Wiem co to jest niestosowność i wiem, kiedy co wypada, a kiedy lepiej zmilczeć. Wiem, że na weselu nie trzeba wspominać dawnych dziewczyn pana młodego i chłopaków panny młodej. Jeżeli zatem na dzień narodowego święta postanowiłem napisać kilka trudnych uwag, to przecież nie po to, żeby psuć nastrój.
Dla mnie Święto Niepodległości jest dniem mojej zadumy nad minionymi czasami i pochyleniem głowy przed cieniami dawnych bohaterów.
Jednakże ciesząc się z odzyskania niepodległości ojczyzny nie umiem zapomnieć, dlaczego doszło do rozbiorów, klęsk powstań i setek tysięcy ofiar. Powiem od razu, że żadnego 11 listopada nie ciągnie mnie do udziału w pochodach i wznoszenia okrzyków w tłumie. Nie mówię, że te manifestacje polskości nie mają wielkiego sensu, ale jak dla mnie za mało w nich czasu i miejsca na przemyślenie spraw minionych, a także na zastanowienie się nad naszą „współczesną dzisiejszością”. A współczesność Polski bardzo mnie martwi.
Potępieńcze swary
Pozwolę sobie kilka razy odwołać się do naszych romantyków. Po pierwsze – Mickiewicz, Słowacki i Norwid największe swe dzieła napisali na uchodźctwie. I nie znaleźli się we Francji dlatego, że opuścili ojczyznę dla lepszego materialnie życia. Jak tysiące im podobnych tułaczy byli ofiarami rozbiorów, wojen napoleońskich i klęski powstania listopadowego. Po drugie – Polska i jej losy były tematami ich życia. I należy im wierzyć w diagnozach, bo byli mądrzy oraz sami na sobie doświadczyli tego, co bolało pokolenia XIX–wiecznych Polaków. Przeważająca część twórczości Słowackiego jest próbą zrozumienia faktu, jak to się stało, że jedno z największych państw Europy upadło w niecałe 100 lat. Bo przecież od Wiktorii Wiedeńskiej do pierwszego rozbioru minęło ledwie 89 lat. Jedną z przyczyn, zdiagnozowaną przez Słowackiego, ale też Norwida i Mickiewicza była nieumiejętność wypracowywania kompromisu przez Polaków. Tak Mickiewicz pisał o tym w „Panu Tadeuszu”.
O tem że dumać na paryskim bruku,
Przynosząc z miasta uszy pełne stuku,
Przeklęstw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,
Za poznych żalów, potępieńczych swarów! (…)
A gdy na żale ten świat nie ma ucha,
Gdy ich co chwila nowina przeraża
Bijąca z Polski jako dzwon smętarza,
Gdy im prędkiego zgonu życzą straże,
Wrogi ich wabią z dala jak grabarze,
Gdy w niebie nawet nadziei nie widzą –
Nie dziw, że ludzi, świat, sobie ohydzą,
Że utraciwszy rozum w mękach długich,
Plwają na siebie i żrą jedni drugich!
Minęło prawie 200 lat od powstania „Pana Tadeusza”, a nadal wiedziemy potępieńcze swary. A może to jakaś genetyczna cecha narodowa lub może niedojrzałość polityczna całego narodu? Może to właśnie skutek rozbiorów? W każdym razie, z roku na rok wzrasta wzajemna podejrzliwość w obrębie własnego narodu. Czy my, Polacy, naprawdę nie potrafimy z sobą normalnie rozmawiać, szanując jednocześnie prawo adwersarzy do ich własnego zdania? Dlaczego każdy spór natychmiast przybiera obraz sądu ostatecznego, gdzie padają najcięższe argumenty. A w ich braku – bo ileż w końcu można powtarzać w kółko to samo – sięgamy po argumenty przodków – do jakiej partii czyj dziadek należał i jak dużą miała domieszkę krwi obcej babcia przeciwnika…
Co mówią cmentarze
Pojawiające się w grupach nacjonalistycznych, hasła rasowe są mi wstrętne. Ale nie tylko wśród ONR i jemu podobnych. Przecież ukazywały się w ostatnich latach książki pisane przez całkiem znane osoby, których to książek tematem było śledzenie pochodzenia narodowego przeciwników polityczny. Domniemanych przeciwników tychże autorów.
Tak się złożyło, że ostatnio często bywam na łódzkich cmentarzach i idąc niespiesznie alejkami, czytam napisy na nagrobkach. I naraz uderzyło mnie, że wśród ofiar rewolucji 1905 roku w Łodzi, wojno polsko-rosyjskiej, II wojny światowej i powstania warszawskiego jest ogromna masa niepolskich nazwisk. Głównie są to nazwiska niemieckie i żydowskie. Bo o niepodległość Polski walczyli także Polacy żydowskiego i niemieckiego pochodzenia. I im także należy się cześć i dobra pamięć. A może większa niż rdzennym Polakom?
A tu właśnie, w środę 9 listopada, sąd złagodził kary dla ONR-owców, którzy w Białymstoku wykrzykiwali hasło „A na drzewach oprócz liści, będą wisieć syjoniści”. Dziwne, że mimo wyroków w zawieszeniu, prokuratura domaga się uniewinnienia skazanych.
Może prokurator działa w myśl zachodnioniemieckiej myśli prawnej, która zakładała, że zamykanie w więzieniach neohitlerowców doprowadzi jedynie do powstania groźniejszych podziemnych grup?
Władza, czyli głęboka niedojrzałość
Jednym z przejawów naszej niedojrzałości politycznej jest przekonanie, że jakaś partia będzie rządzić aż do emerytury. To znaczy do emerytury posłów wybranych wcześniej z listy danej partii.
Jest faktem, że do władzy przyzwyczaić się jest niebywale łatwo. Szczególnie słabszym mentalnie i duchowo osobom. I jest faktem, że często władza degeneruje. Władza ma bowiem uroki, że posła tytułuje się wysoko. Że mu się kłaniają, uśmiechają, wystąpi czasem w telewizji… A jeżeli jeszcze ów poseł jest ministrem… Mój Boże, toż nawet jego żona boi się do niego zbliżyć. Zresztą i poseł nie ma czasu na zbliżenia, bo ma tyle spraw na głowie, że tylko współczuć.
Zatem już sama wizja utraty miejsca w parlamencie, utrata stanowisk, przywilejów i czapkowania budzi w wielu ludziach władzy przerażenie. A człowiek przerażony gotów jest popełniać grubsze głupstwa niż człek spokojny. I nie piszę tu o obecnej władzy, bo każda poprzednia władza też miała syndrom „niespodziewanej utraty władzy”. A przecież wzięcie władzy równa się, po czasie, jej oddaniu. Dziwna choroba, gdy człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, że kiedyś się zestarzeje, odda władzę, a w końcu umrze. Jeżeli nie jest to niedojrzałość, to co to jest?
Czy Piłsudski był ojcem narodu?
11 listopada przedstawiciele parlamentu, rządu i różnych partii złożą wieńce pod pomnikami Józefa Piłsudskiego. I słusznie, bo jest on symbolem odzyskania niepodległości. A my Polacy kochamy symbole. Ostatnio przed jednym z pomników Piłsudskiego składali kwiaty nawet ONR-owcy, których protoplastów więziono w Berezie Kartuskiej.
Losy Piłsudskiego doskonale oddają problem rozumienia władzy przez Polaków. Piłsudski miał przekonanie, że tylko on walczył o niepodległość, choć nie było to prawdą. Następnie miał jeszcze silniejsze przekonanie, że tylko on potrafi scalić i zbudować silną Polskę. Tu nie mamy dowodów, że inni też potrafiliby, bo Józef Piłsudski przeprowadził zamach majowy i władzy raz zdobytej już nie oddał. I tak bardzo wierzył w siebie, że nawet posunął się do założenia obozu, w Berezie Karuskiej. Tamże uwięziono nawet Wincentego Witosa, premiera rządu z czasów wojny polsko-bolszewickiej. Jeżeli to nie jest rozprawą z przeciwnikami politycznymi, to co nią jest?
Tu przypomnę, że równie tragiczny los spotkał generała Tadeusza Rozwadowskiego, Szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego z czasów tej samej wojny. Piłsudski był potwornie zazdrosny, że część Polaków uważała generała za prawdziwego ojca sukcesu wojennego. Rozwadowskiego uwięziono i dręczono, zmarł przedwcześnie na skutek przeżyć więziennych.
Czy jest dla nas nadzieja?
Czy jest nadzieja, że kiedyś nasza klasa polityczna dojrzeje, dorośnie i politycy przeciwnych obozów zaczną ze sobą rozmawiać? Teoretycznie tak.
Ale wymagałoby to co najmniej trzech rewelacyjnych zdarzeń:
- Politycy musieliby się przyzwyczaić do myśli, że władza nie jest dożywotnim darem losu.
- Politycy musieliby założyć, że mogą się mylić.
- Trzeba by wybierać takich parlamentarzystów, którzy nie mają dużych i rozgałęzionych rodzin, żeby mogli angażować na państwowe etaty także ludzi nieskoligaconych.
Przesłanie na 11 listopada
Nie wszystko w naszej historii jest wielkie i wspaniałe. To myśmy sami – jako Polacy – zniszczyli własne państwo, co doprowadziło do rozbiorów. A skłócenie ówczesnych elit narodu było tak wielkie, że Sejm nie był w stanie ratować państwa. Potem, na szczęście, znalazło się wśród nas wielu, którzy własną krwią zapłacili za wskrzeszenie Polski. Pamiętajmy o tym, żebyśmy znowu nie byli mądrzy po szkodzie. Nie powtarzajmy grzechów ojców naszych. Niepodległość trzeba szanować.
Niestety, jesteśmy narodem płochym, niezbyt zdolnym do trwałych działań. Jako przykład, przypomnę uroczyste „pojednania” po śmierci papieża Jana Pawła II. Po dwóch tygodniach znowu zaczęli ganiać się z siekierami i maczetami po miastach.
A na zakończenie tych moich niewczesnych uwag, jeszcze jeden cytat z romantyków. W „Kordianie” Juliusza Słowackiego Archanioł mówi do Boga:
Boże! Boże! Boże!
Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,
Krwawa była — widziałem! widziałem!
Za grzechy ojców w groby kładące się plemię,
Lud konał… gwiazda gasła… za gwiazdą leciałem —
Lud skonał…
Czas, byś go podniósł, Boże lub gromem dokonał.
A jeśli Twoja dłoń ich nie ocali,
Spraw, by krwi więcej niźli łez wylali…