O tym, jak zarabia się na wojnie pisze WALTER ALTERMANN: Porozumienia mińskie (3)

Najlepiej  politykę Francji i Niemiec wobec Moskwy widać na przykładzie tzw. „porozumień mińskich”. Ten dokument jest szczerym wyznaniem politycznej wiary Francji i Niemiec w Kreml i świadczy o celach względem Rosji. 

5 września 2014 członkowie trójstronnej grupy kontaktowej – Ukraina, Rosja i OBWE oraz przedstawiciele dwóch „republik ludowych” podpisali protokół w sprawie zawieszenia broni na obszarze Donbasu. Najważniejszy był punkt naczelny, nie objęty numeracją, a mówił on o natychmiastowym dwustronnym zawieszeniu broni. Następne ustalenia były takie:

  1. Przyznanie OBWE roli obserwatora przestrzegania zawieszenia broni.
  2. Wdrożenie decentralizacji władzy poprzez przyjęcie ustawy o szczególnym trybie funkcjonowania samorządu terytorialnego w części obwód donieckiego i ługańskiego.
  3. Utworzenie strefy bezpieczeństwa po obu stronach granicy ukraińsko-rosyjskiej, i monitorowanie przez OBWE sytuacji na granicy.
  4. Natychmiastowe uwolnienie wszystkich jeńców i zakładników przez obie strony.
  5. Przyjęcie ustawy zakazującej ścigania i karania osób związanych z rebelią w obwodzie donieckim i ługańskim.
  6. Przeprowadzenie dialogu ogólnonarodowego.
  7. Poprawienie sytuacji humanitarnej w Donbasie.
  8. Przeprowadzenie przedterminowych wyborów do władz lokalnych w wybranych częściach obwodu donieckiego i ługańskiego w związku z ich „specjalnym statusem” na podstawie prawa ukraińskiego.
  9. Wycofanie nielegalnych oddziałów zbrojnych i sprzętu wojskowego, a także bojowników i najemników z terytorium Ukrainy.
  10. Opracowanie programów gospodarczej odbudowy Donbasu.
  11. Udzielenie gwarancji osobistego bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom rozmów.

Punkt 6, czyli strzał w tył głowy

Czy Zachód – głównie Francja i Niemcy – nie wiedział z kim ma do czynienia? Wiedział, ale chciał nadal handlować z Rosją i zarabiać. Czy od 2014 roku Francja i Niemcy zaczęły się zbroić? Niemcy „zbroili się” w oba Nordstreamy, a Francuzi bardzo cierpieli, gdy USA sprzeciwiły się sprzedaży okrętów wojennych klasy Mistral do Rosji.

Francja i Niemcy zakładają – dowodów nie mam, ale tak uważam – że wojna do nich nie dojdzie, że Rosja zaspokoi się Ukrainą, państwami bałtyckimi, a może nawet Polską.

Na wojnie potrzebne są nie tylko czołgi

Z wybuchem wojny na Ukrainie, a właściwie najazdu Rosji na Ukrainę większość państw Europy oraz USA ogłosiły embargo na sprzedaż Rosji uzbrojenia oraz elementów mogących służyć do produkcji broni – od pistoletów po rakiety, od śrubek po mikroprocesory. Czy rynek broni w jednej chwili padł, a jego gracze rwą sobie włosy, płacząc i rozdzierają szaty? Bynajmniej.

Uświadommy sobie do końca, że wojna potrzebuje wszystkiego, bo wojnę prowadzą ludzie. A ludzie potrzebują jedzenia, ubrań, śpiworów, mundurów, amunicji, karabinów i wszelakiej broni ciężkiej. W obecnej wojnie wykorzystuje się nie tylko pojazdy i machiny wojskowe, ale też ciężarówki, samochody terenowe a nawet motocykle. A te urządzenia – jak wszystkie inne – potrzebują części zamiennych, specjalistycznych olei, płynów chłodzących i setek innych rzeczy. A  jak tu odróżnić, czy silniki samochodowe, alternatory a nawet opony i zderzaki, trafiające do Rosjan zostaną wykorzystane w wojnie czy jedynie w celach cywilnych.

Mafia żywnościowo–zbrojeniowa

Już kilka miesięcy po wybuchu tej wojny okazało się, że rosyjski oddział francuskiej firmy Auchan dostarcza rosyjskiej armii jedzenie i środki higieny, wprost na front, do okopów. Wybuchł skandal, ale Auchan tłumaczył się, że ma przecież ważne kontrakty. Przyjęto to za wystarczające wyjaśnienie.

Ale co tam jedzenie. Okazało się, po zbadaniu zestrzelonych przez Ukraińców dronów, samolotów i helikopterów, że te rosyjskie „urządzenia awiacyjne” pełne są zachodnich elementów, bez których nie mogłyby latać. Gorzej, bo zbadano również czas ich produkcji, i okazało się, że te zachodnie części wyprodukowano całkiem niedawno, już w okresie obowiązującego embarga.

Jeszcze gorzej jest z rosyjskimi rakietami. Ostatnio pewna organizacja zajmująca się monitorowaniem tej wojny, wydała opinię, że około 8 procent części do rosyjskich rakiet wyprodukowano w USA. Nie podaję nazwy tej społecznej organizacji, bo też Amerykanie nie dementują tych rewelacji.

Niepełne embargo, czyli nic

Zachód nakłada na Rosję kolejne zakazy, zwane embargami. Lista towarów, których do Rosji eksportować nie wolno oraz tych, których z Rosji nie wolno sprowadzać rośnie, wydłuża się z każdym kolejnym embargiem. Te zakazy nigdy jednak nie były dla Rosji zbyt dotkliwe i nie osłabiły skutecznie ani rosyjskiej armii, ani gospodarki. Zachód tłumaczy się, że chodzi o to, aby Putin się opamiętał… Znaczy co? Czego naprawdę oczekują najbogatsze państwa Europy od Putina? Że przeprosi, wycofa się z zajętych terenów? A może jeszcze naprawi szkody.

Co i rusz jakiś polityk Francji lub Niemiec daje światu do zrozumienia – wprost lub nie wprost – że najlepiej by było, gdyby Ukraina zgodziła się na utratę swoich terytoriów, już zajętych przez Rosję, wtedy można by przystąpić do rozmów pokojowych. Jeżeli mamy takich sojuszników, to nasza przyszłość nie jest tak pewna jak się nam wydaje.

Kto jest najbardziej zadowolony z nakładanych przez Zachód zakazów handlu z Rosją? Oczywiście handlarze bronią. Bo ich „ceny zbytu” poszybowały w górę niebywale.

Tajni sojusznicy Rosji

Jak zachodnie części do rosyjskiej broni i uzbrojenia trafiają do dzisiejszego agresora, a przed tą wojną do głównego przeciwnika NATO?

Handlarze bronią i wszelkimi wojennymi akcesoriami tworzą właściwie rodzaj mafii. I jak to w mafii – konkurują ze sobą, ale też ściśle współpracują. Owszem, tajne służby mają wgląd w ich interesy, ale… po pierwsze niepełny, a po drugie nie wszystkie państwa – nawet te z NATO – są zainteresowane wstrzymaniem handlu z Rosją. Biznes to biznes, a wojna to tylko wojna – tak uważają niektórzy z dużych światowych graczy.

Okazało się, że handel bronią, choć teoretycznie kontrolowany przez duże państwa, jest rynkiem podziemnym. I nikt z producentów czy handlarzy nie chwali się na Facebooku czy Instagramie swoimi sukcesami.

Wystarczy, że ktoś – powiedzmy z Brazylii, Turcji czy Bangladeszu – kupi w USA, lub w Niemczech jakieś elektroniczne urządzenia. Powiedzmy czujniki i sterowniki, bądź elementy noktowizorów. Przeznaczeniem tych rzeczy mogą być pralki, zmywarki do naczyń, samochody, lornetki dla myśliwych, cywilne samoloty i helikoptery. Z pewnością zakup pierwotny musi być dokonany przez firmę zarejestrowaną w kraju, którego nie ma na liście zakazów, tworzonych przez ONZ lub USA.

Potem te niezbędne Rosji element rakiet i samolotów odbywają drogę po całym świecie, by w końcu trafić do Rosji właśnie. Czy ktoś jest w stanie śledzić tę drogę? Nie bardzo, tym bardziej, że wiele państw tzw. trzeciego świata ogłasza swą neutralność, co w praktyce oznacza, że nie interesują się z czego mają podatki lub łapówki.

Wszystko to byłoby wesołe, gdyby nie było bardzo smutne, że zacytuję mistrza Wyspiańskiego, który napisał w WESELU: „Jakaś historia wesoła, a ogromnie przez to smutna”.

Lepiej nie wiedzieć

Żeby nie było tak smutno, to teraz pozwalam sobie opowiedzieć mój ukochany, przedwojenny dowcip. Polscy pogranicznicy, tuż przy granicy z Niemcami łapią faceta z pełnym workiem na plecach.

– Co tam macie? – pyta dowódca patrolu.

– Żarcie dla psa – odpowiada przemytnik.

Strażnicy każą mu otworzyć worek, w środku znajdują papierosy i tytoń.

– To jest żarcie dla psa” – pyta dowódca patrolu.

– Ja mu niosę, nie chce, niech nie je – odpowiada przemytnik.

Czy światowi producenci uzbrojenia i części do urządzeń wojennych wiedzą, gdzie ostatecznie trafiają ich produkty? Myślę, że nie chcą wiedzieć.