O polityce w nowych dekoracjach pisze WALTER ALTERMAN: Słoń a sprawa polska*

Zmierzchu starego porządku geopolitycznego nie rozpoczęła rosyjska inwazja na Ukrainę Fot. HB/ re

*Tytuł pochodzi z felietonu Karola Irzykowskiego. Ten poeta, powieściopisarz, krytyk literacki  i jeden z pierwszych naszych krytyków filmowych zauważył, że Polacy żyją w, zamkniętym na sprawy innych narodów, wyłącznym świecie polskości.

Po tylu latach od chwili, gdy Irzykowski napisał to mądre zdanie, trzeba stwierdzić, że nasz polonocentryzm umacnia się. Mimo tego, że mamy już paszporty na cały świat, a po Unii Europejskiej podróżujemy bez paszportów. Czy czegoś w szerokim świecie uczymy się, poza kuchniami inny nacji? „Przypuszczam, że wątpię” – jak mawiał pan Piecyk, bohater felietonów Wiecha. A co najbardziej rozczarowuje w Polsce i Polakach? Nie interesuje nas światowa polityka. I jak za czasów Irzykowskiego, uważamy, że Polska jest centrum świata, dlatego jesteśmy tak ważni dla planety, dlatego inni muszą się z nami liczyć i szanować. Jeżeli już czymkolwiek światowym interesujemy się, to tylko z naszego, polskiego punktu widzenia.

Gazety i portale piszą czasami o odległych krajach Ameryki Południowej, Azji i Afryki, ale tylko po to, żeby opisać, jak żyje się tamtejszej Polonii. I jakie sukcesy ewentualnie osiąga. Z takich artykułów nie dowiemy się niczego o „tubylczej” ludności, gospodarce kraju, strukturach partyjnych, relacjach z sąsiadami, trendach rozwojowych. Metoda pisania takich artykułów jest taka, że piszący zakłada rezolutnie, iż kraj jest wszystkim bardzo znany, zatem skupia się na Polonii. Zresztą, od kiedy pamiętam, agencje, gazety, portale bardzo skąpią nam informacji o świecie.

                                                            Lapid a sprawa Polska

Ostatnim przykładem niedoinformowania Polaków jest zmiana premiera w Izraelu. Nikt nie pisze dlaczego pan Jair Lapid został premierem. Skąd taka zmiana, skoro Izraelczycy mieli już stałego premiera, którym wielokrotnie bywał Benjamin Netanjahu? Owszem pojawiają się komentarze, z których wynika, że Lapid jest Polakom nieprzychylny i roszczeniowy wobec Polski. Z czego wynika, że większość parlamentarna w Knesecie jest taka jak ten Lapid. Irzykowski w niebie śmieje się zapewne, bo Lapid występuje teraz jako ten słoń.

Serio zaś mówiąc, nie można nigdzie znaleźć informacji, dlaczego pan Lapid uzyskał większość głosów. Na co liczą partie, których parlamentarzyści na niego głosowali? Tu i ówdzie pojawiają się drobne wzmianki, że Lapid jest politycznym awanturnikiem, nie miał nawet licencjatu, gdy zaczął pisać doktorat; że kłamał i kłamie co do losów swych przodków. Wszystkie takie ciekawostki są na poziomie portalu Pudelek z Pomponikiem. Nigdzie nie ma natomiast rzetelnej analizy, poważnego obrazu współczesnej sceny politycznej małego, ale znaczącego państwa Izrael. Dlaczego? Bo czytelnika to nie interesuje i coraz mniej jest dziennikarzy znających światowe tematy.

Czy jesteśmy zatem w stanie prowadzić politykę międzynarodową, skoro nasze społeczeństwo nie ma bladego pojęcia co się na tym świecie dzieje? A może jednak mamy wąską, ale za to sprawną grupę polityków będących mistrzami polityki międzynarodowej z rozmysłem nie mówią „co tam panie w polityce”, żeby nas nie denerwować?

Oczywiście czepiam się Polaków, bom tu urodzony i wiem, że na całym świecie elity polityczne akceptują stan ciemnej masy wyborczej. Bo tak jest łatwiej jest rządzić. W dzisiejszym świecie polityka ogranicza się do haseł. Takie hasła wyborca ma zaakceptować lub odrzucić, bez zadawania męczących pytań.

                                                      Ukraina to nie tylko wojna

Wyjątkiem spraw słoniowatej polityki zagranicznej w Polsce jest dzisiaj wojna na Ukrainie, bo to rzeczywiście jest sprawa ważna dla Polaków. I dzieli nas jedynie granica. Ale też nie można się dowiedzieć z czego Ukraina żyła przed wojną, jaki jest tam przemysł, jakie surowce, jaka technika. Wszyscy dziennikarze skupiają się na wojnie i batalistyce. Owszem jest to istotna sprawa, ale przecież warto by wiedzieć w jakim kraju sprawy się toczą.

Dlaczego geografia polityczna, gospodarka są bardzo ważne? Bo żeby działać trzeba rozumieć. Żeby w rozumieć, trzeba wiedzieć. A w polskich relacjach dziarskie i solidarnościowe okrzyki zagłuszają społeczną prawdę.

                                                         Spisek, zdrada, agentura

Polskie media są głęboko zaskoczone i przykro zdziwione, że nie wszyscy na świecie popierają Ukrainę i NATO. Oto Rosja znalazła popleczników w wielu państwa Azji, Ameryki Południowej i Afryce. Dla wielu naszych dziennikarzy był to szok. Bo jakże to tak można? A kto to widział? I tak nasze media trwają w osłupieniu. Gdzieniegdzie można przeczytać, że to skutek sprytnej polityki międzynarodowej Putina. I spisek.

Spisek jest ulubionym słowem-wytrychem, które w polskich mediach zastępuje przemyślenie sprawy, zastanowienie i wyciągnięcie wniosków. A byłoby nad czym myśleć. Poza spiskiem mamy też takie proste pojęcia jak: zdrada i agentura. Nie sądzę jednak, żeby trzy proste słówka – poza emocjami – mogły wnieść cokolwiek do naszej wiedzy o świecie.

Kłopot z naszym polonocentryzmem jest też i taki, że geografia polityczna w umysłach nawet licencjatów i magistrów właściwie nie istnieje. I teraz wszyscy są zdziwieni, że niektóre z tych dalekich państw nie popierają NATO. Jest też spora grupa i takich państw, które popierają Rosję.

Pomijam tutaj obecną politykę Węgier – koniec końców członka NATO i UE – bo jest ona oparta na resentymentach i marzeniach o wielkim państwie, a zrozumienie takich ciągot przekracza granice rozumu skromnego felietonisty. Właściwie jedynym wyjaśnieniem postawy rządu Orbana jest przyjęcie założenia, że działa on „na rynek wewnętrzny”. Węgrzy, jak wiele innych narodów, kochają swój kraj i odbierają swego premiera jako osobę również kochającą, tyle że mocniej, bo ma sporą władzę.

                                                          Nieuregulowane długi

Najsilniejsze militarnie państwa NATO nie wszędzie spotykają się z wyrazami miłości. Gdybyśmy choć trochę chcieli wykorzystać znajomość historii ostatnich dwustu lat, to okazałoby się, że wiele państw Azji, Ameryki Południowej i Afryki nie ma najmniejszych powodów, żeby darzyć Wielką Brytanię, Francję, Holandię, Portugalię, Holandię i USA jakąkolwiek sympatią. Bo mamy tu do czynienia z koloniami i kolonizatorami.

Gdy po II wojnie światowej – pod naciskiem USA – nastąpiła dekolonizacja Afryki i Azji, wiele europejskich krajów uznało, że sprawa jest ślicznie zakończona. W tym i my, bo u nas w latach 60-tych tę wielką zmianę przedstawiano jako ogromny sukces państw bloku komunistycznego. Jednak historia nie jest prosta i jednowymiarowa. Na miejsce dawnych właścicieli kolonii wkroczyły Stany Zjednoczone, oczywiście nie mając zamiaru wprowadzać do dawnych afrykańskich kolonii swych wojsk. USA przejęły nad nimi kontrolę ekonomiczną, co dało większe zyski niż Brytyjczykom, Francuzom i wszystkim innym kolonizatorom. I to bez konieczności utrzymywania armii na tych terytoriach.

Wszystkie kolonie były bezlitośnie wykorzystywane ekonomicznie, degradowane politycznie i moralnie. Jeżeli do tego dodamy panowanie nad Chinami, które przez ponad sto lat płaciły ogromny trybuty Rosji, USA, Austrii, Niemcom, Francuzom i oczywiście Brytyjczykom, to obraz świata nie będzie jasny i wesoły. Jeżeli ktokolwiek myślał, że podbijane państwa zapomniały, to jest w błędzie. Skoro Polacy pamiętają o bitwie pod Cedynią, pamiętają też Grunwald, Kircholm, Wiedeń i wszystkie powstania, to dlaczego sądzimy, że Chińczycy, Wietnamczycy, Koreańczycy i wiele innych narodów Afryki mają nie pamiętać?

Osobnym kłopotem jest Ameryka Środkowa i część Ameryki Południowej. Przecież nad tymi krajami USA, przez ponad 150 lat, dzierżyły niepodzielną kontrolę. To one obsadzały i utrzymywały w tych krajach rządzących na miarę Batisty z Kuby czy Duvaliera z Haiti. Kolonializm pod sprytną postacią kwitł tam na potęgę. A w razie buntów USA wysyłały osławione kanonierki. I wszystko to w imię rozkwitu amerykańskich koncernów, które stały się właścicielami tych małych państw. Gabriel Garcia Marquez napisał, że USA nie pozwoliły Ameryce Południowej na przeżycie rewolucji kapitalistycznej i utrzymują tam feudalizm.

Do dzisiaj w brytyjskich konserwatywnych szkołach naucza się, że Wielka Brytania uczyła podbite ludy cywilizacji, co niosło dla podbitych pewne przykrości, ale przecież w sumie powinni być wdzięczni. Zatem nie dziwmy się tym, którzy nie kochają NATO. Zrozummy ich. I zdajmy sobie wreszcie sprawę, że polityka klasy „nasza chata z kraja” jest dla Polski groźna.

Mam nadzieję, że nikt nie pomyśli, że skoro mam takie poglądy, to jestem zwolennikiem Putina. Będąc przeciwnikiem jakiejkolwiek formy kolonializmu, jestem też przeciw Putinowi jako „syn podbitego narodu” – jak pisał Mickiewicz.