jednego z mieszkańców wyzwolonej miejscowości w obwodzie charkowskim. Polacy mieli wyklinać, rzucać granatami i strzelać do miejscowych, w tym m.in. postrzelili jednego z mieszkańców uciekającego na motorze, któremu pomocy udzieliły wojska rosyjskie. W tekście na portalu News-Front.info z 3 grudnia 2022 r. padły oskarżenia, że polscy „pacyfikatorzy” są odpowiedzialni za „ludobójstwo narodu ruskiego” w obwodzie charkowskim i chersońskim, co miało miejsce za przyzwoleniem wojsk ukraińskich.

Ria Novosti 5 grudnia 2022 r. zamieściła wypowiedź rzekomego przedstawiciela społeczności rosyjskiej Mikołajowa, który informuje, że miasto ma coraz bardziej „polski” charakter, a „polscy najemnicy” awanturują się, piją i gwałcą miejscowe kobiety. Według słów informatora potwierdzone są informacje o gwałcie dwóch kobiet, które jakoby zwróciły się o pomoc do miejscowej policji, a w odpowiedzi miały usłyszeć, że Polacy są naszymi „obrońcami”, „sojusznikami” i nic z tym zrobić nie możemy. Rzekomo wydano również tajne przypisy, aby przymykać oczy na „polskie ekscesy”.

Satanizm i aneksja zachodniej Ukrainy

 6 grudnia 2022 r. gazeta internetowa „Inguszetia” opublikowała artykuł pt. „Polscy najemnicy w Ukrainie: ścieżką satanizmu do aneksji terytorialnych”. W tekście skomentowano filmik krążący w internecie, na którym polscy ochotnicy walczący w Ukrainie mieli jakoby spalić Pismo Święte. Zdaniem autorów na ten czyn nie zareagowali żołnierze ukraińscy, ponieważ „prawdziwych prawosławnych w szeregach Sił Zbrojnych Ukrainy już nie ma”. W opinii redakcji w Ukrainie od 2014 r. szerzy się satanizm i okultyzm, a samo państwo jest coraz bardziej zależne od Zachodu. Dodatkowo Polacy nie pomagają Ukrainie bezinteresownie, a ich celem są aneksje terytorialne. Jak zauważa przytaczany w tekście prof. Władimir Winokurow z Akademii Dyplomatycznej MSZ Federacji Rosyjskiej, chodzi o cztery „odwiecznie polskie” obwody zachodniej Ukrainy. Instrumentem do tego ma być Trójkąt Lubelski oraz pomysł sformowania „misji pokojowej” w Ukrainie.

Podobnie cel działań Polski tłumaczył „ekspert” prokremlowskich mediów Stanisław Kropiwnik w przytaczanym artykule w „Komsomolskiej Prawdzie” z 24 maja 2023 r. Twierdził, że Polacy przygotowują się do aneksji zachodnich obszarów Ukrainy i czekają tylko na zielone światło od Sojuszu Północnoatlantyckiego. Póki co takiej zgody nie ma, bo politycy na Zachodzie nie chcą ponosić ofiar za „polską awanturę”.

Oskarżenia o planowanie aneksji zachodniej Ukrainy nie są nowe, wielokrotnie powtarzane były przez czołowych rosyjskich polityków na czele z Władimirem Putinem i Siergiejem Ławrowem. Co ciekawe, szef Służby Wywiadu Zagranicznego Federacji Rosyjskiej Siergiej Naryszkin – szeroko przytaczany przez rosyjskich propagandzistów – sugerował, że planowana aneksja ma być rzekomo wzorowana na „skutecznych” działaniach rosyjskich. Jak twierdzi Anna Ponomarewa z tzw. Analitycznej Służby Donbasu rzekomo na skutek decyzji prezydenta Andrzeja Dudy polecono odpowiednim urzędom centralnym przygotowanie uzasadnienia polskich roszczeń do tych terytoriów. Co się tyczy postawy prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, to zdaniem rosyjskich propagandzistów jest on gotowy, aby stać się „nowym Petlurą”, czyli osobą gotową oddać Polsce zachodnią część Ukrainy, o czym jakoby ma świadczyć jego decyzja o przyznaniu Polakom specjalnego statusu w Ukrainie.

W podobnym tonie wypowiadał się były amerykański wojskowy Scott Ritter, często goszczący na prokremlowskich portalach, który jak zauważa Lenta.ru w tekście z 2 sierpnia 2023 r. sugerował, że Polska ma obecnie możliwość bezproblemowego zajęcia Zachodniej Ukrainy, gdyż ani władze Ukrainy, ani Stany Zjednoczone nie będą się temu sprzeciwiały. W jego opinii, Ukraina rozważa sojusz z Polską, w tym bierze pod uwagę kwestię stworzenia jednego państwa. W opinii innego kremlowskiego propagandysty Dmitrija Żurawliowa pogorszenie stosunków polsko-ukraińskich wynika z braku wiary Polski w zwycięstwo Ukrainy, a ochłodzenie relacji pozwoli zmniejszyć wsparcie okazywane Ukrainie.

 Wnioski

Informacje o zaangażowaniu ochotników z Polski w walki w Ukrainie pojawiały się w kremlowskiej propagandzie wielokrotnie od 2014 r., jednak początek pełnowymiarowej wojny istotnie zwiększył ich liczbę. Kluczowym celem działań kremlowskiej machiny propagandowej w tym aspekcie jest usprawiedliwienie rosyjskich porażek w wojnie przeciwko Ukrainie. Łączy się to z jedną z kluczowych narracji propagandy rosyjskiej po 24 lutego 2022 r., zgodnie z którą Rosja jest obecnie w stanie wojny nie tylko z Ukrainą, ale z całym Zachodem. Dostrzegamy ciekawą zależność, im gorzej przedstawiała się sytuacja wojsk rosyjskich w Ukrainie, tym bardziej rosła liczba „polskich najemników” walczących po stronie ukraińskiej i obsługujących natowski sprzęt. Co ważne, zgodnie z tą narracją, Polacy walczący w Ukrainie mają być rzekomo bezpośrednio podporządkowani dowództwu NATO, a nie jak jest w rzeczywistości dowództwu Sił Zbrojnych Ukrainy.

Polacy określani są najczęściej jako „najemnicy”, co sugeruje, że nie walczą bezinteresownie, motywowani są przez potencjalne korzyści materialne. Dodatkowo przedstawiani są jako osoby odnoszące się z pogardą do ludności ukraińskiej, dopuszczające się zbrodni wojennych czy wręcz „ludobójstwa na ludności ruskiej”, zachowujące się jakby byli ponad prawem i miały świadomość swojej bezkarności. Celem takiej narracji jest ewidentnie skłócenie Polaków z Ukraińcami i rozbudzenie w społeczeństwie ukraińskim antypolskich resentymentów.

Rosyjska propaganda prezentuje władze Ukrainy jako całkowicie uległe woli Zachodu i zależne od pomocy z zewnątrz. Armię ukraińską jako bezwładną masę, która opiera się Rosji dzięki pomocy opłaconych przez Zachód wojskowych, pozbawionych moralności i skrupułów. Ukraina rzekomo zmuszona jest do tolerowania aroganckiego zachowania „polskich najemników”, a sam prezydent Wołodymyr Zełenski jakoby pogodził się już z utratą zachodnich obwodów państwa na rzecz Polski, a siły porządkowe różnych szczebli zmuszane są do tolerowania przestępstw, jakich dopuszczają się Polacy w Ukrainie. Forsując taką narrację kremlowska propaganda chce pokazać, że władze Ukrainy nie reprezentują interesów narodu ukraińskiego, który jest upokarzany i krzywdzony przez Zachód. Dodatkowo propagandyści kremlowscy rozpowszechniają narrację, że antyrosyjska część Ukraińców, podobnie jak Polacy, zwalcza chrześcijaństwo i skłania się w stronę ateizmu czy wręcz satanizmu, odcinając się w ten sposób od chrześcijańskich korzeni i wspólnego dziedzictwa prawosławnego.

Andrzej Szabaciuk

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.

 

[1] Słynący z antypolskich, antyukraińskich i prorosyjskich wypowiedzi amerykański oficer. Weteran walk w Zatoce Perskiej i w Kosowie. Niedoszły ambasador USA w Niemczech, doradca sekretarza obrony Christophera C. Millera od listopada 2020 r. do stycznia 2021 r.

[2] Tym terminem sowiecka propaganda określała oddziały niemieckie pacyfikujące miejscowości Związku Radzieckiego w czasie II wojny światowej. Po 2014 r. rosyjska propaganda określała tak wojska ukraińskie walczące na Donbasie.

Fot. Pixabay

Najważniejsza ze sztuk  – JAKUB OLCHOWSKI o propagandzie w rosyjskiej kinematografii

Gdy do władzy doszedł Władimir Putin, rosyjska kinematografia powróciła do przekazu ideologicznego.

Rosja  sprawnie posługuje się całą machinerią propagandową i dezinformacyjną. Robi to od stuleci i czyni to bardzo efektywnie. Podniosła do rangi sztuki używanie instrumentów informacyjnych i dezinformacyjnych i sztuka ta jest wykorzystywana przez nią do realizacji interesów strategicznych. Podobnie jak wykorzystywanych jest wiele innych elementów, które wcale nie są – przynajmniej na pierwszy rzut oka – instrumentami polityki zagranicznej, jak np. surowce naturalne czy energetyka. To samo dotyczy  miękkiej warstwy, czyli np. kultury i narracji historycznych, używanych przez Rosję do budowania pewnej określonej wizji świata, tak na użytek wewnętrzny, jak i zewnętrzny.

Takim instrumentem jest też film. Włodzimierz Lenin miał powiedzieć, że film jest najważniejszą ze sztuk, bo dzięki obrazom można kształtować umysły i emocje nawet ludzi  nieumiejących pisać i czytać, a takich 100 lat temu była w Rosji przeważająca większość. Dziś mechanizm ten działa tak samo, choć zmieniły się instrumenty i metody – mówi się o storytellingu i „budowaniu narracji”. Co nie znaczy wszakże, że film stracił znaczenie. Przeciwnie, może być i jest bardzo użytecznym narzędziem.

Jeśli chodzi o rosyjską kinematografię, trzeba mieć świadomość, że Rosjanie mają znakomite,  głęboko zakorzenione tradycje filmowe i artystyczne.  W Związku Radzieckim powstało wiele filmów ważnych dla kinematografii światowej, i powstawały niemal od początku jej istnienia. W 1925 Siergiej Eisenstein nakręcił „Pancernik Potiomkin”, film artystycznie znakomity, choć naturalnie mający ideologiczny i propagandowy wydźwięk. Sojusz sztuki i polityki miewał jednak wzloty i upadki – tenże sam Eisenstein w 1938 r. nakręcił „Aleksandra Newskiego,” film obsadzony samymi gwiazdami, zrobiony z ogromnym rozmachem, z muzyką Siergieja Prokofiewa. Akcja filmu osadzona jest rzecz jasna w średniowieczu, ale przekaz ideologiczny odnosił się de facto do aktualnej sytuacji, tj. do napięć między Związkiem Radzieckim a Trzecią Rzeszą. Filmowi Krzyżacy nosili nawet hełmy, które przypominały hełmy armii niemieckiej. Sytuacja się jednak zmieniła – po pakcie Ribbentrop-Mołotow film stał się oczywiście „nieprawilny”, jako szkalujący przyjaciół. Wkrótce jednak sytuacja ponownie się zmieniła i w 1941 r. film znów stał się aktualny i ponownie można go było wykorzystywać do urabiania serc i umysłów sowieckiego społeczeństwa.

Po II wojnie światowej radziecka kinematografia rozwijała się prężnie. Z powodów politycznych i ideologicznych, tj. jako użyteczny dla władzy instrument, ale również z powodów banalnie obiektywnych: Rosja zawsze miała wielu wybitnych, utalentowanych artystów i twórców. W efekcie radzieckie filmy wielokrotnie były nagradzane na świecie. Nagrodę Oscara otrzymała „Wojna i pokój” (1968), „Dersu Uzała” (1975) i „Moskwa nie wierzy łzom” (1980) – w czasach, kiedy Oscar znaczył naprawdę wiele, a w dodatku były to przecież filmy zza „żelaznej kurtyny”. Do klasyki światowej kinematografii weszło wiele radzieckich filmów wojennych, np. Lecą żurawie (1957), Tak tu cicho o zmierzchu (1972), Idź i patrz (1985).

Oczywiście nie kręcono samych arcydzieł, oczywiście nie kręcono wyłącznie filmów wojennych. Niemniej trzeba mieć na uwadze, że wszystkie filmy radzieckie musiały nieść określony przekaz ideologiczny, nawet jeśli pośrednio tylko serwowany widzom, były też cenzurowane. Należy też podkreślić, że temat wojny był bardzo istotny i podchodzono do niego w sposób poważny, monumentalno-martyrologiczny (uzupełniany naturalnie ideologicznie). Takie podejście wynikało po części z nastrojów społecznych – przez wiele lat po wojnie funkcjonowała ona w pamięci zbiorowej przede wszystkim jako ogromny dramat i tragedia (m.in. z tego powodu obchodzono Dzień Zwycięstwa 9 maja, ale raczej refleksyjnie, skromnie i bez parad wojskowych). Jednocześnie II wojna światowa, która w Rosji zwana jest „wielką wojną ojczyźnianą”, stawała się coraz ważniejszym czynnikiem, budującym tożsamość państwa i społeczeństwa (nie narodu, naturalnie) radzieckiego.

Kiedy Związek Radziecki się rozpadł, jego sukcesorka Rosja weszła w trudny okres, musiała się zmagać z głębokim kryzysem ekonomicznym, społecznym, politycznym i tożsamościowym. Podupadła także  kinematografia. Mimo to w latach 90. powstało  wiele świetnych filmów, ze znakomitym obrazem Spaleni słońcem z 1994 r., w reżyserii Nikity Michałkowa.  Ten wstrząsający film jest niemal, niczym „Makbet” Szekspira, socjologiczno-politologicznym studium tyranii – i został nagrodzony Oscarem.

Jednak gdy do władzy doszedł Władimir Putin, rosyjska kinematografia  powróciła do przekazu ideologicznego, i to na nieporównanie szerszą skalę. Poniekąd wynika to także z tego, że Moskwa zorientowała się, iż podobnie jak instrumenty ekonomiczne, przyciąganie i przekonywanie ludzi  przy pomocy dobrze przygotowanego przekazu, dobrej opowieści oddziałującej na emocje, jest skuteczniejsze niż hard power i brutalne, nacechowane otwartą arogancją, realizowanie własnych interesów przy użyciu „tradycyjnych”, twardych narzędzi. Zwłaszcza że Rosja zaczęła w tym okresie „wstawać z kolan”, m.in. intensywnie odbudowując swoje znaczenie i wpływy na terytorium dawnego ZSRR oraz lansując przy tym koncepcję „ruskiego świata”. A że russkij mir w dużej mierze ma fundamenty kulturowe, nie można było nie dostrzec i nie wykorzystać kultury jako narzędzia oddziaływania. Zwłaszcza że rosyjska kultura cieszyła się uznaniem na świecie, wciąż jest kojarzona z wielkimi pisarzami, kompozytorami, malarzami, sportowcami czy wreszcie filmowcami.

W efekcie w XXI w. w rosyjskie kino związane jest  w dużej mierze  z określoną narracją, w której można wskazać wiele wątków. To na przykład swego rodzaju „sojuzonostalgia”: Związek Radziecki nie był przecież taki zły, żyliśmy tam, to było wielkie państwo i potęga. Przykładem tego może być Dziewiąta kompania Fiodora Bondarczuka z 2004 r. To produkcja o wojnie w Afganistanie, rzekomo oparta  na faktach, ale w istocie jedynie luźno inspirowana pewnymi wydarzeniami. Oczywiście nie ma w niej  słowa o tym, że to Związek Radziecki zaatakował Afganistan – nie jest to przecież istotne. Ważna jest natomiast narracja, że żołnierze pochodzący z różnych stron ZSRR dzielnie walczyli za ojczyznę, która się o nich nie troszczyła i trochę o nich zapomniała, a przecież oni ją kochali. Co warto podkreślić, film zrobiono z wielkim rozmachem, niczym amerykańskie „superprodukcje” i blockbustery – w kolejnych latach stało się to zresztą regułą.

Pojawiły się też inne ważne wątki. Jednym  z nich jest gloryfikacja carskiej Rosji. Świetny przykład stanowi film biograficzny o admirale Kołczaku pt. Admirał (2008 r., reż. Andriej Krawczuk). Możemy się z niego dowiedzieć przede wszystkim tego, że w carskiej Rosji „kapało od złota”, były tam wyłącznie piękne kobiety w cudownych kreacjach oraz przystojni mężczyźni w pięknych mundurach. Inny wątek to oczywiście „wielka wojna ojczyźniana”. Nie jest to przypadek, bo pamięć o tej wojnie, podniesiona już właściwie do rangi mitu, stanowi jeden z kluczowych fundamentów dzisiejszej tożsamości państwowej i narodowej Rosji. Rokrocznie do rosyjskich kin trafia ok. 200 filmów rodzimej produkcji i wiele z nich to filmy wojenne (bojewiki), ponadto produkuje się wiele seriali telewizyjnych. Przemysł filmowy jest potężny i szczodrze finansowany przez państwo, które wymaga, by filmy niosły określony przekaz. Wśród wielu takich produkcji wojennych był np. hit kinowy z 2008 r. pod tytułem Jesteśmy z przyszłości. Film opowiadał o grupie młodych ludzi, żyjących we współczesnej Rosji i prowadzących bezrefleksyjny i konsumpcyjny tryb życia (w domyśle: jak na Zachodzie). Kiedy trafiają do wojska, przypadkiem przenoszą się w czasie i muszą zmierzyć się z faszystami podczas wielkiej wojny ojczyźnianej. Po powrocie do współczesności zmieniają swoje dotychczasowe postępowanie i są już dobrymi patriotami. Film cieszył się tak dużą popularnością, że nakręcono jego ciąg dalszy. Cechą wspólną tego rodzaju filmów jest to, że pokazują martyrologię Rosjan w czasie wojny oraz bohaterstwo Armii Czerwonej, która ostatecznie zawsze wygrywa i pokonuje nazistów. Nikomu nie przeszkadza, że konkretne historyczne wydarzenia przedstawiane są całkowicie fałszywie. W 2016 r. nakręcono np. „28 panfiłowców” – film opowiada o bohaterskiej walce, stoczonej rzekomo przez grupę czerwonoarmistów w 1941 r., mimo że już od dawna wiadomo, że to wydarzenie nigdy nie miało miejsca. Tego jednak przeciętny widz nie wie.

Nawet wielki Nikita Michałkow, obecnie bliski przyjaciel Putina, nakręcił w 2010 r. kontynuację „Spalonych słońcem” – będącą w odróżnieniu od pierwszej części z 1994 r. obrzydliwą propagandówką, z której wynika m.in. że może i NKWD to byli socjopaci, wybijający zęby młotkiem, ale to z miłości do ojczyzny, a przecież wszyscy kochamy ojczyznę, czyż nie?

Inną grupę stanowią filmy historyczne czy raczej – pseudohistoryczne, przedstawiające pewną narrację dotyczącą przeszłości Rosji. Sięga się przy tym do średniowiecza (filmy o Jarosławie Mądrym i Aleksandrze Newskim) i głębiej nawet, czego przykładem „Wiking” Andrieja Krawczuka z 2016 r. – łączy te produkcje takie pokazywanie Rusi Kijowskiej, by nie było wątpliwości, że jedyną jej spadkobierczynią jest Rosja. Dla Polaków interesujący może być Rok 1612 Władymira Chotinienki z 2007 r., pokazujący złych, bezwzględnych i okrutnych oraz bezustannie przeklinających polskich husarzy, którzy konno szarżują na mury miasta, ale dzielnie i skutecznie przeciwstawia się im prosty rosyjski lud, pełen patriotyzmu i mistycyzmu. Podobnie narracja przebiega w luźnej ekranizacji powieści Nikołaja Gogola pt. Taras Bulba (2009), w której  Polacy prześladują i gnębią mieszkańców Rusi, którzy nie dzielą się na Ukraińców i Rosjan, bo stanowią wszak jeden naród – co jest jednym z fundamentów koncepcji „ruskiego świata”.

W wielu filmach i serialach pojawiał się wątek czeczeńskich terrorystów, diabolicznych i podstępnych. Często filmowe czarne charaktery posługiwały się też językiem angielskim, a także zachodnim wyposażeniem i uzbrojeniem. Jeśli pojawiali się Polacy, to zwykle w roli najemników i zaciekłych rusofobów. Po  2014 r. i aneksji Krymu pojawił się też nowy wątek, czyli źli Ukraińcy, którzy używają faszystowskich pozdrowień, gwałcą, mordują i palą – zwłaszcza w Donbasie, zaś dzielni Rosjanie chronią ludność cywilną i przywracają porządek oraz dostarczają pomoc humanitarną.

Przykładów tego rodzaju produkcji są dziesiątki. I oczywiście nie tylko w Rosji filmowcy dość „luźno” podchodzą do wydarzeń historycznych. Dość przypomnieć wielkie hollywoodzkie przeboje, jak chociażby „Braveheart” czy „Pearl Harbor”. Metaforycznie ujmując, tyle mają wspólnego z historią, ile wspólnego ma demokracja z demokracją ludową. Z drugiej strony, w Rosji nadal są twórcy, którzy potrafią robić wybitne filmy i czasem takie robią. Przykładami mogą być „Lewiatan” Andrieja Zwiagincewa czy „Ładunek 200” Aleksieja Bałabanowa. To jednak wyjątki, generalnie bowiem rosyjskie filmy, zarówno fabularne, jak i dokumentalne, zwykle bardzo dobre pod względem warsztatowym, utrwalają  w społeczeństwie rosyjskim pewien obraz Rosji i otaczającego ją świata. Przy czym, o ile pseudohistoryczne filmy zachodnie to po prostu popkulturowe produkty, których celem jest przynoszenie zysku, o tyle znaczna część produkcji rosyjskich, finansowana przez państwo, z premedytacją wpływa na świadomość i poglądy społeczeństwa. To także element rosyjskiej soft power, mający wpływać nie tylko na społeczeństwo rosyjskie, ale i audytorium zewnętrzne – Rosja stara się brać przykład z rozmachu i ekspansywności amerykańskiego przemysłu filmowego (podobnie zresztą czynią Chiny), jednak w przypadku Rosji istotne jest, że najważniejsza ze sztuk służy jako instrument władzy.

W efekcie Rosjanie są przekonani, że ich  kraj nigdy nikogo nie napadł, a tylko wyzwalał i bronił, zaś całe zło pochodzi z zewnątrz, w tym – podkreślmy – w dużej mierze z Polski. Ważne, byśmy o tym pamiętali, bo u nas też pojawiają się niestety różne prorosyjskie wypowiedzi i środowiska. Kręgi te chyba nie zdają sobie sprawy, w jaki sposób Polskę  przedstawia się w Rosji i jak bardzo jej wizerunek jest tam negatywny. Co prawda obecnie Rosjanie niezbyt chętnie chodzą do kina na filmy wojenne z ostatnich lat, np. pokazujące wojnę w Donbasie, ale to niewiele zmienia. Na pewno nie zmienia ich stosunku do wojny i do Ukrainy.

Jakub Olchowski

Artykuł powstał w ramach projektu StopFake PL. Więcej TUTAJ.